Znaleziono 0 artykułów
16.02.2019

Novika: Orbitowanie bez cukru

16.02.2019
Novika (Fot. Eliza Krakówka)

W niektórych klubach mówią do mnie: Pani Noviko – śmieje się Katarzyna Nowicka, królowa polskiego house’u, wokalistka, DJ-ka i dziennikarka, która właśnie wydała nową płytę „Bez cukru”, swoją pierwszą po 40. urodzinach.

Jesteś świeżo po premierze płyty. Jak się czujesz?

Fantastycznie. Jakby codziennie były moje urodziny. Wszyscy znajomi mi gratulują. Po raz pierwszy wydałam płytę w nowych czasach, gdy kontakt z fanami jest tak bliski. Na „Novika Friendly”, mojej grupie na Facebooku, słuchacze właściwie natychmiast podzieli się pierwszymi wrażeniami.

Dlaczego nazwałaś płytę „Bez cukru”? Bo życie jest coraz mniej słodkie?

Tytuł odnosi się do mojego prywatnego życia. Trudności, z którymi mierzyłam się przez ostatnie lata. Wcześniej były rozmaite projekty – Futro, Smolik, gra w klubach. Wszystko płynęło. Byłam szczęśliwą Kasią. I nagle bum, skończyło się. Kwestie finansowe mnie dotknęły. Do tego skończyłam czterdziestkę. Ostatnie lata były dla mnie mało wesołe. Cały czas borykałam się z jakimiś problemami. Tą płytą chciałam się od tego odbić. Nastąpiła we mnie zmiana. Można to odczytać w tekstach, choć starałam się nie nagrać dołującej płyty. Wszystko jest ukryte za abstrakcyjnymi pojęciami.

Novika (Fot. Eliza Krakówka)

W jakich rejonach poruszasz się na „Bez cukru”. Ciekawy jestem, jak brzmienie i charakter tej płyty definiuje sama autorka?

Trudno mi to jednoznacznie określić. Wszystko jest oczywiście nasiąknięte elektroniką nawiązującą do techno i stricte klubowej muzyki („Emotica” czy „Ella”), ale są też i takie w dużej mierze akustyczne, wesołe „Słabości”. Wydawało mi się, że utwór „Para” wyszedł mi przebojowy i radiowy, a słyszę, że ma bardzo trudny aranż. Jest też surowa torpeda elektroniczna, czyli „Unsafe”, i pojawiają się soulowe nawiązania w „Sorrow”. Zawsze artysta przemyca to, co lubi. Często mi mówią znajomi producenci: Wiesz, ty musisz nagrać płytę, która będzie cała house’owa albo tech house, albo po prostu techno. Ale ja tego nie czuję. To, że co tydzień gram w klubach, nie znaczy, że chcę nagrać taką płytę.

Piosenka „Unsafe” to manifest ekologiczny. Myślisz, że muzyką można zmienić świat?

Nie jestem tego pewna. Wiem, że piosenką można ludzi wzruszyć. Myślę tu o stonowanych utworach dotyczących relacji międzyludzkich, z którymi słuchacze się utożsamiają. Ale na pewno piosenka może coś uświadomić. W tym numerze zwracam też uwagę, jak wielką siłę mamy w grupie w mediach społecznościowych. Cokolwiek się dzieje, natychmiast jest reakcja, podpisujesz petycje, wychodzisz na ulicę. Kiedyś tego nie było.

Zmieniłaś się muzycznie od czasów „Heart Times”?

Chyba nie za bardzo. Ale nie uciekam już od popowych rozwiązań. Choć oczywiście dla niektórych moje popowe poszukiwania mogą się okazać bardzo awangardowe. Więcej jest tekstów po polsku. Na tym mi zależało. Trochę się też pozmieniało od strony ludzkiej i producenckiej. Nagrywałam ten materiał dosyć długo, więc niektóre utwory powstały dużo wcześniej. W pewnym momencie złapałam się za głowę, myśląc, jak ja to skleję. Na szczęście dochodzą mnie głosy, że to spójny materiał. Choć mam świadomość, że powstała opowieść skompilowana z różnych wątków i klimatów.

Zawsze bardzo trafnie dobierałaś współpracowników swoich płyt i projektów. Zdradź nam klucz personalny do „Bez cukru”.

Dobrze, że o to pytasz. Ludzie to podstawa. Nie wyobrażam sobie pracy z kimś, kto mnie irytuje. Nawet gdyby był supercenionym Bóg wie kim, toby się nie udało. Miałam olbrzymiego farta. Manoida, z którym zrobiłam utwór „Friends In Need”, wcześniej nie znałam, a współpraca z nim okazała się genialna. Konkretny, zdolny, ceniony także za granicą producent był w większości odpowiedzialny za płytę Poli Rise. Z Agim Dżeljilji pracuję od lat. Bogdan Kondracki pojawił się tym razem w jednej piosence, ale nie wyobrażałam sobie, żeby go w ogóle nie było. Działałam też z producentką An On Bast, Anną Sudą, z którą od dawna chciałam współpracować. Słucham dużo polskiej muzyki i notuję w głowie nazwiska. Albo zapraszam ludzi do radia. Gdy ktoś mi się spodoba, czuję, że chciałabym z nim nagrywać. Sama nie umiem produkować, więc korzystam z talentów.

Novika (Fot. Eliza Krakówka)

A skąd w tym układzie kompozytorzy Baasch i Buslav?

Jestem ogromną fanką Baascha. Uwielbiam go jako człowieka i artystę. Jego ostatnią płytę znam na pamięć. Bardzo się cieszę, że wystąpił na „Bez cukru” jako wokalista i producent. A Buslava poznałam przy projekcie Pawbeatsa, w którym brałam udział z Natalią Grosiak, Marceliną, Polą Rise i Xxanaxxem. Chciałam, żeby „Słabości” zabrzmiały właśnie z tą jego charakterystyczną wokalną nonszalancją. Mam dwa numery z Baaschem, dwa numery z Buslavem i jest fajnie.

Czujesz tłok na polskim rynku muzycznym? Elektroduetów, takich jak The Dumplings, Rebeka czy Xxanaxx, jest coraz więcej.

Myślę, że to najprostsza formuła, żeby jak najszybciej zaistnieć. Młodzi ludzie są teraz bardzo niecierpliwi. Tłok jest rzeczywiście spory. Dlatego ja w moich audycjach staram się wyszukiwać takie perełki, jak np. Yuuki., Blauka, Ina West. Bo mi żal, że się w tym gąszczu nie przebiją.

Coraz więcej rozgłośni brzmi tak samo. Coraz mniej audycji ma charakter autorski. Jak ci się pracuje w radiu w 2019 roku? Jak widzisz przyszłość tego medium?

Nie widzę jej niestety w różowych barwach. Gdybym miała dużo pieniędzy, zainwestowałabym w radio. I zrobiła je od początku do końca, tak jak chcę. Fajne programy zawsze są tłamszone. Wiem to, bo przerobiłam już kilka stacji. Teraz jestem w Chilli Zet. Panuje tu bardzo fajna atmosfera, jest oddźwięk słuchaczy. Cieszę się, że mogę zapraszać do siebie młodych twórców, bo oni naprawdę nie mają gdzie chodzić ze swoją muzyką. Myślę, że radio będzie traciło na popularności na rzecz serwisów streamingowych. Jeżeli odpalisz sobie parę utworów na Spotify i potem się zagapisz, bo robisz jajecznicę, on sam podrzuca ci kolejne podobne piosenki. Mija godzina i orientujesz się, że jest fajnie. I bez reklam, choć też bez prowadzących, na których w radiach niestety kładzie się coraz mniejszy nacisk.

A co ty grasz w swoich audycjach radiowych?

Jest tyle dobrej polskiej muzyki, że ostatnio brakuje mi miejsca na zagraniczną. Bardzo podobały mi się w zeszłym roku płyty Basi Wrońskiej, Króla, Rosalie, zespołu Sonar. Ale bardzo się ucieszyłam z tego, że James Blake wydał nową płytę dokładnie w tym dniu co ja. Stęskniłam się za nim i będę się teraz w nim zasłuchiwać.

A jak ewoluowała scena klubowa przez ostatnie pół dekady?

Kilka lat temu znowu pojawiła się moda na muzykę techno, która zdominowała współczesną scenę klubową. To ta sama poniekąd muzyka, która święciła triumfy w latach 90., oczywiście z nowymi producentami i produkcjami. Dla mnie przyszły więc trochę trudniejsze czasy, jeśli chodzi o występy w klubach. Znowu stanęłam pośrodku. Nie jestem techno, więc nikt mnie do takiego klubu nie zaprosi. Nie czuję się też dobrze w takich flashy splashy miejscach, w których leci muzyka niby klubowa, a tak naprawdę popowy mainstream. Gram na to zbyt ambitnie. Mało jest teraz klubów deep house’owych, a gatunek zszedł do podziemia. Cały czas jednak w duecie z Mr Lexem jesteśmy aktywni klubowo. Praktycznie co weekend gdzieś występujemy. Gramy, ogólnie rzecz biorąc, bardzo mocny i energetyczny house, w którym się świetnie wokalnie odnajduję. Dużo improwizacji nakręcającej ludzi do tańca. Mimo że stara już jestem, a w niektórych klubach mówią do mnie: Pani Noviko (śmiech), cały czas bardzo to lubię.

W którą stronę zmierza elektroniczna muzyka klubowa?

Mam naiwną wiarę w to, że ci bardzo młodzi ludzie, mający teraz szeroki dostęp do muzyki i wiedzy o niej, stworzą znów jakieś subkultury. Liczę na swoisty revival związany ze zmianą pokoleniową. Natomiast nie wierzę w to, że powstanie coś zupełnie nowego. Muzyka zatacza krąg. Gatunki się przyczajają i znowu wypływają. Być może za chwilę powróci szał na drum’n’bass, bo tym nowym techno ludzie zaczynają być powoli znużeni. Czas na detronizację. Czuję też falę nostalgii i powrót do klasycznych bujających rzeczy (acid jazz), czyli łączenia hip-hopu z jazzem, jak np. projekt Albo Inaczej. Młodzi nie boją się też zapożyczeń triphopowych. Ciekawe czasy.

A publiczność jak się teraz bawi?

Nie chcę uogólniać, ale na pewno czuć różnicę między publicznością festiwalową, która w Polsce jest genialna, a publicznością klubową, która np. w Warszawie jest lekko zblazowana. „Nie podoba nam się, to zabieramy kurtki”. Parkiet potrafi opróżnić się w ciągu dziesięciu minut! W innych miastach publiczność reaguje bardziej entuzjastycznie, ale imprezy szybciej się kończą. Są dwa odłamy zabawy klubowej. Albo świadomie idziemy np. do klubu Smolna na konkretnego producenta lub DJ-a i nie schodzimy z parkietu całą noc. Ostatnio byłam tam o siódmej rano i było pełno ludzi! Druga opcja to miejsca, gdzie ludzie pragną się spotkać, bo brakuje im kontaktów w realu. Nieważne, co tam gra. Jak gorzej, to idziemy do baru, jak lepiej, to zostajemy na parkiecie. Zaliczamy w ciągu wieczoru trzy takie miejsca, czyli uprawiamy słynny clubbing.

Jesteś królową polskiego clubbingu. Czujesz się już weteranką sceny klubowej?

Wiadomo, że nie chciałabym być tak nazywana. Czuję się bardzo młoda duchem, ale nie zaprzeczam, że mam ogromne doświadczenie. Dwadzieścia lat działalności non stop! Szmat czasu. Gdy gatunki muzyczne powracają, to się śmieję, bo takich come backów doświadczałam już co najmniej parokrotnie.

„Bez cukru”, Novika (Fot. Materiały prasowe)

 

Maciej Ulewicz
Proszę czekać..
Zamknij