Znaleziono 0 artykułów
23.01.2020

Odbiła nam palma

23.01.2020
(Fot. Getty Images)

Wszechobecny olej palmowy – używany do produkcji słodyczy, chipsów, mrożonek, kostek rosołowych, majonezów, szamponów, mydeł i szminek – stał się synonimem zła. To przez niego płoną tropikalne lasy i torfowiska w Indonezji i Malezji. Przez niego giną – i tak już narażone na wyginięcie – tygrysy, słonie, orangutany i nosorożce sumatrzańskie.

Za każdym razem, kiedy czytam o kolejnym zabitym albo spalonym orangutanie na Borneo czy Sumatrze, na nowo przypominam sobie nazwy, pod którymi w spisie składników ukrywa się olej palmowy. Są te oczywiste: oleina palmowa, stearyna palmowa, palmityniany. I mniej oczywiste: E471, tłuszcze CBE i CBS, Sodium Lauryl Sulphate (SLES), kwas stearynowy, alkohol cetylowy. Producenci używają ponad 200 nazw, ale tylko 10 proc. z nich zawiera słowo „palma”.

Wszechobecny olej palmowy (rocznie każdy z nas zużywa go około ośmiu kilogramów!) – używany do produkcji słodyczy, chipsów, mrożonek, kostek rosołowych, majonezów, szamponów, mydeł i szminek – stał się synonimem zła. To przez niego płoną tropikalne lasy i torfowiska w Indonezji i Malezji. Przez niego giną – i tak już narażone na wyginięcie – tygrysy, słonie, orangutany i nosorożce sumatrzańskie. To przez niego do atmosfery rocznie uwalnia się więcej dwutlenku węgla niż w całej Europie razem wziętej. To również przez niego płaczę na reklamie Rainforest Action Network, w której znająca podstawy języka migowego orangutanica Strawberry opowiada głuchoniemej dziewczynce Lenie, że olej palmowy w maśle orzechowym, które dziewczynka je codziennie na śniadanie, pozbawił Strawberry domu i matki.

(Fot. Getty Images)

Jak się zaczęło to szaleństwo?

(Fot. Getty Images)

W świetnym tekście dla „New York Timesa” Abraham Lustgarten wyjaśnia jak palma olejowa miała uratować planetę, a wyszło jak zwykle. Zaczęło się w 2007 r., kiedy prezydent Bush obiecał zmniejszyć narodowe zużycie benzyny o jedną piątą  i przejść na biopaliwa – ruch, który miał uniezależnić Stany od ropy. Widziano w tym same korzyści – zmniejszenie emisji dwutlenku węgla, zadbanie o klimat i dodatkowo zwiększenie wpływów z amerykańskiego rolnictwa. Co mogło pójść źle? Wszystko.

Bo Stany nie miały tyle ziemi uprawnej, żeby zwiększyć produkcję biopaliw o jedną piątą. Musiałyby zrezygnować z ziemi, na której uprawiano pożywienie. Swoje trzy grosze dołożyła Unia Europejska, która w 2009 r. zdecydowała się zwiększyć zużycie biopaliw o 10 proc. do 2020 r. Nagle olej palmowy – już wcześniej na potęgę wykorzystywany w przemyśle spożywczym i kosmetycznym (od kiedy w 1995 r. Unilever w ciągu jednego dnia zastąpił nim cieszące się złą sławą tłuszcze trans) – stał się jeszcze bardziej wartościowy. Wykorzystały to Malezja i Indonezja, które dzisiaj dostarczają 80 proc. światowego oleju palmowego wykorzystywanego i w biopaliwach, i w czekoladzie, i w szminkach. 

W ciągu 20 lat, od 1995 do 2015 r., roczna produkcja oleju palmowego w samej Indonezji zwiększyła się czterokrotnie. Do 2018 r. wypalono 16 proc. wszystkich lasów Indonezji, co przelicza się na 26 mln hektarów drzew, krzaków, lian i pnączy. Przecież w rozwijającym się państwie ziemia pod uprawę była ważniejsza niż las, w którym żyje 10 proc. światowych gatunków ssaków, ptaków, gadów i ryb (do inwestowania w palmę oleistą namawiał Indonezję Międzynarodowy Fundusz Walutowy). I ważniejsza niż uwięziony w tych lasach dwutlenek węgla. Naukowcy szacują, że w 2019 r. pożary z indonezyjskich lasów uwolniły do atmosfery dwa razy więcej CO2 niż pożary w Amazonii. To przez nie Indonezja zajęła niechlubne czwarte miejsce w rankingu państw emitujących najwięcej gazów cieplarnianych. A biopaliwa (których ekologiczność polega na tym, że ilość wiązanego przez rośliny CO2 z powietrza równoważy dwutlenek węgla emitowany podczas spalania paliwa) przestały być bio.

Pomimo tego, że rządy Indonezji i Malezji przestały wydawać nowe licencje na plantacje, lasy wciąż płoną. Zdarza się, że dym z pożarów dociera ponad tysiąc kilometrów dalej, do Singapuru. Czasem jest tak silny, że trzeba zamykać lotniska. Krajobraz Borneo i Sumatry z zielonej dżungli zamienił się w zwęglone kikuty drzew zastępowane równymi szeregami palm oleistych. We współczesnym świecie palma olejowa zajmuje aż 10 proc. światowej ziemi uprawnej. I nie jest to czysty biznes. Zbyt często ziemia jest rozkradana, rolnicy oszukiwani, a aktywiści zabijani.

Skoro olej palmowy jest tak zły, czy nie najprościej byłoby z niego zrezygnować? Oczywiście, tylko czym go zastąpimy? Sprowadzony z Afryki do Azji olejowiec gwinejski jest najbardziej wydajny na świecie. Wiecznie zielony, pozwala na całoroczną produkcję. Wymaga niewiele zachodu podczas uprawy, nie jest wybredny, jeśli chodzi o zasobność ziemi w minerały – nie potrzebuje dodatkowego nawożenia. Rośnie tam, gdzie nie wyrośnie soja czy kukurydza. I daje pięć razy więcej oleju z hektara niż rzepak, sześć razy więcej niż słonecznik i osiem razy więcej niż soja. Chcecie przestać sadzić palmę olejową? Przygotujcie się na więcej pożarów.

I choć istnieje organiczny olej palmowy (sygnowany znakiem R.S.P.O.), to zaledwie 19 proc. światowych upraw dostało certyfikację. Pośredników w produkcji oleju jest tylu, że ciężko ze stuprocentową pewnością zapewnić jego ekologiczność na każdym etapie (nie wspominając o tym, że zdarza się, że na certyfikowanych plantacjach pracują dzieci). Olej palmowy to pułapka, którą sami na siebie zastawiliśmy. Na razie największą cenę płacą za nią miejscowi i zwierzęta. I dopóki nie zaczniemy konsumować mniej, nic się nie zmieni.

(Fot. Getty Images)

97 proc. wspólnego DNA

W czerwcu zeszłego roku, również w „New York Timesie”, w tekście Hannah Beech, czytałam o Hope: orangutanicy, która po urodzeniu dziecka zakradała się do sadów w wiosce Bunga Tanjung, żeby kraść owoce. Dżungla, w której mieszkała orangutanica, spłonęła. Został tylko skrawek lasu. Dla miejscowych orangutany to szkodniki, które zagrażają zbiorom. Odstraszali matkę z dzieckiem śrutem. Zawsze wracała – głodna i zmęczona, próbująca ratować siebie i miesięczne dziecko. W końcu oślepili ją strzelając w twarz i odebrali małe. Choć handel orangutanami jest nielegalny, miejscowi mogą dostać za młode ok. 70 dolarów (pośrednicy, którzy sprzedają je prywatnym hodowcom, dostają 100 razy więcej). Lokalna organizacja zajmująca się orangutanami uratowała i Hope, i jej dziecko. W ciele orangutanicy znaleziono 74 śruty. Hope przeżyła. Jej młode nie.

Hope umieszczono w centrum rehabilitacyjnym. Hannah Beech pisała: obok osierocone młode orangutany piszczą i płaczą. Kiedy Hope słyszy dzieci, zwija się w pozycję płodową i wyje […] jej ciało ciągle produkuje mleko.

Zanim zaczniemy oskarżać miejscowych o okrucieństwo wobec zwierząt, zastanówmy się, czemu orangutany nie mogą już żyć w lasach i czemu muszą szukać pożywienia w wioskowych sadach i polach. To zapewne pierwsze człekokształtne, które wyginą (na Borneo w ciągu 14 lat zginęło 100 tys. orangutanów – zostało drugie tyle. Na Sumatrze zostało ich 14 tys.). I to nie z winy mieszkańców wiosek, małych plantatorów czy pracowników plantacji. Od produkcji oleju palmowego zależy zarobek 80 mln Indonezyjczyków. Oni próbują radzić sobie w świecie, którego warunki określamy my – bogaci, rozleniwieni, przyzwyczajeni do komfortu konsumenci z zachodu. Ojciec chłopca, który zabrał Hope dziecko, żeby dorobić do nędznego życia, i na którego media urządziły nagonkę, pyta: czemu życie mojego dziecka jest mniej istotne od życia pomarańczowej małpy?

A my powinniśmy pytać samych siebie: czemu życie tych, którzy urodzili się w biedniejszych krajach, czemu życie człekokształtnych, które dzielą z nami 97 proc. DNA, jest mniej istotne od naszego komfortu?

Katarzyna Boni
Proszę czekać..
Zamknij