Znaleziono 0 artykułów
13.07.2018

Pamięć wybiórcza

13.07.2018
Okładka książki recenzja książki „Przecież ich nie zostawię. O żydowskich opiekunkach w czasie wojny” (Fot. Materiały prasowe Wydawnictwo Czarne)

Każdy dowiedział się w szkole o doktorze Januszu Korczaku. Dzięki książce Magdaleny Kicińskiej „Pani Stefa” są tacy, którzy znają też historię Stefanii Wilczyńskiej, wychowawczyni, która razem z Korczakiem założyła Dom Sierot dla żydowskich dzieci, i która razem z nim i z ich podopiecznymi zginęła w Treblince. A opiekunki, lekarki z innych ochronek czy szpitali? Dlaczego o nich było i jest cicho? Bo nie były mężczyznami?

Wchodzę do ciemnego korytarza; wydaje się szeroki, obszerny, pewnie dlatego, że w doskonałym mroku nie widzę ścian. Idę wytyczoną ścieżką, trzymając się poręczy, trochę jak w tajemniczym labiryncie. Błyskają ogniki, które odbijają się od szklanych ekranów i wyglądają jak gwiazdy na czarnym niebie, na ekranach wyświetlone są zdjęcia dziecięcych buzi. Ktoś jednostajnym głosem czyta: imię, wiek i nazwę kraju. I kolejne. I znów kolejne dziecko z tej upiornej listy. Choćbym stała tam cały dzień, żadne by się nie powtórzyło. Jest ich półtora miliona! Półtora miliona dzieci zamordowanych w Holokauście. Pochodziły z różnych krajów, były w różnym wieku. Żeby o nich nie zapomnieć, w muzeum Yad Vashem w Jerozolimie poświęcono im osobną część nazwaną Children’s Memorial. 

Chyba nigdy żaden pomnik czy wystawa nie wryły mi się w pamięć tak, jak ten memoriał. Choć dziś, po przeczytaniu książki „Przecież ich nie zostawię. O żydowskich opiekunkach w czasie wojny”, wiem, że czegoś tam brakuje. Część z tych dzieci, które zostały rozstrzelane czy odprowadzone do komór gazowych przez nazistów, wcześniej mieszkały w ochronkach, sierocińcach, część przebywała w szpitalach, cierpiąc z powodu niedożywienia czy gruźlicy. Ktoś je tam karmił, ubierał, uczył, rozbawiał, przytulał, a nierzadko towarzyszył też do końca – umierał z nimi. Kto dziś potrafiłby wymienić choć jedno nazwisko opiekunki? Każdy dowiedział się w szkole o doktorze Januszu Korczaku. Dzięki książce Magdaleny Kicińskiej „Pani Stefa” są tacy, którzy znają też historię Stefanii Wilczyńskiej, wychowawczyni, która razem z Korczakiem założyła Dom Sierot dla dzieci żydowskich, i która razem z nim i z ich podopiecznymi zginęła w Treblince. A opiekunki, lekarki z innych ochronek czy szpitali? Dlaczego o nich było i jest cicho? Bo nie były mężczyznami?

Stefania Wilczyńska  (Fot. Laski Diffusion, East News)

Właśnie ich portrety próbują odtworzyć autorki książki: Beata Chomątowska, Sylwia Chutnik, Patrycja Dołowy, Magdalena Kicińska, Karolina Przewrocka-Aderet, Karolina Sulej, Monika Sznajderman i Agnieszka Witkowska-Krych. Sklejają je ze skrawków informacji, czasem znają tylko imię i nie potrafią dopasować nazwiska. Wychodzą więc obrazy niepełne. Jakby autorki układały puzzle – wiedząc, że mają tylko garstkę elementów, a reszta przepadła. Ale to zupełnie nie szkodzi. Ważne, że te portrety powstały.

Monika Sznajderman pisze: „Musimy pamiętać o Margelit, musimy pamiętać o Toli, o Rozalii, zwanej czasami Rozą lub Różą, o Hendusi. Ale jak pamiętać, jeśli pamięci okazuje się tak wiele, ilu jej nosicieli? Wszystko się tutaj miesza czy plącze. Tak dużo, a zarazem tak mało wiemy. A przecież chyba ważne, kto ponad własne ocalenie wybrał towarzyszenie w śmierci kilkuset osieroconym dzieciom”. 

O Annie Taubenfeld pozostało tylko kilka relacji ocalonych. O Ewie Baum tylko wzmianka, że pracowała w ochronce. Imię i nazwisko Chany Kuperberg pojawia się w bazie ofiar w Yad Vashem. A pani Rechtman? Co z panią Rechtman? W spisie Yad Vashem są dwie kobiety o tym nazwisku – która jest tą z Lublina? Wszystkie pracowały w sierocińcu lubelskim i gdy przyszedł dzień wysiedlenia, wsiadły na wóz razem z dziećmi, choć personel ochronki miał prawo pozostać, na chwilę ocalić życie. 

Felicja Czerniaków sama o sobie pisała: „zajęcie: dr Filozofii, wykonywany zawód: pedagogiczka. W getcie zajmowałam się specjalnie opieką nad dziećmi”. Uczyła polskiego, geografii, przyrody. Od 1924 roku działała w Warszawie w Centosie (Centrali Związku Towarzystw Opieki nad Sierotami i Dziećmi Opuszczonymi). Była kobietą wpływową, żoną Adama Czerniakowa – nauczyciela, chemika i prezesa Judenratu. Potrafiła namówić do pomagania. Adam popełnił samobójstwo w dniu, gdy Niemcy zażądali od niego, by dokonywał selekcji mieszkańców getta. „Żądają ode mnie, bym własnymi rękami zabijał dzieci własnego narodu” – napisał w pożegnalnym liście.

Pomnik Janusza Korczaka i dzieci z Ghetta w Yad Vashem autorstwa Borisa Saktsiera (Fot. Universal History Archive, Getty Images)

Inaczej niż Chaim Rumkowski z Łodzi, który 4 września 1942 roku stanął na stołku na placu Strażackim i przemówił: „Muszę rozłożyć ręce i błagać: Bracia i siostry! Oddajcie mi je! Ojcowie i matki – oddajcie mi swoje dzieci!”. Czy pani Hela, Pani Lunia, Pani Wisia, które prowadziły Zielony Dom, przewidziały, co się wydarzy? Jeszcze pod koniec sierpnia tańczyły i bawiły się z wychowankami, a fotograf robił pamiątkowe zdjęcia. 

Z kolei Luba Blum, która prowadziła szkołę pielęgniarską dostała pięć „numerków na życie”, a uczennic miała sześćdziesiąt. Szansę dała tym, które najlepiej zdały egzamin. Jak inaczej miała postąpić?

W Domu Sierot w Krakowie przy ulicy Dietla Anna Regina Feuerstein pracowała od 1923 roku. Działała w cieniu Dawida Kurzmanna, który zarządzał placówką – była drugą Wilczyńską drugiego Korczaka. Dzieci chodziły do szkół publicznych, uczyły się polskiego i hebrajskiego, miały zajęcia pozalekcyjne, uprawiały sporty, śpiewały w chórze, korzystały z biblioteki. Ale to przed wojną. Gdy zbliżała się data likwidacji ośrodka, Anna Regina namawiała starsze dzieci do ucieczki. Nie chciały. Razem z mężem i Kurzmannem wyruszyła z dziećmi na stację Płaszów, by zginąć w Bełżcu.

A kto słyszał o Zofii Zamenhof? Wszyscy wiedzą o jej ojcu Ludwiku – twórcy języka esperanto, orędowniku braterstwa narodów. Była lekarzem, W czasie wojny chodziła do pracy ulicą imienia swojego ojca, mijając cierpiących z głodu i rozpaczy. Odjechała z pacjentami tym samym transportem do Treblinki, co Wilczyńska i Korczak z dziećmi. 

Chciałabym, żeby ktoś z pracowników Yad Vashem przeczytał tę książkę i zapytał, jak autorki: Dlaczego nie wcześniej? Dlaczego dopiero teraz pomyślałyśmy o tym, by przywołać pamięć o żydowskich kobietach, które w czasie wojny poświęciły się opiece nad osieroconymi lub chorymi dziećmi i tak często, nie próbując się ratować, były z nimi aż do końca? 

Chciałabym, żeby obok memoriału poświęconego dzieciom pojawiła się chociażby tablica z nazwiskami ich opiekunek.

„Przecież ich nie zostawię. O żydowskich opiekunkach w czasie wojny” pod redakcją Magdaleny Kicińskiej i Moniki Sznajderman, Wydawnictwo Czarne.

Maria Fredro-Boniecka
Proszę czekać..
Zamknij