Znaleziono 0 artykułów
22.08.2025

Film „Paw zwyczajny” stawia pytania o autentyczność i współczesną męskość

22.08.2025
(Fot. materiały prasowe)

Czekają cię biznesowe negocjacje, w których wizerunek rodziny idealnej to kapitał nie do przecenienia? A może spotkanie ze znajomymi, na którym wreszcie chcesz pojawić się z „plus jeden” i to takim, by koleżanki zaniemówiły z wrażenia? Trzeba towarzystwa na koncert w filharmonii? Spokojnie, bez paniki – wszystkiemu da się zaradzić. Z pomocą przychodzi Matthias, „kompan do wynajęcia”, który za odpowiednią kwotę stanie się tym, kogo właśnie potrzeba. Jedyny problem? Gdy kończy się zlecenie, Matthiasowi nie starcza już sił i chęci na siebie samego. W pracy kreatywny, entuzjastyczny i wspierający, przez własne życie wlecze się niczym znikający za wiekowym autem dymek rury wydechowej. Kim jest, dokąd zmierza, co lubi? Pomidor. A że tak się nie da, kryzys to tylko kwestia czasu. Rozwiązania nań nie da się kupić za żadne pieniądze.

Skąd pomysł na taki debiut? – pytam Bernharda Wengera, gdy siadamy przy stoliku przed jedną z weneckich willi. Kilka dni wcześniej „Pawiem...” zadebiutował na festiwalu i film cieszy się doskonałym przyjęciem. Przy pierwszych krokach w branży to rzadkość. – Dziś agencje, w których można sobie wynająć przyjaciela, isnieją na całym świecie, ale oryginalnie ten pomysł pojawił się w Japonii jakieś dwie dekady temu. Powstały, by osoby samotne, które nie mają w swoim życiu nikogo bliskiego, mogły spotkać się na kawę, poplotkować, pójść na spacer. Samotność i izolacja to w japońskim społeczeństwie duży problem, tak więc intencja stojąca za powołaniem ich do życia była zacna. Ale jak to w życiu bywa, tego typu agencje są również używane do mniej szczytnych celów. Ludzie pożyczają sobie towarzysza, aby lepiej się zaprezentować, ukryć kłamstwa, popisać się, zmanipulować kogoś, pokazać mocną pozycję – wylicza Austriak.

(Fot. materiały prasowe)

Piekło autoprezentacji

Akcja filmu rozgrywa się w jego ojczyźnie. Czy austriacki stan ducha, narodowy charakter, wpływają na to, co dzieje się na ekranie? Wenger zastanawia się chwilę. – Chyba nie. Izolacja i samotność stały się bardzo gorącymi tematami na całym świecie podczas pandemii. W Austrii, tak jak w każdym europejskim czy jakimkolwiek innym społeczeństwie, problemem jest autoprezentacja. Jeśli spojrzy się na media społecznościowe, wszyscy wydają się prowadzić życie z marzeń. Tego typu agencje to pewnego rodzaju przełożenie tej fantazji z mediów społecznościowych do realnego życia.

Cyfrowe źródło komizmu

Film wyróżnia charakterystyczne, bezkompromisowe poczucie humoru. Ujawnia się ono nie tylko w interakcjach między bohaterami, lecz także w relacji głównego bohatera z jego cyfrowym asystentem, stworzonym na wzór Alexy czy Siri. Technologia ma być tak zaawansowana, by czytać nam w myślach, a jednak wciąż zdarza się jej na najróżniejsze sposoby ujawniać brak człowieczeństwa, a przez to niekiedy brutalnie wpływać na nasze życie. Raz jawi się jako doświadczony terapeuta, za chwilę – jako robot klepiący bezsensowne formułki. Oglądając „Pawia...”, myślałam o sytuacji, która parę miesięcy przydarzyła się w moim własnym życiu. Na życzenie syna chciałam puścić mu piosenkę „Blue (Da Ba Dee”) z charakterystycznym refrenem „Im blue, da ba dee, da ba da”. Kiedy poprosiłam o to samochodowy program, ten się zafrasował: Źle się czujesz? Może zadzwonimy do przyjaciela? [„to feel blue” – angielski idiom oznaczający, że czujemy się smutni, przygnębieni lub melancholijni] – zapytał. Empatyczna reakcja i brak zrozumienia podstaw na jednym, cyfrowym oddechu.

(Fot. materiały prasowe)

Bohater wyprany z cech

Matthias zwraca uwagę widza, bo to bardzo nietypowy główny bohater. Jest pasywny, niemal nie wpływa na swoje otoczenie – to raczej otoczenie wpływa na niego. – Gdy przygotowując się do filmu, pojechałem do Japonii, by odwiedzić kilka takich agencji, odbyłem rozmowę z jednym z pracowników. Powiedział mi, że ponieważ w swojej regularnej pracy musi codziennie być kimś innym, to po godzinach nie jest już w stanie być sobą. Matthias jest w podobnej sytuacji, co mój rozmówca: ma bardzo dziwną stałą pracę, w której wciela się w rolę i dlatego w codziennym życiu przestał cokolwiek czuć. Gdy gra, jest w stanie idealnie wpisać się w społeczne oczekiwania. Być idealnym dżentelmenem, mężem, ojcem, synem. Prywatnie nie ma energii na jakiekolwiek działanie. Kiedy w życiu prywatnym nie ma klienta, który mówi mu, czego od niego oczekuje, czuje się totalnie zagubiony. Działa jedynie wówczas, gdy na coś reaguje. Wokół tego zbudowałem swój dziwaczny i satyryczny film.

W pracy Matthias jest stereotypowo męski, bo zwykle gra dla kogoś bohatera, idealnego partnera, męża. Ale w prywatnym życiu, kiedy ma poczuć jakiejkolwiek prawdziwe emocje, których oczekuje od niego np. partnerka, nie potrafi. – I nie chodzi o to że jest spętany jakimiś stereotypami dotyczącymi męskości, on po prostu nie czuje nic. Musi się wcielić w rolę, nasmarować oczy pastą z mentolem i dopiero wtedy jest w stanie uronić łzę – dodaje Wenger.

(Fot. materiały prasowe)

Magnetyczny Albrecht Schuch

Ten film niemal w całości niesie na swoich barkach główny bohater. W Matthiasa wciela się Albrecht Schuch, znany z ról w „Błędzie systemu”, „Berlin Alexanderplatz” czy „Na Zachodzie bez zmian”. Dotąd na ekranie miał okazję grać postaci ekspresyjne, tym razem mierzy się z zupełnie inną energią. Matthias wszystko chowa pod powierzchnią. Schuch wciela się w kogoś, kto w pracy gra herosa, ale w codziennym życiu jest jego dokładnym przeciwieństwem. Żeby widz przez półtorej godziny z zaangażowaniem śledził losy pasywnej postaci, trzeba mieć na pokładzie naprawdę charyzmatycznego aktora. Wenger: –Albrecht zawsze mnie fascynował, zachwycał i zadziwiał swoimi rolami i takiej energii potrzebowałem.

Bohater próbuje odnaleźć sens życia, odnaleźć siebie. Próbuje wyzbyć się zewnętrznego środka dowartościowania. Z tym problemem mierzy się wielu z nas. Jak to zrobić? – Prosta odpowiedź brzmiałaby: bądź sobą i słuchaj siebie – śmieje się reżyser. – To pewnie poradziłby pytającemu facet z miasta, które w pewnym momencie zresztą odwiedzamy. Ale tak naprawdę najważniejsze jest to, żeby mieć opinie i je wyrażać, a nie tylko machinalnie wypełniać oczekiwania społeczne. Ile razy dziennie ktoś cię pyta: „Jak się masz?”, a ty odpowiadasz ładnie opakowanym kłamstwem? Może pora odpowiedzieć uczciwie: „Miałem dzień do dupy, ale dziękuję, że pytasz”.

(Fot. materiały prasowe)

Przykład zdrowej inspiracji

Na ton filmu największy wpływ miało kino skandynawskie. Wenger zachwyca się Akim Kaurismäkim, ale ceni też brytyjskie czarne komedie, co w połączeniu z jego bardzo austriackim, jak to sam mówi, „wyczuciem świata”, pozwala mu stworzyć charakterystyczny filmowy styl pisma.

„Paw zwyczajny”, fabularny debiut Wengera, to bezlitosna satyra na aspiracje i stereotypy kształtujące klasę średnią. Pachnie trochę Rubenem Östlundem („W trójkącie”, „The Square”), a trochę Nathanem Fielderem i Bennym Safdiem („Klątwa”), ale nie jest to zapach machinalnej kopii, a woń zdrowej inspiracji. Jest celnie, dynamicznie, z ostrymi zębami i prześmiesznie. Całość może nie doskakuje do półki z arcydziełami, ale co to komu szkodzi, skoro film ogląda się doskonale, a grający główną rolę Albert Schuch jest jako Matthias bezbłędny. Gdyby tak co do zasady wyglądało kino artystyczne, „indies” lądowałyby znacznie wyżej w box office.

Anna Tatarska
  1. Kultura
  2. Kino i TV
  3. Film „Paw zwyczajny” stawia pytania o autentyczność i współczesną męskość
Proszę czekać..
Zamknij