Znaleziono 0 artykułów
22.04.2019

Peter Brook: Legenda teatru czy relikt epoki?

22.04.2019
Peter Brook (Fot. julio donoso/Sygma via Getty Images)

94-letni twórca jest dziś przede wszystkim żywą skamieliną, która daje obraz rewolucji teatralnej lat 60. Jego nienowoczesność jest wręcz emblematyczna. Nie oznacza to jednak, że Peter Brook nie ma nic do zaoferowania. Pozwala na rzut oka wstecz, kiedy teatr wolny był od polityczności i wierzył, że może dotrzeć do głębi doświadczenia ludzkiego. Legenda światowego teatru pokaże w tym tygodniu spektakl „The Prisoner” w Instytucie Grotowskiego we Wrocławiu.

Jerzy Grotowski lubił wysyłać swoim współpracownikom pocztówkę, na której sportretowano go z Peterem Brookiem. Obaj przeszli do legendy teatru, ale ciężko stwierdzić, kto dla kogo był mistrzem. Brooka zafascynował teatr twórcy Laboratorium, często promował go zagranicą. Najpierw w Londynie, a później w Paryżu, gdzie Brook został dyrektorem prestiżowego Théâtre des Bouffes du Nord. Była to jedna z tych przyjaźni, które kształtowały obraz światowego teatru. W wydanej w 1968 roku „Pustej przestrzeni” brytyjski mistrz wiele miejsca poświęcił polskiemu „magowi teatru”, opatrzył też wstępem anglojęzyczne wydanie książki „Ku teatrowi ubogiemu”, w której Grotowski wyłożył swoją rewolucyjną metodę pracy z aktorem. Angielska wersja trafiła do Stanów i stała się biblią nowego teatru. Można zaryzykować stwierdzenie, że Grotowski nie wdarłby się z takim impetem na zachodnie sceny, gdyby nie Brook. A bez Grotowskiego Brook nie zacząłby eksperymentować.

Peter Brook (Fot. Evening Standard/Hulton Archive/Getty Images)

A przecież w latach 60. Brook był już uznanym twórcą teatralnym i filmowym, zdobywcą nagrody Tony, dwukrotnie nominowanym do Złotej Palmy w Cannes. 10 lat wcześniej Truman Capote marzył, by to właśnie on przenosił jego teksty na scenę. Udało się. „Peter Brook jest bardzo twórczym artystą i ma wspaniały dar robienia skrótów” – mówił w wywiadzie Capote. Z niesfornym dzieckiem amerykańskiej literatury reżyser wystawił w połowie lat 50. swój pierwszy broadwayowski musical, „House of Flowers”. Brook jest jednym z tych twórców, którzy przeszli spektakularną przemianę, zarówno intelektualną, jak i artystyczną. Nie bez wpływu Grotowskiego Brook odwrócił się od scen komercyjnych, by zająć się religią, mistyką, ezoteryką i tym, co obaj nazywali esencją teatru. Ciężko uwierzyć, że w latach 50. potrafił palnąć do czarnoskórych aktorów: „Jeśli nie weźmiecie się do roboty, to wracajcie na wyspy czy skąd tam jesteście”, a później celebrował afrykańską kulturę w swoich spektaklach.

Z pewnością Brook jest pełen sprzeczności. Z jednej strony zwolennik formalnego minimalizmu, z drugiej – twórca wyestetyzowanych spektakli żywiących się egzotyką: muzyczną frazą arabskiej i afrykańskiej kultury, bogactwem orientalnych tkanin i mitologicznych motywów. Jego twórczość plasuje się gdzieś między etnografią, klasycznym teatrem opartym na tekście i cielesnym ekscesie charakterystycznym dla nowego performatywnego teatru. Do początku lat 70. celował głównie w Szekspira, wystawiał opery, musicale, a nawet farsy. Później zaczął robić teatr poszukujący. Nie lubi być pytany o swoją wczesną twórczość z West Endu i Broadwayu. Jak każdy wybitny artysta kształtuje swoją artystyczną biografię. Teatr Brooka według Brooka zaczyna się wraz z powołaniem Międzynarodowego Ośrodka Poszukiwań Teatralnych w Paryżu w 1971 roku, gdzie wypracował swoją koncepcję teatru wielokulturowego, uznającego różnice kulturowe za wtórne wobec uniwersalnego doświadczenia ludzkiego. Byłby to więc teatr postkolonialny, niszczący wypracowane na przełomie XIX i XX wieku hierarchie, w których kultura Zachodu była nadrzędna wobec kultur afrykańskich i azjatyckich. Wielu krytyków oskarża jednak jego teatr o wtórny kolonializm – oto biały przedstawiciel Imperium Brytyjskiego pochyla się nad kulturowymi peryferiami, używa w swoich spektaklach czarnoskórych performerów i tłumaczy im ich świat, tak jak w mansplainingu mężczyźni tłumaczą kobietom ich społeczne i płciowe uwarunkowania. Rzeczywiście, czasem zdaje się, że Brook fetyszyzuje obcość, korzystając z egzotyki aktorów prezentowanych zachodniej publiczności. To oni stoją za atrakcyjnością kolejnych spektakli – śpiewają swoje pieśni i prezentują elementy rodzimych rytuałów, z których reżyser komponuje świat sceny.

Peter Brook i Jean-Claude Carriere (Fot. julio donoso/Sygma via Getty Images)
Peter Brook (Fot. East News)

94-letni Brook jest dziś przede wszystkim intrygującym reliktem, żywą skamieliną, która daje obraz rewolucji teatralnej lat 60. Inaczej oglądać się go po prostu nie da. Jego nienowoczesność jest wręcz emblematyczna. Nie oznacza to jednak, że nie ma nic do zaoferowania. Pozwala na rzut oka wstecz, kiedy teatr wolny był od polityczności, cenił spójną formę narracyjno-muzyczną, wierzył, że może dotrzeć do „głębi” doświadczenia ludzkiego. Nie dziwi więc, że asystentem Brooka w latach 90. był Krzysztof Warlikowski – piewca transgresji, wobec którego zbuntował się polski młody teatr. Jak każda żywa legenda, Brook zamknął się we własnym świecie i eksploatuje wciąż to samo imaginarium. Padł ofiarą swoich apologetów i wiernej publiczności, która oczekuje w jego spektaklach właśnie Brooka znanego, oswojonego, przewidywalnego. Reżyser chętnie spełnia te oczekiwania. Może dlatego często odwiedza Wrocław, gdzie w osławionym i czczonym Instytucie Grotowskiego pokazuje swoje realizacje. To bezpieczny grunt.

Od 25 do 27 kwietnia mistrz będzie pokazywał we Wrocławiu swój najnowszy spektakl, „Więźnia”. Czego możemy oczekiwać? Dość symptomatyczny jest zachwyt francuskiego dziennika „Les Echos”: „Ciała, ruchy, słowa i intensywne spojrzenia pięciorga eleganckich aktorów, których połączył na scenie angielski mistrz, wibrują w otoczeniu minimalistycznej, sugestywnej scenografii. […] Na godzinę i piętnaście minut Ziemia przestaje wirować w szaleńczym tempie, żeby Pan Brook mógł wyszeptać do naszego ucha jedną ze swoich pięknych uniwersalnych opowieści”. „Eleganccy” aktorzy są oczywiście czarnoskórzy. W spektaklu oskarżony Mavuso znajdzie w łóżku swoją siostrę i ojca, którego bez wahania zabije. Brook powróci więc do wielkiego mitu ojcobójstwa i kazirodztwa. Reżyser jest nieprzemakalny – w końcu czy nie większą i bardziej aktualną tragedią jest całkiem swojska afera pedofilii w Kościele? Akcja #Metoo? Czasem mity spełniają się w najpodlejszej formie, odartej z uroku „uniwersalnej opowieści”. A może codzienne afery trzeba podnieść do rangi mitu i odnaleźć w tym geście sposób na oczyszczenie? Czy Brook się pogubił w uniwersalizmach, a może dobrze wie, co robi? Czy mit jest nas w stanie ocalić w 2019 roku? Czy przyniesie ofiarom ulgę?

„The Prisoner”, spektakl Teatru Bouffes du Nord w reżyserii Petera Brooka i Marie-Hélène Estienne. Instytut Grotowskiego we Wrocławiu, 25–27 kwietnia 2019 roku.

Paweł Soszyński / Dwutygodnik.com
Proszę czekać..
Zamknij