Znaleziono 0 artykułów
17.07.2018

Polska pozlepiana

17.07.2018
Alicja Biała, Fot. Bobby Mandrup

Czarne brwi, czerwone usta, ostre cięcie grzywki. Patrzy zaczepnie, często się śmieje, zapala się w dyskusji. Alicja Biała jest ilustratorką, ma 24 lata i właśnie włożyła kij w szprychy polskiego samozadowolenia. Kolaże, które przygotowała do wydanej na początku roku antologii wierszy Marcina Świetlickiego „Polska (wiązanka pieśni patriotycznych)” – pokazują Polskę krzywą, pozlepianą, rozmodloną, kuriozalną.

Trzy prace z tych, które trafiły do tomiku, wędrują właśnie po kraju. Biała nazywa akcję „Polska bez obrazy” świecką peregrynacją – każdy może przyjąć obrazy pod swój dach, nacieszyć się nimi, zastanowić i puścić dalej. Dla Alicji ważne jest, aby podróżowały, stały się przyczynkiem do rozmów o Polsce, ale też pozwoliły spojrzeć na nasz kraj z dystansu, bo jej zdaniem zupełnie niepotrzebnie jesteśmy drażliwi na punkcie naszej polskości. 

Popularność akcji przerosła jej najśmielsze oczekiwania. Chęć zaopiekowania się obrazami zgłosiło w kilka dni ponad 200 osób. Kolaże przedstawiające Jarosława Kaczyńskiego w pelerynce z orzełkiem, na którego polują nagie kobiety-rekiny, parę prezydencką na tle Matki Boskiej i świątecznych bombek z logiem telewizji Trwam, oraz zbiór Maryjek z wkomponowanym w nie Ojcem Rydzykiem, trafiły w ręce między innymi Krystyny Jandy, Kasi Nosowskiej, Moniki Olejnik, Agnieszki Holland, Olgi Tokarczuk i Magdaleny Środy. 

Polska, Alicja Biała

Skąd to zainteresowanie? – Wydaje mi się, że po prostu przedstawiłam w formie konkretnych obrazów to, co wiele osób ma w głowie – tłumaczy Alicja, która w kraju bywa raczej sporadycznie. To, że właśnie ona zrobiła ilustracje do „Polski” jest dość przewrotne. 

Polska 5, Alicja Biała

Wyjechała na dobre zaraz po maturze. Z jedną walizką. W Danii studiowała projektowanie mody na The Copenhagen School of Design and Technology i równocześnie pracowała – roznosiła gazety, opiekowała się dziećmi, dorabiała w sieciówce. Trzy lata później pracowała jako grafik dla duńskiego parlamentu i kilku kopenhaskich modowych marek. Była najlepszą studentką na roku (została wybrana do reprezentowania uczelni w trakcie międzynarodowego konkursu Designer's Nest Competition w trakcie kopenhaskiego tygodnia mody i designu) – chociaż sama przyznaje, że masowo produkowana moda jej nie interesuje. Zaczęła te studia, bo były darmowe, za granicą i łączyły wiele dziedzin, które ją interesują – projektowanie, rysunek, fotografię, reżyserię. Miała szczęście – trafiła na nauczycieli, którzy zobaczyli w niej potencjał, pomagali, pchali w kierunku sztuk pięknych. Po czterech latach w Danii wróciła do Polski, ale nie na długo. Potem była wystawa w Portugalii, pół roku w Los Angeles, wystawa i mural w Meksyku. Malowała też w Polsce. W Warszawie można oglądać jej mural „Cykliści” przy Ogrodowej. 

Kondycja kraju nie jest jej obca i stara się reagować nawet na odległość – przygotowała m.in. plakaty na protesty wobec zaostrzania ustawy antyaborcyjnej, które każdy mógł pobrać z sieci i wydrukować. Teraz Alicja stacjonuje w Londynie, gdzie studiuje w prestiżowej Royal College of Art na Wydziale Sztuk Wizualnych.

Kosmos, Alicja Biała

Jak wygląda Polska z perspektywy kogoś, kto w niej już nie mieszka?
Na pewno wyraźniej widać wszystkie pęknięcia, wady. Łatwiej też się z Polski śmiać, chociaż ostatnio raczej przez łzy. Doświadczałam na własnej skórze, jak działa państwo chociażby w Danii – jak funkcjonuje system podatkowy, jak może wyglądać debata publiczna, jak radzą sobie z prawami kobiet, macierzyństwem, prawami mniejszości seksualnych, emigrantami. Polska na takim tle wypada bardzo źle. Rozumiem oczywiście polskie perturbacje historyczno-polityczne, ale często chodzi o zwykły brak szacunku dla bliźniego. Źle mi jak widzę, co się w Polsce dzieje. To jest kraj, w którym kobietom kultury, artystkom, pisze się w komentarzach i na płotach „wypierdalaj k***o”. To nie jest moje. To mnie nie definiuje.

Kolaże, w których wykorzystujesz dość prześmiewczo wizerunki pary prezydenckiej, prezesa Kaczyńskiego czy księdza Rydzyka, mogą prowokować
Oczywiście nie odmawiam nikomu prawa do własnego zdania, ale uważam, że należy je wyrażać w sposób cywilizowany. To wszystko. W opisie projektu „Polska bez obrazy” mówię, że Polacy niepotrzebnie są drażliwi na tle własnej polskości. Brakuje nam dystansu. Jeśli nie Matka Boska zawsze dziewica, skromność i spódnica za kolana, to prowokacja.

Wóda, Alicja Biała

Jak to się stało, że zilustrowałaś „Polskę”?
Od jakiegoś czasu rozmawiałam z Wydawnictwem Wolno o współpracy, ale nie bardzo był pomysł, co by to mogło być. W pewnym momencie pojawił się na horyzoncie Świetlicki i jego antologia wierszy poświęconych Polsce, związana z obchodami 100-lecia odzyskania niepodległości. Pomysł, żeby ilustracje zrobił ktoś z jego pokolenia, był zbyt oczywisty. I tu pojawiłam się ja. Musiałam ich do siebie przekonać. Przygotowałam więc kilka propozycji, trochę nie dowierzając, że Świetlickiemu kolaże jakiejś dziewczyny z Poznania przypadną do gustu. Powstały wtedy dwie prace, które znalazły się w książce – samotny kosmonauta wbijający polską flagę w nadgryzioną gruszkę i oszczędny dwuelementowy kolaż zestawiający zdjęcie białych róż i nacierające na nie ZOMO. Usłyszałam, że mam kleić dalej. 

Dostałam wtedy kilka wierszy do przeczytania, pamiętam, że czytałam je w pociągu, jadąc do Warszawy. Przejęłam się, zaczęłam zastanawiać, czy dam radę, i jak ja mam nagle dobrze przedstawić wizualnie cztery dekady twórczości Marcina Świetlickiego. Wydawałam się sobie przy tych tekstach mała i głupia, poczułam ciężar. Przez to zaczęłam robić bardzo poważne rzeczy, spięte, nie moje. A to w ogóle nie było to, o co im chodziło, no i wszystkie odrzucili.

Dlatego postanowiłaś nie czytać reszty wierszy?
Tak – skoro lepiej wyszło mi coś, co robiłam bez odnoszenia się do konkretnych słów, postanowiliśmy, że robię swoją wersję „Polski”. Żeby to nie były ilustracje do konkretnych wersów, tylko osobny komentarz do rzeczywistości. Oczywiście omawialiśmy tematy, dostawałam punkty zaczepienia, hasła – niech pani Alicja zrobi coś z bocianem. Albo z pogrzebem. Albo z Pocztą Polską. Ja to rozwijałam po swojemu. To było dla mnie ważne doświadczenie, dzięki któremu pogodziłam się z polskością, która była dla mnie długo bardzo obciachowa. A musiałam się w niej zakochać, żeby móc ją sklejać.  

Trzepak, Alicja Biała

Dlatego kolaże?
Kiedy zaczęłam myśleć o tym projekcie, doszliśmy z wydawcą do wniosku, że to muszą być wycinanki, które mają wyglądać tak, jak nasz kraj. Jak te moje pierwsze prace – klejone trochę na szybko, w łóżku, na kacu, byle jak, ale z miłością i nadzieją.

W pracach pojawiają się elementy, które dla twojego pokolenia wydają się już raczej obce. Jaruzelski, żytnia wódka, meblościanka
Robiąc je musiałam przejść pewien proces edukacyjny. Dużo rozmawiałam ze starszymi ode mnie – pytałam ich o skojarzenia, ważne postaci, o to czym są dla nich wybrane polskie motywy. Siadałam w Winiarni pod Czarnym Kotem i rozmawiałam o Polsce. Jechałam taksówką i rozmawiałam o Polsce. A czasami po prostu wrzucałam post na Facebooka i prosiłam o pomoc, gdy na przykład miałam problem z podjęciem decyzji – kto jest najważniejszą postacią, która pojawiła się w telewizji w lata 80. Ludzie bardzo chętnie się dzielili spostrzeżeniami. Ja to ubierałam w obraz. 

Ogromnym wsparciem była też rodzina, zwłaszcza mama, babcia Dunucia, dziadek Brodom i stryjek, którzy podrzucali mi materiały z archiwum rodzinnego, komentowali pomysły na kolejne prace. Okazało się wtedy na przykład, że brat mojego taty od lat kolekcjonuje stare gazety i magazyny. Dwie wizyty u stryja i miałam tyle świetnego materiału, że mogłabym kolejnych pięć książek sklejać. 

W książce znalazło się kilkanaście kolaży, przygotowałaś ich znacznie więcej.
Zrobiłam ponad 60 prac. Ostateczną decyzję, co znajdzie się w środku podejmowali Świetlicki z wydawcą. Trochę się kłóciliśmy, próbowałam przemycić więcej wątków feministycznych, jakieś całujące się Madonny, ale nie przeszło. 

Świetlicki na wernisażu w galerii pani Madelskiej, w Poznaniu, powiedział: „Niech się całują, ale nie w mojej książce”. Te prace będą jednak na wystawie, którą 26 lipca otwieram w Warszawie, w galerii Leica. Na żywo robią większe wrażenie – widać, że to nie jest klejone w komputerze, tylko ręcznie, z różnych papierów, wycinków, w trójwymiarze. Dopiero na wystawie widać pełny obraz „mojej” Polski.

Maryjki, Alicja Biała

 

Przenosisz się z miejsca na miejsce. Gdzie czujesz się najlepiej?
Tam, gdzie akurat jestem. Przez długi czas miałam kompleks Polki i polskości. Chyba nadal mam. Uciekałam od polonijnych kontaktów. Kiedy studiowałam, nie przyznawałam się za bardzo, skąd pochodzę – większość Polek, jakie znają Duńczycy to sprzątaczki. Ze zdziwieniem przyjmowano, że jestem Polką. To się zmieniło, kiedy straciłam akcent, miałam dobrą pracę, poczułam się pewnie. Do Polski zaczęłam wracać, bo chciałam, a nie musiałam.

Żubr, Alicja Biała

Jak to się dzieje, że wszystko ci się tak udaje?
Mam szczęście – wiele pięknych, dobrych postaci staje na mojej drodze. Lgnę do ludzi mądrych, zadaję pytania i proszę. Mam wielu wspaniałych mentorów, osób, na które mogę zawsze liczyć. Pomagają też stypendia, jak np. stypendium Talenty Piotra Voelkela, czy przyjaźń z odważnymi artystami, jak Ewa Łowżył, która tworzy „Chór Czarownic”. Czuję, że stoi za mną troskliwa drużyna, która mi kibicuje, ale też da po łapach, jeśli będzie trzeba. Pozostaje mi ich nie zawieźć. 

Entuzjastycznie podchodzę do nowych projektów, często niewiele o nich wiedząc. W tym roku zgodziłam się na wyprawę do Tanzanii, USA, Portugalii i sama już nie wiem – dokąd, bo zdarza mi się nie nadążać za sobą. Bardzo wcześnie zaczęłam pracować zawodowo, a moja rodzina zgodziła się na to. Jako 15-latka zostałam asystentką architekta i artysty Joachima Mangera, pomagałam przy produkcji spektakli i największym festiwalu teatru Butoh na świecie. W Berlinie poznałam wtedy wiele kolorowych postaci, świetnych artystów, a te znajomości owocują do dzisiaj.

Jak poznałaś Mangera?
Moja nauczycielka aktorstwa z gimnazjum Łejery zawiozła nas na polsko-niemieckie zajęcia teatralne do zamku pod Berlinem. Zaprzyjaźniłam się z panią, która prowadziła tamtejszy dział kultury i pojechałam do nich w kolejnym roku. Wtedy zwróciłam uwagę na dziwnego faceta, który snuł się po okolicy, wszyscy się go trochę bali. Obserwowałam go i za nim chodziłam, aż się wkurzył i zapytał, kim jestem. Przedstawiłam się i poprosiłam, aby pokazał, czym się zajmuje. Wziął wtedy mnie i moją przyjaciółkę, i pokazał nam swoją pracownię, olbrzymią halę, gdzie robił wielkie metalowe konstrukcje dla teatru, rzeźby. Zadawałam dużo pytań, co jemu jako artyście chyba się podobało, zaciekawiłam go, pokazałam swoje rysunki i zdjęcia, spodobały mu się. I zaproponował, żebym następnym razem przyjechała i została jego asystentką. I tak też się stało – byłam taką śmieszną małą i cichą dziewczynką, która łaziła za wszystkimi z aparatem, bo okazało się, że mam niezłe oko i zostałam oddelegowana również do robienia dokumentacji teatralnej. Wszyscy akceptowali moją obecność, większość myślała, że jestem córką Joachima. I tak się zaczęło. To tam poznałam Paulinę Almeidę, portugalską artystkę i aktywistkę kultury, która zaprosiłam mnie na rezydencję artystyczną do Porto. 

Trwam, Alicja Biała

Znowu procowałam jako fotograf, tym razem przy warsztatach prowadzonych przez znanych artystów. Jednym z nich był reżyser, który właśnie otwierał teatr w Los Angeles. Zaprosił mnie do siebie – miał mały budżet, a potrzebował kogoś, kto będzie mógł ogarnąć dużo. A ja mogę zrobić grafikę, zaprojektować stronę internetową, zrobić fonty, narysować, zrobić zdjęcia, pomóc przy kostiumach, jeszcze będę reprezentacyjnie wyglądać i coś ugotuję. Na takich projektach zarabia się nic lub niewiele, ale zbiera doświadczenia – bo zawsze znajdzie się ktoś, komu można pokazać prace, ktoś od kogo można się nauczyć. Jedna przygoda prowadzi do kolejnej. W trakcie mych wypraw nie wydarzyło się nigdy nic złego. Zawsze ktoś przyjmował rolę mojego patrona czy dobrej wróżki. Dlatego się śmieję, że mam prawie w każdym kraju, w którym byłam jakąś zastępczą matkę, ojca. Moja ufność i otwartość się opłaciły.

Obserwując twój Instagram, widzę dziewczynę, która trochę kpi, trochę kusi, trochę prowokuje. To kreacja?
Trochę mnie martwi, że tak to widzisz. Nie, to nie jest kreacja, ja taka po prostu jestem.

Czy dzisiaj bez Facebooka i Instagrama artysta nie istnieje?
Wręcz przeciwnie – czasami ta obecność w mediach społecznościowych przeszkadza. Kiedy byłam w Stanach, zdecydowanie odradzano mi pokazywanie na Instagramie samej siebie – bo od razu zostanę zakwalifikowana jako influenserka, a nie artystka. Mówili mi to kuratorzy, którym musiałam udowadniać, że mówię płynnie po angielsku i jestem mądra, bo pierwsze co robili, to sprawdzali Instagram, widzieli ładną dziewczynę z cyckami (oboziu!) i od razu mnie skreślali.

Rekinki, Alicja Biała

Ale nie przestałaś ich pokazywać.
Nie, bo mnie to wkurza, że taka rzecz jak to, czy widać moje piersi. czy nie, jest w ogóle jakimkolwiek kryterium, ba! nawet staje się tematem w wywiadzie. Denerwują mnie konwenanse – takie najgłupsze – na przykład, że pod biały T-shirt trzeba założyć stanik. Że ktoś ocenia moje ciało, i chce za mnie decydować, co mam na nie założyć. Budzi mój sprzeciw to, że to jest w ogóle jakaś sprawa, że kobieta coś powinna, a czegoś nie. 

Mój Instagram na początku prowadziły moje koleżanki z Kopenhagi. Nagle dużo się zaczęło tam dziać, pojawiły się pierwsze oferty z Danii, Chin, Australii, aby coś zilustrować dla gazet i magazynów. Specjalnie kupiłam sobie iPhone, bo wcześniej miałam starą Nokię i na początku cierpiętniczo, a potem z coraz większym zapałem, zaczęłam bawić się internetem. Instagram jako taki nie specjalnie jest dla mnie istotny, ale wiem też, że projekt Polska bez Obrazy nie zadziałałby pewnie, gdyby nie moja wirtualna popularność. Cieszy mnie, że wielu młodych dzięki mojemu profilowi trafiło na Marcina Świetlickiego, zaczynają się angażować, interesować, biorą udział w akcji „Polska bez obrazy”. Widzę – bo piszą do mnie – że czytają, że nie znali wcześniej. Może tropem cycków trafili na Świetlickiego? Przeczytali i obejrzeli naszą książkę? Pomyśleli? Jeśli tak, to mission accomplished.

Sylwia Kawalerowicz
Proszę czekać..
Zamknij