
Zaczyna się jak w bajce. „Przepraszam, jest tu kto? Byłbym bardzo wdzięczny za pomoc”, mówi do głównej bohaterki mały pomarańczowy grzybek, który wystaje spomiędzy desek w podłodze. Na tym jednak bajkowość się kończy, bo codzienność Song Yan w niczym nie przypomina opowiastki dla dzieci.
W książce „Muzyka dla duchów” An Yu grzyb powraca nie tylko w snach głównej bohaterki i narratorki, Song Yan. Grzyby pojawiają się także w jej realnym życiu, choć w drugiej połowie książki te dwa porządki – rzeczywisty z wyobrażonym – zaczną się mieszać. Gdy do niej i jej męża wprowadza się teściowa, która nie może dalej mieszkać samotnie w dalekiej górskiej prowincji Yunnanu, u drzwi młodego małżeństwa zaczynają pojawiać się tajemnicze przesyłki z grzybami z regionu opuszczonego właśnie przez starszą panią. Przyrządzanie potraw z grzybów dla zapracowanego męża i syna, Bowena, staje się wspólnym wyzwaniem synowej i teściowej, które próbują odnaleźć się w nowej dla obu sytuacji. Jednak w chwili, gdy wszystko wydaje się układać, grzyby pojawiają się regularnie zarówno u drzwi, jak i na stole, Song Yan zaczyna się dogadywać z teściową i jej codzienność wydaje się na powrót znośna – na wierzch wychodzą dawne dramaty, których nie uda się już zamieść pod dywan. Na domiar złego grzyby znikają równie nagle jak zaczęły się pojawiać.
Ukryte pragnienia
Song Yan odkrywa bowiem, że Bowen zataił przed nią sporą część swojego życia. Mężczyzna odciął przeszłość grubą kreską. Song Yan poślubiła więc człowieka bez dzieciństwa, bez wczesnej młodości. Kogoś, kto przyznaje się tylko do ostatnich lat swojego życia. W chwili jednak, gdy kobieta pod wpływem teściowej zaczyna z nim rozmowę o posiadaniu dzieci, dawne traumy wypływają na wierzch i Bowen musi się z nimi skonfrontować. „Bycie samemu jest znośne, czasem nawet przyjemne. Ale gdy uświadomisz sobie, że oddałaś życie komuś, o kim wiesz tylko, jak ma na imię? Ten rodzaj bycia samemu to samotność. I to cię zabija”, stwierdza narratorka.
Katalizatorem tych rodzinnych dramatów jest rzecz jasna obecność teściowej – kobiety w drugiej połowie życia, wyrwanej z domu i znanego jej otoczenia, która musi zmierzyć się z wcześniejszym decyzjami. Porównania zaczerpnięte ze świata przyrody, po które chętnie sięga An Yu, nadają matce Bowena szczególnego wymiaru – ta postać w pełnej zapachów i faktur, a mimo to ascetycznej prozie autorki przypomina rodzaj narośli, która nie może się sama przemieszczać, ale zabiera przestrzeń i powietrze. Gdy Bowen (skądinąd bez mrugnięcia okiem) wyjeżdża służbowo na długie tygodnie i zostawia dwie najbliższe mu, ale dla siebie nawzajem całkowicie obce kobiety w jednym domu, cienka nić porozumienia między nimi natychmiast zostaje przerwana. „Jadłyśmy przeważnie oddzielnie, a jeśli złożyło się inaczej, rozmawiałyśmy o czymś nieistotnym, na przykład o produktach spożywczych. Krótko mówiąc, można chyba stwierdzić, że nasza relacja sprowadzała się do nielicznych epizodów wspólnego jedzenia i picia – zaspokajania dwóch podstawowych ludzkich potrzeb. Przywodziło mi to na myśl spotykające się przy wodopoju pustynne zwierzęta z filmów przyrodniczych”, stwierdza Song Yan.
Muzyka dla ludzi i duchów
W historii, którą snuje An Yu – chińska autorka pisząca po angielsku – nie brakuje elementów prawdziwego melodramatu. Są tu rozdzielone rodzeństwa, ukrywane żony i dzieci czy tragiczne śmiertelne wypadki. Na to wszystko autorka nakłada jednak filtr z elementami realizmu magicznego i odniesienia do świata grzybów i muzyki – i choć to połączenie brzmi ekscentrycznie, ma swój urok. „Muzyka rozbrzmiewała w sposób tak oczywisty jak nieruchome powietrze dotyka skóry – jak gdyby nikt jej nie grał, jakby po prostu była tu zawsze” – pisze An Yu, a to tylko jeden z wielu przykładów, gdy zmysły dotyku i dźwięku łączą się w opisach odczuć Song Yan – skrajnej introwertyczki, która przeżywa każdy bodziec jedynie wewnątrz, ale za to wieloma zmysłami. W przywołanej scenie słuchania muzyki kobieta na chwilę traci wzrok, jakby doświadczanie muzyki zakłócało funkcjonowanie oczu.
Song Yan jest niedoszłą pianistką i nauczycielką gry na pianinie. Muzyka pobrzmiewa więc nie tylko w jej imieniu w wersji angielskiej, lecz także w codzienności. Choć zdaje się, że nauczanie przynosi jej pewną satysfakcję, kryzys małżeński wyjaskrawia niepowodzenia na wszystkich innych polach, w tym brak sukcesów zawodowych. Spotyka ją to, co dotyka większość muzyków – poczucie, że lata ciężkiej pracy i wyrzeczeń, by złożyć swoje życie w ofierze Sztuce przez wielkie „S”, nie miały sensu. Gdzie indziej w takim razie można odnaleźć ów sens? W jego poszukiwaniu bohaterka przemierza Pekin, trafia do domu zaginionego wirtuoza fortepianowego (albo jego ducha) oraz do zamkniętych pomieszczeń, w których rozmawia z pewnym duchem (tu już nie ma wątpliwości) przybierającym postać grzyba. Mykologia ani ezoteryka – choć obie żywo obecne w fabule – nie przesłaniają jednak opowieści o kobiecych więziach, poszukiwaniu prawdy i własnej tożsamości w chwili, gdy jej kształt przestaje być oczywisty.

Zaloguj się, aby zostawić komentarz.