Znaleziono 0 artykułów
22.03.2023

Kalibabka: Koniec toksycznej legendy

22.03.2023
Fot. East News

Kalibabków było dwóch. Ten pierwszy, przystojny i ujmujący bohater serialu „Tulipan”, stał się mistrzem flirtu, modnym i szarmanckim, doceniającym kobiecość, zapraszającym do zabawy. Drugi okazuje się wyrachowanym przestępcą, manipulatorem, złodziejem, gwałcicielem. Książka „Kalibabka. Historia największego uwodziciela PRL” Wiktora Krajewskiego rozwiewa legendę i bezlitośnie dekonstruuje mit wielkiego uwodziciela.

Popkultura namaszcza swojego bohatera

Szarmancki, z długimi włosami, w awiatorach, pachniał Old Spicem, miał dłonie po manikiurze i nosił dżinsy z Peweksu. Pod koniec lat 70. w modnych PRL-owskich kurortach, nad morzem i w górach, był traktowany jak zjawisko. Patrzył na kobiety w taki sposób, że czuły się intrygujące i podmiotowe. Robił im drogie prezenty i zapraszał do romansów, które miały smakować filmową przygodą – modne dyskoteki i restauracje, seks, lekkość i zabawa. A potem znikał, pobierając nieustalane wcześniej „wynagrodzenie” – złote kolczyki, zegarek, futro albo schowane gdzieś dolary. Jak oszacowały służby, łączna wartość kradzieży opiewała na zawrotną wtedy kwotę 15 mln zł.

Owszem, był ścigany przez milicję, ale wciąż wymykał się władzom. Co w PRL tylko podsycało legendę – nie dał się stłamsić systemowi. Wbrew wszystkim i wszystkiemu wiódł wolne, luksusowe życie. A napędzały go fantazja i pragnienie przyjemności.
Prasa, publikując materiały o życiu i podbojach Kalibabki, nazywała go „uwodzicielem” i „oszustem”, czasem też „brutalem”, bo ujawniono, że bywał przemocowy. Autor jednego z tekstów zastanawiał się nad „mitem nieujarzmionego zdobywcy”, który Kalibabka miał wcielać w życie, rozpalając zbiorową wyobraźnię.

„Kalibabka. Historia największego uwodziciela PRL”, Wiktor Krajewski, Znak Literanova

Według źródeł jeden z pierwszych prasowych reportaży o Jerzym Kalibabce zawisł w gablocie Dworca Głównego w Krakowie. Trudno powiedzieć, czy miał ostrzec potencjalne ofiary, czy pełnić po prostu funkcję emocjonującego materiału. Na pewno elektryzował, przyciągając tłumy znudzonych podróżnych w poczekalni. 
Śledzący wiadomości w całym kraju domagali się kolejnych informacji, a redakcje zalewały listy na jego temat. „W naszej mieścinie w Piszczacu wieje nudą. Od lat nic się tutaj nie wydarzyło, o czym byłoby głośno. A my po prostu marzymy o czymś takim (…) Jaka szkoda, że Kalibabka nie trafił do Piszczaca. (…) Na pewno wybaczyłybyśmy mu, że kradł i bił, skoro tak wspaniale kochał” – donosiły anonimowe autorki z Polesia; „…nie pamiętam żeś mi nie oddał sznura korali,/ żeś pożyczył i nie oddał sto dolarów. / O Kalibabko, kochaj mnie” – pisała w wierszu Bożenka ze Słupska.

Kiedy w 1982 r. Jerzy po pięciu latach swojej działalności trafił wreszcie do więzienia, dostał 15 lat. Wśród zarzutów obok kradzieży pojawiły się też gwałty i pobicia. Ale rzesze fanek nie przestawały szukać z nim bezpośredniego kontaktu.

„Tulipan”: Serial obyczajowy z wątkami sensacyjnymi

„Kochany Jurku,
Proszę mi wybaczyć, że zwracam się do Pana w ten właśnie sposób, ale jak ma pisać dziewczyna, która nie śpi nocami z miłości do Pana” – zaczęła swój list Anka ze Skoczowa. „(…) Mam 16 lat, ciemnoblond, kręcone włosy, zielone oczy. Trzydziestominutowy program telewizyjny >>J.J. Kalibabka – znawca miłości<< wywarł na mnie nieopisane wrażenie” – relacjonowała Natalia.

Kalibabka chętnie udzielał wywiadów zza krat. Jeśli dziennikarzowi towarzyszyła kamera, przed nagraniem oczekiwał udostępnienia mu modnych ubrań, żelazka i suszarki do modelowania włosów.

Fenomen tej postaci okazał się tak nośny, że w 1986 r. Telewizja Polska zaczęła produkcję „Tulipana” – „serialu obyczajowego z wątkami sensacyjnymi”. Historia miała luźno nawiązywać do biografii przestępcy seksualnego, oszusta, złodzieja i okazała się hitem ściągającym przed telewizory blisko dziewięciomilionową publiczność. „Naszym zadaniem jako filmowców było nadać Kalibabce ludzką twarz, sprawić, by ludzie znaleźli w nim coś bliskiego, budzącego sympatię” powiedział Janusz Dymek, reżyser serialu w rozmowie z Wiktorem Krajewskim.
Kalibabka stał się popkulturowym symbolem wolności i luksusowego życia, niektórzy nawet interpretowali jego zachowanie jako heroizm, bo ich zdaniem był postacią demaskującą system.
Bohater miał medialną twarz aktora Jana Monczki, któremu na planie towarzyszyły Pola Raksa, Maria Pakulnis czy Ewa Ziętek. W blasku gwiazd zarzuty o portretowanie przestępcy zupełnie bladły. Jeśli w scenariuszu serialu obciążało się kogoś winą, to kobiety, za łatwowierność i rozwiązłość.
„Nie jestem przestępcą. Ja przecież kochałem” – napisał w notesie Kalibabka, zbierając treść do wspomnień. „Bo miłość wszystko wybaczy. Straciłem przez nią wolność, ale nie, nie oskarżam” – powtórzył patetycznie w jednym z wywiadów. 

W ostrym świetle: Historia rybaka z Dziwnowa

Ale książka Wiktora Krajewskiego pokazuje przede wszystkim drugą stronę medalu. Autor na zimno analizuje reportaże, wywiady i doniesienia prasowe. Rozmawia z ludźmi, którzy znali Kalibabkę, a z seksuologiem i psychoterapeutką konsultuje możliwe motywacje. Portret wyłaniający się z tego materiału ma niewiele wspólnego z mitem, jakim obrosła postać.

Jerzy Kalibabka, rybak z Dziwnowa, nie miał łatwego życia. Śmierć ojca gwałtownie przerwała jego naukę. Żeby utrzymać bliskich, musiał pracować fizycznie na odziedziczonym kutrze. Wszystko wskazywało na to, że tak właśnie spędzi większość życia, jako rybak w podupadającej wiosce. Ale pewnego dnia coś zmieniło się drastycznie, Kalibabka zatopił kuter, poważnie pokłócił się z matką. Miał 21 lat i poczucie, że teraz może zacząć wszystko od nowa. Alternatywna droga prowadziła przez Międzyzdroje – plaża, romanse, niemieckie turystki, które nie miały problemu z płaceniem za rachunki w restauracji czy hotelu. Szybko poznał lokalny półświatek, próbował swoich sił w nielegalnym handlu walutą, był stręczycielem, ale najłatwiej przychodziły mu kradzieże, organizowane dzięki manipulacji, uwodzeniu, romansom.

Wśród jego ofiar były dorosłe kobiety – dwudziesto- i trzydziestolatki, ale 90 proc. miały stanowić nastolatki, najczęściej zagubione jedynaczki z zamożnych rodzin, szesnasto-, siedemnastolatki, które, snując marzenia o dorosłości, w jego ramionach mogły poczuć się wyjątkowe i docenione. W kontaktach z wytrawnym uwodzicielem okazywały się też bezbronne, łatwowierne, uzależnione emocjonalnie, zupełnie niezdolne do stawiania granic, zawstydzone i zastraszone, łatwo poddające się szantażowi. Bo Kalibabka z czasem zaczął zmuszać swoje ofiary do rozbieranych zdjęć, które w razie nieposłuszeństwa kobiet miał opublikować lub przekazywać konkretnym osobom.
Płomienne romanse gwałtownie przerywał zniknięciem albo wprowadzaniem nowych zasad znajomości. Traktował kobiety instrumentalnie. Jeśli któraś miała pozostać w jego życiu na dłużej, przypisywał jej z góry określoną rolę – „grzały”  albo „kocmołucha” – tak je określał. Pierwsze miały dotrzymywać mu towarzystwa i zwabiać w sidła nowe kobiety. Drugie zajmowały się pracami domowymi –  praniem, gotowaniem, sprzątaniem; a gdy urodzi mu się dziecko, opieką nad nim. Od wszystkich kobiet wymagał świadczenia usług seksualnych, co, jak wskazują zeznania ofiar, egzekwował również przemocą.

Kalibabka wyszedł z więzienia na początku lat 90. ubiegłego wieku, pięć lat przed odbyciem ustalonego wyroku, dzięki amnestii. Znalazł się w zupełnie nieznanej mu Polsce, czasu transformacji.
Jego historia była już dla świata przebrzmiała, a powierzchowność zniszczonego mężczyzny z nadwagą zupełnie nie zgadzała się z jego dawnym wizerunkiem casanovy. Kalibabka wrócił na wybrzeże, założył kawiarnię, później sklep z warzywami, a kilka lat później stworzył rodzinę. Echa przeszłości, z której wciąż był dumny, wybrzmiewały już tylko podczas warsztatów podrywania, na których występował w roli eksperta. Choć proponowano mu prowadzenie autorskich szkoleń, nigdy nie podjął wyzwania, nie doszło też do publikacji jego wspomnień. 

„Kalibabka. Historia największego uwodziciela PRL”, Wiktor Krajewski, Znak Literanova

Basia Czyżewska
Proszę czekać..
Zamknij