Znaleziono 0 artykułów
19.11.2022

„1989”: Rapowy musical o upadku komunizmu

19.11.2022
(Fot. Bartek Barczyk)

Nie chodzi o to, żeby stawiać pomniki, wybielać historię, tuszować to, co nam nie wyszło. Chciałbym, żeby musical dostarczył innej perspektywy do debaty o roku 1989 – mówi Marcin Napiórkowski, pomysłodawca „1989”. Rapowy musical „1989” – koprodukcja Teatru im. J. Słowackiego w Krakowie i Gdańskiego Teatru Szekspirowskiego – pokazuje upadek komunizmu oczami uczestników wydarzeń. Czy zgodnie z zapowiedziami twórców „1989” stanie się polskim „Hamiltonem”?

Dla kogo napisałeś „1989”? 

Moją wymarzoną odbiorczynią „1989” była Polska. Chciałem, żeby ten musical był czymś w rodzaju procesu terapeutycznego – pomógł nam znaleźć nowy język do rozmów o naszej niedawnej przeszłości, także do sporów o nią. I żebyśmy mogli dzięki niemu znaleźć odbicie do lepszej przyszłości.

Jak na twój pomysł zareagowali współautorzy scenariusza? 

Kasia Szyngiera i Mirek Wlekły zadawali mi konkretne pytania. Czy to będzie zrozumiałe dla młodszej publiczności? Czy fabuła jest spójna? Co powiedzą uczestnicy tamtych wydarzeń, kiedy zobaczą swoje musicalowe alter ego? Kasia jest zresztą moją bohaterką, bo reżyserowała spektakl z malutką córeczką na ręku.

(Fot. Bartek Barczyk)

O kim opowiadacie?

Zobaczymy Lecha i Danutę Wałęsów, Władysława Frasyniuka i jego żonę Krysię, Jacka i Gajkę Kuroniów. Ale ten spektakl ma kilkanaścioro niesamowitych bohaterów. Od Henryki Krzywonos, która zatrzymując tramwaj, rozpoczęła strajk w całym Gdańsku, po Janusza Reykowskiego – profesora psychologii, który od strony PZPR odpowiadał za Okrągły Stół. To on pomógł rozbić narodowy podział, zabetonowany krwią i stanem wojennym na wiele szczegółowych problemów, które dało się merytorycznie omówić i rozwiązać. 

Dlaczego wybrałeś formę musicalu? 

A dlaczego nie? Konieczność zmieszczenia historii w piosenkach wymusza przemyślenie tego, co ma się do powiedzenia. Może się wydawać, że taka forma wymaga uproszczenia, spłaszczenia. Okazało się, że jest odwrotnie. Już podczas wywiadów, które prowadziliśmy z uczestniczkami i uczestnikami tamtych wydarzeń, myślenie o musicalowej formie pozwoliło nam zadawać pytania, które wyrywały ich z rutyny, z utartych kolein. Oni opowiadali tę samą historię po sto razy. Ale pierwszy raz ktoś szukał w ich opowieści rymów, brzmień, charakterystycznych fraz. 

(Fot. Bartek Barczyk)

Jak znalazłeś odpowiedni język do opowiedzenia o tamtych wydarzeniach?

Spróbowałem przełożyć na język rapu 21 postulatów strajkowych z sierpnia 1980 r. Chciałem zachować słownictwo i składnię z tamtego czasu. Usłyszał to Bober, nasz rapowy guru, i mówi: „Człowieku, nic z tego nie rozumiem”. Razem przepisaliśmy to na współczesny flow. I nagle okazało się, że to nie omszała historia, tylko naprawdę aktualne sprawy. Młodzi ludzie wciąż zderzają się z tymi samymi wyzwaniami: brak mieszkań, ograniczony dostępu do żłobków, inflacja, drożyzna, niepewność.

Kto zadbał o stronę muzyczną przedsięwzięcia? 

Kompozytor i producent muzyczny Webber oraz Bober, chodząca elektrownia atomowa zasilająca cały projekt. Chcieliśmy stworzyć coś, co będzie kawałkiem naprawdę dobrej współczesnej muzyki popularnej. Porządnym rapem, na który mogą przyjść ludzie, na co dzień słuchający takiej muzyki. I poczuć, że to jest w stu procentach szczere, zrodzone z pasji. 

I to się sprawdziło?

(Fot. Bartek Barczyk)

Pierwszą, testową publicznością byli nasi aktorzy. Kiedy zebrali się w sali prób, by posłuchać piosenek, byliśmy pełni obaw. Czy oni to kupią? Zostali z nami, więc chyba uwierzyli w ten potencjał. 

W jakiej estetyce zrealizowaliście projekt?

Mam nadzieję, że estetyka zrobi potężne wrażenie! Dla mnie to była zupełna magia patrzeć, jak coś, co rodziło się na papierze albo w naszej wyobraźni, zmienia się potem w piosenkę dzięki wspaniałej muzyce Webbera – dudnią basy, rozbrzmiewają te niesamowite głosy. Myślę sobie – wow, to jest naprawdę fajne. A wtedy wchodzi Basia Olech z choreografią i wszystko wynosi się jeszcze kilka poziomów w górę. Mijają dwa tygodnie, wracam do Krakowa ze swojej codziennej roboty przy analizie danych i widzę tę samą scenę, ale już w scenografii. I to jest kolejny skok. Teraz pierwszy raz zobaczyłem całość – światła, kostiumy, sceniczne brzmienie z żywym bandem – bezpieczniki mi wywaliło.

Co dla ciebie oznacza pozytywny mit?

Pozytywny mit to nie lukrowanie. Nie chodzi o to, żeby stawiać pomniki, wybielać historię, tuszować to, co nam nie wyszło. Chciałbym, żeby musical dostarczył innej perspektywy do debaty o roku 1989. Amerykańskiemu „Hamiltonowi” udało się opowiedzieć o przeszłości w taki sposób, musical Lina-Manuela Mirandy nie pudrował ojców założycieli. Dzięki temu stał się pretekstem do poważnych dyskusji o rasizmie, dyskryminacji, imigracji i innych problemach współczesnej Ameryki. 

Premiera już 19 listopada w Gdańskim Teatrze Szekspirowskim i 2 grudnia na Dużej Scenie Teatru im. Juliusza Słowackiego w Krakowie. 

Anna Konieczyńska
Proszę czekać..
Zamknij