Znaleziono 0 artykułów
27.08.2021

Książka tygodnia: Harlan Coben „Bez pożegnania”

27.08.2021
(Fot. materiały prasowe)

Nie jest to książka najnowsza, lecz mam poczucie graniczące z pewnością, iż spotka się z zainteresowaniem lubiących kryminały, nieważne, że powtórnym. Wiadomo wszem i wobec, iż Netflix wraz z amerykańskim pisarzem Harlanem Cobenem wpadł na pomysł, by zekranizować aż 14 jego powieści. Na dodatek każdy serial mają robić ekipy z różnych krajów (np. „W głębi lasu” robili Polacy), więc mnogość interpretacji prozy Cobena mamy zapewnioną. 

Za „Bez pożegnania” zabrali się Francuzi. Zamiast miasteczka Livingston w New Jersey, Nowego Jorku i Albuquerque mamy wybrzeże Morza Śródziemnego, Niceę i Barcelonę. Główny bohater nie nazywa się, jak w powieści Will Klein, tylko Guillaume Lucchesi. Lecz w gruncie rzeczy tak książka, jak i serial są o tym samym, choć do scenariusza wprowadzono drobne korekty względem literackiego pierwowzoru. Lecz co zrobić? Serial jest OK. Książka zaś – OK +.

Poznajemy więc Willa na pogrzebie zmarłej na raka matki. Prawie nikt nie przyszedł i nie ma w tym wielkiego zdziwienia. Jedenaście lat wcześniej w sąsiedztwie Kleinów doszło do przerażającej zbrodni: gwałtu i morderstwa. Zamordowaną okazała się dziewczyna Willa. A za zabójcę Julie Miller, który przepadł jak kamień w wodę, uznano, na podstawie bardzo mocnych dowodów, jego starszego brata, Kena. Wszyscy byli przekonani, że Ken również nie żyje. Z 800 dolarami na koncie nie mógł się ukrywać przez kilkanaście lat.

 

Pierwsze zdanie powieści brzmi: „Trzy dni przed śmiercią matka wyznała – to były niemal jej ostatnie słowa – że mój brat wciąż żyje”. Przypisano to omamom wywołanym ogromnymi dawkami morfiny; choć matka powtarzała tę wiadomość kilka razy, była równie prawdopodobna – pisze Coben – jak informacja, że Elvis Presley razem z Jimim Hendriksem byczą się na tropikalnej plaży gdzieś na archipelagu Fidżi. Tymczasem wkrótce po pogrzebie Will znajduje niezbity dowód na to, że matka nie bredziła.

Will ma kumpla Squaresa. Razem pracują w charytatywnej organizacji zajmującej się w Nowym Jorku dziećmi ulicy. Squares nosi na czole dziwny tatuaż: to kwadrat podzielony na cztery mniejsze kwadraciki. Ponieważ uczy jogi, wielu uważa, iż to jakiś tajemny znak przypisany naukom Wschodu. Tymczasem tak zamaskował swastykę, był w młodości fanatycznym wyznawcą nazizmu. A kiedy przejrzał na oczy, nie wywabił tatuażu, bo chciał pamiętać o tym, jak kiedyś był bardzo głupi.

Will ma również dziewczynę, Sheilę, drugą po zgwałconej Julie miłość w swoim życiu. Mieszkają razem, a w noc po pogrzebie Sheila wychodzi z łóżka i tajemniczo ulatnia się z nowojorskiej klitki. Nazajutrz Willa nachodzą funkcjonariusze FBI. Prośbą i groźbą nakłaniają go, by odpowiedział na kilka pytań. A kiedy to zawodzi, wyjawiają kompromitujące detale z życiorysu Sheili. Była złodziejką, zajmowała się prostytucją. Lecz przecież FBI nie ściga za kradzieże i kupczenie ciałem. Zaś dawny naziol Squares zna największe szychy FBI Wschodniego Wybrzeża.

 

Nie ma obaw, nie spojleruję. Tego wszystkiego dowiadujemy się do mniej więcej 40. strony, czyli przez pierwszy kwadrans lektury. „Bez pożegnania” liczy 400 stron z hakiem, więc jeszcze wiele razy damy się zaskoczyć. W końcu zwroty akcji i kompletnie fantastyczne, mimo iż wielce prawdopodobne pointy, są specjalnością Harlana Cobena.

 

„Bez pożegnania” nie jest tylko nadzwyczaj zgrabnie napisanym kryminałem. Stawia pytania o rodzinne sekrety i relacje, o których nie wszyscy muszą wiedzieć. Czy najbliżsi są rzeczywiście najbliższymi, a może niekoniecznie? Czy ten, kto zawsze wydawał się dobry, był naprawdę dobry, a może przebiegle zły? Czy związki krwi chronią przed zdradą? Czy można być niegodziwym za młodu, a później zmądrzeć i stać się przyzwoitym? Oraz – czy piękne kobiety, z tajemnicą ukrytą w rysach twarzy, mogą łgać i jednocześnie kochać?

 

Światowe gazety wychwalały powieść Cobena. „Znakomita, pełna adrenaliny rozrywka” („London Times”), „Ten thriller ma więcej zwrotów i zakrętów niż przejażdżka kolejką w wesołym miasteczku” („USA Today”), „Coben bez przerwy maksymalnie dociska pedał gazu i nigdy nie odpuszcza” („People)”. Tak się składa, że mają rację.

Harlan Coben, „Bez pożegnania”, przełożył Zbigniew A. Królicki, wydawnictwo Albatros

Paweł Smoleński, „Gazeta Wyborcza”
Proszę czekać..
Zamknij