Znaleziono 0 artykułów
16.03.2019

Reisefieber, czyli sztuka odjazdu

16.03.2019
Plakat wystawy Odjazd (Fot. materiały prasowe)

Załoga zasłużonej dla sztuki współczesnej galerii BWA Awangarda we Wrocławiu wylądowała – dosłownie – na dworcu. Zmieniają się więc nazwa, miejsce i pomysły na pokazywanie sztuki. Otwarte niedawno BWA Wrocław Główny wystawą „Odjazd” zaprasza na podróż w nieznane.

Niemieckie słowo w tytule kryje w sobie smutek pożegnania, niepokój przed nieznanym, a jednocześnie podniecenie podróżą. I taki mniej więcej koktajl uczuciowy towarzyszy twórcom wystawy, którą pod koniec lutego otwarto w odrestaurowanym zabytkowym Dworcu Głównym we Wrocławiu. Na dworcach spotykają się jadący na wakacje turyści, ale i uciekający przed głodem i wojną uchodźcy. Studenci i pracownicy w delegacji. A teraz we Wrocławiu dołączają do nich artyści. Ich przyczółek znajduje się na dworcowej antresoli, która powstała w 2016 roku, kiedy Wrocław był Europejską Stolicą Kultury. Dziś gdy pełna wspomnień i chwały galeria Awangarda utraciła swoją historyczną siedzibę w Pałacu Hatzfeldów (obiekt ma być remontowany przez miasto), BWA przeniosło się nad perony, by pokazywać publiczności sztukę współczesną, za tło mając zgiełk pociągów i szum przepływających przez halę tłumów. Czy to dobre miejsce dla kontemplacji sztuki?

Krzysztof Gil, Welcome to the Country Where the Gypsy’s Been Hunted, 2018, detail, (Fot. Henryk Gallery, Kraków)

Między fantazją a oporem materii

– Dworzec jest przejściem do innego świata, ale jest też związany z ogromnym lękiem i niepewnością, z koniecznością przeorganizowania się w rzeczywistości – mówi Anna Mituś, która odpowiada za program dworcowego BWA. – To nas poprowadziło w kierunku pierwszej założycielskiej wystawy. Stwierdziliśmy, że będzie ona trochę opowiadaniem tej przestrzeni, a trochę próbą osiedlenia się w miejscu, które na dobrą sprawę nie ma nawet ścian wystawienniczych i trudno tu sprostać wymogom konserwatorskim.

Wystawę „Odjazd” przygotował zespół kuratorski związany z wrocławskim BWA od lat. Są w nim dyrektor instytucji Marek Puchała, Joanna Stembalska, Katarzyna Roj i wspomniana Anna Mituś. Na wystawę zaprosili artystów związanych z Wrocławiem, takich jak np. grupa Luxus, Krystian „Truth” Czaplicki, lub też twórców od lat zaprzyjaźnionych z galerią, nawet jeśli mieszkają daleko nad morzem, jak gdańszczanka Honorata Martin, czy rezydują głównie w Warszawie, jak Zbigniew Libera. To artyści nieobojętni na puls rzeczywistości, którym bliski jest temat wykorzenienia, bycia w drodze. – To może być historia o uchodźcach, ale też opowieść o tym, że bycie pionierem jest zarówno przerażające, jak i pobudzające – stwierdza Kasia Roj, a ja zastanawiam się, czy rzeczywiście mówi o wystawie, czy o sytuacji, w której znalazła się galeria. – Przyjeżdżasz w zastaną rzeczywistość, jeszcze nie masz do niej współrzędnych ani aktualnych planów, żyjesz tymczasowo. I to jest w pewnym sensie entuzjastyczne przeżycie. Bardzo przyjemne i dające pozór wolności.

Krystian Truth Czaplicki - It is Hard to Get - 2018 (Fot. B. Górka, Dzięki uprzejmości Galerii Piktogram)
Kuratorzy wystawy (Fot. Alicja Kielan)

Podążaj za gołębiem

Smaczku całej sprawie dodaje fakt, że Wrocław jest miastem przesiedleńców. Jedni wyjechali na Zachód, drudzy przyjechali ze Wschodu. – Długo traktowano te ziemie jako chwilowe miejsce pobytu, jeszcze zdjęcia z lat 60. pokazują galerię Awangarda jako gruzowisko w środku miasta – mówi Anna. – Wrocław miał być zbudowany na nowo, stworzony z fantazji i marzenia. Tymczasem materia stawiała opór. I pomiędzy tą fantazją a oporem kształtowała się wrocławska rzeczywistość. My też tak funkcjonujemy teraz, bo nic nam jeszcze na dworcu do końca nie działa, dopiero uczymy się tej przestrzeni. 

Charakter miejsca został podkreślony przez projektantów scenografii. To Mateusz Zieleniewski i Karolina Pietrzyk, którzy mieszkają w Berlinie i często pracują razem, choć nie tworzą sformalizowanej grupy. – Zrobili research terenowy we Wrocławiu i spróbowali przeczytać sensy, które niosą ze sobą nie tylko architektura miasta i dworca, ale też nawarstwienia różnych aspiracji – opowiada Ania. – Dostrzegli np. takich rebeliantów dworcowych jak gołębie, które latają wszędzie, i tę wypomadowaną po remoncie rzeczywistość, hm, patynują. Uczyniliśmy je elementem naszej galeryjnej nawigacji wizualnej. 

Chciałoby się rzec: „Podążaj za gołębiem”, bo to znak, który poprowadzi cię prosto do galerii. Gołębie w sposób naturalny dążą bowiem do antresoli, gdzie jest trochę spokojniej niż na dole. Jak dodaje Katarzyna, poprzez nową identyfikację wizualną galerzyści chcą zwrócić uwagę na cały kompleks problemów związany z ich pojawieniem się na dworcu. Od 1975 roku funkcjonowali w innej przestrzeni – jako Awangarda na ulicy Wita Stwosza od początku dedykowana sztuce współczesnej. A w tej chwili mają nagle zacząć od zera w zupełnie nowym miejscu. – Odjeżdżamy z Awangardy i porzucamy cały bagaż związany z tamtym miejscem i jego tradycją, gdzie zastanawialiśmy się, czy sztuka awangardowa jest aktualna, czy się zmienia, itp. Teraz już nie musimy się zastanawiać nawet nad tym, czym jest sztuka. Możemy wyjść poza klasyczną wystawę i chłonąć kontekst komunikacyjny, społeczny, polityczny, który nas tu otacza.

Karina Marusińska, Cisza (Fot. materiały prasowe)

Dworce są seksowne

Kiedy Ania Mituś parę lat temu zbierała wywiady do książki o wrocławskiej grupie artystycznej Luxus, starzy hipisi, opowiadając o latach 70. i 80. we Wrocławiu, wspominali, że właśnie Dworzec Główny był jedynym autentycznym centrum miasta i pełnokrwistą siedzibą subkultury. Tu życie toczyło się 24 godziny na dobę, wszystko można było kupić i każdego spotkać. Był jak portal do innego wymiaru – wciągał po uszy. – Bo dworce są seksowne! – uważa Katarzyna. – Poczułam to, kiedy do naszej kolekcji trafił tzw. pragotron, czyli stara dworcowa tablica paletowa, na której kiedyś zmieniały się napisy o przyjazdach i odjazdach pociągów, a plastikowe literki klekotały w charakterystyczny sposób. Pewnego dnia przejeżdżając przez Bydgoszcz, zobaczyłam, że go demontują, i udało mi się pozyskać ten artefakt. Z punktu widzenia informatyki ta machina to ewolucyjna zapadka pomiędzy mechaniką a elektroniką. Tworzą ją paletki, które są typograficznym cudem i przez permutacje pojedynczych liter na nich możesz układać wszystkie słowa. Jest jak maszyna szyfrująca „Enigma”. 

Pragotron to nazwa używana po naszej stronie żelaznej kurtyny. Wynalazek analogowej tablicy informacyjnej powstał w firmie Solari we Włoszech, ale demoludy miały czechosłowacki Pragotron z Pragi, zajmujący się tworzeniem zegarów, który podobno ukradł włoski patent. Pozyskanie tej maszyny do kolekcji BWA to sytuacja, która antycypowała dworcową przyszłość galerii, śmieją się kuratorki i opowiadają, jak okazało się, że chłopak producentki wystaw Krzysztof Tyszecki jest pasjonatem, który potrafi bez jednostki centralnej (rodzaj sterownika) napisać program do obsługi tego mechanizmu, co postanowiły wykorzystać. Na wystawie „Odjazd” pragotron został oddany w ręce zaproszonego do współpracy artysty dźwiękowego Czarnego Latawca. Zbudował on komnatę akustyczną i wykorzystał pragotron jako perkusję w kompozycji przygotowanej na podstawie analizy dźwiękowej dworca. 

Ada Zielińska (Fot. materiały prasowe)

Niejasny obraz

Odwołujemy się z jednej strony do psychodelicznego rozumienia słowa „odjazd”, które skojarzyło nam się też z momentem, kiedy ruszasz z miejsca, odpalasz silnik i pejzaż za oknem się przesuwa. Chodzi o ten moment rozmazania, utraty ostrości widzenia. Pojawia się też wątek „kryzysowy” – przeszczepienie na nowy grunt i konieczność ograniczenia inwestycji symbolicznych do absolutnego minimum, kiedy trzeba „spakować się w jedną walizkę”. Stąd zaproszenie artystów, którzy formalnie skupili się np. na motywie migracji czy archetypicznego obrazu domostwa, jakim jest namiot. Chodzi o moment, w którym musisz podjąć decyzję, mimo że nie masz wszystkich danych, by ją podjąć. A przecież trzeba ustawić jakieś azymuty. Wtedy chcesz się otaczać ludźmi, którzy dają ci poczucie bezpieczeństwa. I tak dobraliśmy artystów na naszą wystawę. To twórcy, którzy są dla nas swego rodzaju kamieniami milowymi – mówi Ania.

Dla Ani była to praca z Krzysztofem Kinterą, z którym w 2006 roku zrobili wystawę „Przykra sprawa, czeska wystawa” pokazującą, czym jest sąsiedztwo polsko-czeskie i Polska w myśleniu Czechów. Joanna Stembalska zaprosiła „szamana” Juliana Jakuba Ziółkowskiego, który na progu niesamowitej kariery był wyróżniony jako malarz we wrocławskim Konkursie Gepperta. Na tę wystawę przybywa jako Jan Moon w postaci awatara będącego syntezą jego relacji artystycznych i historii rodzinnej. Nie mogło też zabraknąć członków grupy Luxus, którzy na „Odjeździe” tworzą instalację z… instalacji elektrycznych i proponują dyskurs krytyczny wobec czytania pozycji geopolitycznej Polski. I tu też pojawi się namiot pustynny, w jakim mieszkają uchodźcy. Tę pracę otaczają rozproszone instalacje młodych artystów: Stacha Szumskiego i Karoliny Mełnickiej, którzy założyli fikcyjne, utopijne państwo Nomadic State. 

Wystawa Odjazd (Fot. Alicja Kielan)

Z namiotu w mgłę

Jednym z głównych motywów wystawy stał się wspomniany namiot, od którego wypączkował pomysł ekspozycji. Każdy artysta zinterpretował go po swojemu. – Inny jest trip Olafa Brzeskiego, który stworzył namiot służący do komentowania pustki, która zawiera się w nakręcającym nasz niesprawiedliwy świat bogactwie, a inny Krzysztofa Gila, który jest romskim artystą, więc gdzieś w tle jego pracy są nomadyzm i wóz wędrowny. Tylko czy to wewnętrzny imperatyw wolności, czy może jednak ucieczka przed prześladowaniami? W los Romów polskich wpisany jest dramat przymusowego osiedlenia w 1964 roku, kiedy przemieszczanie staje się politycznym przywilejem – mówi Kasia.

Jeszcze inaczej temat potraktowała Honorata Martin, która ostatnio w sposób bezkompromisowy oddała swoje życie i zainteresowanie pewnej idei. – Jej namiot jest próbą stworzenia modelu, który pozwoli na odrzucenie naszego przywiązania do rzeczy – wyjaśnia Anna. – Starego sposobu myślenia, w którym inwestujemy w materialne przedmioty, w zamieszkanie, w bezpieczeństwo, a każdego dnia mamy do czynienia z ogromną liczbą małych końców świata na naszej planecie. Musimy zdać sobie sprawę z tego, że kończy się czas zakorzenionego życia i jasnej perspektywy na horyzoncie. Musimy przestać myśleć o sobie jako o centrum, wokół którego wszystko się kręci, ale też być gotowi, żeby współdzielić nasz świat z różnymi osobami, które mają takie samo prawo do życia jak my. Przyszłość to dziś podróż w nieznane, w mgłę.

Wystawa Odjazd (Fot. Alicja Kielan)

Nowe miejsce skłania do eksperymentów. Autorzy wystawy postanowili na czas „Odjazdu” zrównać przestrzeń biurową z ekspozycyjną, „żeby zobaczyć naszych widzów i sprawdzić, jak działa to wnętrze”. Reaktywują też kino dworcowe prowadzone tu kiedyś przez ważną postać polskich DKF-ów, Piotra Wajsa. Nazywać się będzie Kino Zbyszek na cześć Zbyszka Cybulskiego, który zginął na dworcu wrocławskim, wskakując do odjeżdżającego pociągu. Kuratorzy postanowili też po latach ponownie stworzyć wystawę wspólnie, niczym „drużyna konduktorska”. – Każde z naszej czwórki dokonało osobistego wyboru twórców i dzieł – zaznacza Anna. – Zależało nam na tym, by pokazać, że nie jesteśmy zbiorem odrębnych galerii z własnymi celami (inne obiekty BWA we Wrocławiu to: Dizajn, SIC! i Studio – przyp. A.S.), ale łączą nas wspólne wartości. Ta wystawa nie jest tworem zamkniętym, jest raczej jak kłącze z odrastającymi odnogami. Z jednej strony zajmuje się reagowaniem na rzeczywistość, wobec niepewności i kryzysu. Z drugiej, przygląda się temu, w jaki sposób nawigować, co określa kondycję świata, co jest najważniejsze. Wszyscy czujemy, że w tej chwili świat tkwi w chaosie i w końcu nastąpi jakieś jego przeobrażenie, odjazd w innym kierunku.

 

„Odjazd”, 22.02.2019–31.03.2019, galeria BWA Wrocław Główny, antresola na Dworcu PKP Wrocław Główny. Program imprez towarzyszących tutaj.

Anna Sańczuk
Proszę czekać..
Zamknij