Znaleziono 0 artykułów
01.12.2022

Jakie historie opowiadają architekci?

01.12.2022
Centrum Kulturalne Heydar Aliyev Center w Baku (Fot. Getty Images)

Architekci projektują przestrzenie. Ale tak naprawdę tworzą narracje dopasowane do potrzeb ludzi, okoliczności, kontekstów kulturowych, społecznych. Projektują doświadczenia dotyczące okoliczności pracy albo nawiązywania kontaktów. Wspierają zrównoważony rozwój, dobrostan mieszkańców. Jak w ostatnich latach zmieniał się ten zawód, z jakimi wyzwaniami architektonicznymi wiążą się okoliczności, w jakich dziś żyjemy? Rozmawiamy z Kasią Piekarczyk, architektką prowadzącą w Henning Larsen w Kopenhadze.

Co to dziś znaczy: być architektem?

Często to słowo kojarzy się z projektantem wnętrz. Jestem trochę nietypową architektką, bo najczęściej zajmuję się projektowaniem budynków użyteczności publicznej o funkcji kulturalnej. Często projektuję muzea, opery, a nie mieszkaniówki. Zaczęłam interesować się urbanistyką, co rzadko oznacza projektowanie miast (to już jest planowanie urbanistyczne), częściej projektowanie na przykład dzielnic. W zależności od rynku mogą to być małe założenia architektoniczne, na przykład projekt Wybrzeża Norwegii, czyli pomysł na to, jak zaktywować tę przestrzeń, żeby ludzie zaczęli tam przychodzić. Ale może to być dzielnica w Chinach, która ma 3,5 miliona metrów kwadratowych, ogromną skalę i projektujemy opowieść o tym miejscu, narrację dla potencjalnych klientów czy przyszłych użytkowników. W biurze trochę śmiejemy się, że opowiadamy historie, wymyślamy użytkowników, całą przestrzeń i scenariusz. W projektach urbanistycznych opracowujemy wizję społeczną i myślimy wtedy o dalekiej przyszłości, minimum 50 lat do przodu. Jesteśmy zatem bajkopisarzami z dobrymi intencjami, którzy starają się projektować dla dobrej, zrównoważonej przyszłości.

Co jest ci potrzebne, żeby stworzyć taką narrację? Ile jest w niej faktów, danych, informacji o targecie, a ile twojej kreatywności, wyobraźni i pomysłów?

Przede wszystkim architektura to jest praca grupowa, nie ma miejsca na bycie jednostką, chyba że się robi domy jednorodzinne, ewentualnie prywatne mieszkanie. Wszystkie większe projekty wymagają głębokiego researchu i kontaktowania się ze specjalistami. Zatem jeżeli robimy projekt urbanistyczny, potrzebujemy lokalnego partnera, który zna tamtejsze regulacje prawne, ale też lokalną kulturę i styl życia mieszkańców. Bo ja nie wiem, jak to jest być Chińczykiem żyjącym w Chinach czy nawet Duńczykiem w Danii, mimo że sama tam mieszkam.

Potrzebujemy także wielu specjalistów związanych z dziedzinami, których dotyczy sam projekt. Na przykład jeżeli częścią założenia projektowego jest teren zalewowy, trzeba wziąć pod uwagę zagrożenie powodziami. Wtedy potrzebuję eksperta z tej dziedziny. Dla mnie każdy projekt oznacza nową naukę; bardzo to lubię.

Havenhuis w Antwerpii (Fot. Getty Images)

Architektura, którą uprawiasz, jest w większym stopniu sztuką czy rzemiosłem?

Studiowałam na Politechnice Warszawskiej, więc to jest uczelnia techniczna i studia pierwszego stopnia kończy się z tytułem inżyniera architekta, co by sugerowało, że jest to zawód techniczny. Natomiast wszystkie staże i potem praktykę zawodową odbyłam poza granicami Polski, na przykład w Danii, gdzie architekturę studiuje się na Akademii Sztuk Pięknych. W Warszawie uczyłam się elementów konstrukcji i budownictwa, natomiast w Kopenhadze, w krajach skandynawskich i w Londynie architektura jest kompletnie odklejona od tych fundamentów, dużo bardziej artystyczna, uwolniona od struktur. Nie czuję się rzemieślnikiem. Mam pojęcie o technicznej stronie zawodu i jestem w stanie dużo więcej oszacować niż moi koledzy z Danii, ale sercem dużo bliżej mi do strony artystycznej. Dzięki niej właśnie wygrywamy konkursy, zdobywamy nowych klientów; ta strona bardziej fascynuje mnie w tym zawodzie.

Czy ta narracja, o której powiedziałaś, dla różnych państw jest różna? W projektach budynków operowych dla Chińczyków, Duńczyków i dla Polaków były znaczące różnice?

Zdecydowanie ważne jest poznanie samego miejsca, ludzi, rozmawianie z nimi. Tego człowiek uczy się przez doświadczenie i zrozumienie innych, a służy to temu, żeby nikogo nie obrazić, móc jak najlepiej odpowiedzieć na potrzeby osób, dla których się projektuje. Opery dla Polaków, Duńczyków czy Chińczyków to byłyby trzy zupełnie różne projekty, narracje osadzone w różnych kontekstach.

Metropol Parasol, Sewilla (Fot. Getty Images)

Czym różniłyby się przede wszystkim?

Samą ekspresją architektury, elewacją, tym, jak budynek wygląda, jak jest zorientowany, jak siedzi na działce. Szczególnie w projektach użyteczności publicznej znaczenie mają materiały, wnętrze, sposób poruszania się po budynku, nawiązania do lokalnego stylu życia, kultury czy klimatu. W różnych miejscach na świecie w różny sposób konsumujemy przestrzeń.

W Hongkongu mieliśmy klienta, dla którego niesamowicie ważne było zorientowanie budynku nie ze względu na stronę świata czy zrównoważony rozwój (żeby na przykład zapewnić odpowiednią ilość cienia), tylko ze względu na Feng Shui. Jestem na spotkaniu biznesowym, gdzie klient z kompletną powagą mi mówi, że on tutaj musi mieć otwartego feniksa, a z tyłu twardego żółwia. Muszę kiwać głową, a potem znaleźć człowieka, który mi wytłumaczy, co to znaczy, i włączyć te elementy do projektu.

Dobrze zaprojektowana przestrzeń publiczna czy budynek to miejsce, gdzie dobrze się czujemy, ale w różnych kulturach inaczej dochodzi się do tego samego efektu. W Hongkongu na przykład jest budynek, który ma bardzo dużą dziurę w elewacji; jest to dziura dla smoka, totalnie na poważnie.

Feng Shui jest starochińską praktyką planowania przestrzeni zgodnie z naturą, tak aby nie blokować przepływu energii w miejscach i budynkach. Często mówi się, że miejsce ma dobrą energię, od czego to według ciebie zależy?

Od rzeczy, których nie da się zmierzyć. Elementem takiego dobrostanu przestrzeni na pewno są oświetlenie, dobra wentylacja, akustyka, materiały, ale również proporcje przestrzeni. To, w jaki sposób jest zaaranżowana i w jaki sposób tworzy interakcję między ludźmi.

Miejsca publiczne są po to, żebyśmy mogli się wzajemnie obserwować, jednocześnie zachowując swoją prywatność. Jest takie piękne studium placu w Nowym Jorku, na którym postawiono krzesła do użytkowania przez ludzi przechodzących tamtędy. Na nagraniu, będącym zapisem tego, co tam się dzieje, widać, jak ludzie przychodzili na ten plac, brali krzesła i je przestawiali. Fakt, że mogli w jakimś stopniu zaaranżować tę przestrzeń, powodował, że mieli ochotę w ogóle w niej przebywać. Bo ona stawała się bardziej ich własnością. W niektórych miejscach publicznych, wydaje się, są wszystkie niezbędne elementy, ale one nie działają. Czasami chodzi o drobiazgi, na przykład betonowe ławki, których nie da się przestawić z cienia w miejsce słoneczne albo odwrotnie, w zależności od pogody. Tego rodzaju elementy przestrzeni publicznej są najważniejsze, bo wpływają na interakcje ludzi, budują choreografię tego, co się dzieje w przestrzeni publicznej.

The Wave w Vejle (Fot. Getty Images)

Teraz stało się modne strategiczne myślenie o budowaniu relacji w przestrzeni, również biurowej. Czy kiedy projektujesz, tworzysz taką choreografię potencjalnych interakcji?

Na tym właśnie polega tworzenie architektonicznej narracji, wyobrażanie sobie, dlaczego miałabym używać przestrzeni w taki czy inny sposób. Projektowaliśmy duży kompleks nad wodą w Cockle Bay w Sydney, wieżowiec, w którym będą pracowały tysiące ludzi; było to takie doświadczenie, jakbym projektowała małe miasto. Zastanawialiśmy się, w jaki sposób pracownik, w większym stopniu niż niż pracodawca, może korzystać z tej przestrzennej oferty. Wymyśliliśmy teoretyczny plan dnia i projektowaliśmy przestrzenie w obrębie tego budynku w taki sposób, żeby doświadczenia użytkowników były w ciągu jednego dnia zróżnicowane, estetyczne, ale też zachęcające do ruchu i kontaktu z naturą. Wśród niektórych pracowników pojawiła się potrzeba wpływu na przestrzeń, możliwości przemieszczania się, ale to nie jest rozwiązanie dla każdego. Są osoby, które chcą mieć swój mały prywatny pokoik.

Pracujemy nad tym, by zaspokoić te różne oczekiwania w projekcie jednego biura, żeby dostarczyć przestrzenie, które będą jednocześnie bardzo prywatne, niemalże jednoosobowe lub dla małych zespołów, ale też zaplanować miejsca spotkań, interakcji dla osób ekstrawertycznych. Ważne, żeby przestrzeń była łatwa do zaaranżowania i żeby można było zmieniać jej funkcję.

Jakie są trendy w architekturze? Jak się zmieniają te narracje, które tworzyłaś, i te, na które jest zapotrzebowanie?

Myślenie o zrównoważonym rozwoju, które kiedyś było dodatkiem w architekturze, teraz jest jedną z głównych narracji na całym świecie. Architekci, planiści w coraz większym stopniu zdają sobie sprawę ze swojej odpowiedzialności.

Zmiany w tworzeniu narracji czasami podążają za tym, co dzieje się na świecie w kulturze czy polityce, na przykład mogą odnosić się do praw kobiet.

Jeśli chodzi o techniczną stronę zawodu, kompletnie zmieniły się narzędzia, których używamy. Dzisiaj architekci są trochę jak programiści, tworzą swoje wizje za pomocą sztucznej inteligencji. Na przykład możesz zaprojektować dzielnicę, tworząc jej warunki brzegowe, masz dane, na przykład że działka to 3,5 miliona metrów kwadratowych, chcesz, żeby wszyscy mieli widok na zieleń, konkretne parametry nasłonecznienia we wnętrzu. I komputer generuje 1000 miast z tymi parametrami, a ty je potem analizujesz, wyciągasz wnioski, inspiracje.

Starsze pokolenie architektów i najmłodsze bardzo się różnią, jeżeli chodzi o zaufanie do tych narzędzi. Jestem przekonana, że u nas w biurze ludzie starsi stażem nie wiedzą, czego używamy do pracy, że ich sposób myślenia o przestrzeni jest nadal w 2D, kiedy ja projektuję od razu w 3D. Z kolei ja pracuję ze stażystami, którzy myślą kodami, ale nie są w stanie narysować zwykłego przekroju.

MAXXI Muzeum Sztuki Współczesnej w Rzymie (Fot. Getty Images)

Jest ryzyko, że zastąpi cię sztuczna inteligencja?

Zastąpi na pewno wszystkie techniczne aspekty projektowania, na które z mojego punktu widzenia można by nie poświęcać tak dużo czasu. Natomiast kreatywne projektowe, tworzenie narracji do projektu, myślenie o ludziach, socjologiczny, antropologiczny aspekt tego zawodu nie są zagrożone. Nie mam złudzeń, że optymalizacja w zawodzie będzie postępowała w coraz większym tempie. Motywuje mnie to, żeby się edukować, próbować zrozumieć wszystkie nowe narzędzia, nie bać się ich.

Teraz jest tak, że robię projekt i następnego dnia mogę klienta oprowadzić po budynku, który nie jest wybudowany. Istnieje aplikacja, dzięki której możesz słyszeć akustykę przestrzeni, po której się poruszasz, zmieniać materiały, kolory, układ miejsca, w którym stoisz. Ma to olbrzymie znaczenie przy tworzeniu budynków użyteczności publicznej, kiedy procesy decyzyjne są długie.

Ważna jest też odpowiedzialność społeczna w tej pracy. Możemy przeprowadzić analizę tłumu, pójść do naszego wirtualnego miasta z milionem mieszkańców, przeprowadzić analizę dotyczącą tego, jak będą się zachowywać. Ale czy to miejsce będzie dla nich przyjazne, atrakcyjne, będzie działać dokładnie z założeniami, jest bardzo trudne do przewidzenia.

Kasia Piekarczyk (Fot. archiwum prywatne)

Może wystarczy dziura dla smoka, żeby miejsce było wspaniałe? A co z odpowiedzialnym rozwojem architektury?

Oprócz samych materiałów, miejsca i sposobu budowania ważne jest to, jaki wpływ na otoczenie i przyszłość ma przestrzeń. Liczy się zjawisko, o którym mówimy „efekt Bilbao” – sposób gentryfikacji dzielnic czy miast polegający na tym, że tworzy się w nich ikoniczne budynki, które stają się markami, destynacją gromadzącą odwiedzających, dzięki czemu miejsce niebezpieczne zmienia się w przyjazne i atrakcyjne. A to wpływa na zachowania ludzi.

Budynki, mimo że są statyczne, potrafią generować dużo interakcji, angażować lokalną społeczność. Byłam pierwszy raz w Galerii Młociny i zachwyciło mnie, że na dachu odbywał się dancing dla starszych ludzi. Tak wyglądają niezaplanowane efekty, do których warto przekonać klienta. Żeby nie zajmował wszystkich metrów kwadratowych na kolejne restauracje, tylko po prostu zostawił je puste, co może spowodować większy sukces tej inwestycji, choć on nie będzie mógł tych metrów nikomu sprzedać.

W odpowiedzialnym projektowaniu trzeba sobie zadać mnóstwo ważnych pytań. Czy budynek coś deformuje, negatywnie wpływa na otoczenie? Czy wpływa na zacienienie budynków mieszkalnych obok? Czy ludzie obok przestają mieć fajny widok? Czy nie jest na trakcie popularnego pieszego połączenia z metra? Czy nie zaburza tego, w jaki sposób ludzie lubią i chcą się poruszać? Czy kształt budynku, jego kompozycja jako bryły, wpływa na jego własne zacienianie i zużycie energii? Czy możemy zintegrować odnawialne źródła energii?

Dla mnie pojęcie zrównoważonego rozwoju jest bardzo szerokie. Jeżeli już przy projektowaniu zachowamy odpowiedzialność w różnych aspektach – społecznym, środowiskowym, funkcjonalnym – nie trzeba będzie tworzyć kolejnych przestrzeni, osobno spełniających różne funkcje. Ten zawód wymaga rzemiosła, kreatywnej duszy, ale też empatii, umiejętności rozumienia ludzi oraz ich potrzeb. Wtedy możemy tworzyć przyjemne, funkcjonalne opowieści przestrzenne.

Anna Jurgaś
Proszę czekać..
Zamknij