Znaleziono 0 artykułów
24.08.2022

Żeby zrozumieć. Książki i wystawa ukraińskich twórców

24.08.2022
(Fot. Chris McGrath/Getty Images)

24 sierpnia 2022 roku, w Dniu Niepodległości Ukrainy, mija pół roku, odkąd rozpoczęła się pełnowymiarowa rosyjska inwazja na jej terytorium. – Podczas wojny ludzie potrzebują literatury i muzyki. I wcale nie chodzi o rozrywkę, ale o wartości – mówił niedawno w Lublinie Serhij Żadan, pisarz, artysta i aktywista z Charkowa. W Polsce ukraińscy twórcy i twórczynie wreszcie są obecni. Czytajmy, oglądajmy, słuchajmy.

Gdańsk: Wystawa zdjęć zniszczonego Mariupola

To dzieje się znienacka. Górny Wrzeszcz w Gdańsku potrafi być baśniowo śliczny, ale bywa też centrum handlowym Manhattan. Na styku tych światów, u stóp Jaśkowej Doliny, ale jednak na tyłach Manhattanu zjawiają się obrazy: spalony autobus, a w tle bloki, zdemolowane wejście do szpitala dziecięcego, mogiły pospiesznie wykopane na trawniku przy jezdni, ludzie w schronie, ludzie szukający bliskich, ludzie stojący w kolejce do ostatniego czynnego sklepu, widok na osiedle z dawnego okna spalonego mieszkania. I dla kontrastu: monumentalna aleja Pokoju, obchody Dnia Flagi z sierpnia 2021 roku, kombinat metalurgiczny Azowstal.

(Fot. materiały prasowe)

To plenerowa wystawa zdjęć Wiaczesława Twerdochliba. Dziennikarz fotografował niszczony Mariupol od 24 lutego do 22 marca, kiedy udało mu się wydostać z oblężonego miasta. Pozostałem w Mariupolu do ostatniej chwili – dopóki nie weszli Rosjanie. Ich słowa: „Podejdźcie bliżej, nie będziemy strzelać” zapamiętam na całe życie. Potem pieszo wyszedłem z osaczonego miasta. Teraz chcę, aby o tym, co tu się wydarzyło, dowiedział się cały świat – mówił przy okazji gdańskiej wystawy. Opuszczając Mariupol, kartę pamięci ze zdjęciami schował w cukierku, inaczej pewnie zostałaby zarekwirowana przez okupantów.

Zdjęcia zniszczeń zestawione są z obrazami przedwojennego miasta, by – jak tłumaczy polski koordynator wystawy Janusz Marszalec z Muzeum Gdańska – przypomnieć, że Mariupol był pięknym, dynamicznie rozwijającym się miastem.

W portowym Gdańsku, który po II wojnie światowej podnosił się z ruin, wystawa robi szczególne wrażenie. Jej otwarcie towarzyszyło nadaniu gdańskiemu skwerowi, położonemu 200 metrów od konsulatu Federacji Rosyjskiej, imienia Bohaterskiego Mariupola.

Wiaczesław Twerdochlib „Mariupol – bohaterskie miasto”, przygotowanie: Muzeum Miasta Gdańska; plenerowa wystawa zdjęć na Skwerze Bohaterskiego Mariupola w Gdańsku, do 3 września 2022 r.

Barcelona: Margaryta Jakowenko pisze o emigracji

(Fot. materiały prasowe)

„W Mariupolu pachnie ostatnią rubieżą przed Rosją. Pachnie napięciem, miastem bezprawia. Ale nie pachnie domem” – pisze w książce „Przemieszczenie” Margaryta Jakowenko.

Margaryta Jakowenko urodziła się w 1992 roku, siedem miesięcy po tym, gdy Ukraina odzyskała niepodległość. Była dzieckiem, gdy jej rodzice wyemigrowali do Hiszpanii. Dziś jest hiszpańską pisarką z doświadczeniem pracy w mediach. Jej debiutancka powieść to rzecz o szukaniu domu. „Carlos mówił, że idzie do domu, i dokładnie wiedział, o jakim miejscu mówi. Ja przeprowadzałam się szesnaście razy” – zauważa bohaterka książki Daria Kowalenko, biograficznie zżyta z autorką. Wyjechała z Ukrainy, gdy miała siedem lat, bo ojciec znalazł pracę w Hiszpanii.

To ważna książka, szczególnie warta polecenia osobom, które mówią, że Ukrainki i Ukraińcy, których wojna zmusiła do ucieczki, mają w Polsce lepiej, bo przecież większe mieszkania, jaśniejsze ulice, sklepy pełne dóbr.

Migracji (…) towarzyszy żałoba, tak jak po utracie ukochanej osoby. Tracisz język. Tracisz kulturę. Swoją tożsamość. Przyjaciół i rodzinę. Tracisz pozycję społeczną, a nawet ziemię. Opłakujesz krajobrazy i klimat.
Mój ojciec jest inżynierem mechanikiem, ale też pracownikiem tymczasowym, kelnerem, murarzem i ochroniarzem.
Moja matka jest pielęgniarką i pakuje cytryny, sprząta po domach i sprzedaje lody” – pisze Jakowenko.

27-letnia Daria Kowalenko uzmysławia sobie, że ma tyle lat, ile miała jej matka, gdy ojciec – już od jakiegoś czasu pracujący w Hiszpanii – zdecydował, że chcą czy nie, mają do niego przyjechać. „Podejrzewam, że (…) oddałaby wszystko, żeby posłuchać czegokolwiek, co mogłaby zrozumieć. (…) Nie miała z kim pójść na herbatę, komu ponarzekać, że nie chce jej się dzisiaj gotować, że mąż znowu zapomniał o rocznicy ślubu. A do tego powinna się czuć szczęściarą. Choć z oczu płynęły jej łzy, powinna się cieszyć, że tu jest. Sądzę, że ona też nauczyła się sama pocieszać. Kiedy nie miała nikogo. Kiedy wiadomości w telewizji były niezrozumiałym szumem” – czytamy u Jakowenko.

Daria, wychowana za granicą, dobrze wykształcona, z sukcesami w Barcelonie, po dziewięciu latach starań odbiera hiszpański paszport. Wkrótce kupuje bilet i jedzie do Mariupola. Wsłuchuje się w głosy z dzieciństwa, śpi w dawnym mieszkaniu, ale nie potrafi rozstrzygnąć, kim jest. Pochodzi stąd, ale gdzie przynależy teraz? Tęskni za samolotami, jak Ulisses tęsknił za morzem, chęć ucieczki to uczucie, które zna najlepiej ze wszystkich. „Dla wygnańców, emigrantów i pielgrzymów ojczyzną zawsze będzie droga” – pisze Jakowenko.

„Przemieszczenie” to książka nieduża, niewiele ponad sto stron, ale mocna – z tych, gdzie ciągle trafia się na zdanie, które przeszywa. Zaprojektowana przez Adama Walasa okładka w formie ukraińskiego paszportu może wydawać się zabiegiem trochę o krok za daleko – prozy Margaryty Jakowenko nie trzeba podkreślać podwójną linią, działa sama w sobie. Ale przecież można, i pewnie warto, jeśli to sprawi, że książkę znajdzie więcej osób.

Margaryta Jakowenko, „Przemieszczenie”, przeł. Agata Ostrowska, projekt okładki Adam Walas, wyd. Art Rage

Charków: Serhij Żadan zawsze o Ukrainie

(Fot. materiały prasowe)

Serhij Żadan to już klasyk. Pisarz, poeta, artysta, aktywista. Gdy Margaryta Jakowenko przyszła na świat, on wchodził w dorosłość. Mieszka w Charkowie i od początku wojny angażuje się w pomoc. Przewozi rzeczy, ratuje ludzi, występuje dla cywili i wojskowych, organizuje zbiórki na rzecz armii. Ostatnio był krótko w Polsce, odebrał nagrodę Człowieka Roku, którą przyznała mu redakcja „Gazety Wyborczej”, i spotkał się z czytelnikami w Warszawie, Krakowie i Lublinie.

– O dwudziestej drugiej miasto pustoszeje. W tym samym czasie każdego dnia zaczyna się nalot rosyjskich rakiet. Kiedy mieszkasz na dziesiątym piętrze i twoje okna wychodzą na północ, możesz zobaczyć, jak lecą w twoim kierunku. Masz trzy minuty na to, aby zgadnąć, gdzie spadną. O poranku piszesz do wszystkich znajomych, żeby się dowiedzieć, czy do kogoś nie przyleciała taka rakieta. Zdarzają się najczarniejsze dni, kiedy ktoś z twoich przyjaciół ginie i idziesz go pochować. W dzień Charków to pokojowe, słoneczne miejsce, gdzie dzieci spacerują, bawią się, a w nocy zamienia się w cel. Każdy może zostać trafiony – opowiadał w Warszawie, jak wygląda codzienność w Charkowie (cytat za „Gazetą Wyborczą”).

W wywiadach powtarzał, że nie pracuje teraz nad żadną książką, nie czas na pisanie, gdy płonie ojczyzna. Dostrzega jednak, że ludzie mimo wszystko chcą czytać, przychodzą na koncerty jego zespołu Żadan i Sobaki. – Podczas wojny ludzie potrzebują literatury i muzyki. I wcale nie chodzi o rozrywkę, ale o wartości – mówił w Lublinie.

Kto nie czytał „Internatu”, wielkiej powieści z 2017 roku, w której Serhij Żadan opisuje wojnę toczącą się na wschodzie Ukrainy od 2014 roku, niech czym prędzej nadrobi tę zaległość. Kto czytał tylko „Internat”, ma okazję poznać całą resztę. Wydawnictwo Czarne wznowiło po wielu latach wczesną prozę Żadana: „Depeche Mode”, „Anarchy in the UKR”, „Hymn demokratycznej młodzieży”. To wybitna kronika pierwszych lat ukraińskiej niepodległości. Jest śmiesznie, strasznie, chłopacko, po bandzie i refleksyjnie.

„Jechać bez płyt się nie odważyłem” – to bohater „Anarchy in the UKR” – „Pasażerowie tonących transatlantyckich parowców, idąc na dno w zimnym oceanie, łapią, jeśli można wierzyć filmom, dzieci, zwierzęta domowe i wyroby jubilerskie. Ja złapałem swoją muzykę, pewnie i nieodwracalnie szedłem na dno i chciałem w razie całkowitej porażki trzymać w dłoniach coś odpowiedniego”. W kontekście dzisiejszej wojny dno z przełomu wieków brzmi co najmniej nostalgicznie, ale coś tam mówi o ówczesnej zawadiackości Żadana.

Dziś, co oczywiste, pisarz spoważniał. Czytać i słuchać warto go zawsze. Bo potrafi i tak: „Na tym buduje się zasada ludzkiego braterstwa – wszystko, co możesz, to tylko wesprzeć kogoś swoją obecnością, wszystko inne nie zależy od ciebie, ale i ty nie zależysz od wszystkiego innego. Uważnie przyglądaj się falom – jedna z nich jest twoja”.

Serhij Żadan, „Depeche Mode”, „Anarchy in the UKR”, „Hymn demokratycznej młodzieży”, przeł. Michał Petryk, projekt okładek Tomasz Majewski, wyd. Czarne

Aleksandra Boćkowska
Proszę czekać..
Zamknij