Znaleziono 0 artykułów
12.08.2021

Jolanta Ogar-Hill: Miłości nie wolno się wstydzić

12.08.2021
Agnieszka Skrzypulec i Jolanta Ogar-Hill (Fot. materiały prasowe)

Życie Jolanty Ogar-Hill składa się – mniemam – z odwagi, pasji, marzeń i miłości. Kolejność jest tu przypadkowa, gdyż zależy od momentu, w którym akurat znajduje się Jola. Lecz zdaje mi się, że gdyby zabrakło jej odwagi, nie byłoby pasji. A i miłość mogłaby wyglądać zupełnie inaczej. Dlatego – jestem pewien – Jola jest kobietą niezwykle odważną.

Chwilka milczenia i odpowiedź: – Eee, tak pan myśli? Odwaga jest cechą bardzo kobiecą, bo kobiety nie tylko muszą, ale z natury rzeczy są odważne. A ponieważ jestem kobietą, jestem odważna jak miliony innych.

I choć nie miałem wrażenia, że Jola mnie zbywa, podrążyliśmy chwilę tę kobiecą odwagę. Bo Jola – choć wzrusza ramionami – jest naprawdę bardzo odważna. Koniec i bomba, a kto nie wierzy, ten trąba.

Jolanta Ogar-Hill zaczęła żeglować, gdy miała 23 lata  

Zaczynamy od sportu. Od kilku dni cała Polska wie, że Jola jest wicemistrzynią olimpijską w żeglarskiej klasie jachtu, który nazywa się 470, bo tyle centymetrów długości liczy jej kadłub. Niby niewiele, lecz spróbujmy siąść na „siedemdziesiątkę”, gdy naprawdę wieje. Wówczas okaże się, że trzeba wielkich umiejętności, by ją okiełznać. A jeśli – jak Jola – ma się tych umiejętności o wiele więcej, wówczas łódka na wodzie wyczynia cuda, ślizga się po falach, bardziej biegnie, niż żegluje, jest szybka, zwrotna i piękna. Pływa się na niej w dwie osoby, osobno dziewczyny i chłopaki. Srebrny medal dla Polski zdobyła załoga: Jola, a za sterem Agnieszka Skrzypulec. Agnieszka też dała mi kupę radości.

Jola zaczęła żeglować, gdy miała 23 lata. Wcześniej uprawiała siatkówkę, aż podczas okresowych badań sportowych lekarz powiedział: „Dziewczyno, ty powinnaś żeglować, masz do tego idealne warunki”. Kto, jeśli nie sportowiec bardzo odważny, uczy się nowej dyscypliny w wieku, gdy rówieśnicy już zdobywają medale?

Kumpel i pierwszy trener Joli, Robert Janecki, podrzucił mi film o początkach przyszłej mistrzyni. Włożył go do internetu dla żartu, tylko dla znajomych, bez najmniejszej złośliwości, lecz po to, żeby się ucieszyć. Dzieje się to wiele lat temu, na Mazurach, zapewne blisko wody, lecz wody na zdjęciach nie widać. Oglądamy więc kadłub łódki pod przednim żaglem, czyli fokiem, lecz stojący na suchym lądzie. Jola Ogar Hill ćwiczy, jak utrzymać jacht najbardziej płasko, bez przechyłów, bo te tylko zwalniają prędkość łódki. Ale gdzie woda i gdzie wiatr? Nie widać.

Może i dobrze – opowiada Ogar Hill. – Wtedy nie wiedziałam, skąd wieje wiatr i czy woda jest mokra.

Film z początków żeglarskiej kariery Joli jest bardzo zabawny, gdyż nowicjusze w każdej dziedzinie sportu są zazwyczaj śmiesznie niezdarni.

Agnieszka Skrzypulec i Jolanta Ogar-Hill (Fot. materiały prasowe)

Jolanta Ogar-Hill zawsze marzyła o medalach

Tymczasem mijają lata, a Jola-kiedyś-niezdara zdobywa medale w mistrzostwach Polski, Europy i świata. Reprezentuje Polskę, Austrię i znów Polskę, choć znajdą się tacy patrioci polscy, którzy powiedzą, iż żeglowanie pod austriackimi barwami to zdrada. Dojście do olimpijskiego srebra zajęło jej kilkanaście lat. To oznacza nadzwyczajny wysiłek: kilkaset dni w ciągu roku spędzonych na wodzie (zważmy, że zimą nawet na południu Europy nikt się nie kąpie, jeśli nie lubi zmarznąć), tysiące godzin na wietrze, a do tego trening sprawnościowy i siłowy, rozmowy o taktyce regat, nauka rozumienia wiatru i fal.

By to wszystko wytrzymać, trzeba mieć pasję i wielkie marzenia. Oraz – trzeba z odwagą przyglądać się światu, a ten raz jest sympatyczny, a raz nie. Bowiem Jolę rozliczano nie tylko ze sportowych sukcesów, lecz także z życia.

Zawsze wyobrażałam sobie, że w sporcie coś osiągnę – opowiada. – Kocham to, marzyłam o medalach. Ale też nie będę udawać, że jestem inna.

No i się ziściło. Dla radości Joli, kibiców, ale też ludzi, którzy nie interesują się sportem, a – bywa – wyglądają wsparcia.

Fot. materiały prasowe

Jolanta Ogar-Hill ani myśli się tłumaczyć, że kocha dziewczynę

Jola urodziła się w 1982 r. Pochodzi z Łysej Góry w powiecie brzeskim w Małopolsce, czyli tym rejonie Polski, gdzie konserwatyzm trzyma się mocniej niż mocno. Powinna mieć więc z tym kłopot ze sobą, a najbliżsi z nią. A nie ma.

Jola Ogar-Hill jest otwartą lesbijką. To znaczy – mówi o tym i ani myśli się tłumaczyć, że kocha dziewczynę. Bozia daje ludziom miłość do mężczyzn i do kobiet, ale nigdy nie pyta, czy kobieta kocha kobietę czy mężczyznę. Choć Bozia ludzkiej miłości wymaga, bo bez niej nie ma człowieczeństwa.

Wszystko odbywało się krok po kroku. Jola miała nawet chłopaka, ale uznała, że to ściema, czyli coś kompletnie z nią sprzecznego. Zakochała się w dziewczynie. Powiedziała starszemu bratu, a ten odrzekł: „Siostra, wiedziałem, spoko”.

Powiedziała więc mamie, unikając słowa „lesbijka”. Tu były trochę większe wyboje, lecz kiedy ciotki i kuzynki namawiały, by Jolę zaprowadzić do psychologa albo na jakąś inną terapię, mama odmówiła. Najbardziej zmagał się tata. Lecz – nie trzeba było czekać zbyt długo, bo ledwie tydzień – przytulił i powiedział: „Jesteś szczęśliwa, co znaczy, że ja też”.

Co na to rówieśnicy i najbliższe, szkolno-klubowo-siatkarskie otoczenie? Wystarczy spojrzeć na zdjęcie, gdzie Jola trenuje przed wyjściem na wodę. Stoi na rękach, nogi oparte o ścianę, jedna dłoń na podłodze, a w drugiej spory żeliwny hantel. Jola w tak dziwnej pozycji dźwiga ciężary, bo łódka wymaga, by była silna. Ale to zdjęcie młodej, wysportowanej, silnej kobiety oznacza również, że jeśli ktoś z Jolą zadrze, musi być straceńcem, bo dostanie baty. Więc do Joli lesbijki po prostu się przyzwyczajono. I tak Łysa Góra – brawo – jest strefą przyjazną LGBT.

Jolanta Ogar-Hill: Nie wolno się wstydzić miłości

Tyle że Jola nie miała (i nie ma) zamiaru siedzieć cicho. Opowiada publicznie o sobie, wdziewa koszulkę „Sport przeciw homofobii”; okazuje się, że podchwycą to inni. Nawet ma w nosie, że koleżanka z żeglarskiej reprezentacji Polski sprzedaje na prawo i lewo homofobiczne teksty. Przykre to, lecz trzeba się otrząsnąć.

Po prawdzie: koleżanka przeprosiła za bałwaństwo. Potem Jola wygrała olimpijski medal, a koleżanka obeszła się smakiem. Nie wolno cieszyć się z czyjejś porażki. Lecz pomyślmy: może zdecydowała o tym Bozia, w końcu kobieta, która sprawia, że trzeba odpowiadać za słowa, a bezmyślność podlega karze.

I znowu zapytałem Jolę o odwagę. W końcu otwarcie mówi o tym, jak żyje, nie boi się paskudnych kalek i kretyńskich opinii, obecnych w sportowym środowisku jak pot po wyczerpujących ćwiczeniach, a w Polsce powtarzanych z najwyższych trybun.

Nie wolno się wstydzić miłości – odpowiada. – Trzeba się cieszyć, bo się kocha. Ja nic innego nie robię.

Daje pani odwagę tysiącom ludzi, którzy boją się i wstydzą, bo kochają tak jak pani, ale miłość zawstydza ich i onieśmiela.

Jeśli komuś pomogłam…

– … jest pani szczęśliwa.

– A pan by nie był?

Byłbym.

Nie tak dawno Jola założyła koszulkę „Sport przeciw homofobii”. Zrobiła to publicznie w kraju, gdzie politycy, centralni i lokalni, szczycą się „strefami wolnymi od LGBT”. Zdobyła sojuszników, w tym wielu młodych żeglarzy.

– I co, nie jest pani odważna?

– Oj tam. Gdzie tu odwaga, gdy opowiadamy o miłości.

Archiwum prywatne

Jolanta Ogar-Hill z żoną czekają na córkę

Esperanza Hill, czyli Chuchie, półkrwi Hiszpanka, była na Majorce, by nakręcić film o żeglarstwie. Trwały regaty imienia Princessy Sofii. Na wyspie była akurat Jola, mistrzyni świata w żeglarstwie. Nie chciała stanąć przed kamerą, bo to trudne, nawet dla najbardziej odważnych kobiet.

I jakoś się stało, że Chuchie i Jola usiadły przy jednym stoliku. Chuchie położyła rękę na dłoni Joli.

Jakaś dziewczyna zakochuje się, bo ktoś się do niej uśmiechnął jak nikt na świecie. Jakiś chłopak uwielbia za spojrzenie spod brwi. Można znaleźć partnera na życie za księgarską ladą albo podczas wizyty w biurze. Jola zakochała się, jak mówi, od pierwszego dotyku. Może, jeśli rzuci wyczynowe żeglarstwo, powinna spróbować poezji.

Pobrały się w Hiszpanii w 2018 r. Związek jest pewnie niełatwy i wyczerpujący. Jola żegluje, Chuchie kręci filmy, więc łapią się niejako w przelocie. Ale się łapią i pilnują swojego szczęścia. Dowód? Jest namacalny, na dodatek nieco wypukły.

Już po medalu olimpijskim dla Agnieszki Skrzypulec i Joli Ogar Hill zrobiła się mała awanturka. Prezydent RP pogratulował żeglarce sukcesu, posługując się pierwszym członem jej nazwiska, panieńskim zresztą. Ktoś bystro zauważył, że równie dobrze Duda mógłby mówić o swojej żonie „Agata Kornhauser”. Prezydent  wzburzył się wówczas słownie i na zarzuty odpowiedział, że jest niewinny. Wszak korzystał z materiałów prasowych, gdzie Jola występuje pod jednym nazwiskiem, choć od lat używa dwóch. Chwalcy Dudy uznali krytykę za hejt. Niekiedy wzrusza mnie ich wrażliwość.

A co na to sama Jola? Nic. Ma na głowie inne zajęcia. Przygotowania do igrzysk olimpijskich to straszna harówka, ćwiczenia od świtu do nocy i rozłąka z rodziną na wiele miesięcy. Dlatego teraz poświęci się najbliższym. Powód ku temu zdaje się oczywisty.

– Jesteśmy – mówi – w szóstym miesiącu ciąży. I to nas obchodzi.

– Znacie płeć dziecka? – zapytałem.

– Dziewczynka.

– Będzie reżyserką, jak mama Chuchie, czy żeglarką jak mama Jola?

– Niech gra w szachy, rysuje, zbiera znaczki. Ma być sobą i szczęśliwą kobietą. Jak Chuchie i ja.

Paweł Smoleński, „Gazeta Wyborcza”
Proszę czekać..
Zamknij