
David (Colin Farrell) i Sarah (Margot Robbie) spotykają się na weselu wspólnych znajomych. Tak mogłaby się zacząć pierwsza lepsza komedia romantyczna. Ale Kogonada, twórca „Columbus” i „Yang”, kręci filmy niebanalne. Tym razem jednak nie udało mu się zabrać widzów w „Wielką, odważną, piękną podróż”.
Jeśli chcecie zobaczyć film o nieoczywistej, pogłębionej, zniuansowanej relacji między dwojgiem ludzi, którzy panicznie boją się związków, zobaczcie „Columbus”, który Kogonada, amerykański reżyser urodzony w Korei Południowej, nakręcił w 2017 roku. Jeśli chcecie zobaczyć film o nieoczywistej, pogłębionej, zniuansowanej relacji między człowiekiem a sztuczną inteligencją, zobaczcie „Yang” w jego reżyserii z 2021 roku. Tamte dwa kameralne filmy chwytały za serce. „Wielka, odważna, piękna podróż”, którą wymyślono po to, by chwytała za serce, pozostawia widza obojętnym.
„Wielka, odważna, piękna podróż” to hołd dla technikoloru
Kogonada postanowił połączył sprawdzone elementy – z „Columbus” wziął studium rodzącego się uczucia, z „Yang” konwencję filozoficznego science fiction i Colina Farrella, który w obu wciela się w główną rolę. Dokleił trochę scen jak z amerykańskich musicali lat 30. w stylu „Deszczowej piosenki”, a może raczej „La La Land” Damiana Chazelle’a, który do tamtej tradycji nawiązywał. Powstał obraz raczej wielki i piękny niż odważny. Jak zwykle u Kogonady kadry zostały dopracowane w najmniejszym szczególe. W „Columbus” fankę architektury przedstawiał poprzez obrazy budynków, które ją zachwycały. W „Yang” portretował świat przyszłości, używając palety barw z wprawą malarza. W „Wielkiej, odważnej, pięknej podróży” postawił na technikolor. Hołd złożony w ten sposób staroświeckiemu kinu nie wystarczył jednak, żeby uchwycić urok złotej ery Hollywood. Choć wydawać by się mogło, że wszystkie komponenty reżyser miał pod ręką – parę supergwiazd (Farrell i Robbie mogliby charyzmą obdzielić wiele innych aktorów i aktorki), romantyczne scenerie, intrygujący punkt wyjścia na styku komedii romantycznej i science fiction. Co więc poszło nie tak?

Gdy Sarah spotyka Davida na weselu wspólnych znajomych, z miejsca ostrzega go, że nie powinien się do niej zbliżać, bo na pewno złamie mu serce. Ale trafił swój na swego. David też panicznie boi się związków. Oboje pozostawili za sobą wielu skrzywdzonych partnerów. Ani myślą się w sobie zakochiwać. Los, pod postacią tajemniczej technologii kryjącej się za uwodzicielskim głosem GPS-a (Jodie Turner-Smith z „Yang”), chce jednak inaczej i prowadzi parę w przeszłość.
Kogonada wykorzystuje kolejną uświęconą tradycję amerykańskiego filmu – konwencję kina drogi – by szybko skierować film na tory baśni. Poprzez sekretne portale Sarah i David przedostają się do przeszłości: oglądamy moment, w którym nastoletni David stracił wiarę w miłość, gdy odrzuciła go dziewczyna, czy też moment, w którym Sarah postanowiła nigdy nie spuszczać gardy. Podróż sentymentalna działa terapeutycznie na każdego z osobna i oboje naraz. Zamiast zwierzać się sobie z najtrudniejszych doświadczeń, przeżywają je ponownie razem. Tu „Wielka, odważna, piękna podróż” stawia słuszną tezę – bez wiedzy o tym, co za nami, nie możemy zaplanować tego, co przed nami. Właściwie każda z par, która poważnie podchodzi do relacji albo się jej nadmiarowo obawia, powinna odbyć taką wycieczkę w głąb czy też podróż sentymentalną. Okazuje się, że niezabliźnione rany wciąż bolą, uniemożliwiając ponowne otwarcie się na drugą osobę. Brzmi banalnie? Może po prostu wystarczyłoby szczerze porozmawiać. Gdzieś w tym miejscu „Wielka, odważna, piękna podróż” staje się odtrutką na współczesne randki, które traktujemy jak casting albo rozmowę kwalifikacyjną, a jednocześnie zachętą, by przejść od small talku do prawdziwego poznania siebie i siebie nawzajem. To, że w filmie relacja zostaje zapośredniczona przez technologię, wydaje się znamienne.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.