Znaleziono 0 artykułów
05.02.2021

Agata Buzek: Dbam o to, żeby się nie zagonić

Agata Michalak

Uczę się akceptować, że nasze plany są płynne i niepewne, życie nieprzewidywalne, a ja zmienna – mówi aktorka, która w minionym roku zagrała w netfliksowej „Erotice 2022”, francuskim filmie „After Blue” i „Tak ma być” w reżyserii Łukasza Grzegorzka.

Jaki był dla ciebie 2020 rok?

Ten rok niekoniecznie był łatwy, szczególnie na początku pandemii, z jego niewiadomą i ciągłymi zmianami planów. Ale ostatecznie mam poczucie, że bardzo dużo się nauczyłam, niemało zweryfikowałam. W tej chwili chciałabym, żeby mnie już „wypuścili”, ale nie chciałabym wrócić do tego, co było przed pandemią. Najbardziej potrzebuję teraz wolności, żeby inaczej poukładać sobie życiowe proporcje. Będę dbać o to, żeby już się nie zagonić: w pracy, w załatwianiu spraw czy tworzeniu planów. Idealnie byłoby, gdybyśmy po tym czasie wrócili mądrzejsi, spokojniejsi, nauczeni nowych rzeczy. Na przykład tego, by doceniać najbliższe relacje, czas spędzany z samym sobą, kulturę i sztukę, które pozwoliły nam przyjemnie spędzić ten wolny czas. Był taki wspaniały mem już na początku pandemii, który mnie bardzo ucieszył: „I co byście teraz robili, zamknięci w domach, gdyby nie kultura i sztuka?!”.

(Fot. Weronika Kosińska)

A gdyby rozłożyć na czynniki te nauki z pandemii, to co było dla ciebie największym zyskiem?

Po pierwsze, coś, co pewnie odkryła większość osób, ale dla mnie nazwanie tego było kluczowe: w momencie, gdy nikt wokół nic nie robi, okazało się, że i moje nicnierobienie jest akceptowalne. Mogłam siedzieć w domu z czystym sumieniem, a nie w poczuciu, że wszyscy oprócz mnie czymś się zajmują. Nadal staram się w sobie pielęgnować związany z tym spokój. Jeżeli po prostu nic nie robię, to wcale nie znaczy, że marnuję czas. Nie chcę mierzyć swojej wartości działaniami, które są atrakcyjne dla mediów społecznościowych.

Po drugie, wyraźnie zobaczyłam, jak niewiele oznaczają nasze plany. Pandemia wywróciła je do góry nogami, ale to nie jest przecież tylko kwestia szczególnych okoliczności – nasze plany po prostu zawsze są tyle warte. A na co dzień wydaje się nam, że kiedy coś wpiszemy w kalendarz, zabukujemy i jeszcze wpłacimy zaliczkę – na pewno się to wydarzy. Oczywiście, planuję na przykład, że w przyszły weekend jadę na Śląsk. Ale ten wyjazd na Śląsk przekładałyśmy z mamą już chyba z siedem razy i myślę, że pandemia nauczyła mnie, że nie stanowi to żadnego problemu. Uczę się akceptować, że nasze plany są płynne i niepewne, życie nieprzewidywalne, a ja zmienna. 

Nauka odpuszczania?

Tak. Bardzo ogólnym zyskiem z tego roku jest też duża ilość wolnego czasu. Czasu – przynajmniej dla mnie – spędzonego dobrze. Nie chciałabym używać słowa „pożytecznie”, bo to znowu wpycha w schemat sukcesu, który miałabym osiągnąć dzięki spędzeniu ze sobą większej ilości czasu. Wręcz przeciwnie, chodzi o porzucenie priorytetów skuteczności, produktywności, odhaczania spraw. 

Mnie na początku pandemii towarzyszyła nadzieja, że ludzie być może zorientują się, że globalny neoliberalny kapitalizm nie jest optymalny dla wszystkich. Tak się nie stało, ale liczę choć na to, że co nieco pozmienia się w ludzkich mikroświatach.

Tak, być może jest to płynąca z ostatnich miesięcy nauka: nie miejmy zbyt dużych oczekiwań. Też przeżyłam chwilę nadziei, że ludzie zobaczą, że można żyć bez centrów handlowych! [śmiech] To chyba się jednak nie wydarzy, wręcz odwrotnie, będą stęsknieni za centrami handlowymi. Być może jednak trzeba postawić na zmiany w mikroskali. 

A czy po tym czasie spędzonym na autorefleksji wyobrażasz sobie rok bez zawodowych obowiązków? 

Podobne artykułyPremierowo na Vogue.pl: Sasnal, Buzek i Maffashion w jednym albumieBasia CzyżewskaWyobrażam sobie. Nawet to rozważałam. Myślałam o dłuższym urlopie, który byłby moją decyzją, a nie zawieszeniem: ciągłym oczekiwaniem, czy coś się nie zmieni, czy robimy ten film, czy nie. Mam natomiast pełną świadomość, że to nie jest dobry moment na taką przerwę, bo w tej chwili jestem ogromnie stęskniona za ludźmi. Nawet nie za pracą, szczerze powiedziawszy, tylko za fascynującymi spotkaniami, które moja praca mi oferuje. Niedługo wyjeżdżam nad morze na plan, gdzie spędzę cały luty, i bardzo się cieszę na myśl o tej nowej energii, o fermencie, który tworzy się podczas rozmów i dyskusji, o możliwości obserwowania, jak myślą i pracują inni.

Pod względem zawodowym rok 2020 był dla mnie naprawdę udany. Jeszcze w styczniu nakręciłam „Eroticę 2022” i kończyłam francuski film „After Blue”, także intensywnie podróżowałam. Potem rozpoczęliśmy próby z Krzysztofem Warlikowskim, które siłą rzeczy zostały przerwane, ale sam proces jednak się rozpoczął. A potem udało nam się spędzić dwa miesiące w Nysie na planie filmu „Tak ma być” Łukasza Grzegorzka i nakręcić go w całości. Cały sierpień i wrzesień były wspaniałymi wakacjami spędzonymi na planie, gdzie oprócz intensywnej pracy znajdowałam też czas na odpoczynek i kąpiele w kamieniołomach. W grudniu zaczęłam kolejny film, który będę teraz kończyć. Miniony rok był więc dla mnie dużym spełnieniem.

(Fot. Weronika Kosińska)

A gdybyś miała szansę przenieść się teraz gdziekolwiek, to dokąd?

Jak wszyscy, na Zanzibar! [śmiech] Nie, nie mam takich miejsc. Z zasady rzadko marzę o podróżach, o tym, by koniecznie zobaczyć kiedyś Tadż Mahal, wspiąć się na jakąś górę albo obejść jezioro Bajkał. W zasadzie wystarczyłoby mi wyjechać na dwa tygodnie na moją działkę pod Warszawę. Tyle że tam jest malutki domek z lat 70., w którym na zimę trzeba spuszczać wodę z rur. Moje pragnienia dotyczą raczej spędzania czasu w przyrodzie. Nie ma w tym nic odkrywczego, ale naprawdę uważam, że przyroda świetnie działa na człowieka. Harmonizuje, ustawia w hierarchii. Myślę, że nie chciałabym teraz wyjechać do dużego miasta. Chociaż, chociaż... Dziwne rzeczy wydają mi się teraz szalenie atrakcyjne. Polecieć gdzieś samolotem i mieszkać cztery dni w hotelu? Super! [śmiech] Uciążliwe życie na walizkach, kiedy jeździliśmy ze spektaklami, teraz wydaje się bardzo powabne. Schodzisz ze swojego pokoju na dół, a tam już czeka śniadanie.

Chciałabym wrócić do „Erotiki 2022”. Czy miałyście na planie poczucie podążania za duchem czasu?

Kręciłyśmy ten film w styczniu zeszłego roku. Wiadomo, że wątki feministyczne czy myślenie o kobiecości zawsze są obecne w sprawach społecznych i polityce, siłą rzeczy przenikają do sztuki. Ja zresztą nie uważam się za feministkę, raczej myślę, że nadchodzą takie czasy, że trzeba będzie mocno wspierać także mężczyzn, by jakoś zaczęli się odnajdywać w świecie. Wydaje mi się, że są bardzo uwikłani w stereotypy i że może im być trudno się z tego wyplątać. Kobiety mają w tej chwili więcej możliwości: samopomocy i rozwoju, interakcji i rozmów. Mają przyjaciółki, grupy wsparcia i grupy zjednoczone wokół wspólnych aktywności. Mężczyźni naprawdę mają tego mniej. Jednocześnie doskonale rozumiem, o co w dzisiejszym świecie walczą kobiety. Odpowiadając na twoje pytanie, rzeczywiście jakimś trafem, zbiegiem okoliczności albo dzięki gigantycznemu wyczuciu kobiet reżyserek i kobiet autorek „Erotiki 2022” wpisałyśmy się w rozgrywające się obecnie wydarzenia. To się zdarza artystom, że czują pewne rzeczy wcześniej, że zbierają je z atmosfery i rozmów. 

Czego nie będziemy oglądali teraz na ekranie i scenie, a co może nas czekać?

Sama jestem ciekawa! Podobno w sztuce współczesnej pojawił się już termin „pandemizm”. Zawężając to do mojej dziedziny, nie wiem, czy bieżące wydarzenia znajdą bardzo dosłowne odzwierciedlenie w scenariuszach, czy wręcz przeciwnie – artyści raczej zajmą się filozoficznymi wnioskami, które wyciągnęli z tego doświadczenia, albo w ogóle zechcą się od tego odbić, wyrwać widzów z tej ciężkiej atmosfery i przenieść w jakąś abstrakcję. Zastanawiam się już nawet nad tym, jak będzie w przyszłości wyglądała kinematografia – czy ludzie wrócą do kin, czy raczej przerzucą się na VOD i telewizję? Może kino stanie się ekskluzywne, trudno dostępne, podobnie jak opera? Może będą się tam odbywały tylko premiery albo wybrane pokazy, bilety staną się bardzo drogie i będzie obowiązywał dress code w postaci taftowych sukien? Myślę, że za sprawą pandemii dokona się weryfikacja – na elementarnym ludzkim poziomie. Na pewno całe narody nie dojdą do wniosku, że nie chcą spędzać czasu w galeriach handlowych, ale myślę, że dużym grupom ludzi coś się teraz powyjaśniało. Na przykład artystom, bo wiem, że sama mam pewne przemyślenia.

Jakie?

Myślę, że będę jeszcze bardziej konkretna, a jednocześnie słuchająca siebie, wybredna, jeśli chodzi o to, co będę robić. Odeszły mi pewne lęki – że trzeba się starać, pozytywnie odpowiedzieć, coś robić – więc mam nadzieję, że proporcje czasu pracy i czasu dla siebie będą korzystniejsze na rzecz tego drugiego. Mam też ogólną refleksję na temat aktorstwa: że ono jednak bardzo naraża człowieka psychicznie, duchowo i fizycznie. Bardzo jasno zdałam sobie sprawę, że na poziomie edukacji, książek czy metod aktorskich nikt nam nie podaje, jak sobie z tym radzić. Nie uczy się nas wychodzenia z roli, niepozwalania, by rola wchodziła w nasze emocje i zabierała nam dobre samopoczucie i siły. 

(Fot. Weronika Kosińska)

Mnie to szokuje, zwłaszcza kiedy widzę, jakim wsparciem obwarowani są na przykład terapeuci.

Ja też naprawdę dopiero teraz – co ciekawe, po 25 latach pracy! – miałam czas, żeby głębiej o tym pomyśleć. W rezultacie bardzo chciałabym dla siebie opracować jakiś system wsparcia, a gdy już opracuję, móc się nim podzielić. Zadaję teraz proste pytania sobie i innym: jak sobie radzić z emocjami, obciążeniami. Wielu reżyserów wręcz wymaga od aktora pomieszania rzeczywistości z kreacją. Mimo że w ideale życzyłabym sobie, aby to się nie mieszało, a kreacja była kreacją i nie zahaczała o osobiste emocje. Żeby była sztuką – sztuczną w tym znaczeniu, żeby nie nadwyrężała moich emocji. To jest bardzo trudne do zrobienia, szczególnie gdy jednocześnie szukamy prawdy. Łatwiejsze nieco w teatrze – który jest bardziej umowny niż film. Jestem więc na etapie wymyślania swojej metody. Badam, na jakim poziomie odbywa się ta ingerencja we mnie, nad czym panuję, a nad czym już nie, jak się bronić, jak akceptować, jak z tego wychodzić. Jedynym powszechnie znanym sposobem jest iść do domu i się napić. I szczerze mówiąc, nie ma w tym nic dziwnego – w pewnym sensie to jedyny sposób, żeby odpuścić, wyluzować, wymóc na sobie przeniesienie się w inny wymiar niż ten, w którym się przebywało przez ostatnie dwanaście godzin.

Z drugiej strony, przeżywanie emocji, wchodzenie w rolę, budowanie postaci, w dodatku z innymi ludźmi, jest fascynujące. Ten rodzaj atmosfery, która się tworzy, to inny wymiar rzeczywistości. W życiu raczej nie zdarza mi się krzyczeć na ludzi, ale doceniam, że czasem mogę zagrać wściekłość, bo to superpatent na odreagowanie trudnych emocji. Na razie jednak, w pandemii, odkryłam jeszcze jeden sposób na uspokojenie.

Już ze dwa lata marzyłam o tym, żeby zacząć grać na hang drumie. Trzeba odłożyć sobie na niego pieniądze, mieć czas na naukę gry, więc jakoś się nie składało. A w pandemii zaczęłam grać! 

To jeden z najmłodszych instrumentów na świecie, wymyślony przez parę Szwajcarów ok. 20 lat temu, połączenie bębnów hinduskich i karaibskich. Wygląda jak UFO, co mnie zachwyca, i ma taki dźwięk, że mogę siedzieć i bębnić bez końca. Bardzo przyjemne i uspokajające. Mój pies przy tym zasypia, przyjaciółka, kiedy zaczęłam jej grać, też zwinęła się w kłębek i zasnęła. Zdarzyło się to nawet mojemu tacie. Wspaniała sprawa! Gdyby nie pandemia, pewnie nigdy bym się do tego nie zabrała.

1/5Agata Buzek: Dbam o to, żeby się nie zagonić

(Fot. Weronika Kosińska)

Proszę czekać..
Zamknij