Znaleziono 0 artykułów
25.02.2021

Fendi jesień-zima 2021: Wszystkie drogi prowadzą do Rzymu

Anna Konieczyńska

Kima Jonesa do Wiecznego Miasta przywiodła propozycja Silvii Venturini Fendi. Brytyjczyk ma napisać nowy rozdział w sięgającej lat 20. XX wieku historii włoskiego domu mody. Po spektakularnym debiucie kolekcji haute couture przyszedł czas na „prawdziwe ubrania”. – Chciałbym, żeby moje przyjaciółki powiedziały: chcę to mieć, natychmiast! – mówił przed pokazem.

Pod koniec stycznia Naomi Campbell, Kate Moss i Christy Turlington przechadzały się po wybiegu w kreacjach haute couture projektu swojego kumpla, Kima Jonesa dla Fendi. Teraz Brytyjczyk pokazał pierwszą kolekcję ready-to-wear we włoskim domu mody. Zastanawiano się, w jaki sposób potraktuje dziedzictwo Fendi, zwłaszcza że tradycja marki sięga 1926 roku, kiedy to Adele i Eduardo Fendi otworzyli pierwszy sklep z galanterią. Potem w historii rodzinnej firmy przyszedł czas na ich córki – Paolę, Annę, Francę, Carlę i Aldę. To one w 1965 roku zatrudniły Karla Lagerfelda, by wychodząc poza wyroby skórzane, stać się liczącym graczem na rynku odzieżowym. Drugim obok skóry niezbędnym komponentem stylu Fendi były futra. I tu pojawia się dla Jonesa problem, jako że jednocześnie musi mierzyć się z dokonaniami założycieli domu mody i Lagerfelda, związanego z nim przez ponad pół wieku lat, oraz wymogami współczesności. Ze względu na rosnące zainteresowanie zrównoważonym rozwojem, coraz więcej marek rezygnuje z naturalnych futer. Jones poradził sobie z wyzwaniem tak, by wilk był syty i owca cała. Futra powstały ze ścinków, z tego samego materiału wykonano też kożuchy. Czy to krok we właściwym kierunku? Można tak uznać, ale w następnej kolekcji Jones będzie musiał wyraźniej się określić.

Na razie chce oddać cesarzowi, co cesarskie, okazując wdzięczność poprzednikom – rodzinie Fendich i Karlowi Lagerfeldowi. Lekcją pokory musiała być dla niego wizyta w archiwum – Silvia Venturini Fendi, która pracowała u boku Kaisera, pokazała nowemu projektantowi 70 tys. szkiców mistrza. Stworzony przez niego monogram – Karligraphy – Jones powtórzył na rajstopach i jedwabnych sukienkach. Przed pokazem Fendi wspominała, że Karl nigdy nie wchodził dwa razy do tej samej rzeki. Czyżby to była przestroga dla Kima? Za pierwszym razem oczekiwano od niego podsumowania dotychczasowych dokonań Fendi, ale już przy następnej kolekcji ma dokonać rewolucji?

Projektant podchodzi do wyzwania spokojnie. – To mają być prawdziwe ubrania – mówi. I tak jak w kolekcji haute couture przywołał brytyjskiego ducha we włoskim domu mody, tak teraz jako Brytyjczyk zachwyca się Rzymem, który wygląda jak scenografia filmowa. Wciąż zaskakuje, bo co i rusz na jego ulicach widzimy ślady przeszłości. Zintegrowane z codziennością, wtopione w rytm miasta, organicznie z nim splecione. Neutralna paleta barw w kolekcji inspirowana była oczywiście murami miasta, z resztą scenografia pokazu przypominała ruiny Forum Romanum.

Obok okryć, futrzanych i wełnianych, na wybiegu widać codzienne sukienki, nowoczesne stroje do pracy, choćby z krótkimi topami, asymetryczne spódnice. Całość została zaplanowana jak instagramowy feed ze zmieniającymi się odcieniami – od caffe latte, przez kość słoniową i pudrowy róż po czekoladę i oliwkę. Na końcu biel i czerń, a gdzieś w międzyczasie – błysk i mat. Trochę tu Gucciego z epoki Toma Forda (kierunek: seksowny luksus), trochę pragmatyzmu Prady, a najwięcej Fendi z czasów świetności.

1/14Pierwsza kolekcja ready-to-wear Kima Jonesa dla Fendi

Proszę czekać..
Zamknij