Znaleziono 0 artykułów
15.10.2022

Aktywizm w Polsce: Zanim wypalimy się do końca

15.10.2022
Zuzanna Karcz / Fot. Olena Herasym

– Jak ująć w słowa permanentne zmęczenie wymieszane z rezygnacją, skokowo pojawiającą się nadzieją i młodzieńczą wiarą, że wszystko jest możliwe? Jak opisać nasze wątpliwości, by nikt nie skomentował ich tak, jak już nieraz: „prawdziwego życia nie znają, niech się lepiej do roboty wezmą”? I czy powtarzane w kółko słowa o tym, że my, młodzi, jesteśmy przyszłością i nadzieją tego narodu, naprawdę mają jakiekolwiek znaczenie? – O doświadczeniu pracy w organizacjach pozarządowych opowiadają Emilia Kaczmarek, która od pięciu lat tworzy i wspiera projekty społeczne w Polsce, oraz aktywistka edukacyjna Zuza Karcz.

Emilia Kaczmarek: Mam 22 lata i jestem wypaloną aktywistką. Moja gwiazda świeciła krótko, bo nie zdawałam sobie sprawy, że aktywizm może wypalać. Miał dawać mi siłę. Nie mówię o tym za często. Boję się, że nie zostanę potraktowana poważnie. Że wieloletni działacze społeczni spojrzą na mnie z politowaniem. Że nie zostanę zrozumiana. Z drugiej strony, wiem, że nie jestem sama. Nas, młodych zmęczonych, są w Polsce setki. Potrafimy się doskonale maskować, bo chociaż tak często narzekamy na polską „kulturę” pracy, jesteśmy jej częścią i od najmłodszych lat doskonalimy się w ignorowaniu naszych potrzeb.

Zuza Karcz: Mam 20 lat i działalność w imię wartości dała mi przede wszystkim lekcję życia: nie zbawisz świata z zasobami, których ochłapy rzuci ci system. Praca aktywistyczna – podkreślmy to: praca – w znacznej mierze ma charakter wolontariacki, a zlecenia, o ile się pojawiają, przychodzą nieregularnie. Praca aktywistki to zatem freelance w czystej postaci. System uczy nas, że warto być uczynną i dobrotliwą, a już na pewno nie walczącą o swoje prawa. Wybór rodzaju żeńskiego nie jest tutaj przecież przypadkowy: trzeci sektor, czyli organizacje pozarządowe, który najczęściej zatrudnia działaczki, jest mocno sfeminizowany. Tymczasem w tym kobiecym kręgu wypalenie i kryzys zdrowia psychicznego przychodzą po cichu.

Emilia Kaczmarek / Archiwum prywatne

Aktywizm: Wypalenie przychodzi niepostrzeżenie

E.K.: Kiedy zaczynasz działać, w głowie zaczyna wirować od poczucia sprawczości – po latach uwięzienia w polskim systemie edukacji odkrywasz, że możesz mieć wpływ, że to, co robisz, przynosi namacalne efekty. Łączysz szkołę, naukę do matury, życie towarzyskie z aktywizmem. Twoja doba się rozciąga. Nie masz czasu wolnego, ale po co on komu? Przecież 20 lat ma się tylko raz, a świat sam się nie naprawi. Robisz coraz więcej: kolejny projekt, konferencja na drugim końcu Polski, udział w programie „rozwojowym”. Do każdej z tych rzeczy dokładasz – w trzecim sektorze nie ma przecież pieniędzy, a już na pewno nie mają ich młode inicjatywy.

Projekty robią się coraz większe, a razem z nimi rośnie odpowiedzialność. Nie zdajesz sobie sprawy z presji, pod którą się znalazłaś. Zaczynasz gorzej sypiać albo śpisz po 15 godzin. Często płaczesz z byle powodu. Jesteś sfrustrowana, a twoje działania coraz bardziej cię męczą, odbierają energię. Biegniesz jednak dalej, jeszcze tyle jest do zrobienia. Często chorujesz, ale ignorujesz swoje ciało. Aż nadchodzi moment, gdy nie masz siły i musisz podjąć decyzję: albo zdrowie, albo aktywizm.

Emilia Kaczmarek / Archiwum prywatne

Z.K.: 2019 r. nie zapomnę z kilku powodów. To czas strajku nauczycielskiego, a więc i początków moich działań na rzecz społeczności szkolnej, ale to także pierwsze wprawki w działalności na rzecz edukacji. Wtedy po raz pierwszy przyszłam do Sejmu. Strażnikowi marszałkowskiemu odczytanie mojego nazwiska z listy sprawiło wielki kłopot, powiedziałam więc trochę głośniej: „Ja się nazywam Karcz, początek taki sam jak Karczewski, tylko ja bez idei”. Albo przynajmniej nie tylko. [– Powinno się pracować dla idei. Ja pracowałem dla idei, pracuję dla idei i będę pracował dla idei – pouczał strajkujących nauczycieli ówczesny marszałek Senatu Stanisław Karczewski – przyp. red.]. Podobnie jak wiele nauczycielek, które zmuszone są brać nadgodziny, by utrzymać system czy dopłacać do interesu zwanego też szkołą, protestuję. Protestuję przeciwko pracy dla idei i tylko dla niej.

Bariera wejścia na rynek organizacji pozarządowych to przede wszystkim kwestia ekonomiczna. Młodym osobom trudno pogodzić studiowanie z tworzeniem własnych inicjatyw na szeroką skalę. Gdyby było inaczej, nie trafiałyby do organizacji, które szybko doprowadzają ich do wypalenia czy kryzysów zdrowia psychicznego, tylko budowałyby własne. W młodym pokoleniu potencjał przywódczy jest, chęć do działań – tym bardziej. Okres dojrzewania obecnych tzw. młodych dorosłych przypada na znaczny rozwój platform informacyjnych, to także czas narodzin fake newsa, jakiego znamy dziś. To wiąże się z konkretnymi kompetencjami cyfrowymi, które mogliby wykorzystywać do budowania swoich kanałów oddziaływania na rzeczywistość. Mówi się często o braku lojalności ze strony generacji Z na rynku pracy, niewiele z kolei o standardach zatrudnienia.

Nie jest nobilitujące ani dla organizacji, ani dla osoby działającej społecznie, kiedy praca tej drugiej jest niedoceniana. Trudno też o stałość zatrudnienia, kiedy funkcjonuje się jako niezależna ekspertka. Z pewnym niepokojem obserwuję, w jaki sposób pracują moi rówieśnicy i rówieśniczki w innych organizacjach. Kapitał społeczny, jaki wnosi młoda osoba z doświadczeniem działania społecznego, jest niewykorzystany. Ile lat można klepać w mediach społecznościowych?

Nie stać mnie na aktywizm feministyczny w Polsce. Nie stać mnie, bo to koszt wielowarstwowy. Od kosztów dojazdów, czasu, po przeżywanie cyberprzemocy i terapię, która pozwala mi wysoko funkcjonować w świecie pełnym kryzysów. Przestało odpowiadać mi występowanie w miejscach, w których nie otrzymuję honorarium. Selekcjonuję już zaproszenia na wydarzenia. Wiem, jak to brzmi z ust 20-latki, ale naprawdę nie stać mnie na wycięcie się z tygodnia akademickiego (nie da się ukryć, to jednak mój pierwszy pełny etat) czy pominięcie weekendu na regenerację. Zdrowe granice to podstawa bezpieczeństwa w takiej pracy. A przy wchodzeniu w aktywizm nikt o BHP nie uczy.

Zuzanna Karcz / Fot. Olena Herasym
Zuzanna Karcz / Fot. Olena Herasym

Praca na wysokościach (oczekiwań społecznych)

E.K.: Praca w szkodliwych warunkach zwykle wiąże się z odpowiednio wyższym wynagrodzeniem. Cóż, środowiska aktywistycznego na pewno to nie dotyczy. Jeśli już dostajemy wynagrodzenie za swoją pracę (a nie jest wcale oczywiste – 36 proc. osób pracujących na rzecz NGO-sów robi to nieodpłatnie, 27 proc. dostaje wypłatę nieregularnie, jak wynika z raportu Stowarzyszenia Klon/Jawor „Kondycja organizacji pozarządowych 2018”), nie są to zawrotne kwoty. W 2018 r. średnie wynagrodzenie osoby pracującej na pełny etat w trzecim sektorze wynosiło 3 tys. zł brutto (tyle samo co w 2015 r.!), w związku z czym 55 proc. liderów i liderek organizacji pozarządowych zauważa, że zarobki pracowników są zbyt niskie w porównaniu do ich kompetencji i obowiązków (dane za raportem Stowarzyszenia Klon/Jawor).

Od braku stabilnego zatrudnienia, przepracowania, poczucia niedocenienia i wrogości otoczenia do wypalenia już niedaleko. Jeśli dołożymy do tego charakter pracy aktywistycznej, która w dużej mierze polega na przypominaniu społeczeństwu o sprawach niewygodnych i zwiększaniu świadomości na temat problemów, z którymi ludzie nie chcą się zmierzyć, które wolą przemilczeć, kryzys zdrowia psychicznego mamy niemal murowany. Czujemy się samotne, czujemy presję. W końcu kto chce całe życie wchodzić w rolę marudy – niszczyciela dobrej zabawy, przypominającego, że na świecie źle się dzieje i należy coś z tym zrobić?

Chciałabym móc na koniec powiedzieć, że poczucie misji i chęć zmiany świata na lepsze rekompensuje problemy, z którymi mierzą się młode osoby działające aktywistycznie, ale jestem realistką. Dopóki nie nauczymy się jako trzeci sektor funkcjonować w sposób zrównoważony, dopóki nie będziemy mieć pieniędzy na wynagrodzenia, dopóki nie zrozumiemy, że nie załatamy każdej systemowej dziury, będziemy się wypalać. Wypalenie aktywistyczne to tylko wierzchołek góry lodowej, symptom pokazujący chorobę całego systemu.

Emilia Kaczmarek / Archiwum prywatne

Z.K.: Tym tekstem zapraszamy również na panel, który odbędzie się w sobotę 15 października o godz. 16:00, na dużej scenie Teatru Powszechnego w Warszawie w ramach Forum Przyszłości Kultury. Wiemy, że działania młodych osób aktywistycznych w wielu grupach zmieniają dynamikę. W ramach panelu o tytule „Młodzi, zmęczeni, wku*wieni” porozmawiamy o kierunkach tych zmian. Czy zetki przeżyją nową, kolejną falę aktywizmu?

E.K.: Jeśli brakuje nam zasobów, dzięki którym moglibyśmy dbać nie tylko o innych, lecz także o siebie, to może potrzebujemy rad od bardziej doświadczonych? Może to właśnie poprzednie pokolenie mogłoby pokazać nam, skąd czerpać siłę i jak o siebie dbać?

Z.K.: Podejmijmy tę dyskusję wspólnie w poszukiwaniu rozwiązań.

 

Emilia Kaczmarek od pięciu lat tworzy i wspiera projekty społeczne w Polsce. Wyróżniana ze względu na wspieranie różnorodności przez „Forbes”. Jest jedną ze śmiałych „Wysokich Obcasów”. Prowadzi swój autorski przedmiot poświęcony działalności społecznej w szkole Mental Arts. Twórczyni bloga antysukces.pl, gdzie opisuje sposoby na uwolnienie się od kultury sukcesu.

Zuza Karcz jest aktywistką edukacyjną, w swojej pracy skupia się na budowaniu rozwiązań dot. modułów obywatelskich, antydyskryminacyjnych i klimatycznych. Wchodzi w rolę niezależnej łączniczki i obserwatorki aktywizmu młodych osób i ich partycypacji w procesach decyzyjnych, na co pozwalają jej m.in. rola w zespole kuratorskim Forum Przyszłości Kultury czy udział w pracach Rady Programowej Open Eyes Economy Summit.

Emilia Kaczmarek, Zuza Karcz
Proszę czekać..
Zamknij