Znaleziono 0 artykułów
21.10.2018

Cierpnie skóra

21.10.2018
Kadr z serialu "Nielegalni" (Fot. Materiały prasowe NC+)

Wyprodukowany przez stację Canal+ serial „Nielegalni” to gratka dla wielbicieli powieści szpiegowskich i kina, które do ról czarnych charakterów zaprzęga sowieckie służby.

Jesienią świat zwykle traci kolory. Liście nieodwołalnie spadają na chodnik. Powietrze traci przejrzystość, na ulice wypełza smog. Na szczęście w tym roku dokładnie w tym samym czasie polska scena serialowa zyskuje rumieńce. Najważniejsze stacje - od TVN po HBO - proponują widzom swoje seriale z półki „premium”: serialowe „haute cuisine”, produkt z przeciwnej strony spektrum niż kaleczące inteligencję widza tasiemce. W mocnej stawce nie mogło zabraknąć stacji Canal+, która w ubiegłych latach zdobyła sporą grupę fanów dzięki dwóm sezonom „Belfra”, udanej produkcji własnej z Maciejem Stuhrem w roli głównej. Teraz przyszła pora na nowy, odważny krok. „Nielegalni” to rzadki na naszym rynku okaz. Serial szpiegowski został oparty na powieściach Vincenta V. Severskiego. Jego fabuła jest mocno zakorzeniona w realiach pracy polskich służb specjalnych.

Kadr z serialu "Nielegalni" (Fot. Materiały prasowe NC+)

Centralną postacią serialu jest Konrad Wolski (Grzegorz Damięcki), szef elitarnej komórki polskiego wywiadu, zwanej „ wydziałem Q”. Podczas rozgrywającej się w Stambule akcji przejęcia białoruskiego handlarza bronią, dostaje informacje o planowanym w Szwecji zamachu terrorystycznym. Trop prowadzi do sowieckiego arsenału na Białorusi. Konrad błyskawicznie kontaktuje się z polskim szpiegiem, zakonspirowanym w mińskim KGB. Travis (Filip Pławiak) ma zrobić wszystko, by udaremnić zamach. Wszystko byłoby o wiele łatwiejsze, gdyby nie fakt, że Travis został właśnie zdekonspirowany i zagraża mu realne niebezpieczeństwo. Uratować ma go Sara (Sylwia Juszczak), oficerka polskiej Agencji Wywiadu. Żeby nie było za łatwo, emerytowany generał białoruskich służb zaczyna szantażować polskiego Premiera. Oficerowie Agencji Wywiadu pod wodzą Ewy Dębskiej (Agnieszka Grochowska) muszą zrobić wszystko, by wydobyć obciążające szefa rządu materiały z Mińskich archiwów.

Reżyser pół na pół

Połowa odcinków realizowana była przez jedną ekipę, a druga połowa przez drugą. Pierwsze pięć reżyserował Leszek Dawid („Jesteś Bogiem”), kolejne pięć - Jan P. Matuszyński („Ostatnia rodzina”). Ale przedstawiciele obu zespołów podkreślają, że powodem takiej sytuacji nie były jakieś dramatyczne wydarzenia, a pragmatyczne założenia produkcyjne. Wszystko było zaplanowane, wiadome od początku. „Nie traktowałbym tego jako dwóch odrębnych części filmowych, a tylko realizacyjnych, organizacyjnych” - mówi Dawid, który zaraz po ostatnim klapsie na planie odcinak nr 5 ruszył na plan swojego fabularnego projektu „Broad Peak”. „Na poziomie myśli to jedna spójna seria.”

Kadr z serialu "Nielegalni" (Fot. Materiały prasowe NC+)

– To na szczęście nie jest sztywny serialowy format, miałem więc możliwość ruchu, zmiany języka, opowiadania, wszystko poza decyzjami obsadowymi, bo te oczywiście były podjęte wcześniej. Poza tym między jesiennymi a letnimi zdjęciami wymieniła się prawie cała ekipa poza scenografką, na planie panowała wiec inna atmosfera - opowiada Jan P. Matuszyński. – Punktem odniesienia, o którym rozmawialiśmy, był serial „Homeland”.  Większość jego sezonów ma 12 odcinków, podzielonych na segmenty po cztery. U nas coś takiego dzieje się w połowie, choć na zupełnie innych zasadach. W momencie, kiedy wchodzą te „nasze” odcinki, zmienia się klimat serialu. W części Leszka panuje bardziej nastrój znany z „Ultimatum Bourne’a”, u mnie, choć też mamy sekwencje akcji, bliżej temu do „Szpiega”. Ta zmiana tonu też motywowała nas do dyskusji na temat tego, co i jak ma być. Zmiany w połowie produkcji to nieoczywisty, innowacyjny zabieg. Ale mam poczucie, że dzięki temu serial jest ciekawszy, szerszy. Jestem bardzo ciekaw opinii widzów.

Kadr z serialu "Nielegalni" (Fot. Materiały prasowe NC+)

– Potrzebowaliśmy rozmachu - to było pewne. Materiał literacki był bardzo ambitny, akcja rozgrywała się w kilku krajach i była intensywna. Stambuł, Mińsk czy Warszawa to całkiem odmienne przestrzenie. Znaleźliśmy klucz adekwatny do tego, co zastaliśmy na miejscu - tłumaczy. Dla Dawida ważne były podejmowany przez książki Severskiego zagadnienia: – Trudno o bardziej adekwatny temat niż zagrożenia terrorystyczne. Intryga buduje się bardzo powoli , ale dotyczy najbardziej aktualnej rzeczy, którą mogą się zajmować służby wielu wywiadów. Mam poczucie, że proza Severskiego trafia w swój czas i, choć od powstania tych książek minęło kilka lat, to się w ogóle nie zdezaktualizowało.

Scenariusz to za mało

W dzisiejszych czasach wszystkie seriale premium stawiają na wyrazisty język wizualny, starają się tworzyć swój charakterystyczny „look”, nawet jeśli stylizacja nie jest wpisana w tożsamość tematu. Wystarczy wspomnieć o „Zakazanym imperium” czy „Tabu”, a na polskim gruncie choćby „Watasze” HBO.

Podobne artykułyW świetle reflektorów Artur Zaborski Czy kiedy operator pracuje przy thrillerze szpiegowskim, gdzie ramy gatunkowe dość dokładnie warunkują sposób kreowania napięcia, jego praca wygląda inaczej, niż, dajmy na to, w przypadku romantycznej komedii? – Historii szpiegowskich nie realizuje się [w Polsce] prawie wcale - myślę że to jest unikatowa cecha „Nielegalnych”. Nietypowe na pewno jest też osadzenie dużej części akcji poza granicami Polski, oraz obsadzenie w wielu rolach zagranicznych aktorów. W filmie szpiegowskim dużo większą wagę trzeba przyłożyć do przepływu informacji, która musi być czytelna dla widza - tłumaczy odpowiedzialny za odcinki od szóstego do dziesiątego Kacper Fertacz. – Skomplikowany spisek jest trudniejszy do pokazania niż prosta historia rodzinna. Drugą rzeczą są sekwencje akcji - coś co w filmie czy serialu trwa parę minut, kręci się dosyć długo. Mamy różne punkty widzenia, dynamiczny montaż, efekty pirotechniczne, kaskaderskie - to wszystko zajmuje czas na planie i pomimo, że ciekawie się to potem ogląda to są zazwyczaj paradoksalnie najnudniejsze zdjęcia.

Kadr z serialu "Nielegalni" (Fot. Materiały prasowe NC+)

Za znalezienie odpowiedniego języka dla „Nielegalnych” odpowiadał operator Piotr Sobociński jr. („Bogowie”, „Cicha noc”), który wraz z Leszkiem Dawidem stworzył odcinki od pierwszego do piątego włącznie. Nie było to łatwe zadanie. – Dostaliśmy fantastyczny scenariusz [odpowiadają za niego Maciej Kubicki, Bartosz Staszczyszyn oraz Dorota Jankojć-Poddębniak]. Dysponowaliśmy jednak ograniczoną liczbą dni zdjęciowych i trzeba było wymyślić styl, który nie obniży jakości serialu, a będzie możliwy do zrealizowania. Wykreowaliśmy więc naturalistyczny, "chropowaty” styl, w duchu fotografii dokumentalnej czy reportażowej. Wybrałem bardzo czułe kamery, najczulsze z dostępnych na rynku. Dzięki temu podczas nocnych zdjeć mieliśmy większą swobodę i szybsze tempo pracy. Zrezygnowaliśmy z wózka, a żeby zaoszczędzić czas na wymianie obiektywów postawiliśmy na wykorzystywanie zoomu. {Dla mnie „Nielegalni”] to przykład „antyfilmu”. Świadome popełnianie błędów, niedokadrowania, kamera reporterska. A wszystko po to, by się zbliżyć do emocji bohaterów, czuć ich nerwowość - podkreśla Sobociński.

To ciekawa sytuacja, gdy operator musi z wyboru stanąć w drugim rzędzie. Tak było w tym przypadku. – Najważniejszy był komfort reżysera i aktorów, zatem część technologiczna musiała zostać zminimalizowana do granic możliwości. - zaznacza autor zdjęć. – Umożliwiła nam to niezwykle profesjonalna, sprawna ekipa. Nad oświetleniem [odcinków 1-5} czuwał Marek Modzelewski, który pracował m.in. na planie „Helikoptera w ogniu” Ridleya Scotta i „Monachium” Stevena Spielberga, a za kamerą stanęli operatorzy Klaudiusz Warszewski i Bartosz Świniarski, którzy bardzo odciążyli mnie w tematach inscenizacyjnych.

Jak odnaleźć się w specyficznym położeniu, gdy zastępuje się za kamerą kolegę? Sobociński mówi szczerze: – To nie jest komfortowa sytuacja, kiedy trzeba wejść w czyjeś buty. Sam kiedyś przejąłem zdjęcia po Michale Englercie, wiem jak to jest. Ale jeśli odcinki się nie przenikają  - a tu tak jest, bo te „nasze” części dzieli w scenariuszu odstęp kilku miesięcy - to można zacząć spójnie  ze stylem poprzednika, a potem ciagnąć ten styl delikatnie w swoja stronę. Jest pewna dowolność - wyjaśnia, a Fertacz potwierdza jego słowa. -– Musieliśmy dopasować się do ich wizji żeby serial był konsekwentny. Ale pozwoliliśmy sobie na pewne zmiany i na pewno każdy ma odrobinę inną wrażliwość, więc będzie można to odczuć. Obie ekipy używały innych kamer, więc różnica na pewno będzie widoczna.

Kadr z serialu "Nielegalni" (Fot. Materiały prasowe NC+)

Aktor lubi pobyć zły

Co prawda ekipy się zmieniły, ale aktorzy - a przynajmniej część - pozostała na swoich posterunkach. Czy specyficzny tryb pracy wpłynął jakoś na ich odczucia? – Dla aktora to ciekawa sytuacja, kiedy można się spotkać z dwoma fajnymi zespołami reżysersko-operatorskimi w tym samym projekcie. W tym serialu jest taka sytuacja, że cały klimat opowieści zmienia się mniej więcej w połowie, więc ta zmiana była nawet na plus dla tej historii - mówi grający jedną z głównych ról Filip Pławiak, aktor o aparycji kulturalnego, miłego i uczciwego chłopaka, niekojarzący się z czarym charakterem. Znany z trudnej roli mordercy w „Czerwonym Pająku”, po raz kolejny wciela się bardzo nieoczywistego bohatera, skrywającego mroczną tajemnicą. – Na jego twarzy widać niewinność, delikatność. Ale kryje w sobie też mroczna, niejednoznaczną stronę. Miał tu, mam wrażenie, zadane, które bardzo rymuje się z jego osobowością - zdradza Leszek Dawid.

Kadr z serialu "Nielegalni" (Fot. Materiały prasowe NC+)

Jak Pławiak reaguje na to, że tak właśnie go widzą? – Chyba nie robię takiego pierwszego wrażenia. Do roli w „Pająku…” też na pierwszy rzut oka nie pasowałem. A mimo wszystko Marcin Koszałka wziął mnie, niebieskookiego blondyna, zamiast jakiegoś ciemnowłosego chłopaka o czarnych oczach. Bardzo się z tego cieszę! Lubię grać nieoczywiste, trudne postaci. Stres staje się wtedy adrenaliną.

Taki na pewno jest jego bohater, agent Travis: – Zbudowanie postaci, która musiała posiadać kilka tożsamości była bardzo ciekawa. Ale najciekawsza była okazja do gry w języku rosyjskim, którego…nie znam. Przez dwa miesiące przygotowywałem się do roli z coachem językowym, musiałem znać melodię języka, wiedzieć co znaczy każde słowo w każdej kwestii i jak powinno brzmieć. Bo ja musiałem brzmieć jak oficer białoruskiego KGB. Nie tylko język był tu trudnym wyzwaniem. W serialu jest wiele mocnych, brutalnych scen, w tym kilka z udziałem Pławiaka: – I z emocjonalnego i z realizacyjnego punktu widzenia [realizowanie sceny rozwalania czaszki przeciwnika kamieniem] nie była łatwa. Udało mi się na szczęście ani razu nie trafić kolegi, który tam leżał. Poza tym kamień był gąbką, więc mógł być spokojny.

Czy serial to dla aktora inna para kaloszy, niż film? – Nareszcie zaczęło się coś u nas dziać! Odium, jakie towarzyszyło serialom jeszcze kilka lat temu, zniknęło. Samo to, że dziś w serialach „premium” gra Andrzej Seweryn czy Agnieszka Grochowska pokazuje, że tej granicy już nie ma. Propozycje serialowe są często ciekawsze od tych filmowych, a poziom realizacyjny wyższy. Dla aktora to tylko więcej czasu na rozwój postaci. - konkluduje Pławiak.

Kadr z serialu "Nielegalni" (Fot. Materiały prasowe NC+)

– Rozciągnięty na osiem, dziesięć odcinków materiał to świetna okazja by zbudować postać - wtóruje mu Agnieszka Grochowska. – Akurat moja jest drugoplanowa i to dla mnie komfortowe. Pierwszy plan to totalny ciężar, obciążenie fizyczne i emocjonalne, coś wyczerpującego, co trudno mi sobie wyobrazić. To było ekstra doświadczenie. Przez tę zmianę reżyserów i przerwę w zdjęciach, dwa etapy planu na jesieni i potem na wiosnę miałam wrażenie, że przeżywam dwie oddzielne przygody, kręcę dwa oddzielne filmy ze świetnymi reżyserami. To było ciekawe -  inne tryby pracy, a przecież ciągłość postaci jest do utrzymania. Kojarzy mi się to z takim poligonem eksperymentalnym, gdzie można sprawdzić, przetestować wiele rzeczy. Jestem bardzo ciekawa efektu.

Grochowska regularnie gra w polskich produkcjach, ale akurat na polu serialowym nie jest weteranką. – Nie grałam w polskim serialu od ponad dziesięciu lat, od czasu „Ekipy” z Agnieszką Holland. Przez ten czas wiele się zmieniło. Dziś scenariusze są po prostu dobre, do tego w tym przypadku byli jeszcze Janek (Matuszyński) i Leszek (Dawid), czyli koledzy z którymi można fajnie pracować. - opowiada o swoim doświadczeniu Grochowska, która na własnej skórze doświadczyła zmieniającego się dynamicznie serialowego europejskiego rynku, do którego powoli doszusowuje nasz rodzimy. O „Nielegalnych rozmawiamy przez telefon, bo aktorka od trzech miesięcy pracuje we Włoszech na planie… szwedzkiego serialu.

Polska stara się gonić świat. Patrząc na to, co w tym roku zrobiły duże stacje - Showmax „Rojsta”, HBO „Ślepnąc od świateł", Netflix „1983” czy nawet usiłujący gonić TVN z „Pod powierzchnią” - widać, że produkcje są coraz lepszej jakości. – To dobrze, bo jednak seriale wciąż są trochę traktowane po macoszemu, panuje przekonanie, że to mniej pracy. Wręcz przeciwnie. - podkreśla Matuszyński, który do „Nielegalnych” miał więcej dni zdjeciowych niż do do swojego filmu o Beksińskich. Dynamiczne ruchy na rodzimym rynku tylko go cieszą: – Dla mnie to oznacza większą ilość miejsc pracy przy ciekawych projektach, a dla widzów - więcej dobrego kina. To jest dobre, tym bardziej, że w kinie  - niebezpośrednio, ale jednak - czuje się oddech polityki, co się robi niebezpieczne. Seriale są taką bezpieczna przystanią.

Anna Tatarska
Proszę czekać..
Zamknij