Znaleziono 0 artykułów
02.04.2024

Jak rozpoznać mikroagresję i jak na nią reagować

02.04.2024
Fot. Getty Images

Jeśli słyszymy skierowane w naszą stronę komentarze, wyrażające rasizm, seksizm, uprzedzenia, mamy do czynienia z agresją. Nawet jeżeli te wypowiedzi są krótkie, rzucone szybko czy bez zastanowienia, mogą znacząco wpływać na nasze zdrowie psychiczne. Psychoterapeutka Agata Stola wyjaśnia, czym jest mikroagresja, jak ją rozpoznawać oraz jak sobie z nią radzić.

Jak definiujemy mikroagresję?

Są to zamierzone lub niezamierzone zachowania, reakcje czy komentarze, które mają charakter krzywdzący, na przykład dyskredytujący czy stygmatyzujący w stosunku do konkretnej osoby. Nieintencjonalna mikroagresja może wynikać na przykład ze zinternalizowanych uprzedzeń czy stereotypów. Natomiast nawet jeśli uwagi pojawiają się z niezamierzonej pobudki, trzeba na nie reagować.

A kiedy pojawia się świadoma mikroagresja?

Jej przykładem jest „wbijanie szpili”, najczęściej będące efektem zamierzchłych i nieprzepracowanych żali w związku z wydarzeniami, sytuacjami czy niesprawiedliwościami, które żyją w pamięci osoby stosującej mikroagresję. Widać to w relacjach, czy to romantycznych, czy przyjacielskich, kiedy za pomocą mikroagresji utrzymuje się drugą osobę w poczuciu, że „coś jest z nią nie tak”; albo że, mimo pozytywnych zmian w relacji, wciąż powraca się do sytuacji z przeszłości, w których osoba popełniła błąd czy zawiodła osobę partnerską lub przyjacielską. Może to też dotyczyć przypisywania pewnych cech charakteru czy osobowości, które mają umniejszać drugiej osobie. Zarówno świadomie, jak i nie, w subtelny, ale bardzo raniący sposób będziemy wtedy wpływać na drugą osobę.

Jak uderzamy w osobę partnerską?

Niezależnie, czy będziemy mówić o związku hetero czy jednopłciowym, gabinetowym przykładem jest narracja dotycząca płci. Koncentruje się ona przede wszystkim na „niewystarczającej” męskości czy kobiecości. Bardzo często jest subtelna i przekazywana w formie rozmowy o potrzebach i oczekiwaniach w związku. Wynika to z tego, że nosimy w głowie pewien zinternalizowany obraz tego, jak mężczyzna czy kobieta powinni wyglądać albo się zachowywać. Kiedy nasze osoby partnerskie zaczynają odbiegać od tego wyobrażenia, mogą zacząć pojawiać się delikatne aluzje wobec nich, dotyczące „niemęskiego” czy „niekobiecego” wizerunku.

Zachowania mikroagresywne nie muszą być też bezpośrednie. Często jakaś uwaga zostaje rzucona w eter, na przykład w czasie komentowania sytuacji znajomych, ale nasza osoba partnerska podskórnie czuje, że w tym komentarzu chodzi o aktualne relacyjne życie. Może to być na przykład komentarz dotyczący sportu, czyli zachwycanie się umiejętnościami znajomego, który świetnie pływa na kicie z komentarzem, że jest to bardzo „seksi”, przy jednoczesnej świadomości, że nasza osoba partnerska boi się wody.

A bagatelizowanie uczuć i emocji osoby, która je przeżywa?

Oczywiście, mikroagresja dotyczy także tych sytuacji. Nie będzie to jeszcze gaslighting, bo jest to stricte agresja, ale na przykład komentarze w stylu: „A daj spokój”, „To nie tak, jak myślisz”, „Nie przesadzaj”. Może to być również umniejszanie trudnościom psychicznym, kiedy na przykład ktoś stwierdza, że chyba ma depresję, a w odpowiedzi słyszy: „To pewnie zły dzień”, „Weź się w garść” czy, wracając do płci, „Bądź facetem!”. To częste wątki z terapii par.

Czy osoba, która używa mikroagresji, może mylić ją z komplementem?

Taka sytuacja bardziej wskazuje na pewne błędy komunikacyjne. To, co nas uraża, często bywa obrazem naszego wewnętrznego świata, czyli de facto to my mamy z czymś problem, więc jesteśmy na tym punkcie drażliwi. Mam bardzo dobrą koleżankę, świetną psychoterapeutkę, która pochodzi z Ukrainy, ale od dawna mieszka w Polsce i świetnie mówi w naszym języku. Opowiedziała mi, że za każdym razem, kiedy jej pacjent czegoś nie dosłyszy, bo na przykład ma gorszy słuch albo coś trzaśnie za oknem, ona zawsze w pierwszej chwili myśli, iż powiedziała coś z akcentem. Że dlatego nie została zrozumiana. Warto znaleźć balans pomiędzy tym, co faktycznie może być zachowaniem mikroagresywnym, a tym, co wynika z naszych kompleksów i drażliwości w tych trudnych dla nas obszarach.

W moim odczuciu żyjemy w czasach, w których nadmierna wrażliwość na własnym punkcie bywa szkodliwie gratyfikowana. Doprowadza to do sytuacji, w której nie ma już miejsca na konstruktywną krytykę. Może nawet dochodzić do absurdów, gdzie słowa: „Ale dziś ładnie wyglądasz!” będą wywoływać myśl: „To znaczy, że zazwyczaj wyglądam źle”. Dlatego podczas swoich warsztatów relacji zachęcam do pracy nad dwoma sprawami. Po pierwsze, nad dystansem, czyli niebraniem wszystkiego bezpośrednio do siebie. Po drugie, nad empatyczną komunikacją, a więc jeśli chcemy kogoś skomplementować, najpierw zastanówmy się, co będzie dla tej osoby miłe i dowartościowujące. Nie mówmy tego, co sami byśmy chcieli usłyszeć.

Czy mikroagresja różni się od bycia po prostu wredną, nieprzyjemną osobą?

Jeśli ktoś jest wredny, prawdopodobnie mikroagresja będzie jedną z form komunikacji tej osoby. Frustracja, niezadowolenie ze swojego życia i z siebie częściej będą odreagowywane w relacji. Może przybierać formę mikro- lub makroagresji. Mam jednak wrażenie, że dzięki popularyzacji wiedzy psychologicznej ludzie coraz częściej potrafią wyłapać, że doświadczane w relacji złośliwości nie dotyczą ich, tylko osoby, która je z siebie wyrzuca. Na warsztatach zauważam, że do takich osób coraz częściej podchodzi się z litością, a nawet ze współczuciem. Traktuje się te negatywne komentarze jako zagrażające, ale osobie, które je wypowiada.

Bywa też tak, że te wredne szpile „wbija” ktoś, kto jest autorytetem. Ktoś, kto ma władzę i pozycję, pozwala sobie na mikroagresję w stosunku do osób w jakiś sposób od siebie zależnych, bo ma gorszy dzień. Wtedy osobie, która odbiera takie komentarze, jest bardzo trudno poradzić sobie z wewnętrznym konfliktem – z jednej strony pragnie utrzymać wizerunek autorytetu, z drugiej cierpi i czuje rozczarowanie.

Czy jeżeli ktoś powie na przykład coś homofobicznego, automatycznie czyni to z niego homofoba?

Wracamy do tej fantazji, że wszyscy mamy być idealni i nieomylni. W moim odczuciu osoba sojusznicza, chcąca być inkluzywna w komunikacji, nie boi się popełnić błędu, zapytać: „Jak się do ciebie zwracać?”. To zaangażowanie wymaga staranności i dobrej woli.

Bardzo często widzimy jednak, że brakuje gotowości, by wypracować odpowiednią formę komunikacji. Osobom nie chce się podjąć wysiłku. Podam ci przykład z mojego zawodowego poletka. Trafiła do mnie do gabinetu osoba pacjencka, która wcześnej była na terapii u bardzo inkluzywnego specjalisty, skierowanego na pomoc społeczności LGBTQ+. Terapeuta ten używał nomenklatury „My i wy” – my, czyli osoby heteronormatywne, i wy, osoby niehetero. W moim odczuciu nie jest to homofobia, ale ignorancja, z której wynika mikroagresja.

Jak wpływa ona na osoby jej doświadczające?

Mam wrażenie, że zachowania mikroagresywne mogą nawet bardziej dotkliwie wpływać na zdrowie psychiczne niż otwarta agresja. Gdy mamy do czynienia z tekstem homofobicznym, od razu aktywują się w nas mechanizmy obronne. Jesteśmy wtedy w stanie zakwalifikować osobę wypowiadającą homofobiczne komentarza adekwatnie do jej intelektu. Przestajemy brać ją pod uwagę. Odcinamy się emocjonalnie, a przez to bronimy mentalnie przed atakiem.

Natomiast jeśli od bliskich osób, z którymi jesteśmy związani emocjonalnie, słyszymy nieprzyjemne komunikaty, dodatkowo zmieszane z tymi pozytywnymi, nasza stabilizacja zostaje naruszona. Nie mamy na sobie zbroi, którą wkładamy, kiedy atakuje nas homofob, seksista czy rasista. Doskonale widać to w relacjach rodzicielskich. Matka czy ojciec potrafią „wbić” szpilę w związku z wyglądem. W przeszłości mówili: „Zetnij te włosy, bo wyglądasz niechlujnie”. Kiedy w dorosłym życiu osoba będzie chciała zapuścić włosy, bo taka jest moda, albo jej dziecko będzie chciało to zrobić, mikroagresywne zachowania wrócą jak bumerang.

Jak mikroagresja zaznana w dzieciństwie wpływa na relacje romantyczne?

Istnieje ryzyko, że takie komentarze będą dla osoby czymś naturalnym, kojarzącym się z wyrazem troski, miłości. Osoba może czuć się bezpiecznie z partnerem albo partnerką, którzy będą traktować ją w złośliwy, wredny sposób. Intuicyjnie będzie też szukać takich relacji, by załatać deficyty, niegdyś wypełniane zachowaniem rodziców. Oczywiście, istnieją związki, w których obie strony umawiają się na taką konwencję rozmowy. Robią to świadomie, za porozumieniem. Natomiast są też takie, gdzie jedna osoba pada ofiarą mikroagresji, ale kształci w sobie podobne mechanizmy i zaczyna je stosować w kierunku partnera czy partnerki. Raniące nas techniki mogą służyć do obrony.

Życie w związku, w którym doświadcza się mikroagresji, prowadzi do wewnętrznego uczucia urażenia, obrażenia na świat, takiego dyskomfortu, który potem może doprowadzić do frustracji i niechęci do samej relacji. Rodzące się napięcie powoduje dużo stresu. Obniża się też pewność siebie konkretnej osoby. Gdy wejdzie ona w kolejny związek, będzie oczekiwać najgorszego. Zniknie luz, swoboda, poczucie spontaniczności. Takie osoby często są odbierane jako zgorzkniałe, nietowarzyskie, bo techniki mikroagresywne, jako forma obrony, będą wykorzystywały nie tylko w relacjach romantycznych, lecz także w koleżeńskich, pracowniczych.

Załóżmy, że bierzemy udział w rozmowie na aktualne tematy, na przykład na temat referendum w sprawie aborcji i sytuacji kobiet w Polsce. Rozmowa staje się trochę napięta, a my wyczuwamy, że mikroagresja wychyla się tuż zza rogu. Jakie mamy strategie działania?

Pamiętajmy, że czasami specjalnie zaczynamy temat, który podniesie temperaturę rozmowy. Z różnych przyczyn mamy ochotę na starcie poglądów. Posiadamy silne argumenty do dyskusji, chcemy poznać opinię drugiej strony, albo coś z siebie wyrzucić, odreagować.

Wchodzimy na ring. Zaczyna się rozmowa. W pewnym momencie zauważamy, że po drugiej stronie zaczynają się aluzje dotyczącego na przykład tego, skąd ktoś pochodzi albo kim jest, a czasem nawet jak wygląda. Pomiędzy argumenty merytoryczne może być wplatana właśnie mikroagresja, by zbić z tropu, zawstydzić czy speszyć rozmówcę czy rozmówczynię. Gdy ktoś personalnie zaczyna nas atakować, „wyzywać” od lewaków, feministek, mówić, że mamy niewystarczające doświadczenie życiowe, po prostu kończmy dyskusję. Oczywiście, łatwiej powiedzieć niż zrobić. Bo trzeba znaleźć w sobie odwagę, by powiedzieć: „Słuchaj, zabrnęliśmy za daleko” albo: „To, co mówisz, nie dotyczy już tematu, tylko mnie osobiście”. Świat nas uczy, żeby na agresję odpowiadać agresją. To nie jest dobry sposób. Lepiej jasno postawić granicę i umiejętnie się wycofać.

Jak dobrze się skonfrontować?

Nie używajmy słów agresja czy mikroagresja, bo nie wiemy, czy druga strona nie zbagatelizuje takiego komunikatu. Najlepiej zacząć od tego, co ja czuję, co mnie dotyka, rani. Jeśli rozmawiamy z osobą, dla której też jesteśmy ważni, w taki sposób prędzej zostanie ona zachęcona do refleksji nad swoim zachowaniem niż wtedy, kiedy to zachowanie nazwiemy. Osoba, która stosuje wobec nas mikroagresję, wreszcie powinna zrozumieć, że nas krzywdzi.

Jakub Wojtaszczyk
Proszę czekać..
Zamknij