Znaleziono 0 artykułów
01.07.2023

Trzydziestoletnie rozwódki: Ich życie właśnie się zaczyna

01.07.2023
fot. Materiały prasowe

Coraz mniej młodych Polek chce pozostawać w małżeństwie na zawsze, za wszelką cenę. Szukają relacji, w których mogą o siebie zadbać, z większą odwagą niż poprzednie pokolenia walczą o własne szczęście. Jeśli decydują się na rozwód, nie oznacza to dla nich końca świata, a początek nowego życia.

– Dziś jestem po trzydziestce, jestem rozwódką, mamą i kocham siebie najbardziej – mówi Kasia, która dla byłego już męża przeprowadziła się z Warszawy do Australii. – To była miłość od pierwszego wejrzenia. Kiedy się poznaliśmy miałam 21 lat, studiowałam, dorabiałam – opowiada. – Moja mama zmarła na nowotwór, taty nigdy z nami nie było, więc dużo łatwiej było mi podjąć decyzję o wylocie, bo niewiele mnie w Polsce trzymało. A że miałam bardzo dobrą sytuację finansową, po dziewięciu miesiącach ogarniania spraw, we wrześniu 2014 r., wsiadłam do samolotu.

W 2017 r. wzięli ślub na warszawskiej starówce. Jak Kasia wspomina, bajeczny i z miłości. Trzy lata później urodziła się ich córka. – Czułam się w Australii bardzo samotna, nie miałam przyjaciół, nikogo, poza teściami. Było mi bardzo ciężko – wspomina. – Mój mąż widząc, że męczę się, zaproponował powrót do Polski, ale to nie pomogło. Od dawna się kłóciliśmy, nie potrafiliśmy ze sobą rozmawiać. Byliśmy dwoma indywidualnościami w związku, a nie teamem. Teraz wiem, że poleciałam na drugi koniec świata za niedojrzałą miłością. Wiedząc już, że tam nie pasuję i jestem nieszczęśliwa, bałam się podjąć decyzję, obawiałam się, co ludzie powiedzą. Dziś czuję zupełnie odwrotnie – mówi.

– Kiedy to jednak on zadecydował, że nie chce być ze mną w związku, myślałam, że moje życie się wali, że to koniec świata – opowiada Kasia. – Moja babcia była rozwiedziona, moja mama, moja ciotka, siostra mamy i ja? To niemożliwe. Nie chciałam, żeby moje dziecko też było z rozbitej rodziny. Na szczęście czasy się zmieniły i dziś inaczej mówi się o rozwodach, jest o wiele łatwiej. Nie wstydzę się tego.

Fot. Materiały prasowe

Kobiety rozwiedzione: Te, które walczą o siebie

Według danych CBOS z 2019 r. średnio jedno na trzy zawierane małżeństwa kończy się w Polsce rozwodem. Rośnie liczba tych, które rozpadają się po mniej niż pięciu latach. Eksperci przewidują jednak, że liczba rozwodów będzie maleć, również dlatego, że pary coraz rzadziej decydują się na zawarcie małżeństwa. Liczba formalizowanych związków w Polsce jest obecnie jedną z najniższych w historii. 

– Wielu dzisiejszych dwudziestolatków ma rodziców, którzy się rozwiedli. Moje pokolenie milenialsów rzadko pochodziło z domów, w których rodzice się rozstali. Dawniej ludzie częściej tkwili w toksycznych układach, dopiero na przestrzeni ostatnich dwóch dekad zaczęło się to zmieniać – wyjaśnia w e-mailu psycholożka i terapeutka par Katarzyna Kucewicz.

Potwierdza to rosnący odsetek zwolenników rozwodów (w ostatnim dziesięcioleciu podniósł się z 20 do 32 proc. według CBOS), choć w wielu rodzinach nie przestaje to być kontrowersją. Najbardziej liberalni w tej kwestii pozostają młodzi, od 25 do 34 lat. – Myślę, że rozwody są dziś znacznie bardziej akceptowane społecznie. To kwestia globalnego kryzysu Kościoła katolickiego, który dawniej był dla ludzi ważnym wyznacznikiem tego, co wypada, a co nie, także zmian kulturowych w społeczeństwie, jak również tego, że dziś ludzie częściej zwracają się w stronę swojego JA. Chętniej o siebie dbają, chcą przeżyć szczęśliwe życie w miłości, a nie „przetrwać, przemęczyć się” – dodaje Kucewicz.

Coraz bardziej rozumiemy, że ważne jest osobiste szczęście. Problem pojawia się, gdy są dzieci. Tutaj respondenci są podzieleni – jedni uważają, że dla ich dobra para powinna pozostać w związku, drudzy – że przeciwnie. – Oczywiście, że walczyłam, żeby dziecko miało oboje rodziców, ale ono ich ma! Są zaangażowani, kochający, obecni w jej życiu i lepsi są rodzice, którzy są szczęśliwi osobno niż nieszczęśliwi razem – mówi Kasia.

Fot. Materiały prasowe

Jak żyć szczęśliwie w dobrym małżeństwie: Przyjaźń to za mało

Magda poznała swojego byłego męża, gdy miała osiem lat. Zaprzyjaźnili się, a pięć lat później na pierwszą oficjalną randkę tata zawiózł ich do kina. Minęło kolejnych 12 i Wojtek oświadczył się. – Gdy dziś o tym myślę, mam wrażenie, że zaręczyny były nieświadomą próbą zabezpieczenia się przed potencjalnym rozstaniem. Narzekałam przyjaciółkom, że nie czuję żadnej ekscytacji. A motyle w brzuchu? Nie miałam pojęcia, czym są. Wojtek był dobrym, kochanym człowiekiem, a do tego moim przyjacielem. Wtedy nie chciałam dopuścić do siebie myśli, że jednak sama przyjaźń nie wystarczy.

By uciszyć wątpliwości, Magda przestała analizować i rzuciła się w wir ślubnych przygotowań. – Myślę, że bałam się samotności, zmiany, życia bez niego. Do tego słyszałam wszystkie te głosy o tym, jak trudno jest znaleźć partnera i jak wiele koleżanek jest singielkami. Cała masa kulturowych zabobonów pomogła wcisnąć mnie w ten społeczny gorset. 

Małżeństwo Magdy trwało rok. Choć po rozwodzie wspierali ją rodzina i przyjaciele, niektórzy znajomi postawili się po którejś ze stron. Wielu trudno było zrozumieć tę decyzję i najczęściej podejrzewali chorobę psychiczną lub zdradę. Bo to niemożliwe, żeby jej się tak odmieniło. Sam rozwód był spokojnym procesem, żadnych scen w sądzie. – Po rozprawie poszliśmy na kawę. Sprawy finansowe nie były problemem, bo przed ślubem podpisaliśmy intercyzę – podsumowuje Magda.

Czego boimy się, myśląc o rozwodzie: Co ludzie powiedzą

Inaczej i częściej rozwodzimy się w mieście niż na wsi, co ma związek z możliwościami poradzenia sobie z nową sytuacją. Moje rozmówczynie są zgodne, że dziewczynie z dużego miasta, która jest niezależna finansowo czy też ma grupę wsparcia, odczuwa akceptację społeczną, jest na pewno dużo łatwiej. Badania pokazują również, że im krótszy staż związku, tym łatwiej podjąć decyzję o rozstaniu.

– Małżeństwo wymaga dużej dojrzałości, umiejętności współpracy, czasem chodzenia na kompromisy, poszanowania odmienności kogoś, kto z nami mieszka, bez nachalnych prób zmieniania go. To nie jest łatwe zadanie. A miłość i namiętność to zdecydowanie za mało, by stworzyć dobry związek małżeński – pisze Katarzyna Kucewicz. Na terapię par przychodzi do niej jednak więcej osób starszych, których związek jest większą inwestycją: są dzieci, kredyt, samochód. Niektórzy chcą ratować swoje relacje z powodów pragmatycznych. 

Aga próbowała walczyć i proponowała byłemu mężowi terapię par, jednak usłyszała, że najwyżej sama może iść do psychologa. Mieszka i pracuje w małym powiatowym mieście. – Od jednej koleżanki w pracy usłyszałam, że gdybym męża pilnowała, nie odszedłby do innej – odpowiada mi w wiadomości. To był dla niej cios. Choć świat jej się zawalił i została samotną mamą małego dziecka, oprócz słów wsparcia słyszała bardzo wiele raniących komentarzy, także od osób z rodziny.

Zdarzało się, że od starszych kobiet dowiedziała się, że może powinna przymknąć oko na zdrady, miałaby wtedy pomoc przy dziecku i lepiej w życiu. – Nie odpowiadam na takie komentarze, bo nie przekonam tych ludzi. Zazwyczaj jednak w luźnej rozmowie, gdy przyznaję, że jestem szczęśliwą rozwódką, słyszę, że dobrze zrobiłam. Ale znajdą się i tacy, dla których my po rozwodach jesteśmy nieudacznikami. Jednak jesteśmy przecież odważniejsi, bo walczymy o swoją godność i szczęście – dodaje. – A jeśli coś ma pomóc mojemu dziecku, wszystko jest tego warte.

– Znam coraz więcej młodych rozwódek, dla których nie jest ważna presja społeczeństwa, żeby pozostać w nieszczęśliwej relacji, ale liczy się, by zawalczyć o siebie – mówi Izabela, która pochodzi z dużego miasta i dziś mieszka w Warszawie. – Wiedziałam, że generacja moich rodziców czy dziadków może to źle odebrać, ale po latach terapii już wiem, że jeśli chciałabym się rozwieść, to nie muszę o tym z nikim dyskutować. Uważam, że lepiej rozstać się, przepłakać rok czy dwa lata, ale uratować sobie życie.

Decyzja o rozstaniu: To nie koniec świata

Iza miała 23 lata, kiedy poznała swojego męża. Wszystko potoczyło się bardzo szybko i po dwóch miesiącach zamieszkali razem. – Spędzaliśmy wspólnie każdą chwilę, wydawało mi się bardzo romantyczne, że taka miłość się nie zdarza. I zanim zdążyłam się obejrzeć, jeszcze bardziej byłam uwikłana w tę relację. Dziś wiem, że ten związek był skazany na porażkę. Od początku pojawiały się czerwone flagi, ale była to moja pierwsza poważna relacja, nie miałam więc porównania, byłam młoda, naiwna i nieświadoma, ale i zdeterminowana, by utrzymać związek, przez co godziłam się na wiele rzeczy. Szkoda było mi tych kilku wspólnych lat.

Fot. Materiały prasowe



Ślubu nie traktowała jako kolejnego kroku, scementowania związku. – Była to formalna kwestia i myślę, że może nawet bardziej chodziło o wesele, o całą tę otoczkę. Impreza była huczna, trwała trzy dni, bardzo dużo było planowania, przez co nie poświęcałam wystarczającej uwagi temu, co czuję. A intuicja od początku związku krzyczała, że popełniam błąd. Bo jeśli miałam problem, żeby rozstać się bez ślubu i zaręczyn, tym trudniej było mi to zrobić, będąc zaręczoną i z zaplanowanym ślubem na 200 osób – mówi Iza. – Nie wiem, co miałam w głowie, może zrozumie to tylko ten, kto był uwikłany w toksyczną relację, uzależniony od partnera.

Myśli o rozstaniu miała już w podróży poślubnej. Przez następne trzy lata pracowali nad związkiem, ale nie okazało się to wystarczające. – Gdy się wyprowadził, przez pierwszy miesiąc nie chciałam się z nikim widywać, miałam quality time sama ze sobą. Decyzja o rozwodzie była dla mnie ogromną ulgą, chociaż dwa lata zajęło mi przepracowanie tego. Musiałam swoje wypłakać i przegadać z przyjaciółmi i psychologiem, naczytać się książek i nasłuchać podcastów. Ale jeśli miałabym kogoś pocieszyć po ciężkim rozstaniu, to powiedziałabym, że ten smutek minie. Najlepszym lekarstwem jest czas.

– Myślę, że wiele kobiet boi się, że nie da sobie rady. Sama biłam się z takimi myślami. Jest ciężko, czasem wręcz przytłaczająco, bo ojciec dziecka nie płaci alimentów i muszę sobie dawać radę sama. Pracuję na pełen etat, mam drugą dodatkową pracę, ale jestem przykładem, że warto zawalczyć i mam nadzieję, że coraz więcej kobiet znajdzie w sobie na to siłę – podsumowuje Aga. Kasia dodaje, że rozwód nawet w jednym procencie nie jest końcem świata: – W sierpniu ubiegłego roku pisałam SMS-y do koleżanek, że wszystko się wali. Ale to był nie koniec, a początek.

Po rozwodzie: Nowe życie po raz drugi

Magda ani razu nie żałowała swojej decyzji, a jej życie po rozwodzie zmieniło się o 180 stopni. – Zaczęłam kontaktować się ze sobą i doświadczyłam, czym może być miłość, taka z motylami w brzuchu. Dziś widzę ją i różne relacje jako źródło największych radości, ale i trudów – to bliskość z drugim człowiekiem, zaufanie, otwarcie się, połączenie na poziomie serca, a wszystkie te rzeczy wymagają ogromnej odwagi i pracy – mówi.

Po rozwodzie odżyła również Kasia. – Spadł ze mnie ciężar, zaczęłam myśleć o sobie i pracować nad sobą. Ale największym zaskoczeniem było dla mnie, że przyciągam mężczyzn! Przez te wszystkie lata nie byłam świadoma, że jestem piękną i bardzo sensualną kobietą. Teraz nie wstydzę się tego powiedzieć. To wszystko musiało się wydarzyć, żebym do tego doszła – opowiada Kasia. Przyznaje też, że byłaby przeszczęśliwa, gdyby córka mogła być z nią na jej ślubie. – Chciałabym drugi raz wyjść za mąż i mieć więcej dzieci, stworzyć piękny dom. Uważam, że wspaniała miłość istnieje. Czasem jedynie zastanawiam się, czy jakiś facet zakocha się w kobiecie z dzieckiem, że to taki stygmat, ale myślę, że tylko w Polsce. Chciałabym udowodnić, że to nie jest problem, a swoją historią pomóc choć jednej dziewczynie.

Dla Magdy pierwsze lata po rozwodzie były szalonym czasem eksploracji świata randek, flirtów i seksu. Potem przyszedł pierwszy długi związek. – Choć ostatecznie zakończył się, dziś mogę powiedzieć, że jestem naprawdę szczęśliwa i wdzięczna za drogę, która zaprowadziła mnie do tego miejsca. Była trudnym procesem doświadczania i stawania się sobą. Mimo że mam za sobą dużo cierpienia, i tego rozwodowego, i złamanego serca po ostatniej relacji, czuję, że żyję. Że w pełni doświadczam tej przygody zwanej życiem –opowiada.

A randkowanie? – Wspaniała sprawa. Nie dajcie sobie wmówić, że „wszyscy fajni są zajęci”. Czasem mam poczucie, że to jakaś historia, którą kolektywnie sobie powtarzamy jako wymówkę, by pozostać w niesatysfakcjonujących relacjach. A za rogiem potrafią czekać naprawdę piękne rzeczy. Te wszystkie moje doświadczenia dotyczą tego, że zawsze mamy wybór. Życie jest zwyczajnie za krótkie, by być nieszczęśliwym.


Niektóre imiona na prośbę bohaterek zostały zmienione.

Ismena Dąbrowska
Proszę czekać..
Zamknij