Znaleziono 0 artykułów
03.08.2023

Dlaczego fani czują się uprawnieni do oceny gwiazd

03.08.2023
Ariana Grande wywołała skandal romansem z kolegą z planu, Ethanem Slaterem (Fot. Getty Images)

Czy Ariana Grande rozbiła małżeństwo Ethana Slatera, kolegi z planu „Wicked”? Gwiazdę zalała fala hejtu. „Jak możesz być tą trzecią?”, pytają fani. Podobnie zareagowali Swifties na związek ich idolki, Taylor Swift, z Mattym Healym. „Rzuć tego dupka”, nawoływali. Dlaczego czujemy się uprawnieni do krytyki osoby, której nie znamy?

Gdy pod koniec maja dostałam od mojej przyjaciółki wiadomość z dramatycznym pytaniem: „Dlaczego???”, doskonale wiedziałam, co sprawiło, że jej świat zatrząsł się w posadach. Taylor Swift i Joe Alwyn ogłosili rozstanie. Jako fanatyczne Swifties wymieniłyśmy jeszcze dziesiątki SMS-ów, w których próbowałyśmy dociekać przyczyn rozpadu „idealnego” związku gwiazd. „Mieliby takie piękne dzieci! I nic z tego”, zakończyłyśmy w żałobnym tonie. Skąd nasze zaangażowanie w życie prywatne gwiazdy, którą na żywo widziałyśmy raz, na koncercie w 2014 roku? Jakim cudem dwie dorosłe kobiety, starsze zresztą od swojej idolki o ładnych kilka lat, wkręcają się w Swift na tyle, żeby porzucić codzienne obowiązki? Dlaczego wydaje nam się, że rozumiemy motywacje kogoś, kto funkcjonuje w zupełnie innej rzeczywistości? 

Zaraz po zerwaniu z Alwynem Swift rzuciła się w wir romansu z Mattym Healym z zespołu The 1975. Jej wyznawczynie – w tym my – nie były zachwycone. Nie dość, że arogant, brutal i niechluj, to jeszcze mizogin i rasista. „Rzuć go!”, „On nie jest dla ciebie właściwy”, „Zwariowałaś?!”. Zorganizowano nawet kampanię pod hasłem #SpeakUpNow, która miała Swift wybić z głowy nieodpowiedniego partnera. „Uff, a więc to był jednak tylko rebound”, skwitowałyśmy z przyjaciółką kolejną wymianę wiadomości, bo oczywiście i ten epizod historii miłosnej Taylor też nie umknął naszej uwadze.   

Swifties to jeden z najprężniej działających fandomów. Trudno się dziwić, w końcu mamy do czynienia z rekordzistką. Swift organizuje największe koncerty, sprzedaje najwięcej płyt, zdobywa najwięcej lajków. Z pewnością ma hejterów, ale siedzą cicho jak myszy pod miotłą ze strachu przed siłą rażenia imperium, które zbudowała wokalistka. 

Taylor Swift fani hejtowali za romans z Mattym Healym (Fot. Getty Images)

Gwiazdy, które się kocha, i te, których się nienawidzi

Nie wszystkie gwiazdy budzą tak jednoznaczną sympatię. Niektórych się wręcz nienawidzi. Na liście najbardziej nielubianych gwiazd Hollywood poczesne miejsce zajmują Gwyneth Paltrow i Anne Hathaway. Tej pierwszej obrywa się za to, że zatraciwszy się w przywileju, straciła kontakt z rzeczywistością, tej drugiej za to, że chce za bardzo. – Moje marzenie się spełniło – powiedziała Hathaway, odbierając w 2013 roku Oscara za „Les Misérables”. Fani uważają bowiem, że gwiazdy powinny udawać, iż nie zależy im na statusie. Jednocześnie jednak muszą realizować fantazję „zwyczajnych ludzi” o tym, co to znaczy być gwiazdą. 

Celebryci mają więc sytuację niegodną pozazdroszczenia. Trochę jak kobiety z manifestu feministycznego Glorii w „Barbie”. Bohaterka w swojej przemowie wyjaśniła, że „bycie kobietą jest niemożliwe”, bo jednocześnie trzeba spełniać sprzeczne oczekiwania. Z taką ambiwalencją borykają się też gwiazdy – muszą być swojskie, ale nie nazbyt zwyczajne, odsłaniać prywatność, ale nie prać publicznie brudów, popełniać błędy, żeby wydawać się ludzkimi, ale nie upadać zbyt nisko.

Ostatnio na językach fanów jest Ariana Grande. Jej życie miłosne nieraz budziło już kontrowersje. Podejrzewano, że odbiła Nayi Riverze Big Seana, z Makiem Millerem miała zacząć się spotykać, gdy ten miał jeszcze dziewczynę. Gdy wyszedł na jaw jej romans z kolegą z planu „Wicked” Ethanem Slaterem, odsądzono ją od czci i wiary. „Seryjna cudzołożnica”, grzmią obrońcy moralności. Nie dość, że dopiero co rozstała się z mężem, Daltonem Gomezem, to jeszcze rozbiła „szczęśliwą rodzinę”. Slater niedawno doczekał się dziecka z żoną, Lilly Jay. Komentujący oczywiście nie mają pojęcia, jak się małżonkom układało, nie mogą też założyć, że po rozwodzie dziecku będzie działa się krzywda, wolą myśleć, że Slater najpierw zadurzył się w Grande, a potem porzucił partnerkę, a nie odwrotnie. Choć Grande śpiewała, że „God is a Woman”, a wiele z jej piosenek to naprawdę nieźle napisane prokobiece przesłania, w gronie jej „fanów” objawiło się spore grono mizoginów. Niby dlaczego „ta trzecia” ma być winna rozpadu związku? Przecież to mężczyzna decyduje się odejść. To on pozbywa się zobowiązań, ale nie ona jest temu winna. 

Fani czują się uprawnieni do oceny gwiazd, jakby były ich najbliższymi przyjaciółmi 

Ostatnie starcia Swift i Grande z fanami po raz kolejny dowiodły nadmiernego zainteresowania, jakim darzymy gwiazdy. Co więcej, z dezynwolturą oceniamy ich najgłębsze emocje. Czekamy na ich potknięcie, by móc z pełną mocą wydać osąd. Badaczka kultury celebryckiej Sharon Marcus z Columbia University w eseju „The Drama of Celebrity” tłumaczy, że fani zachowują się jak zdradzeni przez bliskich przyjaciół, gdy gwiazda nie dorasta do ich wyśrubowanych standardów. I nie musi wcale chodzić o zbrodnie dużego kalibru – zdradę, „zły” wybór partnera, zawiść wobec koleżanki. Celebrytom dostaje się za błahe przewinienia. – O wiele bardziej prawdopodobne jest, że spotkasz fana, którego nie polubisz, niż takiego, który będzie fajny. Z dużą dozą pewności możesz założyć, że zechce przekroczyć granice twojej prywatności – mówiła wokalistka Phoebe Bridgers w wywiadzie dla „Wall Street Journal”. Jej wypowiedź odbiła się szerokim echem. Część fanów uznała ją za „niewdzięczną”. Bridgers miała z nimi na pieńku, odkąd zerwała z Paulem Mescalem. Gdy fani za jej pośrednictwem nie mogli już przeżywać romansu z najgorętszym amantem ostatnich lat, postanowili się zemścić. Wydawało im się, że Bridgers daje im przyzwolenie, żeby się do niej zbliżyć. W mediach społecznościowych budowała bowiem swoją personę w taki sposób, żeby zasugerować, że jest taka, jak wszyscy – delikatna, krucha, a jednocześnie otwarta na relacje. 

Media społecznościowe to zresztą miecz obosieczny. Oczywiście pozwalają gwiazdom promować filmy, płyty, kolekcje, ale za cenę wpuszczenia nieuprawnionych osób do swojego prywatnego świata. Choć artyści kontrolują to, co zamieszczają na swoich profilach, obserwujący często zapominają o tym, że oglądają kreację, a nie rzeczywistość. A im bardziej banalne, codzienne, nawet nudne posty, tym większą bliskość odczuwają fani. Ta pozorowana intymność sprawia, że gdy wreszcie naprawdę napotkają na swojej drodze gwiazdę, bezpardonowo podchodzą, proszą o zdjęcie, przytulają. Naruszają granice, myśląc, że dostali na to przyzwolenie. Przeobrażają się w paparazzich, którzy śledzą swoich idoli w przekonaniu, że ulubieńcy do nich należą. Dzieje się tak zwłaszcza w przypadku celebrytów znanych z tego, że są znani, którzy sprzedają tylko i wyłącznie swoją prywatność, a nie namacalny produkt – film czy płytę. 

Chęć posiadania działa tu zresztą w obie strony – fani, uprzedmiotawiając gwiazdę, ferują wyroki, a gwiazdy traktują fanów trochę jak trzodę, którą hodują po to, by przynosiła im korzyści. I jedni, i drudzy poruszają się w sferze fantazji. Fani wyobrażają sobie, kim jest uwielbiana przez nich gwiazda, a gwiazdy nie widzą w fanach jednostek, tylko wiernych poddanych, masę, którą można manipulować. 

Jakim więc cudem uczucia, które żywimy do gwiazd, są tak intensywne? Dlaczego Taylor Swift rozczarowuje nas jak własna córka, gdy umawia się z niewłaściwym facetem? Dlaczego wkurzamy się na Phoebe Bridgers, gdy zrywa z naszym ulubieńcem? Dlaczego martwimy się o dobrostan Jenny Ortegi, gdy zapala papierosa? Choć nasze uczucia do gwiazd nie będą nijak odwzajemnione, naprawdę czujemy miłość, a potem krzywdę, rozczarowanie, żal. W latach 60. XX wieku Beatlesi dostawali listy od fanek z pytaniem o aktualne partnerki. A potem tym partnerkom pisały, że nie są dla Johna i Paula dość dobre.

W potrzebie oceny gwiazd nie ma więc nic nowego. Przełamaniem wydaje się natomiast odpowiedź na tę krytykę. Celebryci coraz częściej się na nią nie godzą. Wiedząc, że polegają na wsparciu publiczności, jednocześnie coraz wyraźniej stawiają granice. Przekonali się już, że fani funkcjonują w myśl zasady: „Daj palec, a wezmą całą rękę”. Dają więc palec – osobiste wyznanie czy zdjęcie bez makijażu na stories, opowieść o zmaganiach ze zdrowiem psychicznym na blogu. Ale gdy ci sięgają po całą rękę, zdecydowanym ruchem ją cofają. 

 
Anna Konieczyńska
Proszę czekać..
Zamknij