Edukacja zdrowotna to najbardziej holistyczny i nowoczesny przedmiot w polskich szkołach

Edukacja zdrowotna to przedmiot, który wszedł do polskich szkół w roku 2025/2026, zastępując kontrowersyjne wychowanie do życia w rodzinie. To długo wyczekiwana odpowiedź na potrzeby młodych ludzi, którzy w badaniach od lat wskazują, że chcą rozmawiać o psychice, relacjach, dojrzewaniu, zdrowiu seksualnym i cyfrowym. Niestety edukacja zdrowotna jest nieobowiązkowa, a konserwatywni politycy zachęcają rodziców do wypisywania dzieci z zajęć.
Przeczytałam program przedmiotu edukacja zdrowotna. Moja pierwsza myśl: chciałabym mieć takie zajęcia – oczywiście dobrze zrealizowane – kiedy chodziłam do szkoły. Niestety byłam skazana na WDŻ, czyli traktowane po macoszemu wychowanie do życia w rodzinie, którego nazwa wskazywała jedyną słuszną drogę życiową, czyli ślub i dzieci. Na zajęciach straszono nas HIV i niechcianą ciążą jako karą za seks, a kiedy była mowa o okresie, to chłopcy byli wypraszani z sali. W 2025 roku mamy szansę na kompleksowe zajęcia o szeroko pojętym zdrowiu. Niestety są nieobowiązkowe. Rodzice, którym podoba się zmiana, są realistami i mówią, że frekwencja na zajęciach jest żałośnie niska, bo kto chciałby siedzieć dodatkową godzinę w szkole. Zwłaszcza kiedy edukacja zdrowotna jest na siódmą rano czy jako ostatnia godzina lekcyjna w planie w piątek…
Co znajdziemy w programie edukacji zdrowotnej – nowego przedmiotu szkolnego, który zastąpił skompromitowane wychowanie do życia w rodzinie
– Wychowanie do życia w rodzinie to przedmiot, który miał fatalną opinię, był przestarzały i nie odpowiadał na potrzeby uczniów i uczennic – opowiada psycholożka i edukatorka seksualna Tosia Kopyt, współtwórczyni podstawy programowej edukacji zdrowotnej. – W przedostatnim roku szkolnym jego istnienia w liceach chodziło na niego 9 proc. osób… Edukacja zdrowotna to przede wszystkim dużo szerszy i bardziej aktualny przedmiot. I jeszcze bardziej życiowy, a przecież tak często narzekamy, że szkoła nie przygotowuje do życia! Mamy tu mnóstwo ważnych tematów: wartości, profilaktyka chorób, ruch, zdrowe odżywianie, zdrowie psychiczne, relacje, dojrzewanie, zdrowie seksualne, zdrowie środowiskowe, higiena cyfrowa i profilaktyka uzależnień oraz wiedza o tym, jak działa system ochrony zdrowia czy konkretne umiejętności: jak radzić sobie ze stresem, gdzie szukać pomocy w kryzysie, jak chronić swoje granice, jak zrozumieć własne ciało.
Program przedmiotu edukacja zdrowotna rzeczywiście obejmuje szeroki zakres. Uczy on, jak dbać o siebie, zdrowe jedzenie, sen, higienę, ruch, odpoczynek; jak mądrze korzystać z telefonu i internetu; jak radzić sobie ze stresem i presją rówieśniczą; jak rozmawiać i współpracować z innymi, stawiać granice i być empatyczną osobą; jak udzielić pierwszej pomocy i zachować się w sytuacji nagłej. To pierwszy tak holistyczny i nowoczesny przedmiot w polskiej szkole.
Dlaczego potrzebujemy edukacji zdrowotnej?
– Edukacja zdrowotna w szkołach to konieczność i odpowiedź na realne potrzeby. To nie dodatek do planu lekcji, ale fundament przygotowania młodych ludzi do życia w świecie pełnym wyzwań. Uczy, jak dbać o własne ciało i psychikę, pomaga rozpoznawać ryzyko i wzmacnia kompetencje niezbędne w dorosłości. W okresie dojrzewania młodzież jest szczególnie narażona na zachowania ryzykowne, dlatego edukacja zdrowotna powinna kształtować postawy profilaktyczne i dawać narzędzia do świadomego wyboru bezpiecznych rozwiązań – podkreśla Nina Sługocka, koordynatorka projektów zdrowotnych w Fundacji GrowSPACE. Dominik Kuc, członek zarządu GrowSPACE, dodaje, że prawo do rzetelnej wiedzy to prawo dziecka. – Chcemy, by młodzi czerpali ją ze sprawdzonych źródeł, a nie z TikToka czy forów internetowych – zaznacza.
Tosia Kopyt przypomina, że właściwie każdy tydzień przynosi nam dowody na to, jak bardzo edukacja zdrowotna jest potrzebna, wskazując chociażby głośny temat tzw. szon patroli. – Podobno zaczęło się to od żartów robionych przez 10-latków, a potem zwiększyła się skala tego zjawiska i także starsze osoby się w to zaangażowały. Myślę, że gdyby znalazł się fajny i mądry dorosły, który porozmawiałby z młodymi osobami o tym, co się dzieje w tym wieku w ich głowach i ciałach, może nie wpadliby na taką „zabawę”. A starsi z kolei powinni mieć większą wiedzę na temat konsekwencji hejtu i rozpowszechniania czyjegoś wizerunku bez jego zgody. Zawsze też szczególnie poruszają mnie historie takie jak ta o młodej dziewczynie, która urodziła w Energylandii, czy o tej, która schowała noworodka w szafie… Każda taka sytuacja to historia dziecka porzuconego przez dorosłych, którzy nie dali ani wiedzy, ani poczucia bezpieczeństwa, ani wsparcia…
Przy okazji warto wyjaśnić, że tzw. szon patrol to praktyka tworzenia w przestrzeni mediów społecznościowych profili, kanałów, grup, na których osoby małoletnie – przede wszystkim dziewczęta – są oceniane i klasyfikowane w sposób stygmatyzujący. „Termin >>szon<<, używany jako słowo bazowe, służy piętnowaniu młodych osób ze względu na ich wygląd, ubiór czy zachowanie. Mechanizm ten prowadzi do publicznego ośmieszania i wykluczania rówieśniczego” – podaje Biuro Rzecznika Praw Dziecka.
Niedouczeni politycy, którzy stawiają partyjne interesy ponad dobro obywatelek i obywateli
Jednym z 11 obszarów edukacji zdrowotnej jest zdrowie seksualne. Konserwatywni politycy skoncentrowali się właśnie na nim, aby zdyskredytować zmianę w programie szkolnym i zachęcają rodziców do wypisywania dzieci z tych lekcji „seksualizacji”. W efekcie dyskusję o edukacji zdrowotnej zawłaszczają osoby, które nie rozumieją nawet jej podstaw, czy ci, którzy starają się uczynić z niej polityczny oręż, wypaczając fakty – a wszystko to kosztem dzieci i młodzieży. Kilka dni temu w sieci zawrzało po tym, jak politycy zgromadzeni w studiu TVP nie potrafili powiedzieć, czym różni się owulacja od menstruacji. Z wytłumaczeniem, czym jest polucja, też mieli kłopot. „To jakby ktoś chciał decydować o polityce energetycznej, myląc gniazdko z panelem fotowoltaicznym” – komentowali bez litości internauci. Jak widać wszyscy, niezależnie od wieku, potrzebujemy wiedzy o szeroko pojętym zdrowiu.
Rzetelna i powszechna edukacja seksualna to podstawa działalności SEXEDPL. – Od kiedy powstała fundacja, walczymy o to, by wiedza o ciele, relacjach i psychice była dostępna jak najszerzej i zawsze dostosowana do wieku odbiorcy. Dlatego tak ucieszył nas pomysł włączenia wątków z zakresu edukacji seksualnej do nowego szkolnego przedmiotu: edukacji zdrowotnej – deklaruje Martyna Wyrzykowska, dyrektorka zarządzająca SEXEDPL. – Zdrowie seksualne stanowi zaledwie niewielką część podstawy programowej, a jednak budzi ogromne emocje. Wiem dlaczego – boimy się tego, czego nie znamy.
Straszy się źle pojętą „seksualizacją”, ignorując, że program edukacji zdrowotnej odpowiada na realne, potwierdzone liczbami problemy: rosnący odsetek depresji u nastolatków, przypadki przemocy seksualnej czy wspomniane przemocowe akcje, jak „szon patrole” – zjawisko, które rzeczniczka praw dziecka nazwała niebezpiecznym trendem. „Z niepokojem odnotowałam także informacje o możliwych dramatycznych konsekwencjach tego typu działań” – wskazała w piśmie z 28 sierpnia 2025 roku Monika Horna-Cieślak. Ile jeszcze tragedii musi się wydarzyć, by dorośli wzięli odpowiedzialność za zdrowie i życie młodych ludzi?
Rodzice a edukacja zdrowotna: Między dobrem dzieci a ideologiczną nagonką
Rodzice są w sprawie edukacji zdrowotnej podzieleni. Część z nich wypisuje z niej dzieci pod wpływem politycznej nagonki. Inni chcą im oszczędzić dodatkowych zajęć. – Jestem za, ale wiem, że dla mojej córki dodatkowa godzina w planie to bariera nie do przejścia – przyznaje mama nastolatki, która w szkole średniej ma dużo obciążeń. Moja kolejna rozmówczyni, po zapoznaniu się z podstawą programową edukacji zdrowotnej, uważa, że może to być bardzo ciekawy i ważny przedmiot, którego do tej pory brakowało. – Pytanie, jak będzie zrealizowany, bo to zawsze może budzić wątpliwości – zaznacza. I dodaje: – Nie jesteśmy w stanie nadążyć za zagrożeniami – od narkotyków po niebezpieczne trendy w sieci. Szkoła musi to uzupełniać, wspierać nas, reagować. Uważa przy tym, że w niektórych obszarach, szczególnie obciążonych ideologicznie, wyzwaniem dla rodzica będzie pozostawienie dziecka na tych zajęciach. Jest też zdania, że jedna dodatkowa godzina nie zmieni wiele w harmonogramie dzieci mających za dużo zajęć, ale może wyposażyć je w kluczową wiedzę – choćby o tym, jak zadbać o zdrowie psychiczne, dobre samopoczucie czy uczniowski work-life balance.
Tosia Kopyt jest przekonana, że rodzice mają bardzo ważną rolę do odegrania w wychowaniu dzieci i nie da się ich zastąpić ani wyręczyć. Zauważa jednak, że niestety niewiele młodych ludzi wymienia ich jako źródło wiedzy, np. o seksualności. – To nie jest zarzut – zaznacza. – Rodzice nie mają skąd mieć całej tej wiedzy, skoro też nikt ich tego nie uczył. Dlatego szkoła powinna wspierać ich w tym zadaniu, uzupełniać i dawać przestrzeń do dyskusji z rówieśnikami, ale pod opieką dorosłego. Sama wspiera rodziców poprzez książki i kursy, które tworzy, a także materiały dla nauczycieli. W podobnym duchu działa Fundacja SEXEDPL, która udostępnia na platformie LekcjeBezTabu.pl ponad 100 scenariuszy zajęć. Największym powodzeniem cieszą się „Chłopackie sprawy” – lekcje o dojrzewaniu chłopców, przez lata zaniedbywane w szkole. – To sygnał, że brakuje języka do rozmowy z chłopcami o emocjach, ciele i przemocy. A gdy bariera zostaje przełamana, otwiera się przestrzeń na prawdziwe rozmowy – o prawie do słabości, do płakania, do zgłaszania hejtu – podkreśla Martyna Wyrzykowska, dyrektorka zarządzająca SEXEDPL.
Czy polskie szkoły są gotowe na edukację seksualną?
Na poziomie systemowym sytuacja wygląda zaskakująco obiecująco – przynajmniej na papierze. Dane Fundacji GrowSPACE pokazują, że ponad dwie trzecie etatów dla nauczycieli edukacji zdrowotnej zostało już obsadzonych, a aż 1412 gmin w pełni przygotowało szkoły do nowych zajęć. Tylko 175 gmin pozostaje „białymi plamami” bez ani jednego nauczyciela. Różnice są jednak wyraźne: w podstawówkach obsadzono ponad 75 proc. etatów, w liceach i technikach – zaledwie 41 proc. Najlepiej wypadło województwo warmińsko-mazurskie, najgorzej dolnośląskie i świętokrzyskie. – System jest gotowy, ale to dopiero początek. Teraz trzeba zadbać o frekwencję i o to, by edukacja zdrowotna stała się obowiązkowym elementem szkolnego planu – komentuje Dominik Kuc z Fundacji GrowSPACE.
Eksperci i rodzice podkreślają jednak, że same kadry to nie wszystko – kluczowa będzie osoba prowadząca. – Każdy, kto chodził do szkoły, wie, że nawet najciekawszy temat można poprowadzić nudno, a wiele trudnych – w atrakcyjny sposób. Dlatego tak ważne jest przygotowanie nauczycieli. Czasu było niewiele, dlatego byłam zwolenniczką przesunięcia startu o rok, ale teraz staram się wspierać kadrę, jak tylko mogę – materiałami, webinarami, spotkaniami – mówi Tosia Kopyt. Martyna Wyrzykowska dodaje, że warto rzeczowo wyjaśniać rodzicom, z czym zetkną się w szkołach ich dzieci. – Na platformie LekcjeBezTabu.pl udostępniamy darmowe scenariusze sprawdzone już w setkach szkół. Zachęcam zarówno przeciwników, jak i zwolenników edukacji zdrowotnej do zapoznania się z nimi – pokazują, jak bardzo podstawowych, a jednocześnie kluczowych dla bezpieczeństwa i dojrzewania tematów dotyczą.
***
Edukacja zdrowotna w Polsce ma potencjał, by stać się tym, czym od dawna powinna być szkoła, czyli miejscem przygotowującym do życia, a nie tylko do egzaminów. Może być fundamentem dojrzałego społeczeństwa, które wie, jak dbać o ciało, psychikę i relacje. Jeżeli jednak zostanie zepchnięta na margines, traktowana jako przedmiot fakultatywny albo pretekst do politycznych przepychanek, pozostanie luksusem dla nielicznych – tych, których rodzice nie wypiszą z zajęć i którzy znajdą w swoim tygodniowym planie zajęć przestrzeń na uczestnictwo w lekcjach. Tymczasem, jak mówią eksperci, to wiedza, która ratuje zdrowie i życie.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.