Znaleziono 0 artykułów
21.05.2025

„Alpha” przeraża, ale nie zachwyca. Film nagrodzonej w Cannes Julie Ducournau rozczarowuje

21.05.2025
(Fot. materiały prasowe)

Zdobywczyni Złotej Palmy za „Titane” z 2021 roku, reżyserka Julie Ducournau, na tegorocznym festiwalu filmowym w Cannes prezentuje body horror „Alpha” o pandemii, uzależnieniu i śmierci. Ten chaotyczny tytuł należy do największych rozczarowań wydarzenia.

Na reżyserze, który powraca do Cannes po zdobyciu Złotej Palmy, ciąży ogromna presja. W takiej sytuacji znalazła się Julie Ducournau, twórczyni nagrodzonego w 2021 roku filmu „Titane”. Francuzka dołączyła wówczas do nielicznego grona kobiet, które zwyciężyły na festiwalu (wcześniej należała do niego tylko Jane Campion, która otrzymała nagrodę za „Fortepian”, w 2023 roku za „Anatomię upadku” wyróżniono Justine Triet). Tym razem Ducournau przywiozła na la Croisette wzbudzający emocje obraz. Ale ostatecznie jej „Alpha” rozczarowuje.

Są lata 90., tytułowa bohaterka, trzynastolatka (Mélissa Boros), pewnego dnia wraca z imprezy z wykonanym chałupniczą metodą tatuażem. Jej matka, lekarka, (Golshifteh Farahani) wpada w panikę. Jaką igłą wykonano tatuaż? Boi się, że córka właśnie zaraziła się śmiertelnym wirusem, który od kilku lat dziesiątkuje ludzkość. Chorobę zna od podszewki, bo dotknęła także jej brata, uzależnionego od dożylnych narkotyków Amina (Tahar Rahim). Plotka o zakażeniu Alphy natychmiast roznosi się po szkole. Dziewczyna pada ofiarą przemocy i hejtu. Jej bliskość – na basenie czy sali gimnastycznej – wywołuje dyskomfort i lęk. Kolejne przedawkowania Amina, który coraz mocniej zwraca się ku śmierci, wytrącają z równowagi Maman. Czy ta rodzina ma szansę przetrwać?

W filmie „Alpha” zdobywczyni Złotej Palmy Julie Ducournau kreśli obraz przerażającej pandemii

W otwierającej film scenie widzimy, jak młodziutka Alpha łączy markerem ślady po igłach na ręce wujka. Ze śladów traumy wykluwa się zapowiedź piękna. Estetycznie wysmakowana jest też wizualna reprezentacja choroby w filmie. Początkowo na ciele zakażonych pojawiają się pojedyncze jasne plamki, z czasem wirusowi poddaje się całe ciało. Chorzy kaszlą białym pyłem, zamieniając się w marmurowe rzeźby, lśniące, blade, pocięte siateczką grafitowych żył. Świat na zewnątrz spowija rudy pył oblepiający ciało i wżerający się we włosy. We wnętrzach dominują bezosobowe szarości i dystopijne kolaże z odpryskującej farby, które za chwilę ustępują miejsca lynchowskim czerwieniom i błękitom. Ducournau jest mistrzynią sugestywnych obrazów malowanych kolorem, światłem, fakturą.

(Fot. materiały prasowe)

„Alphę” można uznać za kolejną w jej karierze impresję na temat body horroru. Po badającym świat kanibalizmu „Raw” i „Titane”, które poprzez cyborgiczną naturę bohaterki oswajało proces akceptowania swojego wewnętrznego potwora, przyszła pora na analizę niszczącego ciało uzależnienia i trawiącej je choroby. Fala dzieł przyglądających się AIDS i jego metaforom („Safe” Todda Haynesa, „Anioły w Ameryce” Tony’ego Kushnera, „Blue” Dereka Jarmana) przetoczyła się przez kulturę w latach 80. i 90. XX wieku. Dziś, w dobie leków retrowirusowych, metafora straciła na sile. Skąd zatem taki pomysł reżyserki? Czy wpadła na niego w obliczu pandemii COVID-19? W końcu to doświadczenie tamtej, fatalnie i nieludzko zarządzanej pandemii stało się lekcją lepszego zarządzania kryzysowego.

Ducournau nie może się zdecydować, gdzie leży punkt ciężkości jej filmu. Czy to portret córki wytyczającej własną drogę? Czy jednak historia pandemii? Opowieść o lęku przed śmiercią, a może jej magnetyzmie? A może to historia toksycznego rodzicielstwa, bo, jak mówi główna bohaterka, „ona jest na to wszystko za młoda” – na tę presję, te wymagania, na bycie wrzuconą w życie w szponach nałogu, jakie funduje jej matka, nieustannie ratując brata.

Film „Alpha” marnuje potencjał zdolnych aktorów. Nie daje widzom też jasnych wniosków

Przykro patrzeć na tak utalentowanych aktorów miotających się bez celu. Farahani i Rahim to wybitni profesjonaliści, ale intensywność ich obecności wydaje się nie mieć na ekranie większego sensu. „Alpha” skacze nieustannie między różnymi momentami, z retrospekcji przechodząc nagle w tu i teraz. Porozrzucane na osi czasu chwile nie korespondują jednak ze sobą. W „Alphie” narasta chaos, a przyswajania go nie ułatwia nachalna muzyka („Roads” Portishead czy „The Mercy Seat” Nicka Cavea).

Ducournau potrafiła dotąd zaprosić widza w podróż przez mrok, by pomóc mu dostrzec w nim klarowne odpowiedzi. Tym razem wsadza nas na wirującą szaleńczo karuzelę. W efekcie zamiast euforii przychodzą nudności. 

Anna Tatarska, Cannes
  1. Kultura
  2. Kino i TV
  3. „Alpha” przeraża, ale nie zachwyca. Film nagrodzonej w Cannes Julie Ducournau rozczarowuje
Proszę czekać..
Zamknij