Znaleziono 0 artykułów
08.01.2024

Kibuc na Grochowie: Powrót do zapomnianej historii

08.01.2024
Wizualizacja projektu autorstwa Diany Lelonek (Materiały prasowe)

Warszawa, miasto, w którym przeszłość ukryta jest wewnątrz współczesnych dekoracji, wciąż odkrywa zapomniane historie. Jedną z nich jest działający w latach 30. XX wieku Kibuc Grochów, największe żydowskie gospodarstwo rolne w tej części Europy. Właśnie rozstrzygnięto konkurs na jego upamiętnienie.

Kiedy w tym roku, z inicjatywy Fundacji Witryna (mającej siedzibę na terenie byłego kibucu, dziś – osiedla Ostrobramska), rozpisany został zamknięty konkurs artystyczny na dzieło przypominające Kibuc Grochów, nikt nie przewidywał, że współczesny, izraelsko-palestyński konflikt na Bliskim Wschodzie tak gwałtownie wedrze się w naszą codzienność. W tej tragicznie nierozwiązywalnej, pełnej skomplikowanych zaszłości sytuacji, która zamieniła się w spiralę przemocy i jest dziś wojną, trudno rozmawia się także o przeszłości. 

Grochowska opowieść zaczyna się 100 lat temu, kiedy w Europie narasta antysemityzm, w Niemczech kiełkuje nazizm i coraz więcej żydowskich mieszkańców myśli o emigracji do Ziemi Obiecanej. W różnych miejscach powstają tak zwane hachszary, europejskie kibuce. Trzy z nich w Warszawie: nad Jeziorkiem Czerniakowskim, na granicy z Rembertowem i – prawdopodobnie największy w tej części Europy – Kibuc Grochów. Pojawiali się w nim żydowscy intelektualiści i ludzie kultury z Warszawy, odwiedzali go goście z Polski i zagranicy. Żydowską młodzież uczono tu hebrajskiego i uprawy roli, działało również studio filmowe, produkujące pierwsze filmy w jidysz. Przez lata niewielu warszawiaków pamiętało o tej historii. Wojna, zagłada, PRL, emigracje odcięły miasto od pamięci. Kadry z grochowskiego kibucu przypomniały o sobie dopiero na tegorocznej wystawie Moi Vera w Muzeum Warszawy. Ten awangardowy polsko-żydowski fotograf związany z Bauhausem dokumentował w latach 30. polskie hachszary, tworząc być może jedyny tak duży zbiór fotografii tego typu.

Członkowie ruchu He-Chaluts obok głównego budynku pionierskiej farmy szkoleniowej (hachshara) na Grochowie. Fotografia z 1932 r. Źródło: Ghetto Fighters House Archives

Grochowskie wspomnienia

Idea przypomnienia tego, co działo się na grochowskich łąkach przed wojną, pojawiła się lata temu w głowie Agnieszki Sural, kuratorki, współzałożycielki Fundacji Witryna i pomysłodawczyni konkursu:  

 Na osiedlu Ostrobramska mieszkam od ponad 40 lat – opowiada. – Nie pamiętam momentu, w którym dowiedziałam się, że w tym miejscu działał kibuc. Pamiętam tylko rozmowy o cmentarzu żydowskim i dziecięce fantazje o tajemnicy najgłębszej kałuży na osiedlu, że niby tam były groby. Zanim powstał kibuc, jeszcze przed I wojną światową, rzeczywiście planowano tu organizację trzeciego cmentarza żydowskiego. Ale nigdy do tego nie doszło. Ten wątek powraca natomiast regularnie – np. w papierach własnościowych mieszkania mojej rodziny wciąż jest zapisane, że budynek stoi na terenie grochowskiego cmentarza żydowskiego. Miejsca, którego nie było.

Był za to kiedyś kibuc, który zaintrygował Agnieszkę. Wspomina, że na szare PRL-owskie osiedle przyjeżdżały czasem grupy kolorowej zachodniej młodzieży, zapewne potomków „kibucników”, którzy szukali śladów rodzinnej przeszłości. A potem nagle rozebrano jeden ze starszych budynków na osiedlu, który gmina żydowska wskazała jako jeden z tych, które były na terenie kibucu.

„Beit Doktorowic” – budynek mieszkalny na terenie pionierskiej farmy szkoleniowej (hachshara) ruchu He-Chaluts na Grochowie. Fotografia z 1932 lub 1933 r. Źródło: Ghetto Fighters House Archives

– To był jednopiętrowy dom z czerwonej cegły, stojący na skraju osiedla wysokich bloków –wspomina kuratorka. – Na początku pierwszej dekady XXI wieku teren przejął deweloper i jeden z ostatnich świadków kibucowej rzeczywistości zniknął z powierzchni. Paradoksem historii jest to, że budynek rozebrała firma deweloperska z Izraela. Jedna z cegieł trafiła do kolekcji Żydowskiego Instytutu Historycznego.

Piętnaście lat temu historię Kibucu Grochów zaczęło badać Stowarzyszenie im. Szymona An-skiego. Zbierali relacje osób, które przeżyły wojnę, wykonali dużą pracę archiwalną i wydali m.in. poświęconą kibucowi książeczkę, z której potem korzystała Agnieszka Sural. Ona sama najpierw próbowała zdobyć, w ramach budżetu partycypacyjnego, pieniądze na tablicę pamiątkową.

 Nie udało się, ale odbyłam ciekawe rozmowy z sąsiadami i sąsiadkami, których znam od dzieciństwa. Jak zbierałam podpisy pod wnioskiem, niektórzy z troską pytali, czy na pewno chcę, żeby na przykład ktoś napluł mi na drzwi – wspomina Sural. Jednak topografia jej dzieciństwa pokrywała się z niewidzialną mapą kibucu, a jej fundacja zajmowała się lokalną pamięcią – nie umiała zatem odpuścić. Zwłaszcza że grochowska historia wciąż się, jak mówi, „na żywo rozwija”. Kolejną porcję wiedzy przyniosła jej wspomniana wystawa Moi Vera i jego fotografie.

Posiłek w wigilię szabatu w pionierskiej farmie szkoleniowej (hachshara) ruchu He-Chaluts na Grochowie. Na ścianie wisi portret Josepha Trumpeldora otoczony dużą gwiazdą Dawida. Źródło: Ghetto Fighters House Archives

Tramwajem 24 do kibucu

Już przed wojną na Grochów jeździł tramwaj numer 24 i właśnie tą linią dojeżdżano z miasta do kibucu. Isaac Bashevis Singer tak go wspominał: „Wiele było w Polsce miejsc, gdzie żydowska młodzież uczyła się uprawy ziemi. Jednym z nich był Grochów koło Warszawy, gdzie znajdowała się wzorowa żydowska kolonia, kwuca (grupa) w pełnym sensie tego słowa. Tamtejsze dziewczęta – córki rabinów i kupców – doiły krowy, uprawiały ziemię i mówiły po hebrajsku wymawiając słowa na sefardyjską modłę, a dawni uczniowie jeszywy orali ziemię i siali, wykazując sporą zaradność oraz znajomość rolnictwa. Zjeżdżali się tutaj młodzi z Galicji, Litwy, Wielkopolski, Ukrainy i wszyscy żyli z sobą po bratersku. W koloniach tych ideały socjalistyczne i żydowskie stawały się częścią rzeczywistości”.

Kibuc zaczęto organizować w 1919 roku z inicjatywy młodzieżowej organizacji syjonistycznej He-Chaluc. Oficjalna siedziba mieściła się przy ulicy Witolińskiej 43, a pola uprawne rozciągały się pomiędzy ulicami Grochowską a Ostrobramską. Kolektyw tworzyli ludzie z różnych środowisk, zazwyczaj młodzi idealiści i – jak informuje w swojej publikacji Fundacja An-skiego – „wielu uciekało z domu, aby realizować marzenie o emigracji do Palestyny”. Przytoczono tam relację Cipory Ritov: „Były to chwile wzniosłe ale także i trudne. Przeżywałam wielki kryzys i miałam wiele wątpliwości. (...) Jak poinformowałam ich [rodziców] o decyzji wstąpienia do kibucu, nasz dom stał się miejscem żałoby. Nawet jedna z ciotek wybrała się na grób dziadka i prosiła o zmiłowanie nade mną i moją rodziną. Rodzina liczyła, że po takiej modlitwie duch mojego dziadka wpłynie na mnie i opętanie ideologią syjonistyczną minie”.

Życie rolnicze i kulturalne

Dzięki pomocy żydowskiego filantropa Henryka Doktorowicza powstawały nowe zabudowania gospodarcze i budynek mieszkalny. Były w nim dwie sypialnie, jadalnia oraz świetlica. W przybudówkach ulokowano piekarnię, a także szwalnię oraz zakład szewski, produkujące odzież i buty dla kibucników. W latach 30. Kibuc Grochów stał się znany w całym świecie żydowskim. Miał uczyć przyszłych osadników, ale tworzył też wspólnotę wobec coraz bardziej nieprzyjaznego świata wokół. Cytując ponownie za książeczką „Kibuc Grochów”, Izrael i Malka Zamir wspominają: „Działalność kulturalno-oświatowa w naszych czasach była następująca. Raz w tygodniu spotkanie generalne, wesołe imprezy taneczne w każdy wieczór sobotni. W kibucu ukazywała się także gazetka z wiadomościami oraz gazetka satyryczna „Rozmowy”. Był także duży chór, którego członkowie musieli występować raz w tygodniu, żeby ćwiczyć. Były również zajęcia teatralne prowadzone przez Eliasza Goldenberga. Grupa teatralna i chór występowały także w Warszawie”.

Członkowie ruchu He-Chaluts na pionierskiej farmie szkoleniowej (hachshara) na Grochowie. Fotografia z sierpnia 1937 r. z pokazu płodów rolnych podczas dożynek. Źródło: Ghetto Fighters House Archives

Grochowski kibuc był instytucją wyjątkową właśnie ze względu na swoją wielofunkcyjność, było tu nawet miasteczko filmowe. Film „Błazen purymowy”, do dziś dostępny na YouTubie, nakręcony został właśnie w scenografii zbudowanej na terenie Grochowa. Kibuc, zbombardowany w 1939 roku, został jeszcze w czasie wojny odbudowany i przez jakiś czas (do 1942 roku) Niemcy pozwalali żydowskim robotnikom z warszawskiego getta pracować na tutejszych polach. Wyjazdy do rolniczej enklawy były jedynymi momentami wytchnienia od okupacyjnej opresji. Z kibucem na Grochowie byli związani również organizatorzy ruchu oporu w getcie. W 1943 roku Icchak Cukierman przedostał się na Grochów i w gruzach zakopał część archiwum podziemia (nie została odnaleziona). Po wojnie kibucu nie odbudowano.

Artyści od pamięci

Do grochowskiego konkursu zaproszono artystki i artystów, którzy nieraz w twórczości odnosili się do tożsamości i pamięci, ale też współdziałania człowieka z naturą. Angelika Markul zaproponowała wirtualne archiwum, dzięki któremu na opowieść o kibucu nakładać się będą historie tych, którzy mieszkają tam dzisiaj. Jakub Szczęsny przedstawił ażurowy pawilon ogrodowy, na którym może rosnąć pnącze, ale i rośliny jadalne: groszek, winogrona, fasola. Artur Żmijewski chciał udekorować bloki serią fotografii, przedstawiających młodych ludzi, którym w oczy świeci słońce, gdy stoją na polu, trzymając kwiaty i warzywa; Nicolas Grospierre i Olga Mokrzycka-Grospierre zamierzali zbudować geometryczną, betonową makietę minifarmy wśród krzaków i drzew, zaś Oskar Dawicki planował stworzyć płaskorzeźbę na ścianie jednego z bloków – wielokolorowy dywan warzywno-owocowy, jak te układane przez kibucników na koniec zbiorów. 

Wizualizacja projektu Artura Żmijewskiego

Wygrało „Trzcinowisko” – projekt Diany Lelonek, autorki działającej na styku sztuki i ekoaktywizmu, badającej wzajemne związki człowieka i natury. Jej koncepcja zakłada stworzenie na terenie osiedla Ostrobramska instalacji w formie trzcinowiska. Miałoby ono również wymiar przyrodniczy – byłoby niecką retencyjną ogrodu deszczowego, w czas suszy gromadzącego deszczówkę dla ptaków i owadów. Jednocześnie „Trzcinowisko” odnosi się do historii kibucu i pojawiających się przekazów (miejskich legend?) o uprawianej na jego terenie trzcinie, z której wytwarzano maty budowlane, do dziś spotykane w przedwojennych budynkach Grochowa.

– Wchodząc w temat, niewiele wiedziałam o Kibucu Grochów, jak większość mieszkańców Warszawy – przyznaje Diana. – Zaskoczyło mnie, że w Polsce było ponad 200 kibuców, jeden stanął nawet w moim rodzinnym mieście – Dąbrowie Górniczej. Zostałam zaproszona do konkursu, bo od lat pracuję, odnosząc się do związków roślin, zwierząt, ludzi, przyrody. Faktycznie, na Grochowie wprowadzano podobno innowacyjne metody uprawy. Ciekawe jest też, jak kibuc współistniał z ówczesnym Grochowem, wymieniając się wiedzą z okolicznymi rolnikami. 

Szybko stwierdziła jednak, że nie chce się odnosić do roślin uprawnych, kojarzących się stereotypowo z kibucem, takich jak na przykład ziemniaki. Dlatego jej uwagę przyciągnęła trzcina.

O czym szumi „Trzcinowisko” Diany Lelonek

Artystka uważa, że wiedza na temat tego, jak wyglądało społeczeństwo międzywojenne w Polsce, nie została przez nas przepracowana, zwłaszcza w kontekście życia żydowskiego. – Dyskusja na ten temat jest potrzebna – mówi. Szczególnie że to nie jest łatwa do opowiedzenia historia w obecnych czasach, z bombardowaniem Gazy w tle.

 Praca nad tym projektem zaczęła się na długo przed wybuchem wojny – zaznacza twórczyni. – Jej skala jest trudna do zaakceptowania, podobnie jak lata odbierania praw Palestyńczykom. Przytłoczona tym, co dzieje się obecnie, w pewnym momencie chciałam nawet zrezygnować z udziału w konkursie. Uznałam jednak, że nie możemy pomijać całego fragmentu naszej przeszłości, historii miasta. Przeciwnie, trzeba użyć jej dla edukacji, rozmowy, budowania świadomości.

Podkreśla, że ważny jest dla niej krytyczny namysł. Dlatego na temat przewodni opowieści o kibucu wybrała właśnie trzcinę. Według miejskiej legendy miała być sprowadzona do kibucu z Palestyny, a w Warszawie mieszkańcy kibucu nauczyli się trzcinę uprawiać i tworzyli z niej maty budowlane. Tym samym roślina, z której materiał nadal znajduje się w ścianach przedwojennych budynków, miałaby być ostatnią materialną pozostałością po Kibucu Grochów. Po konsultacjach z botanikiem Lelonek uważa, że chodziło raczej o pospolitą, miejscową trzcinę, zbieraną na przywiślanych mokradłach. 

Trzcina pozostaje dla niej wieloznaczną rośliną, uwikłaną w ludzkie działania, historię i politykę. Jak mówi, z jednej strony opowiada historię mieszkańców kibucu na Grochowie, szkolących się na pionierów osadnictwa żydowskiego w Palestynie. Z drugiej strony to bezpośredni link do historii Palestyny, której mieszkańcy z biegiem lat byli sukcesywnie wysiedlani ze swoich miast i wsi. W opisie projektu artystka zaznacza: „Przywołanie trzciny to też zadanie pytania o kontekst istnienia kibuców i jego konsekwencje. Kibucnicy nie wyjeżdżali do ziemi niczyjej, ale do miejsca, gdzie żyli inni ludzie, którzy mieli swoje domy i swój kraj. Trzcina przypomina więc o dwóch stronach tej historii”. 

Diana Lelonek, wizualizacja projektu „Trzcinowisko” 

Po co nam pamięć historyczna

Agnieszka Sural, inicjując konkurs, nie chciała oceniać polityki państwa Izrael i jego relacji z Palestyną. Konflikt trwa od kilkudziesięciu lat, w tej chwili doszło do największej i tragicznej eskalacji, ale ta sytuacja od zawsze ją porażała i była trudna do zrozumienia. Tymczasem organizacja takiego przedsięwzięcia jak konkurs to wieloletnie starania. Nie mogła przewidzieć, że w czasie, kiedy będą obradować nad projektami konkursowymi, dojdzie na Bliskim Wschodzie do jednego z największych ludobójczych zdarzeń tej dekady. 

 Zależy mi na opowiedzeniu o historii dzielnicy i wykonaniu pracy pamięci historycznej, bez względu na to, jakie stoją za tą opowieścią idee – dodaje i mówi, że chodzi o pamięć ludzi, sytuacji, kontekstów, które tu zaistniały. – Myślę, że strategie sztuki w przestrzeni publicznej mogą wytworzyć w tym miejscu ciekawą przestrzeń dialogu.

Jako komisja wybrali projekt wychodzący poza kwestie żydowskie. Jest on również próbą odpowiedzi na wyzwania współczesnego świata, zmiany klimatyczne i kryzys ekologiczny. Agnieszka Sural mówi: – Nawet jeśli instalacja Diany przetrwa pięć czy dziesięć lat, to i tak to będzie ważne dla tego miejsca. Praca, która gra ukrytymi kontekstami i pokazuje świat z innej perspektywy, może być uniwersalnym przykładem myślenia o współczesnych formach upamiętniania i śladach pamięci w kategoriach geologicznych.

Diana Lelonek dodaje: – Projekt artystyczny to jedno, ale wydaje mi się, że później powinny nastąpić kolejne kroki, które w mądry sposób podejmą temat, jak to upamiętnienie zrealizować. Może potrzebna byłaby najpierw wystawa o kibucu, konsultacje z różnymi grupami społecznymi czy działania edukacyjne. 

Anna Sańczuk
Proszę czekać..
Zamknij