Znaleziono 0 artykułów
20.07.2022

„Mleko i głód”: Wiele rozkoszy

20.07.2022
Fot. Getty Images

Tej książki nie da się czytać z pustym żołądkiem, po prostu się nie da. Byłoby to torturą. „Mleko i głód” Melissy Broder jest opowieścią pełną rozkoszy seksualnych i kulinarnych. A przy tym cudowną afirmacją kobiecości.

„Cóż za koincydencja”, pomyślałem, czytając „Mleko i głód”. Ledwie kilka tygodni temu pisałem o „Ciałaczkach” Karoliny Sulej, a tu w moje ręce wpada dzieło Broder, której bohaterkami są kobiece ciała. Celowo nie piszę „kobiety”, tylko „kobiece ciała”, bo wydaje mi się to warte podkreślenia, szczególnie w czasach, w których kobiety w wielu miejscach świata – choćby w Stanach Zjednoczonych czy Polsce – muszą znów walczyć o prawo do własnych ciał, i to na bardzo różnych frontach. 

Fot. Getty Images

Ta walka zdaje się nie mieć końca, choć w pewnych kwestiach następuje progres, choćby w przypadku dopuszczenia do modowego świata modelek plus size. Wiele osób uważa jednak, być może słusznie, że to tylko marketingowe zabiegi, kropla w morzu, bowiem kulturowe wymogi są dla kobiet nadal bezwzględne. Dało się to zauważyć, gdy dwie sławne kobiety – Adele i Rebel Wilson – radykalnie zmieniły swoje gabaryty. Dla ciałopozytywnych aktywistek te metamorfozy okazały się kolejnym potwierdzeniem, że nawet jeśli ponadstandardowych rozmiarów kobieta odnosi gigantyczne sukcesy, prędzej czy później będzie chciała się jednak dostosować do wymogów szołbizu. Jednym z nich jest odpowiednia rozmiarówka, wie to chyba każdy. 

Wie o tym z pewnością Rachel, 20-paroletnia Żydówka z „Mleka i głodu”, która zawsze lubiła jeść, ale nie zawsze było jej to dane. Nie było jej to dane przez matkę, mającą obsesję na punkcie wagi dziecka. Strach przed grubą, nieatrakcyjną córką zdaje się determinować jestestwo matki. Ale także Rachel, która nawet jako dorosła kobieta nie jest w stanie się wyzwolić z opresyjnej matczynej tresury. „Nie mam przesadnych oczekiwań wobec własnej matki” – to zdanie wiele mówi o ich relacji. 

Fot. Materiały prasowe

Rachel obsesyjnie liczy kalorie, ciągle odkłada, ogranicza, nie połyka, co każdego chyba wpędziłoby w depresję. Jej życie nie jest liczone w latach, tylko w kaloriach, i to nie jest dobre życie. O konsekwencjach takiego żywota pisze bardzo ciekawie Maria Mamczur w książce „Gruba. Reportaż o wadze i uprzedzeniach” (Wydawnictwo Krytyki Politycznej), którą polecam czytelniczej uwadze. Wiele z tego, o czym pisze Mamczur, dotyczy także bohaterki książki Broder. Choć Rachel jest postacią fikcyjną, jej problemy fikcyjne nie są. Mierzy się z nimi niejedna kobieta.

Wielkim walorem powieści Melissy Broder są poczucie humoru i bezpruderyjność autorki

I tu pojawia się Miriam, dziewczyna z ortodoksyjnej żydowskiej rodziny, którą Rachel poznaje w przybytku z mrożonym jogurtem. „Dziewczyna była gruba i przerastała moje najgorsze obawy względem własnego ciała” – informuje nas szczerze Rachel. Ale gabaryty Miriam, jej wielkie piersi, liczne wałki i to, że jadła, co chciała, ile chciała, zaczęło fascynować główną bohaterkę. Co tu dużo gadać, Rachel zaczyna się w Miriam zakochiwać, zresztą z wzajemnością. Tyle – w kwestii ich relacji już nic więcej nie zdradzam. A jest to znajomość ciekawa na rozmaitych poziomach i dość skomplikowana. Rachel jest biseksualna. Czy Miriam też? Rachel jest, jak sama o sobie mówi, „bardzo kiepską Żydówką”. Czy Miriam też? Jaką rolę w ich relacji odgrywa jedzenie? Co dla Rachel oznaczają coraz ciaśniejsze w pasie spodnie? „Miłość jest wtedy, kiedy masz w ustach jedzenie i wiesz, że od niego nie utyjesz. Żądza jest wtedy, gdy masz w ustach jedzenie, od którego utyjesz” – zauważa Rachel. Miłość więc czy żądza okaże się w tym związku ważniejsza?

Wielkim walorem powieści Melissy Broder są jej poczucie humoru i bezpruderyjność, wyrazy takie jak „cipki” ścielą się więc w tekście gęsto – cipki wilgotne, soczyste, smakowite. I nie ma w tym grama wulgarności czy nieuchronnej w polszczyźnie medykalizacji języka związanego z seksualnością, co jest też wielką zasługą znakomitego przekładu Kai Gucio. W „Mleku i głodzie” mamy naprawdę dużo rozkoszy – seksualnych i kulinarnych. Na dobrą sprawę trudno jest je rozdzielić, bo Broder tak sprawie łączy te dwa światy, że od chrupania sajgonki do lizania łechtaczki droga jest naprawdę krótka, co mnie osobiście bardzo się spodobało, choć w ustach miałem tylko sajgonkę.

„Mleko i głód” wpisuje się w pewien trend wydawniczy. W końcu, po długich latach oczekiwań i modlitw do bóstw Olimpu, wydawanie książek z nieheteronormatywnymi bohaterkami i bohaterami staje się w Polsce normą. I nie są one żadną niszą, tak jak niszą przestaje być już dzisiaj queer. Książka Melissy Broder jest kolejnym tego dowodem. W dodatku przepysznym.

„Mleko i głód”, Melissa Broder, tłumaczenie Kaja Gucio, Wydawnictwo Czarne

Mike Urbaniak
Proszę czekać..
Zamknij