Znaleziono 0 artykułów
21.11.2022

Mój chłopak ma ADHD

21.11.2022
il. Ola Szczepaniak

O tym, że neuroróżnorodność wpływa na edukację i pracę, wiemy wszyscy, ale jak wygląda relacja miłosna z dorosłą osobą, która dostała diagnozę ADHD? Opowiada partnerka mężczyzny z zespołem nadpobudliwości psychoruchowej.

Początki relacji: Król imprezy

Poznaliśmy się na kursie surfingu. On, wysoki, solidnie zbudowany w typie misia, był duszą towarzystwa. Śmieszkował, wszędzie było go pełno, zawsze miał wokół siebie ludzi. To mi imponowało, zwłaszcza że kątem oka obserwowałam, że potrafi być też ciepły i opiekuńczy. Po miesiącu zostaliśmy parą, a po następnym po raz pierwszy usłyszałam – Kocham Cię. Jeszcze nie umiałam na to odpowiedzieć, wszystko działo się tak szybko. 

Przez dwa lata mieliśmy wspaniały lekki czas. Randki i motyle w brzuchu, choć postawiłam ostrą granicę – nie zamieszkaliśmy razem. Dlaczego byłam nieufna? Żyliśmy w zupełnie innych rytmach. 
Ja po dyplomie pracowałam, biorąc wszystkie możliwe nadgodziny, podczas gdy Kamil po raz drugi wyleciał ze studiów. „Może źle wybrał”, tłumaczyłam sobie. Kiedy znalazł pracę, utrzymał się w niej kilka miesięcy i rzucił papierami, mówiąc, że szef jest idiotą. „Może jest”, myślałam.

Kamil to niebieski ptak – powtarzałam w rozmowie z przyjaciółmi i nie oceniałam go, raczej podziwiałam za wolność i swobodny stosunek do życia. Miał 24 lata i szukał siebie. Mnie zawsze brakowało odwagi. Byłam typem pilnej uczennicy, która cierpliwie wspina się po szczeblach systemu edukacji, ale nie potrafi wyjść poza schemat. 

I wcale nie czułam się wygrana. Po magisterce z politologii na piątkę zaczynałam od zera na rynku pracy. Były to studia, które trwały pięć lat i dały mi głównie satysfakcję.

Żeby utrzymać się w Warszawie, pracowałam właściwie non stop. A Kamil miał mnóstwo wolnego czasu, był empatyczny i wspierający. Podrzucał mi zakupy. Kiedy miałam kryzys organizacyjny, wpadał posprzątać mój pokój. Czasem odbierał mnie z pracy i zabierał na jedzenie. Czułam, że jestem ważna. 
Myślę, że się uzupełnialiśmy, ja dawałam mu stabilność i sporą dawkę pragmatyzmu. On mi spontaniczność i ciepło.

Na początku starałam się go „wychować”. Ustalałam zasady, najbardziej podstawowe, jakie możesz sobie wyobrazić, na przykład rano ścielimy łóżko, brudne skarpetki wrzucamy do kosza na bieliznę, nie obok, do środka.
Czy mnie słuchał? Oczywiście nie od razu.
Ale byłam metodyczna, mówiłam na przykład: – Nie gasisz światła. OK, w przyszłym miesiącu to ty płacisz za prąd. 

A kiedy naczynia miały być zmyte, a nie były, zapowiadałam, że przyniosę mu je na biurko. Powtarzałam raz, drugi, trzeci, a za czwartym robiłam to. Ociekające sosem talerze stawiałam tuż obok jego ukochanego sprzętu. 
To nawet działało. Widziałam, że pracuje nad sobą, byłam dumna, bo robił to dla mnie, choć problem sam w sobie wydawał mi się błahy.

il. Ola Szczepaniak

Wspólna codzienność: Test relacji

Po dwóch latach wreszcie uległam, zamieszkaliśmy razem w wynajętym, pustym mieszkaniu. Zaczęło się zwyczajne życie i jeśli wcześniej wydawało mi się, że Kamil jest krnąbrny i bałaganiarski, teraz zobaczyłam, na czym polega jego chaos. 

Na przykład kiedy zamawialiśmy meble Ikei, a on je składał, bo jest typem majsterkowicza, nie był w stanie podążać za instrukcją. Właściwie nawet jej nie otworzył, chciał wszystko zrobić od razu i sam. 
Po godzinie zamiast regału miałam przed oczami stos desek. Dziury po złej stronie półki, odwrotnie przykręcone drzwiczki. Patrzyłam, jak Kamil rozmontowuje wszystko w szale i składa na nowo. Po kolejnej godzinie regał stał, był prawie jak ten z obrazka, ale złożony „po swojemu”, instrukcja leżała nietknięta obok. 

Przecież byłoby ci łatwiej – dziwiłam się, ale jednocześnie wiedziałam, że to nie jest kwestia uporu. On naprawdę nie potrafił inaczej.

Takie sytuacje powtarzające się na każdym kroku sprawiły, że wreszcie łączyłam kropki i zaczynałam rozumieć. To coś więcej niż styl bycia. Kamil jest emocjonalny i antysystemowy, tak samo w domu, jak na uczelni czy w pracy. Ma inny tryb, nie odnajduje się w zwyczajnym uporządkowanym świecie. Żeby się w coś zaangażować, a potrafi dać z siebie 1000 procent, musi mieć motywację. Bez niej nic nie wskóra.

Przypomniała mi się rozmowa z mamą, która po pierwszym zapoznawczym obiedzie lata temu, w kuchni szepnęła mi na ucho. – Uroczy, ale on ma ADHD! – wtedy słowa doświadczonej nauczycielki klas 1-3 brzmiały jak przytyk. Zwłaszcza że wtedy ADHD oznaczało dla mnie problemy z nauką, niegrzecznych chłopców w podstawówce. Dla mojego dorosłego chłopaka ta diagnoza wydawała się zupełnie bezwartościowa. A jednak, teraz po latach zaczęłam czytać o ADHD w sieci i wszystkie elementy układanki zaczęły do siebie pasować. Dlaczego Kamil nie czyta papierowych książek, a połyka treści w internecie, gdzie layouty krzyczą migoczącymi reklamami? Dlaczego na romantycznej kolacji nie patrzy mi w oczy, tylko „nerwowo” sięga po telefon? Dlaczego przez tydzień nie robi nic, a kiedy zabierze się do pracy, w swoim studiu muzycznym spędza 16 godzin ciągiem?

Odpowiedź wydawała się jasna i czytelna. Ja go akceptowałam, ale czy inni są w stanie?
Jak porozmawiać o problemie, w sposób który nie urazi jego dumy i nie zamknie głęboko w sobie?

Wzór wśród przyjaciół i wizyta u specjalisty

Przełomem dla Kamila było poznanie Łukasza, nowego chłopaka mojej przyjaciółki. 32-letni programista pracował w domu, bez sztywnego grafiku, zarabiał bajecznie, a wolny czas spędzał na nartach, trzy razy w sezonie. Czerpał z życia garściami, był błyskotliwy, imponował wszystkim, a jednocześnie otwarcie mówił, że ma stwierdzone ADHD, jest pod opieką specjalisty i leczy się farmakologicznie. Tabletki, które przyjmował od kilku miesięcy uspokajały go i uziemiały, dzięki czemu mógł w miarę normalnie funkcjonować. W jego ustach „terapia” brzmiała tak naturalnie, jak wizyta u dentysty. Kamil patrzył na niego z podziwem, a ja czułam, że to spotkanie może dużo zmienić. Niby z ciekawości, przy wspólnym obiedzie zaczęłam pytać Łukasza o to, jak funkcjonował przed laty, co popchnęło go, żeby pójść do psychologa, czy nie czuł wstydu. Kamil słuchał jak zahipnotyzowany.

Nie wiem, czy wymieniał później swoje doświadczenia z Łukaszem, ale po kilku tygodniach przyznał mi się, że był w poradni i zrobił testy, które potwierdziły u niego ADHD. Lekarz powiedział, że są trzy drogi – nie zrobić nic, podjąć leczenie albo starać się funkcjonować bez leków, „przemeblowując swój świat”, na przykład zmieniając tryby w pracy. To było uwalniające, bo rozwiało wstyd.

Teraz jasne stało się, że wcześniejsze niepowodzenia na uczelni czy w pracy to nie było lenistwo, zła wola czy niedouczenie, ale niekompatybilność jego sposobu funkcjonowania. Że receptą jest stworzenie autonomicznego świata – wybranie wolnego zawodu, najlepiej wpisanego w zainteresowania, które będzie mógł sam rozwijać. 

Nagle okazało się, że technologia może być bardzo pomocna – dla osób z ADHD stworzono apki do czytania, koordynowania pracy czy skupiania uwagi. Ta ostatnia to specjalnie skomponowane dźwięki „przeszkadzajki”, z którymi w słuchawkach nie jestem w stanie wytrzymać pięciu minut. Mój chłopak pisze przy nich e-maile.

Kamil zmienił kurs – założył własną działalność, skończył specjalistyczne szkolenia, został dźwiękowcem. Lubi swoją pracę, rozwija firmę. Jest spokojniejszy, bardziej pewny siebie, dojrzalszy. To ustabilizowało naszą sytuację finansową oraz relację, której niedługo stuknie 10 lat.

Mam nadzieję, że to pierwsza dekada wspólnego życia. Wiem, że sukces naszego związku nie polega na tym, że ktoś jest bezproblemowy, bo żadne z nas nie jest. 
Siła tkwi w dobrym dopasowaniu. Jesteśmy zupełnie różni, a mimo to bliscy sobie, wspierający i zaangażowani. Tworzymy zespół. ADHD było tylko jedną z prób, którą udało nam się wspólnie przejść.

Wysłuchała Basia Czyżewska
Proszę czekać..
Zamknij