Znaleziono 0 artykułów
24.11.2023

Kryzys połowy życia: Etap końca złudzeń

24.11.2023
Kadr z filmu "Eat, pray, love" (Fot. East News)

Często czujemy żal za tym, czego nie dostaliśmy. I już nie dostaniemy – mówi o jednym z doświadczeń zdarzających się w połowie życia psychoterapeutka Alicja Długołęcka. Rozmawiamy o lęku przed starzeniem się i śmiercią, przed zmianami, jakim podlegamy, oraz poczuciu rozczarowania. Zastanawiamy się, jak dużo dobrego może przynieść ten etap dojrzałości.

Powiedziałam przyjaciółce, że będziemy rozmawiały o kryzysie połowy życia. „A skąd wiadomo, kiedy jest połowa?”, zapytała spontanicznie. 

Bardzo słusznie! Po pierwsze nie wiadomo, kiedy jest połowa, a po drugie słowo „kryzys” nie jest najbardziej trafne, więc możemy spojrzeć na ten moment łagodniej: jak na transformację, początek zmiany, rozwój. Akurat to przejście kojarzy mi się ze słowami „nieuchronność” i „opór”. Bo chodzi o pracę na dwóch zjawiskach: uświadamianiu sobie nieuchronnych rzeczy i odczuwaniu oporu przed nimi. 

To czas, w którym konfrontujemy się z tym, co udało nam się w życiu zrobić, i z tym, czego prawdopodobnie nie zrobimy. 

Przepracowujemy lęki, deficyty, iluzje. Na poziomie emocjonalnym przeżywamy to, że pewne rzeczy się już nie wydarzą, a życie takie właśnie jest – skończone, jest konkretnym odcinkiem czasu. I w tej metaforze połowy życia zaczynamy widzieć siebie na konkretnym odcinku. Kontaktujemy się z lękiem przed starzeniem się i śmiercią. I przed odpowiedzialnością. Bo czy tego chcemy, czy nie, jesteśmy odpowiedzialni za decyzje, które podejmowaliśmy. 

Nawet jeśli to był brak decyzji. 

Tak. Nasza bierność, rezygnacja ze sprawczości, bezsilność wobec trudnych wyborów też przynoszą jakieś konsekwencje. Jesteśmy odpowiedzialni za każdy krok, który robimy – czasem w naszym odczuciu niepozorny, a jednak wpływający na naszą przyszłość. Często nie mamy pojęcia, który z kroków będzie kluczowy. I właśnie świadomość tych niewiadomych i nieuchronności czasu to elementy kryzysu połowy życia. Pogodzenie się z nimi powoduje, że dostajemy nagrodę w postaci obszaru ogromnej wolności „od” i „do”.

Ale wcześniej zadajemy sobie konkretne pytania.  

Tak, ponieważ czas między czterdziestką a pięćdziesiątką może być czasem urealniania. Jeśli nie chcemy żyć w poczuciu rozczarowania i porażki, zasłona złudzenia musi opaść. To urealnienie może być długie, może też nastąpić szybko, ale z reguły niesie za sobą ból. Jednak jest niezbędne, żeby pójść dalej, przejść w kolejne fazy. Bez spięcia, walki ze sobą, swoim ciałem, normami, których nie chcemy i oczekiwaniami bliskich, których nie spełnimy. 

Mam poczucie, że ten kryzys został obśmiany, zwłaszcza w przypadku mężczyzn, których pokazuje się w nowym samochodzie z dwa razy młodszą kochanką. Nazywa się go zwykle kryzysem wieku średniego. 

W przypadku kobiet też się go obśmiewa. „Z tyłu liceum, z przodu muzeum…” , „Rycząca czterdziestka”, „Przekwitanie”– różne deprecjonujące hasła na ten temat wciąż funkcjonują w sposobie myślenia ludzi. Obśmiewamy to, czego się boimy, a nie da się ukryć, że ze starzeniem mamy duży problem. Kultura masowa nam w tym nie pomaga, edukacja też nie bardzo. Wszyscy boimy się śmierci, starości, niepełnosprawności i odpowiedzialności za siebie. Nie chcemy się w to zagłębiać, dotykać trudnych emocji, wolimy je…

Zaszpachlować. 

Załatać, zamaskować, przykryć. Ale w pewnym sensie im dłużej z tym walczymy, tym bardziej ta walka staje się beznadziejna. A jeśli próbujemy zatrzymać zmiany, które są nieuchronne, coraz więcej nas to kosztuje. 

Jak kobiety opowiadają o tym momencie?

Jest ciężko. 

Tak mówią?

Tak! Jeśli kobieta w tej fazie życia trafia do gabinetu, to albo z poczuciem dojmującego smutku, że coś ją w życiu omija, i trudno jej znaleźć nadzieję na obranie nowego kierunku, albo w poczuciu straty, która dotyczy bardzo różnych sfer. Może być tak, że nadała sens swojemu życiu przez zajmowanie się dziećmi albo wykazywanie się w pracy, ewentualnie szukanie miłości, nawet we własnym związku – latami się o nią dobijała, a teraz widzi, że jednak się nie dobije, i jest jej trudno. 

Kadr z filmu "Crazy, stupid, love" (Fot. East News)

A poczucie straty? Czego najczęściej dotyczy?

W pierwszej warstwie fizycznych zmian. Nie uczy się nas, jak je mądrze przyjmować. A przecież nawet jeśli bardzo o siebie dbamy, uprawiamy sporty, to jednak nasza wydolność się zmienia, potrzeby naszego ciała też. Jeśli nie mamy na to zgody, nie przygotowałyśmy się na ten czas, to wszystko, co wiąże się z procesem starzenia, będzie stanowiło problem. Bo to jest czas niezaprzeczalnych zmian – nie da się ich w żaden sposób przed samą lub samym sobą ukryć. 

Przed innymi też nie. 

Będę ostatnią osobą, która powie, że kobieta w tym czasie staje się niewidzialna, a jej atrakcyjność seksualna zanika, ale ona na pewno się zmienia. Coś, co działało wcześniej, już tak nie działa. Więc jeśli wyznacznikiem wartości kobiety jest stereotypowa atrakcyjność, to kryzys w tym czasie na pewno się pokaże. I będzie działał na poczucie własnej wartości, mimo iż dotyczy czegoś zewnętrznego. Zaleje ją całą. Natomiast jeśli wcześniej udało nam się wypracować różne wyznaczniki naszej wartości, oparte na trosce o siebie w wymiarze fizycznym, psychicznym i relacyjnym, będzie nam o wiele łatwiej.

Jakie tematy są jeszcze w tym czasie ważne?

Bardzo obszerny temat: dzieci. Na przykład wypuszczanie ich z domu – wtedy może pojawić się odczucie pustki, poczucie bycia niepotrzebną albo gorzka konkluzja w stylu „zaniedbałam wszystkie inne obszary i teraz jestem sama”. Ewentualnie myślenie o błędach, które popełniło się w wychowaniu dzieci i które są nieodwracalne. 

Albo wręcz przeciwnie: brak dzieci. 

Pojawia się myśl, czy to była dobra decyzja, czy na pewno nie chciałam mieć dzieci? Nawet jeśli tak zdecydowałam, mogę w tym czasie przechodzić żałobę po dziecku. Równolegle dzieją się sytuacje związane z naszymi rodzicami, którzy umierają. Kiedy obserwujemy starzenie się rodziców, nie uciekniemy przed wizją własnej starości. Robimy przegląd całego systemu rodzinnego. 

Aktualizację. 

Jak ten system do tej pory działał? Czy ja chcę w nim uczestniczyć na innych zasadach niż dotąd? Czym są więzi w naszej rodzinie? Czy one naprawdę istnieją? Paradoksalnie, w średnim wieku na wierzch najbardziej wychodzi nasze wewnętrzne dziecko, ponieważ kiedy nasi rodzice umierają, stajemy się sierotami. Często czujemy żal za tym, czego nie dostaliśmy. I już nie dostaniemy. 

Do tego dochodzą refleksje na temat związku, w którym jesteśmy. 

Czy to odpowiedni partner? Czy nadal chcę z nim być? Jeśli w naszym związku jest duża różnica wieku, w tym momencie staje się jeszcze bardziej widoczna. Jeśli jako młode kobiety związałyśmy się z dużo starszym mężczyzną, to on jest teraz...

Na innym etapie. 

Jest stary, i ma zupełnie inne potrzeby. A jeśli jest młodszy, to możemy czuć lęk, że do tej pory nie chciał zakładać rodziny z dziećmi, ale może się zmienił i teraz już chce? A my nie chcemy, albo nie możemy już tego z nim zrobić. A nawet jeśli jesteśmy w podobnym wieku i jednocześnie przechodzimy ten „kryzys”, to zwykle i tak w innym tempie, w innych obszarach. 

Jak przechodzą ten kryzys mężczyźni?

Kulturowy skrypt u kobiet wiąże się z oceną atrakcyjności, u mężczyzn ze sprawnością seksualną i fizyczną. I w pewnym sensie to jest bardziej ukryte, ale o istnieniu andropauzy może świadczyć chociażby liczba sprzedawanych tabletek na potencję – problemy z erekcją sprzężone są przecież z wiekiem. Spadek sprawności fizycznej też jest źródłem olbrzymiej frustracji mężczyzn – wielu z nich wkłada duży wysiłek, żeby to jak najdłużej nie było widoczne. 

Jednak na głębszym poziomie przeżywamy chyba coś podobnego? 

Tak, myślę, że u kobiet i u mężczyzn wygląda to podobnie – z mojego doświadczenia gabinetowego wynika, że różnimy się o wiele mniej, niż nam się wydaje. Kiedy przychodzą do mnie pary czterdzieści, pięćdziesiąt plus, widzę, że przede wszystkim tęsknią za szczerością i bliskością. Bardzo często na tym etapie życia zależy nam na przyjaźni i związkach, które opierają się na łagodności i życzliwości. A nie na sprawdzaniu się i odbijaniu w cudzych oczach. 

Bo to zakłada wieczną czujność, jakiś rodzaj napięcia. 

Oczywiście. A my się już tak ponapinaliśmy, że po tej fazie strat i urealnieniu, zrzuceniu zasłony złudzeń, czekamy na luz. Bardzo potrzebujemy takiej wyluzowanej bliskości, wzajemnego przyzwolenia na autentyczność – w miłości, i w przyjaźni. W pracy zresztą też – zaczynamy mieć dystans do pieniędzy i stanowisk, widzimy, jakie to ulotne. I zadajemy sobie pytania: „Co mi właściwie sprawia przyjemność? Co mi daje satysfakcję? Jakie mam wartości?”. Chcemy przebywać z ludźmi, z którymi mamy porozumienie w podstawowych kwestiach. 

Co pomaga w przeżyciu tego kryzysu?

Otaczanie się wartościowymi, starszymi osobami, które mają go już za sobą. I jednocześnie o wiele młodszymi. Bycie w środku, zobaczenie siebie w korowodzie pokoleń. W czasach galopujących zmian możemy się od młodszych osób wiele nauczyć. Natomiast obecność starszych, które nas przez to przeprowadzą, doda nam odwagi. To niezwykle wzmacniające doświadczenie – bycie w połączeniu z przyszłością i przeszłością. Dzięki niemu człowiek z większym spokojem przesuwa się po linii życia. 

Wszystko to brzmi, jakby ten kryzys prowadził nas do konfrontacji z prawdą.

Jedyny tatuaż, jaki mam na ciele, to słowo „prawda”. Każdy ma swoją, ale ona prowadzi do zerwania zasłony. Miałam 44 lata, kiedy go zrobiłam. Myślę, że nie da się czegoś takiego zrobić, kiedy ma się 25 lat, bo młodość ma „swoje sprawy”. Natomiast transformacja „połowy życia” jest wpisana w proces rozwoju, w dojrzałość. Ale warto już zaczynać wchodzić w tę transformację w wieku 35 lat. 

Alicja Długołęcka – pedagożka, edukatorka seksualna, psychoterapeutka. Autorka licznych książek i artykułów z zakresu edukacji psychoseksualnej. Szczególnie bliskie są jej tematy związane z seksualnością kobiet i osób z niepełnosprawnościami – współpracuje z fundacjami i prowadzi projekty badawcze z tego obszaru.

Marta Szarejko
Proszę czekać..
Zamknij