Znaleziono 0 artykułów
16.03.2022

Pierwsze VR-owe kino w Polsce: Nie tylko gry

16.03.2022
Fot. Amparo García / EyeEm

Wirtualna rzeczywistość może być komercyjną rozrywką, ale też świetnym medium dla pełnometrażowych filmów i ambitnych treści – mówi Jakub Maiński, twórca VR-owy i założyciel pierwszego w Polsce kina z goglami – Corso, działającego w Lublinie.

Jeszcze pod koniec XIX wieku bracia Lumière twierdzili, że ich wynalazek – kinematograf – to ciekawostka bez przyszłości. Jak bardzo nie docenili siły ruchomego obrazu, można było przekonać się dekadę później, kiedy kino atrakcji – podróż na księżyc czy napad na pociąg – przyciągało tłumy na każdym większym jarmarku od Europy po Amerykę. 

Myślę, że ten sam scenariusz dotyczy wirtualnej rzeczywistości. Teraz pojawia się pytanie: co można zrobić z VR-em poza wykorzystaniem w rozrywce? – mówi Jakub Maiński.

Kino Corso w Lublinie ok 1918 roku, Fot. arch.  Teatr NN

Ponad 100 lat temu w Lublinie sukcesy odnosiło kino Corso

– W międzywojniu mój pradziadek Stanisław Maiński tuż obok prowadził kino – mówi Jakub, stojąc w pierwszym w Polsce kinie VR-owym, które zaaranżował w rodzinnej kamienicy w Śródmieściu w Lublinie

Na Radziwiłłowskiej 3 na początku wieku działało wrotkowisko, później przestrzeń przerobiono na salę kinową, która pod szyldem „Oaza”, a później jako „Corso”, była jednym z najważniejszych punktów miasta.
W 1918 roku widownia liczyła 1000 miejsc siedzących. Kino miało też elegancką kawiarnię i poczekalnię, której ściany pokrywały malowidła wykonane przez artystę z Warszawy. Kiedy zmieniła się moda, freski zasłonięto kryształowymi lustrami. 

Do niemego obrazu przygrywała orkiestra, nawet 12-osobowa, aż do 1930 roku, kiedy salę unowocześniono i udźwiękowiono.
Kino – jako nowoczesna rozrywka – musiało wyznaczać trendy, odpowiadać na aspiracje odbiorców. – Ale była to też rozrywka powszechna. Przychodzili tu wszyscy. Dzieci i dorośli, zamożni i biedni – mówi Jakub i dodaje, że w Corso w 1939 roku odbyła się lubelska premiera „Królewny Śnieżki i siedmiu krasnoludków” Disneya. W repertuarze znajdowały się filmy z Ginger Rogers i Fredem Astairem, rodzime produkcje z Eugeniuszem Bodo czy Mieczysławą Ćwiklińską.
Czas świetności kina przerwał wybuch II wojny światowej. W 1939 roku miejsce przejęli hitlerowcy, pięć lat później budynek zniszczyły bomby.

Stefania i Stanisław Maińscy, Fot. arch. prywatne

XXI wiek: Dzięki możliwościom kina VR można wejść w obraz

Jakub, z wykształcenia filmoznawca, zaczął zajmować się VR-em w 2017 roku, wkrótce po tym, jak po raz pierwszy, bez przekonania, założył gogle. – To była gra, której akcja rozgrywała się w kosmosie. Grafika – jeszcze niedoskonała technicznie i uproszczona, ale wrażenie imersji i realności świata, który zobaczyłem, okazało się tak duże, iż nie miałem wątpliwości, że to, co oglądam, jest kolejnym krokiem w ewolucji kina. Kina jako medium – mówi i przypomina reakcje widowni pierwszych pokazów braci Lumière, która oglądając scenę wjazdu pociągu na stację La Ciotat, krzyczała i zrywała się, żeby uciekać.
– Zadałem sobie pytanie, w jaki sposób VR-u użyć inaczej niż jako samego źródła atrakcji. Bo skoro medium tak angażuje i skupia uwagę, może warto spróbować opowiedzieć o czymś trudniejszym, wymagającym – dodaje.
Dwa lata poźniej Maiński zrealizował „Sztynort 1935”, swój pierwszy pełnometrażowy film VR-owy, omawiający konsekwencje norymberskich ustaw rasowych.
Eksperyment, żeby statyczną sztukę teatralną z długimi dialogami sfilmować kamerą 360 stopni, a dźwięk zgrać ambisonicznie (czyli odwzorowując naturalne istnienie dźwięku w przestrzeni), okazał się zaskakująco atrakcyjny. – Na otwartych pokazach, w plenerze pod zamkiem w Sztynorcie, okulary zakładały przygodne osoby, tylko po to – jak tłumaczyły – „żeby spróbować”, ale najczęściej kończyło się tak, że oglądały film do końca – mówi.
Kilkudniowe pokazy dla bardziej wyrobionej publiczności zorganizowałem w warszawskim kinie Muranów. Też okazały się sukcesem. Bilety były wyprzedane, pojawiały się pytania o kolejne projekcje, które, niestety, nie odbyły się, bo uniemożliwił to lockdown. 

Pokaz filmu „Sztynort 1935”, Berlin, Fot. arch. prywatne

Ale eksperyment okazał się tak udany, że Maiński postanowił pójść krok dalej i otworzyć kino. – Założenia były proste: pokazywać wybrane, pełnometrażowe realizacje, badać rozwój VR-u i obserwować, jak może być używany poza komercyjnym światem – mówi.

Wybór lokalizacji w Lublinie i nazwy „Corso” nasuwały się same, zwłaszcza że Jakub zaadaptował przestrzeń baru znajdującego się w kamienicy przy ul. Hugona Kołłątaja 6, gdzie kilka dekad wcześniej mieszkał jego pradziadek, Stanisław.

„Sztynort 1935”: Widz czuje się jak świadek wydarzeń

Kino Corso jest kameralne – kilka stolików, kilka zestawów gogli. Kiedy je zakładam, widzę wokół siebie aktorów, siedzą tuż obok, jestem jednym z gości. Razem z kolacją zaczyna się rozmowa, wraz półmiskami pojawiającymi się na stole obecni dzielą się doświadczeniami. Dyskusja nabiera tempa. Ta wcieleniowa lekcja historii jest zaskakująco wciągająca i wartka, bo zrelacjonowana przez naocznych uczestników wydarzeń. 
Ich obecność, tak jak emocje, jest realna, udziela się. A racje i argumenty wybrzmiewają z siłą słów, jakie słyszy się z pierwszego źródła, kiedy wypowiadane są prosto w oczy, przez kogoś, kto wie, bo przeżył, doświadczył, sprawdził.

Za tym wrażeniem realności doświadczenia stoi technologia. – Kamera stereoskopiczna jest zbudowana jak ludzkie oczy, ma dwa obiektywy szerokokątne, odsunięte od siebie o 8,3 cm – tyle wynosi naturalny rozstaw gałek. Dźwięk ambisoniczny jest zgrywany na żywo i przestrzennie. Zmienia się, kiedy ruszamy głową i patrzymy na określone elementy obrazu – tłumaczy Jakub i dodaje, że VR może być świetnym narzędziem dla edukacji. – Ludzie są naturalnie ciekawi medium, które też skutecznie odcina ich od telefonu czy rozpraszającego otoczenia. Widzowie, zakładając gogle, zatapiają się w obrazie i narracji nawet na półtorej godziny. Poddają się doświadczeniu i przyjmują wymagające treści, takie jak tekst filozoficzny czy informacje historyczne – mówi i powołuje się na ankiety, za pomocą których badał swoich widzów. Teraz, niezależnie od rozwoju kina, planuje specjalne pokazy dla liceów w Polsce i w Niemczech.

Jakub Maiński, Fot. Magdalena Strowieyska

Kino Corso, ul. Hugona Kołłątaja 6, 

 

Więcej na temat VR-u znajdziecie w marcowym numerze „Vogue Polska”. Już dziś możecie zamówić numer z jedną z dwóch okładek do wyboru.

 

Basia Czyżewska
Proszę czekać..
Zamknij