Znaleziono 0 artykułów
19.03.2024

„Bękart” to kolejny świetny film z Madsem Mikkelsenem w roli głównej

19.03.2024
(Fot. materiały prasowe)

Życie to chaos, choć bywa, że piękny jak jutlandzkie wrzosowiska, które próbuje ujarzmić Ludvig Kahlen (Mads Mikkelsen). Ale to nadal chaos. To film zarówno o ucieczce przed własnymi demonami, jak i o ignorancji, która staje się mądrością głównego bohatera.

„Bękart” to ten rodzaj filmu, które co prawda trafiają do konkursów na najważniejszych festiwalach filmowych, ale później słuch o nich ginie. Niesłusznie. Dla mnie film Nikolaja Arcela był, obok „Biednych istot”, największym wydarzeniem ostatniego festiwalu filmowego w Wenecji. I choć nagród tam nie zdobył, to doceniła go Europejska Akademia Filmowa, przyznając mu trzy statuetki: Madsowi Mikkelsenowi za najlepszą rolę męską, Rasmusowi Videbækowi za zdjęcia oraz Kicki Ilander za kostiumy. Sukces „Biednych istot” i „Bękarta” to najlepszy dowód na to, że nie należy się bać kina kostiumowego i klasycznej powieści.

Wspinaczka po drabinie społecznej

„Bękart” jest adaptacją duńskiego bestsellera z 2020 roku pt. „The Captain And Ann Barbara” (polskie wydanie w przygotowaniu) i jest to jedna z najpiękniej filmowo opowiedzianych powieści. I co z tego, że zaczyna się w 1755 roku, skoro oczu i serca oderwać od filmu nie można. Ludvig Kahlen, pochodzący z nieprawego łoża były żołnierz, wyrusza na podbój jałowych wrzosowisk, mając przed sobą jeden cel: założyć na nich kolonię i uprawę kartofla. Jest to rodzaj umowy z królem – jeśli misja się powiedzie, Kahlen otrzyma tytuł szlachecki. W dumnym świecie dumnych mężczyzn złe pochodzenie nie brzmi dumnie, a bycie bękartem nie dość, że stygmatyzuje, to z definicji ustawia w hierarchii najniżej. Aby zyskać szacunek, nie wystarczy być żołnierzem, trzeba podjąć się misji, która jak mocny cios ustawi walkę o pozycję w szeregu.

(Fot. materiały prasowe)

Mission Impossible

To także opowieść o walce klas, o determinacji i ambicjach. Ta historia trochę przypomina losy Johna Dunbara z „Tańczącego z wilkami”. Bohaterowie obu filmów mają dokonać niemożliwego, ich cele z góry skazane są na porażkę, ale tracąc jedno, zyskują więcej, niż się spodziewali. To nie cel, a droga do niego okazują się tym, co na zawsze zmieni ich życie. Porównanie do „Tańczącego z wilkami” jest zasadne również z tego powodu, że „Bękart” jest kinem gatunkowym. To western. I choć określenie „duński western” może zakrawać na żart, to faktycznie nim jest, choć pewnie „northern” jest mu bliższe. Wszystko tu działa: jest zły, a nawet okrutny szlachcic Frederik de Schinkel (Simon Bennebjerg). Jest kobieta: silna, sprawcza, niezależna Ann Barbara (Amanda Collin), jest dziecko, Anmai Mus (Melina Hagberg), które rozbraja maczystowski wizerunek głównego bohatera. Są zbrodnia i kara, duma i uprzedzenie, i jest wreszcie miłość. A to wszystko na tle surowej, ale dzięki zdjęciom Videbæka zmysłowej natury, która jak bohater nie daje się poskromić.

(Fot. materiały prasowe)

Twardziel o sercu anioła

„Biedne istoty” Giorgosa Lanthimosa są wspaniałym, szalonym manifestem kobiecej wolności i triumfalnym portretem kobiecości, gdzie blado, oj blado wypadają mężczyźni. Bohater „Bękarta” mógłby za to śmiało starać się o względy Belli Baxter i zakładam, że jego starania byłyby wysłuchane. Ludwig Kahlen w wydaniu Madsa Mikkelsena to uparciuch i twardziel, ale o sercu anioła. Stanowczy, ale pozostawiający przestrzeń dla kobiety obok. Za nic ma patriarchalny model rodziny. Każdy w tym związku działa na własnych zasadach. Być może dlatego finał tej opowieści tak mocno oddziałuje i wierzę, że skruszy najbardziej zatwardziałe serca widzów, z których niejeden po wyjściu z kina będzie myślał, że chce być jak kapitan Ludwig Kahlen. Brzmi to być może zabawnie i nieco jak naiwna bajka, ale kino takie jest. Dobra powieść też. Mają nas przenieść w inny świat. Przez jakiś czas mamy pożyć życiem innych, aby uciec od własnego. Skonfrontować się z bohaterami. Wziąć z nich to, czego nie potrafimy znaleźć w sobie. Odrzucić to, co jak w lustrze wyostrzy nasze rysy – te charakteru, a nie twarzy.

„Bękart” jest świetnym materiałem na taką autoterapię, ale żeby nie uderzać w za wysokie tony, to zwyczajnie bardzo dobre kino i idę o zakład, że nie sięgniecie w trakcie projekcji po smartfona. No, chyba żeby ściągnąć na telefon jakieś fajne zdjęcie Madsa Mikkelsena. Na portalu Rotten Tomatoes film uzyskał w notowaniach widzów i krytyków odpowiednio 96 i 95 proc. pozytywnych opinii. Wynika z tego, że „Bękart” to najlepszy film w karierze Mikkelsena, chociaż ja sam złego filmu z jego udziałem nie widziałem.

Artur Burchacki
Proszę czekać..
Zamknij