Znaleziono 0 artykułów
23.09.2023

Demontaż atrakcji. „Georgie ma się dobrze”

23.09.2023
(Fot. materiały prasowe)

„Georgie ma się dobrze”, czyli Pippi Pończoszanka w wersji 2.0, zwraca kamerę na wrażliwe dziecko i pokazuje fantazję jako lek na cierpienie. Aby czuć osamotnienie tej dziewczynki, nie trzeba być półsierotą. To jeden z najbardziej wzruszających filmów tego roku, świetnie zagrany przez Lolę Campbell i Harrisa Dickinsona, wcielającego się w tatę równiachę, z którym można rowery kraść.

„Zawalę, ty też?”. Jak by to było, gdyby każda relacja między ludźmi zaczynała się od takiej umowy? Jedna strona uprzedza, że nieraz zawiedzie drugą, po czym sama też słyszy tę deklarację. Założenie, by z góry spodziewać się skuchy, ma szansę nas zbliżyć. Mimo zawodu i tak chcemy być blisko. Ci, na których zawsze można polegać, którzy zawsze są punktualnie i bezbłędnie dotrzymują danego słowa, wymagają tego samego od drugiej strony, a przecież znamy swoją słabość. Odwołane postanowienia, nieuważne gesty, słabe wymówki, bo ktoś zaniemógł albo nie miał zwyczajnie na coś miejsca. Składamy się z porażek bardziej niż z tego, co się udaje. CV pełne niedokończonych projektów, niespełnionych zobowiązań, którym nie podołaliśmy, przerzucając je na kogoś innego – ta czarna lista mówi o nas więcej niż spis dokonań. 

(Fot. materiały prasowe)

Gdyby ktoś mnie pytał, czy „Georgie ma się dobrze”, od razu bym zaprzeczyła 

Niektórzy na pytanie: „Jak się masz?” odpowiadają niezależnie od okoliczności. Właściwie nie ma różnicy między: „Fantastycznie” a „Życie jest mordęgą”, gdyż w obu przypadkach nie wiadomo, co u kogoś słychać. Ze mną też nie jest łatwo. Należę do tych, którzy wykorzystują small talk, aby zrobić sobie skan samopoczucia, i próbują precyzyjnie oddać stan, w jakim się znajdują, choć rozmówcy to wcale nie interesuje. Zamiast nadmiernej szczerości można przecież po prostu rzucić: „W porządku”. Oględne sformułowanie, bezproblemowe kontakty. Czemu utrudniać sobie życie?

To credo cwaniaczki z filmu „Georgie ma się dobrze” w reżyserii Charlotte Regan. Ma gadane do tego stopnia, że nawet osobie, którą chce okraść, wmówi, że tak naprawdę próbuje jej pomóc. Dzieci potrafią kłamać wybornie bez powodu, a co dopiero przyparte do muru. Dorośli łatwo dają się wkręcić: wystarczy odgrywać ich wyobrażenia o dzieciństwie. Przepis jest łatwy: najlepiej udajesz, że się bawisz i nie masz czasu na rozmowę, robisz słodkie oczy albo wyszczerzasz ząbki. Jeśli potrzebujesz kogoś unieszkodliwić, najpierw rozczulasz nieśmiałym pytaniem: „Czy państwo chcą zobaczyć taniec?”, po czym tańczysz tak, jakbyś nie umiał/a. Jakie to nieporadne, słodkie, dziecinne! Tacy kiedyś byliśmy, myślą prostodusznie ci, którzy dają się nabrać.

Film gra kontrastem zgorzknienia i naiwności: amatorami są dorośli, zawodowcami – dzieci. Cynizm najmłodszych wynika ze słusznego rozpoznania, że świat jest okrutny. Wszystko trzeba komuś wyrwać, nikt dobrowolnie niczego nie da, a jeśli odstąpi, to za wysoką cenę. Dzieciak uczy się omijać prawa dżungli, hakować je, zdany tylko na siebie.

(Fot. materiały prasowe)

Bohaterka „Georgie ma się dobrze” wychowuje się sama 

Dwunastoletnia Georgie mieszka sama i sama się wychowuje, ale woli to niż zestaw nakazów i zakazów, dlatego nikomu się nie skarży. Jedyna osoba, która mogła ją zrozumieć, odeszła, a była dla niej zarazem przyjaciółką i mamą. Gdy przez płot na posesję wskakuje tata, którego dotąd nie miała okazji poznać, chce go spławić, przekonać, że „ma się dobrze”, więc wcale nie potrzebuje jego pomocy. Sama robi wszystko. Zajmuje się domem, chodzi do szkoły, zarabia na czynsz. Opiekę społeczną zapewnia, że mieszka z wujkiem. Personalia? Winston Churchill. Ciekawe nazwisko, zbieg okoliczności. Dziewczynka puszcza specjalnie przygotowane głosówki, gdy dzwoni kontrolnie jej kuratorka. Głos z dyktafonu mówi błahe frazy – nagrał je zaprzyjaźniony sprzedawca, któremu wystarczyło zapłacić komplementami. Dzięki temu Georgie ma spokój: może bez końca układać poduszki na kanapie dokładnie tak samo, jak robiła jej mama. W kółko ogląda filmiki, gdzie były razem. Zamyka się w sypialni. Czeka, aż wszystko wróci do nomy. Zaraz, zaraz, który to etap żałoby?

Nie trzeba zaraz być półsierotą, aby czuć podobne osamotnienie. O tym samym mówi nominowana do Oscara „Cicha dziewczyna” Colma Bairéada, wspaniała opowieść o dziecku, które, owszem, ma rodziców, ale tak zimnych, obojętnych i zajętych przetrwaniem, że opuszczają emocjonalnie swoją córkę. Cáit podświadomie szuka więzi, którą znajduje u bezdzietnych ciotki i wujka. Oni widzą ją i się przed nią otwierają. Niewiele więcej trzeba. Irlandzki debiut, tak samo jak „Georgie ma się dobrze”, zwraca kamerę na wrażliwe dziecko i trudności, z jakimi wchodzi w życie. Temat wyraźnie wisi w powietrzu, bo poświęcił mu swoje dwa pierwsze filmy również belgijski reżyser Lukas Dhont, twórca „Girl” i „Blisko”. 

Szybko zapominamy brutalność, którą rozpoznajemy w dzieciństwie. Dorastając, mydlimy sobie oczy. Skoro nie jesteśmy w stanie naprawić świata, udajemy, że jest lepszy niż w rzeczywistości. Nieliczni mają brawurę i świetną pamięć: Roald Dahl, autor „Matyldy”, Małgorzata Musierowicz w „Opium w rosole” czy Astrid Lindgren w serii o Pippi Pończoszance. Książki tych pisarek i pisarza dla dzieci i o nich opisują traumę, jakiej doznaje młoda osoba, a nadto pokazują, jak uporać się z nią za pomocą fantazji. Oryginalność dzieci to przetworzone cierpienie. Tommy i Annika nie są tak odważni jak Pippi, bo to dojrzała osoba w dziecięcym przebraniu. Bohaterka polskiej powieści: Genowefa Bombke, Trombke lub Lompke, chodzi na obiadki do domów obcych ludzi, udając, że jest sierotą, ponieważ nie znajduje przystani we własnej rodzinie. Świat literackiej fikcji, dokąd emigruje Matylda, pozwala jej zapomnieć o poniżających ją rodzicach, o nauczycielce pani Pałce, która kręci dziewczynką trzymaną za warkocze i rzuca nią na ogrodzenie. Po co ta przesada? Drastyczne obrazy oddają intensywność przeżyć dziecka i wybuchowy ładunek śmiechu, który pozwala rozsadzić napięcie.

Wprawdzie filmowej Georgie brak konia i małpki, Pana Nilssona, ale ma kumpla Alego, którego wtajemnicza w swoje sekrety. Razem szlajają się po osiedlu. On jeden ją rozumie, ponieważ przeżywa podobne smutki, wychowywany przez samotną mamę. Duet (zagrany świetnie przez nastoletnich Lolę Campbell w roli Georgie i Alina Uzuna) zamyka się w komunalnym mieszkaniu, by żyć po swojemu – marzenie wielu dzieci, które w domu nie czują się u siebie i fantazjują o posiadaniu własnego, jak Pippi w Willi Śmiesznotce. Co takiego u siebie na chacie robią bohaterowie pełnometrażowego debiutu Charlotte Regan? Nic szczególnego. Wygłupiają się, rozrabiają w gruncie rzeczy niewinnie. Są jednak osobni, co wystarcza, by w gronie rówieśników byli nielubiani.

Obiad za friko? Okazja. Paserka za rower, kompletnego grata – się przyda, nawet jeśli sprzedany na części. Reżyserka Charlotte Regan czule portretuje ludzi z najniższych warstw społecznych. Nie jest to jednak kino spod znaku kitchen sink drama – brytyjskiej twórczości lat 60. poświęconej problemom klasy robotniczej, naturalistycznym obrazom biedy i wykluczenia. Tu pomysł jest inny, chodzi o to, by w ciepłej komedii poruszyć wrażliwe struny. „Georgie ma się dobrze” filtruje dramat społeczny Kena Loacha przez watę cukrową, dorzuca smołę do pastelowej melancholii Wesa Andersona. Miesza, wkłada pajęczyny (pająki są ważnymi bohaterami wstawek komiksowych), pozwala aktorom improwizować, by z pieca wyjąć najdziwniejszy urodzinowy torcik. Świeczki trzeba zdmuchnąć na niby, ale na serio pomyśleć życzenie.

(Fot. materiały prasowe)

Harris Dickinson w filmie Charlotte Regan gra tatę równiachę

Tata Georgie, Jason, przybywa do tego świata niechciany i próbuje odnaleźć się w tej roli, wzorem innych tatów („tatów” to określenie cieplejsze niż „ojców”, co podkreśla w artykule „Kino na tacierzyńskim” Piotr Guszkowski w aktualnym numerze miesięcznika „Kino”). Widać skutki przedwczesnego założenia rodziny. Między nim 30-letnim a 12-letnią córką jest dokładnie tyle lat, ile między bohaterami „Aftersun”, którzy spędzali razem wakacje. Podobnie jak oni, ci też chcą się zaprzyjaźnić, bo jak można inaczej, jeśli dziecko przydarza się 18-latkowi. Po ponad dekadzie, gdy Jason się wyszumi, wreszcie spotka się z córką. Choć wciąż niedojrzały i niepewny, czuje już chęć podjęcia roli taty. Tam Paul Mescal, a tu Harris Dickinson – w obie postaci wcielili się najbardziej wzięci młodzi aktorzy, reprezentujący nowy, delikatniejszy, niepatriarchalny typ męskości. Dickinson, znany z roli modela u Rubena Östlunda w „W trójkącie”, pokazuje tym razem twarz zwykłego chłopaka, który mieszka z kilkoma kolegami i zarabia naganianiem turystów na Ibizie. Opowiada o swoim życiu, jakby to były wieczne wakacje: plaża, słońce, dziewczyny. Jakby był kolejną ofiarą iluzji, że dorosłość nie oznacza odpowiedzialności. 

„Georgie ma się dobrze” to jednak rewers „Aftersun” pozbawiony destrukcji. Film Charlotte Regan (z Wells, reżyserką „Aftersun”, łączy ją także imię: Charlotte) tworzy bajkę o żałobie, która dobrze się kończy. Rzadkie połączenie mroku z nadzieją, gdy jasne zostaje na wierzchu, daje nadzieję, że poważne problemy znajdą rozwiązanie. Wyjątkowe zjawisko w kinie brytyjskim, w którym ostatni sezon przyniósł świetne debiuty reżyserek: „Blue Jean” Georgii Oakley czy nagrodzony w sekcji Un Certain Regard w Cannes „Jak uprawiać seks” Molly Manning Walker, która zresztą jest autorką zdjęć do „Georgie ma się dobrze”. Brytyjskie młode reżyserki, doświadczone w wideoklipach, reklamach czy krótkich metrażach, wchodzą do pełnego metrażu bez kompleksów. Okazuje się, że tworzą lżejsze filmy niż ich poprzedniczki, starsze o pokolenie: Lynne Ramsay, Andrea Arnold czy Chantal Akerman. Wciąż jednak najważniejsza jest rodzina, ten pierwszy związek, który uczy nas, jak tworzyć kolejne. Czy psychologizowanie i analiza relacji z rodzicami w filmach nowego pokolenia debiutantów wynikają z szeroko pojętej kultury terapii?

(Fot. materiały prasowe)

Czy dzieci, o których opowiada współczesne kino, to my, jakimi kiedyś byliśmy? A może są to otaczające nas obecne dzieci? Zarzuty wobec filmu Charlotte Regan, że grające tam nastolatki nie są autentyczne, lecz oddają projekcję tego, jak chcieliby je widzieć dorośli, stawiają pytanie o kulturę dla najmłodszych, tworzoną przez profesjonalnych twórców. Odpowiedzią jest piosenka „Revolting children” z Netflixowego „Matylda: Musical”, adaptacji powieści Roalda Dahla z Emmą Thompson, przebój pokazujący 300 tańczących dzieci, który zrobił furorę na TikToku. Rozmach robi wrażenie, ale najmłodsi byli sceptyczni. Czy niegrzeczne dzieci mogą być niegrzeczne tylko w jeden, najlepiej fotogeniczny sposób? Film Charlotte Regan zbliża się do tej granicy, ale zgrabnie ją omija. Poprzestaje na tęsknocie za tatą równiachą, z którym można rowery kraść. Tatą, który poradzi, jak zdrapać numer seryjny przed paserką, i będzie ci towarzyszył, dokądkolwiek pójdziesz. Przemiana fajnego kumpla w prawdziwego tatę następuje dopiero, gdy ten w końcu zauważa, że wcale nie masz się dobrze i że „poniosło cię” niczego nie załatwia. Ale zawsze może się mylić.

Adriana Prodeus
Proszę czekać..
Zamknij