Znaleziono 0 artykułów
03.09.2023

Dysfunkcyjny dom: Wciąż mam wątpliwości, czy zasługuję na miłość

03.09.2023
Kadr z filmu „Szklany Zamek" (Fot. Lionsgate)

Ci, którzy dorastają w rodzinach dysfunkcyjnych, często nie marzą o modnych gadżetach, tylko o tym, by w końcu dorosnąć i uwolnić się od toksycznego domu. Wtedy nie wiedzą jeszcze, że ich doświadczenia to bagaż, który zabiorą ze sobą na przyszłość, nierzadko na całe życie. – Odkąd pamiętam, czułam się, jakbym urodziła się wybrakowana – mówi Julia. Jak mogą sobie pomóc?

– Niby wszystko było okej, ale na przykład kiedy wyjeżdżałam z rodzicami na wakacje, oni potrafili upić się tak, że mój tata nie był w stanie dojść do domu – wspomina Julia. Podobnie było podczas rodzinnych uroczystości i jeszcze paru innych okazji. Julia dziś jest dorosła i wie, że jej rodzice są wysoko funkcjonującymi alkoholikami, ale wtedy nikt tak tego nie postrzegał. Raczej jak rzeczywistość, która dotyczy niemal całego społeczeństwa.

Wielokrotnie byłam przerażona. Czułam, że w domu to ja jestem tą odpowiedzialną osobą i powinnam zająć się rodzicem, który jest w takim stanie – opowiada Julia. Tak zresztą też sytuację przedstawiali jej matka i ojciec i taki obraz w niej zakorzenili. – Odkąd pamiętam, czułam się, jakbym urodziła się wybrakowana. Byłam pewna, że to ze mną jest jakiś problem – wspomina. Dlatego uważała także, że we wszystkim, co robi, powinna być najlepsza. – Każdą rzecz, którą zaczynałam, szybko kończyłam. Idąc na przykład na pierwszą w życiu lekcję nauki gry na gitarze, byłam przekonana, że muszę grać świetnie, najlepiej. Presja była tak ogromna, że nie byłam w stanie niczego doprowadzić do końca. A rodzice dbali o to, żeby przypominać mi, że szybko rezygnuję – mówi.

Jej przekonania na swój temat kładły się cieniem na relacjach, które budowała. Za każdym razem, kiedy Julia poznawała nową osobę, czuła, że ta jej nie zaakceptuje. – Bo przecież nie jestem wystarczająca – zauważa. Wiele zmieniło się, kiedy poznała swojego męża. On również dorastał w dysfunkcyjnej rodzinie. – Dopiero gdy rozmawialiśmy o doświadczeniach z domów rodzinnych, zaczęłam dostrzegać różne dysfunkcje, które panowały w mojej rodzinie. Zauważyłem je też, kiedy urodziło mi się dziecko. W moim macierzyństwie pojawiały się schematy z domu. To było i jest strasznie trudne. Świadomie w życiu bym ich nie powtórzyła, ale to, że widziałam podobieństwa między mną a rodzicami, sprawiało, że byłam przerażona – opowiada Julia.

Półtora roku temu Julia postawiła rodzicom ultimatum. – Powiedziałam im, że jeżeli wspólnie czegoś z tym nie zrobimy, nie będę utrzymywała z nimi kontaktu – mówi. Zgodzili się pójść na terapię rodzinną. Po pierwszym spotkaniu specjalista powiedział, że w rodzinie występuje problem z alkoholem. – Psycholog powiedział, że to ja byłam pokrzywdzona. Po raz pierwszy zobaczyłam, że sytuacja naszej rodziny to nie moja wina – opowiada Julia, która od tamtej pory chodzi na terapię indywidualną. Rodzice po dwóch spotkaniach zrezygnowali z terapii rodzinnej. Nie chcieli wprowadzić żadnej zmiany, dlatego Julia urwała z nimi kontakt. – Proces terapeutyczny jest tak trudny i długi, że zdaję sobie sprawę, że jeszcze dużo pracy przede mną – mówi Julia i dodaje: – Czasami zastanawiam się, które zachowanie jest normalne, właściwe. Czy to, w którym czuję się niewystarczająca, czy to, kiedy jestem akceptowana? Czuję się po prostu zagubiona.

Kiedy dorastasz w rodzinie dysfunkcyjnej, już zawsze będziesz mieć pod górkę

Rodzina jest podstawową grupą społeczną, która nas kształtuje. To, czego w niej doświadczamy, ma ogromne znaczenie i przenosi się na życie: codzienne funkcjonowanie, budowanie relacji w przyszłości czy radzenie sobie w różnych, również trudnych sytuacjach – tłumaczy psycholożka Marta Drinčić. To, co przeżywamy w domu rodzinnym, wpływa na całe życie. – Dzieci przede wszystkim potrzebują miłości, uważności na ich emocje i potrzeby oraz poczucia bezpieczeństwa. Sytuacja, w której rodzice nie są w stanie lub nie potrafią im tego zapewnić, wprowadzając tym samym dużo chaosu i brak stabilizacji w ich życie, sprawia, że dzieci zaczynają radzić sobie, jak potrafią – mówi psycholożka i wyjaśnia, że niektóre z nich będą stosowały strategie unikowe, czyli na przykład ucieczkę w świat fantazji, książek, gier. Inne będą korzystały ze wsparcia społecznego, a więc osób, do których mają zaufanie.

– W dysfunkcyjnych rodzinach bardzo częstym zjawiskiem jest także parentyfikacja, czyli zamiana ról pomiędzy dzieckiem a rodzicem. W takiej sytuacji dziecko zaczyna odgrywać rolę partnera lub opiekuna swoich rodziców czy rodzeństwa. Wykazuje się ogromną odpowiedzialnością za innych – dodaje psycholożka.

Brak dojrzałości emocjonalnej rodziców, zachowania przemocowe, uzależnienia, zakłamywanie rzeczywistości, angażowanie dziecka w konflikty między dorosłymi, wygórowane oczekiwania, nieustanne krytykowanie czy nieracjonalne wymagania to tylko część trudności, z jakimi mierzą się ci, którzy żyją w rodzinach dysfunkcyjnych. – Dzieci dorastające w takim środowisku latami mierzą się z brakiem wsparcia i zrozumienia, nie doświadczają bliskości i zaangażowania w relacje – zauważa Marta Drinčić i tłumaczy, że to wszystko wpływa na ich poczucie własnej wartości. – U dzieci, nastolatków czy osób wkraczających w dorosłość mogą tworzyć się przekonania, że nie są warci miłości, nic nie znaczą, nikt ich nie pokocha. Te myśli często będą towarzyszyły im w dorosłym życiu – wyjaśnia psycholożka. – Osoby z dysfunkcyjnych rodzin powielają znany im schemat, bo innego nie znają. Nie stawiają granic, mają problemy w relacjach. Z drugiej strony, doświadczenia, które nabyli, uświadomiły im, że nie chcą żyć w ten sposób. Jedni z nich będą potrafili inaczej, inni mimo szczerych chęci niekoniecznie poradzą sobie z tym samodzielnie – tłumaczy Marta Drinčić.

– Często osoby z rodzin dysfunkcyjnych mają trudność w wyznaczeniu granicy, co jest akceptowalne, a co już nie. To naturalnewyjaśnia psycholożka. – Ważnym aspektem jest budowanie samoświadomości, poznawanie siebie, nauczenie się bycia uważnym na bieżąco na swoje emocje i potrzeby czy sztuka komunikacji z poszanowaniem innych. Terapia zaś pozwoli przyjrzeć się temu, czego doświadczyliśmy, uświadomić sobie m.in. mechanizmy, które były stosowane, zrozumieć je, przepracować. Trudne doświadczenia z perspektywy czasu nierzadko stanowią nasz zasób. Świadomość tego, że poradziliśmy sobie, jesteśmy dziś tym, kim jesteśmy, może być bardzo budująca. Może być też źródłem inspiracji dla innych – zauważa Marta Drinčić.

Dzięki terapii już nie powielam schematów z rodziny dysfunkcyjnej

Asi przez lata towarzyszył wstyd. – W dzieciństwie chodziłam do szkoły takimi ścieżkami, żeby omijać miejsca, gdzie może być mój tata. W rodzinie ukrywało się jego problem alkoholowy. Mama tworzyła ułudę, że wszystko w naszym domu jest okej, starała się, jak mogła. Ale trudno to wszystko ukryć, kiedy ojciec leży pijany pod szkołą – opowiada Asia.

– W domu, jak każde dziecko alkoholika, miałam role, w których sprawdzałam się wyśmienicie. „Maskotka” i „ratownik” to dwie, które przyszło mi grać – kontynuuje Asia. – Mam sporo starszą siostrę. Ona była jedynym elementem hamującym mojego tatę przed ciągami alkoholowymi. Niestety, kiedy siostra wyjeżdżała na długie miesiące na studia, ja wchodziłam w znienawidzoną rolę „ratownika”. Czułam się odpowiedzialna za rodzinę i zrobiłabym wszystko, żeby ją ocalić. Kiedy siostra wracała, i ja wracałam do swojej podstawowej roli „maskotki”, próbowałam żartami załagodzić każdą negatywną sytuację – wspomina.

Asia wcześnie poszła do pracy, żeby zarobić na długi, które zrobił jej tata. – Musiałam bardzo szybko dorosnąć. A wśród rówieśników czułam się inna i nierozumiana – mówi. Chciała wyprowadzić się z rodzinnego miasta. Uciec, uwolnić się. Wciąż nie była pełnoletnia i jej mama nie wyraziła na to zgody. – Do śmierci ojca musiałam tkwić w domu i obserwować, jak się stacza.

Codzienność Asi to stany lękowe, a w parze z nimi szły epizody depresyjne i myśli samobójcze. Była pewna, że nie poradzi sobie z sytuacją. Mimo że chodziła na terapię, wciąż tkwiła w toksycznym środowisku. A to nie pozwalało jej uporać się z problemami, które tylko się piętrzyły.

Tworzyłam toksyczne związki. Byłam przyzwyczajona do wstydu, strachu, tajemnic i braku decyzyjności we własnym życiu. Nie potrafiłam tego przerwać. Kiedy zrozumiałam, że moje życie to schemat, w którym zmieniają się tylko twarze, ale cierpienie jest cały czas to samo, to zdecydowałam się na radykalne wybaczenie – głównie sobie. Pomogła mi w tym terapia. Nie wystarczyła jedna wizyta u psychologa, to było wiele lat ciężkiej pracy nad sobą, aby nie powielać schematów, które mogą wrócić w każdej chwili – wyznaje.

Zeszły rok był dla Asi przełomowy. – Organizm dawał znać, że muszę o siebie zadbać. Stany lękowe powodowały ogromny, paraliżujący wręcz ból mięśni, który uniemożliwiał wstawanie z łóżka – wspomina. Postanowiła kategorycznie odciąć się od swojej przeszłości. Zmieniła pracę i nazwisko. – Stwierdziłam, że chcę iść dalej i muszę podjąć decyzję z pozycji miłości do siebie, a nie strachu przed tym, co będzie – opowiada. I chociaż powroty do rodzinnej miejscowości wciąż są bardzo trudne, Asia uzyskała swoją upragnioną normalność: – Odzyskałam kontrolę. 15 lat po śmierci ojca. Jestem na etapie, że wiem, co robię. Że wszystkie decyzje, które podejmuję, są moje. Nie chcę brać odpowiedzialności za cudze problemy. Czuję się wolna. Pierwszy raz w życiu nie czuję paraliżującego strachu.

Anna Korytowska
Proszę czekać..
Zamknij