Znaleziono 0 artykułów
09.04.2023

Bilet w jedną stronę: Nawet gdy jest ciężko, nie żałuję

09.04.2023
Paulina Plizga w Asturii / Archiwum prywatne

Aby coś zmienić w swoim życiu, jedni potrzebują impulsów, podpowiedzi. Inni decydującego wydarzenia, uświadamiającego konieczność zmiany, kropli, która przeleje czarę goryczy. Jeszcze inni szczęśliwego splotu wydarzeń. Paulina wybrała bilety w jedną stronę. Kierunek: Hiszpania. – Nie zawsze jest łatwo, ale ani przez chwilę nie miałam wątpliwości, czy była to dobra decyzja – mówi.

Kiedy łączę się z Pauliną, na ekranie widzę opaloną, uśmiechniętą kobietę siedzącą na ogromnym zacienionym tarasie. Przez chwilę zastanawiam się, czy widoki za nią nie są jednym z efektów aplikacji. Skąpane w słońcu ceglaste dachy domów, zalesione zbocza gór. Tło wydaje mi się wręcz abstrakcyjne w porównaniu z moim widokiem z okna – kwietniowym śniegiem. Mamy rozmawiać o tym, co skłoniło ją do radykalnej zmiany w życiu, porzucenia pracy i szukania szczęścia w innym kraju. Już po chwili odpowiedź nasuwa się sama.

Rzuć wszystko i wyjedź z tego kraju

Paulina w mieszkaniu w Chullila ( Fot. Archiwum prywatne)

Paulina zawsze wiedziała, że chce wyjechać z Polski. Urodziła się i wychowała w Warszawie, w każdy weekend starała się uciekać z miasta do natury, co budowało w niej poczucie, że nie chce spędzić całego życia w metropolii. W Warszawie studiowała i znalazła pracę jako graficzka i ilustratorka. Ostatnie lata spędziła w jednej z największych firm medialnych w Polsce. Pandemia uświadomiła jej, jak i wielu osobom na całym świecie, że wykonywanie swojego zawodu nie musi wiązać się na stałe z miejscem pracy. Z chłopakiem, który jest back-end developerem, poznała się w pandemii podczas wyjazdu wspinaczkowego w Hiszpanii. On pracował zdalnie w Kopenhadze, ona w Warszawie. Stwierdziłam, że to jest ostatni moment, żeby spróbować. Poczułam jakąś siłę, uwierzyłam, że tak wielka zmiana w życiu jest możliwa i podjęłam decyzję. Zawsze planowałam, że wyjadę sama, ale akurat poznałam mojego partnera i nasze plany życiowe w naturalny sposób się połączyły, było to dodatkowym motorem napędowym.

Szukanie swojego miejsca

Zmiana w życiu Pauliny zaczęła się ostrym cięciem – po pięciu latach rzuciła bezpieczną posadę i spakowała walizki. Najpierw wyjechali na wakacje do Ameryki Południowej, gdzie spędzili miesiąc. Stamtąd przenieśli się do Hiszpanii, która nie była dla Pauliny przypadkowym wyborem. W jej życiu pojawiała się wielokrotnie. To właśnie tam na wyjeździe wspinaczkowym w miasteczku Chulilla poznała swojego obecnego partnera Julka. Dlaczego zdecydowali, że Hiszpania będzie najlepszym miejscem do rozpoczęcia nowego życia?

Zawsze chciałam wyjechać gdzieś, gdzie jest cieplej niż w Polsce. Hiszpania po prostu jest dosyć przyjemnym miejscem do życia i do wspinania się – opowiada mi Paulina. – Wspinaczka jest naszą pasją, a tutaj mamy nieograniczone możliwości korzystania z miejsc idealnych do uprawiania tego sportu. Możesz mieszkać w mieście, takim jak Walencja nad morzem, a jechać w góry godzinę drogi dalej i spędzać wolny czas w sposób, na który nie mogłabyś pozwolić sobie w Polsce. Bliskość natury jest dla mnie czymś, co ogromnie sobie cenię i co było także wyznacznikiem, kiedy szukaliśmy miejsca do przeprowadzki. Poza tym dni tutaj są dłuższe, co również było powodem, dla którego chciałam się wyprowadzić. Czułam, że krótkie polskie dni zabierają mi życie.

Nie mieli sztywno ułożonego planu. Chcieli najpierw pojeździć po kraju, zanim osiądą gdzieś na dłużej. Latem mieszkali na północy, gdzie wówczas było nieco chłodniej. Zimę postanowili spędzić na południu, gdzie wówczas jest cieplej niż w reszcie kraju. Podczas naszego spotkania online Paulina spędza ostatnie dni w Chulilla. Potem w planach mają przeniesienie się na rok do położonej o 40 minut drogi Walencji. – Jestem już w momencie, że chciałabym zapuścić tutaj korzenie, dlatego uczymy się języka. Zdecydowaliśmy się przenieść do miasta, bo jednak pracując całymi dniami w domu, nie mamy za dużo możliwości poznawania ludzi, trudniej przeniknąć w swojego rodzaju tkankę miejską. Lokalsi w naszej miejscowości są niesamowicie mili, pomocni i uśmiechnięci. Ale zaczęło nam brakować miejskiego życia i rozrywek. A miasto bardziej sprzyja możliwościom spędzania czasu osobno, bo nie zawsze chcemy robić to samo, w tym samym momencie.

Kanion w Chullila (Fot. Archiwum prywatne)

Tuż po przyjeździe do Hiszpanii na dobre rozpoczęli szukanie pracy. Trzymali się kilku ustalonych przez siebie warunków: praca musi być w Europie, ma być całkowicie zdalna i płatna w euro. Partner Pauliny miał już doświadczenie pracy zdalnej, a jako programista bez problemu mógł znaleźć zatrudnienie niemal z dnia na dzień. Paulina dobrze wiedziała, że zwalniając się bez zabezpieczenia w postaci kolejnej pracy na horyzoncie, rzuca się na głęboką wodę. – Pierwsze miesiące poświęciłam na robienie portfolio, a potem zaczęłam składać CV. Udało mi się znaleźć pracę w start-upie z Doliny Krzemowej z siedzibą w Londynie, który tworzy zintegrowane ze sobą baterie do smartdomów zasilane energią słoneczną. Dla mnie jest to bardzo ważne, że pracuję w firmie, która walczy ze zmianami klimatycznymi. W umowie mam zaznaczone, że mogę pracować zdalnie na terenie Hiszpanii.

Paulina w Asturii / Archiwum prywatne

Widać, że Paulina jest zafascynowana Hiszpanią. Pytam, czy to chwilowe zauroczenie, czy już wie, że to jej miejsce na Ziemi, czy może tylko przystanek po drodze. – Zanim zdecydowaliśmy się na Hiszpanię, robiłam research, wpisując w wyszukiwarkę „Włochy, czy Hiszpania”. Na podstawie różnych głosów podjęłam decyzję o Hiszpanii – opowiada. – Mój chłopak jest trochę nienasycony, chciałby jeszcze spróbować szczęścia w Grecji, może Portugalii. Ale w praktyce nie jest to wcale takie łatwe. Musiałam ubiegać się o numer obcokrajowca, płacę tu podatki. Zmiana to za każdym razem mnóstwo administracyjnego zamieszania. Z jednej strony chciałabym już gdzieś osiąść, ale z drugiej jest tak wiele miejsc, gdzie może być jeszcze lepiej. Teraz wahaliśmy się między Walencją a Majorką. Zawsze chciałam wyjeżdżać z Polski, miałam apetyt na podróże, a teraz to w ogóle zniknęło, bo tyle jest tutaj do zobaczenia lokalnie, że wcale nie trzeba wyjeżdżać z kraju. Jestem otwarta, nie czuję presji, że muszę czegoś jeszcze spróbować, ale też nie mówię, że Hiszpania jest na zawsze.

Hiszpańskie zimy: Kiedy słońce zamarza

Chullila (Fot. Archiwum prywatne

Wiele osób decydując się na emigrację niezwiązaną ze swoją sytuacją ekonomiczną, wybiera Hiszpanię ze względu na liczbę słonecznych dni w roku. Podobnie było w przypadku Pauliny. Hiszpańskie słońce naprawdę pomaga, bo nie miałam ani razu tak zwanej sezonowej chandry ani obniżonego nastroju. Jedyne, co mnie naprawdę zaskoczyło dosyć nieprzyjemnie, to zimy. Hiszpanie budują nieizolowane i nieogrzewane domy, a zimą w nocy temperatura spada mocno odczuwalnie. Tak jest w dużych miastach i miasteczkach. Jeśli jest ogrzewanie, to zwykle elektryczne, co mocno wpływa na rachunki. Tymczasem Hiszpanie żyją, jakby była jedna pora roku. Zimą po prostu zakładają na siebie kilka swetrów i grzeją się w słońcu na ławkach przed domami.

Hiszpania to kraj kontrastów, nad którymi nie zastanawiamy się z polskiej perspektywy. – Martwimy się też trochę latem, bo w tej części kraju upały są hardcore’owe, już teraz jest 26 stopni – mówi Paulina. – W miarę dobrze znoszę upały, ale nigdy nie mieszkałam w kraju, w którym panuje temperatura 40 stopni przez trzy miesiące. W domu oczywiście będziemy mieć klimatyzację, nasze mieszkanie w Walencji będzie blisko plaży. To dla mnie spełnienie marzeń i nie wiedziałam, że kiedykolwiek może się to udać – dodaje.

Jak mówi Paulina, mimo polskiej inflacji w Hiszpanii koszty życia nadal są wyższe, jednak sprawa ma się już zupełnie inaczej, kiedy zarabia się w euro. – Kiedy robiłam research jeszcze rok temu, Walencja była o wiele tańsza – wyjaśnia Paulina. – W tej chwili fajne mieszkanie w Walencji oznacza w sumie ekwiwalent fajnego mieszkania w Warszawie. Wynika to z tego, że w trakcie i po pandemii ludzie zaczęli wyjeżdżać nawet na pół roku na pracę zdalną, co podniosło koszty wynajmu.

Ale, jak mówi, zdecydowanie tańsze niż w Polsce są w Hiszpanii świeże warzywa zimą

Po przeprowadzce: Niczego nie żałuję

Mam cały czas świadomość, że jestem tam, gdzie zawsze chciałam. Każdego dnia jestem bardzo wdzięczna, że nawet jeśli jest trudno, moje życiowe wybory doprowadziły mnie do miejsca, w którym jestem szczęśliwa – mówi mi Paulina.

Jej historia jest bez wątpienia szczęśliwą opowieścią o szukaniu i znalezieniu swojego miejsca na Ziemi. Jednak przeniesienie swojego życia do innego kraju, rzucenie pracy i szukanie nowej, mimo wspaniałych okoliczności natury, jest ogromnym przedsięwzięciem. Pytam ją o najtrudniejszy moment, który towarzyszył tym zmianom. – Bez wątpienia była to niepewność, która towarzyszyła mi na początku – przyznaje. Nie wiedziałam, czy to będą długie wakacje, bo żyłam z oszczędności, czy szybko znajdę pracę. Nie miałam pewności, czy to, co sobie wyśniłam, jest w ogóle realne. Trudna była także samotność, szczególnie że na początku byliśmy na północy Hiszpanii, gdzie nie ma tanich lotów, nikt nas nie odwiedzał i byliśmy w sumie cały czas we dwójkę. Oczywiście, poznawaliśmy ludzi, ale wiedzieliśmy, że przez pierwsze trzy miesiące chcemy się przemieszczać, co trochę wykluczało nawiązywanie bliższych znajomości.

Paulina w Peru (Fot. Archiwum prywatne)

Po niemal roku w Hiszpanii Paulina jest w zasadzie przekonana, że do Polski już raczej nie wróci na stałe. Czy jednak miała momenty, kiedy żałowała swojej decyzji o wyjeździe z kraju? – Bywało trudno, zwłaszcza w czasie szukania wymarzonej pracy. Trwało to ponad trzy miesiące, miałam średnio trzy rozmowy rekrutacyjne tygodniowo, przechodziłam kolejne etapy, wykonywałam zadania rekrutacyjne. Ani przez chwilę nie myślałam, że wyjazd był błędem, ale zastanawiałam się, czy nie będę musiała jakoś inaczej tego rozwiązać – przyznaje, żartując, że w znoszeniu tego typu trudów pomagało pełne słońce.

Z powagą dodaje, że tęskni za bliskimi. Poza rodziną i przyjaciółmi jest jeszcze kilka aspektów życia w Polsce, których brakuje jej w Hiszpanii. – Brakuje mi polskiego jedzenia. Jestem wegetarianką, kocham nowalijki, a kuchnia dla wegetarian niestety nie jest tutaj bogata. Jeśli się nie je owoców morza i mięsa, w Hiszpanii jest ciężko – przyznaje. 

Nostalgia Pauliny nie kończy się na jedzeniu. – Kocham polską wiosnę – te zapachy i ta zieleń, chłodne poranki i pierwsze mocniejsze słońce. To rzeczy, na które w Polsce zawsze czekałam i tego brakuje mi w Hiszpanii – dodaje Paulina.

Doskonale rozumiem jej tęsknotę. Mnie polskiej wiosny brakuje tak samo.

Ewelina Kołodziej
Proszę czekać..
Zamknij