Znaleziono 0 artykułów
19.06.2025

Dlaczego Sabrina Carpenter wywołała skandal okładką nowej płyty?

19.06.2025
Skandal wokół okładki płyty „Man’s Best Friend” Sabriny Carpenter (Fot. Getty Images)

Sabrina Carpenter nowy album „Man’s Best Friend” wyda 29 sierpnia 2025 roku. Okładka płyty, na której gwiazda klęczy przed mężczyzną, już zdążyła wzbudzić kontrowersje. Czy słusznie? A może każda kobieta ma prawo opowiadać otwarcie o swojej seksualności, wchodzić w różne role i bawić się stereotypami na temat płci. 

Sabrina Carpenter zapytana o to, czy piosenka „Manchild” (w międzyczasie singiel zadebiutował na pierwszym miejscu amerykańskiej listy przebojów) promująca nowy album „Man’s Best Friend” opowiada o jej byłym, Barrym Keoghanie, odparowała dziennikarzowi: – Nie, to o twoim tacie. Posługując się starym jak świat sucharem („Twój stary…”, „a twoja stara…”), wytrąciła rozmówcy broń z ręki. Nie mógł już dalej dopytywać o burzliwy związek gwiazdy z irlandzkim aktorem, który zasłynął w „Saltburn”, a potem wystąpił w teledysku do jej hitu „Please, please, please” (po zerwaniu nagrała inny klip do tego utworu z udziałem swojej idolki, Dolly Parton). Zamknęła też usta fanom, spragnionym plotek o okolicznościach rozstania. Jednocześnie podkreśliła, że nic nikomu do tego, z kim się spotyka i kogo porzuca. Ale to jeszcze nie wszystko. Jej prowokująca riposta wpisywała się pieczołowicie w kreowany wizerunek rozerotyzowanej flirciary, która nie zatrzyma się przed niczym, by zdobyć faceta, łącznie z czyimś tatą. Carpenter tym samym w lapidarny sposób podsumowała też przesłanie „Manchild”. Cóż, każdego mężczyznę – no, prawie każdego – można tym mianem określić. Duże dziecko, wieczny chłopiec, Piotruś Pan. 

Konsekwentnie budowany wizerunek skandalistki

W „Espresso”, hicie lata 2024 roku, Sabrina przedstawiała się jako łakomy kąsek, gorąca jak espresso, rozpalała mężczyzn do czerwoności. Tym razem role ulegają odwróceniu. To Carpenter traci głowę dla kolejnych niedojrzałych mężczyzn. W teledysku utrzymanym w klimacie kina drogi na miarę „Thelmy i Louise” zostawia jednego za sobą tylko po to, by zainteresować się kolejnym. Całkiem dosłownie, przesiada się z kabrioletu na motor, a z motoru do autobusu, by kontynuować podróż u boku kolejnego nierokującego na przyszłość partnera. W tle pobrzmiewają wersy przeboju stylizowanego na country (za produkcję odpowiada Jack Antonoff, stały współpracownik Taylor Swift). „I like my men all incompetent”, przyznaje Sabrina, przysięgając, że to oni – ci wszyscy źle ubrani, toksyczni, niezaradni nieudacznicy – wybierają ją, a nie ona ich. A ona? No cóż, ją to zwyczajnie kręci. „Why so sexy if so dumb?”, pyta retorycznie. Ale żeby nie było wątpliwości, na tym polu żaden „manchild” też nie dowozi („Did you just say you're finished? Didn't know we started”).

Sabrina Carpenter bez przerwy wyśmiewa się z mężczyzn, a jednocześnie pragnie czerpać przyjemność z relacji z nimi. W „Please please please” błagała, by jej złe przeczucia na temat chłopaka się nie sprawdziły (spoiler alert: jeśli chodziło o Keoghana, intuicja okazała się słuszna), w „Taste” wzywała do tablicy wiarołomnego kochanka, w „Juno” przedstawiała się jako dziewczyna tak napalona, że chętnie zaciążyłaby z facetem jak tytułowa Juno z filmu z 2007 roku. Erotyczna spowiedź stała się jej znakiem rozpoznawczym, podobnie jak sugestywne ruchy na scenie. Jej choreografia do „Juno” oburzyła konserwatystów, którzy bili na alarm. W końcu na koncerty idolki chodzą także dzieci. A Carpenter wraz z tancerzami wyginała ciało, by ich sylwetki przypominały układ z pozycji seksualnej znanej jako wieża Eiffla. 

Czy na okładce nowej płyty Sabrina przyzwala na uprzedmiotowienie?

W gotowości na nowe doznania wydaje się być także na zdjęciu okładkowym z płyty „Man’s Best Friend” („Chciałabym, żebym stała się też twoim najlepszym przyjacielem”, napisała, nawiązując do tytułu). Sabrina ubrana w małą czarną, rajstopy i szpilki klęczy przed pozbawionym twarzy mężczyzną. Blond włosy, wyrazisty makijaż oczu, czerwone usta – wokalistka jak zwykle wygląda jak stereotypowa seksbomba w typie Anny Nicole Smith, Madonny czy Marilyn Monroe. Niewidoczny partner ciągnie ją za włosy. Jego gest wydaje się władczy, jej – poddańczy. 

Zdjęcie wywołało oburzenie. Uznano, że Sabrina cofnęła dokonania feminizmu o dekadę. Twierdzono, że spełnia najgorsze patriarchalne marzenia o zniewolonych kobietach. Zarzucano jej, że czyniąc z siebie obiekt seksualny, przyzwala na uprzedmiotowienie. Wobec rozkręcającej się na dobre kultury inceli, prawicy zdobywającej władzę, ograniczania praw kobiet, lekkie podejście do kwestii równouprawnienia wydaje się szkodliwe.

Sabrina jak zwykle ma na wszystko odpowiedź. To nie żaden manifest antyfeminizmu, tylko ironiczne przedstawienie fantazji seksualnych z naciskiem na „fantazje”. A te – przy założeniu, że mamy do czynienia z dwojgiem dorosłych ludzi godzących się na formę łączącej ich relacji – nie podlegają ocenie w kategoriach siły i słabości, zniewolenia i wolności, poddaństwa i władzy. Dla Sabriny zresztą pokazywanie siły czy też odkrywanie w sobie słabości najlepiej o sile świadczy. 

 

 

Poza wszystkim, artystka wyjątkowo sprawnie żongluje popkulturowymi kliszami. Począwszy od hiperseksualnego wizerunku przez osobiste (a w każdym razie utrzymane w konwencji autofikcji) teksty po zmysłowe ruchy. Carpenter całą sobą krzyczy, że kobieta ma prawo do takiej ekspresji swojej seksualności, w jakiej odnajduje się najlepiej. Przy okazji wiele z jej performance’ów, bo za takowe należy uznać klipy czy koncerty, ironizuje na temat wizerunku kobiet kreowanego przez mężczyzn (w tym odwiecznej dychotomii dziwki i Madonny czy z nowszych tendencji, trad wives). 

Śpiewam nie tylko o seksie, ale hitami stają się właśnie te piosenki. To wy macie obsesję na punkcie seksu, a nie ja – mówiła Carpenter w wywiadzie dla „Rolling Stone”, a fance, która zapytała, czy „ma jakąś osobowość poza seksualnością”, odpisała: „tak, i to jaką”. 

Wielu poważnych komentatorów, zazwyczaj zajętych raczej polityką niż popem, zwróciło uwagę na zdjęcie Carpenter. Ewidentnie poruszyło czułą strunę, wywołując dyskusję o tym, czy można śmiać się ze stereotypowych ról genderowych, podczas gdy wielu zależy na tym, żeby je umacniać. Czy można za emancypacyjne uznawać zachowanie utwierdzające niektórych w przekonaniu o podległości kobiet wobec mężczyzn? Kampowa, autoironiczna, subwersywna – nawet ci, którzy postrzegają wizerunek Carpenter w ten sposób, uznają, że dziś takiej gwiazdy nie potrzebujemy. Tyle że Sabrina nie pcha się na sztandary, nie staje na czele feministycznych marszów, nie wznieca rewolucji. Czy to jej odpowiedzialność? Raczej nie. Czy powinna być? Być może. Czasy „Girls Just Want To Have Fun” mogą niedługo bezpowrotnie minąć. 

Anna Konieczyńska
  1. Styl życia
  2. Społeczeństwo
  3. Dlaczego Sabrina Carpenter wywołała skandal okładką nowej płyty?
Proszę czekać..
Zamknij