Znaleziono 0 artykułów
23.05.2023
Artykuł partnerski

Francuski bostock, lubelski przysmak i szparagi, czyli ulubione dania pod drzwiami

23.05.2023
Fot. Materiały prasowe

Czy byłam głodna? Czy ciągle jadłam to samo? Czy było smacznie? Czy dania wyglądały tak, jak na zdjęciach? Czy rzeczywiście się nie powtarzały? I w końcu: Czy naprawdę warto w niego zainwestować? Testuję catering dietetyczny Nice To Fit You, który obiecuje najwyższą jakość produktów. Jestem surową jurorką, a oto mój werdykt.

Ze znalezieniem idealnego cateringu dietetycznego jest jak z kupnem dobrego biustonosza – trudno nie dać się skusić koronkom, które później tylko drapią i uwierają, a do tego trafić z właściwym rozmiarem, choć doskonale zna się swoje potrzeby. „Na pudełkach” – jak potocznie mówi się o cateringu dietetycznym – byłam w swoim życiu dwa razy. Rezygnowałam rozczarowana. Za pierwszym razem po prostu niesmacznymi posiłkami i brakiem pomysłu firmy, co można zrobić, jeśli nie wolno w daniach użyć kurczaka. Dziś wiem, że tamten catering był też bardzo słabej jakości, bo zamiast świeżych warzyw do każdego posiłku były dodawane te konserwowe. Kolejny był z tych, co to „gotuje szef kuchni” – tak autorski, że aż za bardzo. Mój żołądek źle znosił wymyślne dania z egzotycznych składników, trudno było mi też je podgrzewać (nie wiedziałam, które części dania powinny być na ciepło, a które na zimno) i czasem brakowało mi „czegoś zwykłego”, co przygotowałabym sobie sama. Do testu cateringu z Nice To Fit You podchodziłam więc ze sporym dystansem.

Fot. Materiały prasowe

Nice to meet you, cateringu Nice To Fit You

Początek przygody to seria zaskoczeń – przetestowałam rzeczy, których nie miałam nawet w planach, np. obsługę klienta i spryt kuriera, ale o tym za chwilę. Po zalogowaniu się do panelu klienta na stronie ntfy.pl pomyślałam: „Najgorzej! Jestem najbardziej niezdecydowaną osobą, a tu trzeba tyle wybierać!”. Oczywiście konfiguracja diety zajęła mi jakieś osiem minut, ale zdążyłam już ponarzekać. Cała ja.

Pierwszy krok to wybór kaloryczności i do jej obliczenia skorzystałam z bardzo rozbudowanego kalkulatora. Znalazło się w nim nie tylko pytanie o cel (zbudowanie masy mięśniowej), lecz także tryb życia (lekko ćwiczę, ciągle siedzę). Wyszło ok. 1750 kalorii (po teście wiem, że celowałabym w 2000 – żeby mieć większe zupy albo desery). Od razu przeszłam do zakładki Flexi, w której można wybrać nie tylko liczbę posiłków, lecz również ich kaloryczność. I to był dla mnie pierwszy game changer.

Fot. Materiały prasowe

Znam osoby (mieszkam z taką pod jednym dachem), które nie jedzą nic do południa, ale wieczorem urządzają sobie kulinarny festiwal. Ja mam dokładnie na odwrót, największe zapotrzebowanie energetyczne mam do godziny 13, dlatego właśnie śniadanie i obiad ustawiłam na rozmiar L (pomaga rozmiarówka jak w sklepie z ubraniami), czyli ok. 500 kcal. Nie ma dla mnie nic gorszego niż skromne śniadanie, mam wrażenie, że taki słaby start spowalnia mnie na cały dzień. Do tego drugie śniadanie i podwieczorek S (ok. 150 kcal) i kolacja – czasem lubię dołączyć do tego wieczornego festiwalu jedzenia – w rozmiarze M. Przez chwilę wahałam się, czy nie zrezygnować z podwieczorku na rzecz większej kolacji, którą i tak jem dosyć wcześnie jak na to, jak późno chodzę spać, ale ostatecznie go zostawiłam.

Następnie wybrałam najwyższy pakiet Super 45, w którym można codziennie wybierać 45 dań z11 różnych diet, a jako domyślną Smart Wege. Następnie przyszło do zaznaczenia dni w kalendarzu – i tu kolejna niespodzianka. To był czas przed długim majowym weekendem, a mimo to nie było problemu, żebym mogła zamówić catering na dni wolne, tak samo jak na weekendy (wtedy jedzenie na dwa dni przychodzi w sobotę). Nie mam pojęcia, skąd pomysł, że osoby, które decydują się nie gotować od poniedziałku do piątku, chciałyby to robić w weekend. Dietę zamówiłam jednak na wybrane dni w tygodniu, podałam adres (bez tajemnej instrukcji, jak poradzić sobie z wiecznie zepsutym domofonem), bardzo dokładną ostateczną godzinę dostawy (do 8 rano, a w praktyce odbierałam je z wycieraczki od 1 w nocy, czyli zanim poszłam spać) i wtedy… padła mi bateria w komputerze. Zanim go podłączyłam i naładowałam, strona wygasła, więc szybko przeklikałam wszystko jeszcze raz, ale niestety w pośpiechu zapominam ustawić wersji wege, o czym zorientowałam się po dokonaniu zamówienia. Ponieważ na zmianę dań w aplikacji miałam jeszcze godzinę, po prostu ręcznie wybrałam dania bezmięsne. Bez większych nadziei napisałam jednak do obsługi klienta z pytaniem, czy można jakoś to zmienić.

Firma odpowiedziała bardzo szybko i o ile na następny dzień musiało już zostać tak, jak jest, to na kolejne dni obsługa anulowała moje zamówienie, a wydaną kwotę zwróciła mi do skarbonki, więc mogłam wypełnić formularz ponownie, tym razem poprawnie. Przy tej okazji zauważyłam opcję „dokup posiłek” – dodatkowe dowolne danie z listy w preferowanym rozmiarze. Ponieważ jeden z dni testów miałam zamiar spędzić na home office, wykazałam się dobrym sercem i zamówiłam dodatkowy posiłek dla mojego partnera, żebyśmy mogli zjeść tego dnia obiad razem.

Fot. Materiały prasowe

Wegetariańskie pułapki

W aplikację mobilną Nice To Fit You wkręciłam się co najmniej tak, jak w Instagram. Oglądałam pięknie sfotografowane dania z bardzo dokładnym opisem oraz przyznanymi przez użytkowników gwiazdkami za smak (na początku postanowiłam, że nie będę zamawiać dań poniżej średniej 4,5, ale potem przypomniałam sobie, że to trochę jak sugerowanie się opiniami na forum portalu filmowego przed wyborem produkcji w kinie – nie ma to żadnego sensu, gust gustowi nierówny, podobnie jest z kubkami smakowymi). Nie mogłam się zdecydować (pisałam już, że jestem najbardziej niezdecydowaną osobą?), więc kilka razy od nowa układałam dzień.

Własnoręczne komponowanie menu to spora frajda, ale ma też większy sens. Przede wszystkim pozwala uniknąć powtarzania się smaków w daniach. Na swoich pierwszych w życiu „pudełkach” z innej firmy z dietą „wege + fish” miałam kilka dni posiłków z rybami, od których mogło się robić słabo nawet największym ich fanom – na śniadanie pasta z makreli, na obiad pieczony łosoś, a na kolacje sałatka nicejska z tuńczykiem. Obłęd. Poza uniknięciem takich „przygód” personalizacja posiłków pozwala zjeść nam to, na co naprawdę tego dnia mamy ochotę. Bo czasem miło jest zjeść paneer masala, ale czasem człowiek po prostu marzy o tradycyjnych ziemniaczkach, mizerii i kotleciku (np. jaglanym).

Francuski bostock i lubelski przysmak

W Nice To Fit You króluje kuchnia świata. Sporo jest dań indyjskich, ale można trafić też na lokalne przysmaki. Jakie było moje zdziwienie, gdy w opcji „Podwieczorek” (bardzo mocna pozycja) znalazłam lubelskiego cebularza – nic nie napawa dumą rodowitej lublinianki tak jak placek z cebulą. Natomiast w opcji śniadaniowej pojawił się mój ulubiony francuski bostock, który w Warszawie udaje mi się czasem kupić tylko w jednej piekarni (na szczęście blisko redakcji).

Fot. Materiały prasowe

Co jadłam pysznego? Oprócz świetnych podwieczorków i kolacji genialnej jakości są desery. Często w wersji keto, jak np. serniczek keto. Można połączyć przyjemne z pożytecznym. Absolutnym hitem są jaglanki, owsianki, ryżanki i wszystkie inne odmiany śniadania tego typu. Raz towarzyszyły im owoce tropikalne, a raz rabarbar. Świetne sałaty z sezonowymi warzywami (teraz królowały szparagi) i dużo świeżych warzyw. Osobiste podziękowania płyną ode mnie za ogromną porcję drobno pokrojonych ogórków małosolnych. Po daniach można spokojnie poznać, jaką mamy właśnie porę roku, a o to chodzi w mądrze skomponowanej diecie – by jeść zgodnie z tym, co daje w danym czasie natura.

Co bym ulepszyła?

Pewnie tak jak większość osób żyjących w miarę świadomie przez cały okres testu zżerały mnie wyrzuty sumienia z powodu ilości produkowanego przeze mnie plastiku. I o ile przy obiedzie i tak odpadów było mniej, niż gdybym chciała go zrobić sama, to już przekąski w postaci jednej małej tartaletki zapakowanej w pudełko i folię łamały mi serce. Nice To Fit You deklaruje, że ich najnowsze opakowania są lżejsze, a papierowe torby są eko. Wiem, że na ten moment nie ma lepszego rozwiązania, bo tekturowe tacki rozmakają, a szkło jest bardzo ciężkie, więc to opcja tylko dla osób, które jedzą w domu, a ja do pracy zabieram jeszcze komputer i jadę do niej z dwiema przesiadkami. Mam nadzieję, że biodegradowalne i wytrzymałe, a przy tym lekkie opakowania z biomasy (wyprodukowanej z grzybów) staną się na tyle powszechne, że i koszt ich produkcji będzie akceptowalny.

Fot. Materiały prasowe

Komu poleciłabym Nice To Fit You?

Przede wszystkim rozczarowanym, którzy postawili już krzyżyk na dietach pudełkowych. Tej naprawdę warto dać szansę. Nie gwarantuję 100 proc. miłości, bo każdy ma inne kubki smakowe, potrzeby i wymagania (choć tutaj wydaje mi się, że jestem na czele stawki, przynajmniej tak twierdzi mój partner), ale na pewno biorę odpowiedzialność za poczucie satysfakcji – user experience w Nice To Fit You oceniam na 10/10, obiecane w nazwie „dopasowanie” dowiezione. Dosłownie pod drzwi.

Agnieszka Zygmunt
Proszę czekać..
Zamknij