Znaleziono 0 artykułów
31.03.2023

„Vogue Polska” x BMW Art Academy: Radykalny performens

31.03.2023
Performens Mariny Abramovic Artystka obecna (Fot. Getty Images)

Skacząc pomiędzy lekturami, udało mi się wreszcie doczytać wspomnienia Ai Weiweia, „Tysiąc lat radości i trosk”. Książka jednego z najpopularniejszych artystów świata, a z pewnością najgłośniejszego buntownika we współczesnym art worldzie, jest na tyle ciekawa, że poleciłbym ją nawet tym, których na co dzień nie interesują biografie artystów. W pakiecie z życiorysem Weiweia dostajemy bowiem fenomenalną opowieść o historii ostatniego wieku Chin. Artysta został zmuszony swój rodzinny kraj opuścić.

Graniczne eksperymenty

Weiwei na artystycznej emigracji trafił do Nowego Jorku, gdzie przez rok dzielił mieszkanie z innym artystą z Azji Tehchingiem Hsieh, który performens przeobraził w coś większego niż sztukę. Weiwei wspomina, jak poznał Hsieha. W 1983 roku szukał nowego lokum, a mieszkający już od dekady w Stanach Hsieh zaproponował mu współdzielenie mieszkania. Zamieszkali więc razem, z Hsiehiem i Lindą Montano, bo para postanowiła przez rok przywiązać się liną i robić wszystko wspólnie. W tym czasie Hsieh miał już za sobą inne radykalne działania, choćby „Cage Piece” czyli dzieło, w którym na rok zamknął się w klatce.

Hsieh nie był jedyny. Radykalny performens w latach 80. XX wieku miał się świetnie. W Wiedniu artyści tacy jak zmarły w zeszłym roku Hermann Nitsch eksperymentowali z bólem i granicami barier seksualnych, Marina Abramović, która wspomina Hsieha jak swojego mistrza, pozwoliła ludziom okaleczać swoje ciało albo mierzyć partnerowi z napiętego łuku w swoją stronę. Yoko Ono, związana z amerykańską awangardą artystyczną, pozwalała rozbierać się na scenie, co oczywiście wiązało się z naruszeniem jej integralności cielesnej.

Polscy radykałowie

W wydanej w 2004 roku przez galerię BWA w Bielsku-Białej książce „Artyści radykalni” Jerzego Truszkowskiego opisano kilkadziesiąt postaw artystów, którzy potrafili przekraczać granicę ciała w performansie. Działania Przemysława Kwieka, Zofii Kulik, Antoniego Szoski, Krzysztofa Zarębskiego odzwierciedlały to, co działo się w światowej sztuce. Wystarczy przypomnieć performens Zarębskiego „Sesja na Siennej”, podczas którego artysta jadł swoje włosy. Niedawno na wystawie w Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie przypomniano o Krzysztofie Niemczyku. Anka Ptaszkowska powiedziała, że potrafił wprowadzić w życie codzienne nonkonformizm, który na scenie uprawiał Tadeusz Kantor.

Jeszcze w latach 90. wydawało się, że taki rodzaj radykalnego performensu będzie miał kontynuację. Katarzyna Kozyra w przebraniu mężczyzny spędzała czas w męskiej łaźni, wystawiając się w najlepszym wypadku na śmieszność, a w najgorszym na fizyczny atak. Na wystawie „Kto napisze historię łez” pokazano performens Anny Janczyszyn-Jaros z początku lat 90., w którym artystka na czworaka, jak zwierzę, czołgała się ulicami Krakowa. Inna artystka dokumentowała jej działania.

Prawdziwa przemoc

Niestety, wraz z końcem lat 90., ten radykalny performens przycichł, a w ostatniej dekadzie, przynajmniej w Polsce, niemal zanikł. Czy w czasach radykalnej empatii nie ma miejsca na testowanie granic swojej cielesności? Wychodzenie poza strefę komfortu, które promują doradcy do spraw efektywności i produktywności, zupełnie nie interesuje artystów? A może chodzi o to, że w sytuacji skrajnej przemocy, choćby wojny w Ukrainie, nie potrzeba już symbolizować zagrożenia? Ono jest realne w wymiarze, którego nie mogliśmy doświadczyć od pokoleń.

Bezinteresowność działań

Odpowiadając na to pytanie, zastanowiłbym się najpierw z jakim performensem mamy dziś w Polsce do czynienia. Najbardziej wybijają się działania związane z choreografią, muzyką, tańcem i teatrem. Jednak korzystający z takich metod Alex Baczyński-Jenkins, czy Marta Ziółek rzadko testują granice własnych ciał. Ciało, jego tożsamość, płeć, pozycja społeczna są w ich sztuce opisane czy pokazane w sposób bardziej symboliczny lub teatralny. Performerka Jana Shostak angażująca performens w debatę polityczną, zwłaszcza w kontekście obrony praw więźniów politycznych w Białorusi, krzyczała publicznie przez minutę, co zbliża nas w rejony tego tradycyjnego performansu, ale wciąż daleko temu do działań Hsieha, czy Yoko Ono. W zasadzie jedynym performerem, który realnie testuje cielesne limity, jest dziś Jakub Gliński. Przypomniałem sobie o tym, gdy w marcu wybrałem się do niewielkiego klubu motocyklowego 2Koła w Warszawie. Podczas noizzowego koncertu Gliński, dziś kojarzony raczej z malarstwem, wkroczył do akcji. Artysta najpierw wśliznął się w przygotowaną wcześniej dziwaczną konstrukcję, a potem trząsł nią tak długo, aż ta rozpadła się, pozwalając artyście oswobodzić się i tarzać na zgliszczach tego, co z niej pozostało.

Gliński nie szuka usprawiedliwienia dla swoich działań. W swojej radykalności pozostaje bezinteresowny. Być może o tę bezinteresowność chodzi. Bezinteresownosć, która nie zmusza osób artystycznych do bycia w centrum debaty politycznej, ani do komentowania problemów społecznych. A to dziś przecież jedna z największych pokus dla sztuki, niezależnie od medium – od malarstwa, po literaturę.

Aleksander Hudzik
Proszę czekać..
Zamknij