Znaleziono 0 artykułów
11.01.2023

W obliczu porażki

11.01.2023
​Fot. Getty Images

– W drodze do sukcesu podobno przyjdzie nam się uporać z siedmioma niepowodzeniami. Dlatego warto wyciągać z nich wnioski i dać sobie prawo do przeżywania emocji – mówi psycholożka Magdalena Chorzewska i opowiada o tym, jak zdrowo doświadczać porażki, a także w którym momencie warto sięgnąć po pomoc terapeutyczną.

Czy możemy zdefiniować porażkę? 

Pewnie każdy z nas będzie miał inną definicję. Ewidentnie jednak porażka wiążę się z przeżywaniem bardzo podobnych emocji, czyli poczuciem lęku, wstydu, złości na to, że coś nam nie wyszło, poczuciem utraconej nadziei czy też żałoby po czymś, co nam uciekło sprzed nosa.

Fot. Getty Images

Z jednej strony mam wrażenie, że boimy się przyznać do porażki i zamiatamy ją pod dywan, na przykład gdy polska drużyna piłkarska przegra mecz, słyszymy: „Polacy, nic się nie stało”. Z drugiej bardzo często nadużywamy słowa „porażka” do określenia sytuacji, w której się znaleźliśmy. Wołamy: „To największa porażka mojego życia!”, „Ale porażka!”. Skąd ta ambiwalencja?

Kiedyś modnym słowem było „masakra”, które w ostatnim czasie zastąpiliśmy właśnie „porażką”. Słowa te mają na celu opisanie, że coś poszło nie tak, ale w rezultacie oznaczają wszystko i nic. „Porażka” nadużywana i wypowiadana na głos może doprowadzić, że zaczniemy w nią wierzyć i czuć się źle. Z tego względu zaprzestaniemy podejmowania kolejnych działań, bo będziemy się bać, że znowu nam coś nie wyjdzie, ktoś nas wyśmieje albo zobaczy, że na czymś nam naprawdę zależało.

Wspomniał pan o piłkarzach. Nasze podejście do ich przegranej to dobry przykład błędu atrybucji. Widzimy ich odpadnięcie z zawodów jako sytuację wywołaną nie z ich winy. Prawdopodobnie jednak mogli popełnić wiele błędów. Natomiast kibicie postrzegają przegraną jako przypadek, serię niefortunnych zdarzeń. Tłumaczą sobie ją na wiele sposobów. Tak zmniejszamy nasz dysonans poznawczy, czyli nie czujemy się tak źle, jak moglibyśmy się czuć, gdybyśmy uznali, że nasza drużyna była po prostu słaba (choć nie twierdzę, że tak naprawdę jest!). 

Czy możemy błąd atrybucji odwrócić? Myślimy, że porażka jest zależna od nas, a tak naprawdę wynika z czynników zewnętrznych? 

Tak, ale ani jedna, ani druga strategia nie jest dobra. Jeżeli za naszą porażkę będziemy obwiniać cały świat, nie wyciągniemy wniosków z konkretnej sytuacji. Następnym razem ponownie możemy nie uzyskać pożądanego efektu, bo popełnimy te same błędy. Z drugiej strony, jeżeli za wszystkie porażki będziemy winić siebie, również nie wpłynie to pozytywnie na kolejne próby osiągnięcia czegoś. Zawsze warto zatrzymać się i popatrzeć, co takiego się wydarzyło, co określam jako porażkę. Zapytać się: „Dlaczego mi to nie wyszło?”, „Co czuję w związku z tym?”, „Czego mnie ta sytuacja nauczyła?”. Jestem zwolenniczką, aby patrzeć na porażki jako na sygnał tego, że być może nie byliśmy na coś gotowi, może zabrakło nam kompetencji. Nikt nie powiedział, że nie możemy naprawić tego w przyszłości. 

​Fot. Getty Images

Chyba że zaniżamy własną wartość…

Nie pomaga też syndrom oszusta, czyli do końca nie mamy pewności, że jesteśmy dobrzy w tym, co robimy. W mojej branży wielu psychologów, zanim naprawdę doceni swoją pracę, będzie zastanawiało się, czy nie robi komuś krzywdy, czy może warto byłoby przejść większą liczbę kursów. Syndrom oszusta towarzyszy wielu osobom niezależnie od zawodu. Z jednej strony jest to normalne, bo należy być pokornym i się uczyć. Z drugiej zdarza się, że ktoś cały czas myśli, że nie jest dość dobry, pochwały płynące z zewnątrz są niezasłużone albo że zaraz wyda się, że to, co osiągnął, mu się nie należy. To bardzo męczące. Takie myślenie wytwarza ciągłe poczucie dyskomfortu, niepewności, lęku; tworzy napięcie, że za chwilę coś się wyłoży i ludzie poznają prawdę o mnie. 

W mojej praktyce zajmuję się terapią schematów. Jednym z nich jest schemat wadliwego, który odpowiada syndromowi oszusta. Osoby myślące o sobie jako o nie dość dobrych w danej dziedzinie obierają różne strategie radzenia sobie z tym. Niektóre osiągną pełen pułap i ze strachu przestaną się rozwijać. Inne robią wiele rzeczy, aby się zabezpieczyć – gdy coś nie wyjdzie na jednym polu, mają jeszcze inne do eksploatacji. Takim osobom podpowiadam, by usłyszały, co mówi ich wewnętrzny głos. Co czują, gdy inni chwalą ją za ich pracę? Warto też zobaczyć, jakie pojawiają się emocje, kiedy ktoś prawi nam te komplementy. Osoby podążające schematem wadliwego czy mające syndrom oszusta bardzo często nie potrafią przyjąć komplementu, bo nie jest to spójne z ich myśleniem o nich samych. Będą doszukiwać się kłamstwa, oszustwa.

A kiedy faktycznie poniosą porażkę, dostają potwierdzenie: „Miałem/miałam rację, jestem do niczego”.

Tak, mają poczucie, że świat się zawalił i już nigdy nic im się nie uda. To nie jest prawda. Nasze życie składa się z wielu obszarów. Jeżeli nie wychodzi nam jedna rzecz, nie oznacza, że wszystko jest skończone. Nie pozwalamy sobie na błąd, a przecież tylko ten, kto nic nie robi, nie ponosi porażki. W drodze do sukcesu podobno przyjdzie nam się uporać z siedmioma niepowodzeniami. Dlatego warto wyciągać z nich wnioski i dać sobie prawo do przeżywania emocji. Jeżeli na coś liczyliśmy, a tego nie otrzymaliśmy, będzie nam przykro. To normalne. Tym bardziej że najczęściej wyobrażamy sobie siebie w wymarzonym miejscu. Tymczasem między startem a metą może wydarzyć się wiele niekoniecznie pozytywnych dla nas rzeczy. 

​Fot. Getty Images

Czy w dobie chwalenia się idealnym ciałem, umiejętnościami i sukcesami w social mediach trudniej o akceptację siebie i swoich osiągnięć?

Oczywiście, szczególnie dla młodych osób, które porównują swoje życie z tymi widzianymi na Instagramie czy TikToku. Nie bez przyczyny obecnie wymarzonym zawodem jest influencer, bo jednoznacznie kojarzymy go z czymś atrakcyjnym, przynoszącym profity. Tymczasem media społecznościowe pozwalają na wykreowanie fałszywego obrazu i pokazywanie tylko tego, co przyjemne. Gdyby ludzie wrzucali treści o negatywnym zabarwieniu, platformy szybko by zniknęły. Kiedy niektóre osoby popatrzą na życie gwiazdy czy influencera, mogą uznać swoją „normalną” egzystencję za pasmo porażek. W tym wypadku warto trenować wdzięczność. Często w zalewie informacji czy masy ogromnych oczekiwań umyka nam wiele pozytywnych małych rzeczy, które sprawiają, że poczucie porażki zostanie zażegnane.

Obchodziliśmy już w Polsce Dzień Porażki, Amerykanie też mają swój odpowiednik. Czy takie mówienie innym o tym, co się nie udało, może być wspierające?

Na pewno we wspólnym nieszczęściu odnajdujemy społeczną wartość. Możemy sobie razem ponarzekać i mówić o tym, co nam nie wyszło. Prędzej też ludzie będą utożsamiać się z osobami, które mają mniej sukcesów na koncie, bo nie pojawia się element zazdrości. Niestety, mówienie o sukcesach łatwiej odbieramy jako przechwalanie się. Nie myślimy bowiem o wykonanej pracy. Rzeczy atrakcyjne, ładne klasyfikujemy jako coś, co przyszło innym z łatwością. Aby zachować równowagę, tak naprawdę powinniśmy zwracać uwagę zarówno na sukcesy, jak i porażki. Z obu możemy wyciągać wnioski. 

Jak zdrowo doświadczać porażek? 

Na początku, jak już wspomniałam, warto dokładnie przyjrzeć się temu, co się stało. Nazwać problem: nie dostałam pracy, rzuciła mnie partnerka, jest mi źle z jakiegoś powodu, wstydzę się, że stało się to i to. Wraz z narracją wewnętrzną pojawia się mnóstwo negatywnych emocji, również poczucia utraty. Optymalnie jest, gdy w tym momencie nadchodzi fala akceptacji i transformacji, czyli nauki z danej porażki. Problem pojawia się wtedy, kiedy osoba zatrzymuje się i nie rusza z miejsca. Życie przecież toczy się dalej. Ciągłe trwanie w negatywnych emocjach i zaniżanie własnej wartości może prowadzić do zaburzeń depresyjnych i lękowych. W tej sytuacji warto szukać pomocy. 

Jak pracuje pani z takimi osobami?

Jestem terapeutką poznawczo-behawioralną. Skupiam się głównie na rozpoznaniu schematów i przekonań, które decydują o tym, co człowiek robi, w co wierzy, myśli i czuje. Zaczynam pracę od wysłuchania człowieka i postawienia pytania: „Jaki sposób myślenia doprowadził tę osobę do punktu, w którym się obecnie znajduje?”. Konsekwencją tego, jak myśli, jest to, jak czuje się w danej sytuacji. Postawienie diagnozy, nazywanej w terapii poznawczo-behawioralnej konceptualizacją przypadku, pozwala pacjentowi wyznaczyć sobie cele terapii. Na przykład jeżeli osoba dziesięć razy straciła pracę, trzeba zastanowić się, co takiego dzieje się po drodze lub co takiego nie działa, że ta sytuacja się powtarza; albo jeżeli dana osoba została pięć razy porzucona, gdzie leży problem? Czasami człowiek na starcie w siebie nie wierzy i sabotuje wszystkie swoje działania, które doprowadzają go do punktu wyjścia. W terapii poznawczo-behawioralnej staram się zweryfikować sposób myślenia, kluczowe przekonania, dzięki którym człowiek coś osiąga lub przez które traci. Mam głębokie przekonanie, że za większość porażek odpowiada nasze zachowanie. Dlatego na spotkaniach zaglądamy wewnątrz siebie.

Czyli terapia może doprowadzić do tego, że porażka da nam kopa do działania?

Tak, albo też nie będziemy na porażkę zwracać tak bardzo uwagi. Potraktujemy ją jako doświadczenie. Pomyślimy: „Okej, nie wyszło, ale czy naprawdę mi na tym zależało?”. Jeżeli odpowiedź jest twierdząca, powinniśmy zastanowić się, co następnym razem możemy zrobić inaczej, abyśmy osiągnęli upragniony efekt. Jedna z moich pacjentek, która przez rodziców wychowywana była na prymuskę, miała przed sobą bardzo ważne wystąpienie przed grupą ludzi. Od jego powodzenia zależało, czy otrzyma grant. Osoba stopniem od niej wyżej zaczęła wygłaszać dosyć niewygodne dla niej komentarze. Moja pacjentka głośno sprzeciwia się takiemu traktowaniu. W efekcie została odrzucona. Na spotkaniu powiedziała mi: „Było mi przykro, zależało mi na tym grancie, ale nie chciałabym pracować w takim środowisku. Nie jest to spójne z tym, co myślę i czuję”. Gdyby nie przeszła kilku lat terapii, to wydarzenie prawdopodobnie rozłożyłoby ją na łopatki. Uznałaby, że jest beznadziejna. Potrafiła jednak wyciągnąć odpowiednie wnioski. 

Czy każdą porażkę możemy potraktować jako asumpt do działania?

Nie mówię o porażkach losowych, na przykład kiedy ktoś zachoruje i przez to nie uzyska czegoś, na czym mu zależało. Natomiast jeśli są to działania zależne tylko od nas, wierzę w to, że mamy dwa wyjścia. Albo biadolić, albo zastanowić się, co mogę dalej zrobić i jak żyć z poczuciem straty. Czasu nie cofniemy. Oczywiście każdy ma swój system samoregulacji. Jednym pozbieranie się zajmie mniej czasu, innym więcej. Wiele zależy też od wsparcia społecznego, czyli od relacji, jakie mamy z innymi. Łatwiej przeżywać porażkę z kimś niż samemu. 

Magdalena Chorzewska – psycholożka, psychoterapeutka, trenerka umiejętności psychologicznych, twórczyni internetowa. Od 15 lat pomaga ludziom pokonywać trudności, które blokują ich przed osiągnięciem tego, o czym marzą i czego potrzebują.

Jakub Wojtaszczyk
Proszę czekać..
Zamknij