Znaleziono 0 artykułów
08.07.2023

Przemoc położnicza: Bezduszność wobec kobiet zamiast wsparcia

08.07.2023
Według badań przemoc kobiet rodzących w Polsce jest codziennością (Fot. Getty Images)

Polki na salach porodowych traktowane są jak osoby, którym nie trzeba okazywać szacunku. Jak małe dziewczynki, które można pouczać, obrażać, poszturchiwać. I straszyć, próbując przyspieszyć akcję porodową. Dlaczego dzień porodu tak często oznacza traumę?

W trzydziestej godzinie porodu na salę weszła obca kobieta i zaczęła mówić do mojego krocza. Nie wiedziałam, kim jest – nie przedstawiła się, tylko od razu nastraszyła: „Jeśli nie weźmiesz oksytocyny, będzie cesarka”.

Klęczałam na ziemi, gotowa na kolejny skurcz. Poczułam, jak rodzi się w najgłębszym miejscu mojego ciała. I od razu – wraz ze słowami kobiety rzucanymi ostrym tonem – zanika. Przez chwilę nie wiedziałam, co się dzieje. A potem się wściekłam.

Zbyt często zamiast troski i wsparcia na salach porodowych Polki stykają się z bezdusznością. Są traktowane jak osoby, którym – z niewiadomych powodów – nie trzeba okazywać szacunku. Jak małe dziewczynki, które można pouczać, obrażać i poszturchiwać. I straszyć, próbując przyspieszyć akcję porodową – jakby lekarze i położne nie znali podstaw fizjologii: adrenalina i kortyzol hamują oksytocynę. Żaden ssak nie rodzi, kiedy czuje się zagrożony.

To niestety nie wszystko. Polki słyszą od położnych, że histeryzują, a od lekarzy, że źle parły i teraz oni – i one – muszą się męczyć, zszywając krocze. Zdarza się, że ktoś zatka rodzącym usta, żeby zdusić krzyk. Albo włoży rękę do pochwy, żeby – bez skonsultowania – przebić pęcherz płodowy czy siłą rozewrzeć szyjkę macicy. Rodzącym często odmawia się znieczulenia. Ciągle jeszcze rutynowo nacina się krocze, a potem zszywa się je, czasem na żywca. A kobiety rodzące martwe dzieci umieszcza się na porodówce razem z kobietami w zdrowej ciąży.

Z raportu Fundacji Rodzić po Ludzku z roku 2021 o opiece okołoporodowej podczas pandemii wynika, że aż 21 proc. kobiet w trakcie porodu usłyszało w szpitalu niestosowny komentarz, a 10 proc. doświadczyło krzyku. Jak piszą autorki raportu: „W ciągu kilku miesięcy realizacji badania, między marcem 2020 a lutym 2021 roku, wśród kobiet, które wzięły udział w badaniu, aż 877 osób było wyśmiewanych, 332 szantażowane, w przypadku 194 stosowano siłę, by rozłożyły nogi w czasie parcia. Ponadto 76 ankietowanym grożono, 42 przywiązywano nogi do łóżka porodowego, 29 było szturchanych, od 17 wymuszano opłaty, a 8 zostało spoliczkowanych!”.

Kiedy rodzisz w Polsce, nie możesz być pewna, czy nie spotkasz się z przemocą.

Przemoc położnicza: niestosowne komentarze, przedmiotowe traktowanie, wyśmiewanie

Nie mamy wątpliwości, że przemocą jest niepoinformowanie kobiety o śmierci płodu i zmuszanie jej do urodzenia martwego dziecka. Ale przemoc wobec kobiet ma też subtelniejsze odcienie. Przemoc położnicza to przemoc dwutorowa – mówi Justyna Dąbrowska, terapeutka okołoporodowa, autorka książki „Przeprowadzę cię na drugi brzeg. Rozmowy o porodzie, traumie i ukojeniu”. – Jest nie tylko fizyczna, ale również emocjonalna. Przemocą jest traktowanie kobiety jak przedmiot, nieuznawanie jej prawa do podejmowania decyzji. Obwinianie, wyśmiewanie – to wszystko są akty przemocy.

Kobiety już w trakcie ciąży słyszą niestosowne komentarze („Jeszcze będzie pani błagać o znieczulenie”), są uznawane za natarczywe, kiedy zadają pytania („Robi pani doktorat z medycyny?”) i traktowane jak osoby, które nie są w stanie zrozumieć własnego ciała („To ja będę rodzić, nie pani”). Doświadczają przemocy podczas porodu, ale również po porodzie. Jedna z rozmówczyń Justyny Dąbrowskiej opowiada, jak na jej prośbę o pomoc z karmieniem pielęgniarka odpowiedziała: „Ale to pani dziecko”. Innej kobiecie położna rozpięła szlafrok, uszczypnęła ją w pierś i powiedziała: „Nie histeryzuje, karmi”.

I choć WHO od kilku lat używa terminu „przemoc położnicza”, a w książkach o przemocy wobec kobiet pojawiają się rozdziały o przemocy okołoporodowej, to kobiety ciągle jeszcze zbyt często uznają, że tak po prostu musi być.

W Polsce ciąża kobiety powyżej 35. roku życia ciąża uznawana jest za geriatryczną

Do porodu szykowałam się jak na wojnę. Zbierałam informacje o położnych, doulach, szpitalach, przysługujących mi prawach i o tym, jak wygląda fizjologiczny poród – żeby wiedzieć, czy asystujące przy porodzie osoby nie próbują mnie najzwyczajniej w świecie oszukać, próbując przyspieszyć akcję porodową. Do gabinetu lekarzy, z którymi chciałam rozmawiać o porodzie naturalnym, wchodziłam z zaciśniętymi pięściami – wiedziałam, że jak tylko spojrzą na mój PESEL, będą mówić o indukcji i cesarce. W Polsce liczy się to, że ciąża kobiety powyżej 35. roku życia uznawana jest za geriatryczną, a nie to, w jakim stanie jest ciało kobiety. Nie ufałam, że w kraju, w którym w 47 proc. przypadków wykonuje się cesarskie cięcie (przy zaleceniach WHO, żeby odsetek ten nie przekraczał 15 proc.), lekarze będą wspierali mnie w porodzie siłami natury. Bałam się, że wybiorą opcję „cięcie” nie dlatego, że taka będzie konieczność, ale dlatego, że tak będzie szybciej i łatwiej.

Dlatego chciałam rodzić w domu. Znajome uważały, że jestem odważna, a ja po prostu bardzo bałam się rodzić w szpitalu. Poród był dla mnie okazją do przeżycia czegoś niepowtarzalnego – wejścia w inny wymiar, w którym jedne sprawy się domykają, a inne otwierają. Chciałam dać sobie na to szansę, choć wiedziałam, że wszystko może potoczyć się inaczej.

W dniu porodu okazało się, że jednak muszę jechać do szpitala. Miałam szczęście, trafiłam na położną, którą znałam i której ufałam. Byli ze mną partner i doula. Czułam, że mam wpływ na to, co się dzieje, i że towarzyszą mi osoby, które naprawdę pomagają mnie i dziecku przejść na drugi brzeg.

Kobiecie, która w 30. godzinie porodu groziła mojemu kroczu cesarką, kazałam po prostu wyjść. Położna wcześniej pozwalała chodzić mi po pokoju, brać prysznic i przyjmować wygodne dla mnie pozycje. Wspierała mnie w moich wyborach, dlatego zaufałam jej, kiedy powiedziała, że cesarki na pewno nie będzie, bo dziecko jest już w kanale rodnym, ale oksytocyna jednak jest wskazana – ze zmęczenia nie miałam sił, żeby mocniej przeć. Mój syn urodził się osiem minut później. Owinięty dwa razy pępowiną – dlatego tak trudno było mu wydostać się na świat.

Od razu po porodzie wypisałam się ze szpitala. Chciałam spędzić pierwszą noc z synem w domu. I nie chciałam, żeby ktokolwiek naruszył ten niepowtarzalny moment złym słowem.

(Fot. Getty Images)

Rany zadawane kobiecie podczas porodu: Infantylizacja, obwinianie, uprzedmiotowienie

Poród w Polsce to loteria. Mój dał mi siłę. Ale wiem, że miałam dużo szczęścia. Równie dobrze mogłam wyjść ze szpitala pokonana. Z głęboką, trudną do uleczenia (bo przez wielu niezrozumiałą, „skoro dziecko jest zdrowe”) traumą.

To właśnie o takim przeżyciu opowiadają kobiety Justynie Dąbrowskiej. Ona sama uważa je za traumę szczególną: – W terapii mówi się o dwóch typach traum: katastrofach, które przychodzą nagle z zewnątrz, i traumach relacyjnych, które sączą się powoli i pochodzą od ludzi. A w traumie okołoporodowej spotykają się te dwie rzeczy: nagłe zdarzenie i bolesna relacja. W momencie, w którym jesteśmy najbardziej odsłonięte i potrzebujemy wsparcia, nie dość, że tego wsparcia nie dostajemy, to zostają zadane nam dodatkowe rany.

W „Przeprowadzę cię na drugi brzeg” Dąbrowska nazywa te rany. Infantylizacja („Kochanieńka, ty mnie teraz nienawidzisz, ale potem będziesz mi wdzięczna”), unieważnianie („To niemożliwe, że boli, najpierw musi wypaść balonik”), wymaganie poświęcenia („Musi boleć! To dla dobra dziecka”), obwinianie („Jesteś za gruba”) i przerzucanie odpowiedzialności („To przez ciebie pojawiły się komplikacje”), uprzedmiotowienie, pozbawienie możliwości wyboru, opuszczanie (nie tylko fizyczne, również brak informowania o tym, co się dzieje), upokarzanie („Czemu płacze, skoro nawet jeszcze nie zaczęła rodzić?”), zawstydzanie („Niech nie histeryzuje”), nieuzasadnione interwencje medyczne, przemoc.

Terapeutka wierzy, że słowa, które pomagają nazwać to, co się z nami stało, mają leczniczą moc: – Kiedy spotyka cię coś traumatycznego, zazwyczaj brakuje ci słów. Chciałam te słowa podarować czytelniczkom.

A czytelniczki piszą, że nigdy wcześniej nie rozmawiały o swoich porodach, a teraz wreszcie znajdują słowa do opowiedzenia o tym, co je spotkało. – Bardzo mnie boli, że to wszystko naprawdę nie musiało się zdarzyć – dodaje Dąbrowska. – Tu nie chodzi o zły los, tylko o to, że to człowiek zrobił człowiekowi.

Żeby dobrze przejść przez poród, kobieta potrzebuje przewodników, którzy otoczą ją opieką

Poród to niezwykle intymne przeżycie. Moment ogromnej wrażliwości, pełnego otwarcia, pomimo bólu. To również brak kontroli, zwierzęcość. Głębokie zetknięcie z fizjologią ciała. Dąbrowska woli mówić, że poród odbywa się siłami kobiety, a nie siłami natury. Podczas porodu mamy okazję, żeby poczuć naszą pierwotną siłę. Może z obawy przed tą siłą trzeba traktować nas jak małe, niegrzeczne, rozhisteryzowane dziewczynki, które za dużo krzyczą?

Tym, co może przerażać w porodzie, jest również jego nieprzewidywalność. Tu nie ma miejsca na sztywne ramy. Żeby dobrze przejść przez poród, kobieta potrzebuje przewodników, którzy będą elastycznie reagować na jej potrzeby, otoczą ją opieką, dadzą poczucie bezpieczeństwa. To duże wyzwanie.

„Od tego, jak kobieta wspomina poród, zależy w dużej mierze to, jak będzie budować relację z dzieckiem” – pisze Justyna Dąbrowska. „Czy znajdzie w sobie siły na tę ogromną transformacje, która ją czeka zarówno w życiu codziennym, jak i w jej ciele i w umyśle? Czy zdoła uruchomić w sobie ową gościnność, niezbędną do stworzenia więzi z nowym, zupełnie nieznanym człowiekiem, którego wylosowała na genetycznej loterii? Od tego, jak kobieta wspomina poród, zależy również to, jak się czuje w swoim ciele, czy jest z niego dumna, czy też zaczyna postrzegać je jako źródło osobistej porażki. Od tego, czego doświadczyła w porodzie, zależy też, czy wróci jej ochota na seks”.

To ważna książka, która – po raz kolejny – otwiera dyskusję na temat porodów w Polsce. Pytam Justynę Dąbrowską, co się musi zmienić, żeby dobry poród w naszym kraju nie był czymś, co wygrywamy. – Musimy dzielić wiarę w pewne wartości, chociażby w to, że ból warto redukować. Niekoniecznie od razu znieczulając zewnątrzoponowo, ale korzystając z naturalnych sposobów: ruchu, zanurzenia w wodzie, masażu, zapachów. Podzielać wiarę w to, że cierpienie niczego nie uwzniośla. Musimy też uznać, że to ważny dzień w życiu kobiety i że w tym procesie kobieta jest partnerką. Że to jest naprawdę bardzo istotne i wpływające na relację z dzieckiem, z partnerem doświadczenie.

*

Kiedy szykowałam się do porodu, przeczytałam gdzieś, że w niektórych niemieckich szpitalach na kobietę po porodzie czeka bezalkoholowy szampan. Jest co świętować: rodzi się nie tylko dziecko, ale i matka. I nowa relacja między dwojgiem ludzi. To ważne, żeby ten dzień – dzień narodzin – był jak najlepszy.

Kiedy wróciłam z synem do domu, szampan czekał na stole.

Katarzyna Boni
Proszę czekać..
Zamknij