
Przyjaciółka Erny Rosenstein, koleżanka Tadeusza Kantora i Jaremianki, choć wybitna, nie zyskała takiego rozgłosu jak oni. Czas to zmienić. Największą zagraniczną prezentację dorobku Jadwigi Maziarskiej pt. „Assembly” (Montaż) można teraz oglądać w unikalnej przestrzeni Muzeum Susch, prywatnej instytucji sztuki założonej w szwajcarskich Alpach przez kolekcjonerkę i przedsiębiorczynię Grażynę Kulczyk.
Patrząc na wpisane w alpejski krajobraz poklasztorne budynki dawnego browaru, którego najstarsza część pamięta wiek XIV, trudno uwierzyć, że kryją one muzeum sztuki współczesnej o powierzchni równej warszawskiej Zachęcie – Narodowej Galerii Sztuki. Za sprawą uzdolnionych miejscowych architektów Chaspera Schmidlina i Lukasa Voellmy’ego w Muzeum Susch lokalne budownictwo i tradycyjne engadyńskie rzemiosło połączono z rozwiązaniami minimalistycznej architektury XXI wieku. Nowe przestrzenie wystawiennicze powstały przez wkucie się w głąb góry, do której przylegają budynki. Stąd wnętrza prezentują niespotykane zestawienie galeryjnego white cube’a, surowości dawnych zabudowań gospodarczych i… jaskini, przez której skały przesiąka górski strumień. Szemrze kojąco, kiedy w towarzystwie założycielki i grupki dziennikarzy oglądam stałą kolekcję dzieł site-specific autorstwa wybitnych twórców, które przeznaczono dla konkretnych sal Muzeum Susch. Od kilkunastometrowych, skręconych w serpentynę stalowych „Schodów” Moniki Sosnowskiej przez bezgłowy „Tłum I” Magdaleny Abakanowicz i brutalnie cielesne dzieła Tracey Emin po lustrzanego „Narcyza” – kolosa Mirosława Bałki, stworzonego specjalnie dla skalno-wodnego otoczenia. Sztuka i natura razem, połączone w rodzaj intrygującego kolażu czy wieloznaczeniowego „montażu”, jak ten zaklęty w angielskim tytule najnowszej wystawy czasowej otwartej w Muzeum Susch: „Assembly”.

Autorkami koncepcji są polska kuratorka, badaczka awangardy Barbara Piwowarska oraz niezależna kuratorka z Nowego Jorku Rhea Anastas. A bohaterką – najmniej znana twórczyni Grupy Krakowskiej, osobna i niesłusznie zapomniana Jadwiga Maziarska (1913-2003), której sztukę – tylko z pozoru abstrakcyjną – napędzał niespożyty głód obrazów świata pochwyconego w fotografii prasowej, medycznej i naukowej, z wycinków której konstruowała, montowała, kleiła, a nawet zszywała swoją wielowymiarową sztukę. W 1994 roku mówiła o niej tak: „ Jestem realistką. Odkrywam to, co jest. Nie odtwarzam swojego konceptu. Nie interpretuję otaczającej rzeczywistości. Jestem raczej naukowcem… To jest tworzenie wszechświata: powtarzam gest kreacji, tylko w sposób malarski… Interesują mnie odkrycia, teorie atomowe i rozszczepianie…”.
Muzeum Susch promuje sztukę kobiet i ogłasza powrót Jadwigi Maziarskiej
Od początku misją tego miejsca jest wspieranie sztuki kobiet – a przede wszystkim, jak podkreśla jego założycielka i mecenaska sztuki Grażyna Kulczyk – promowanie artystek niedocenionych, zapomnianych lub źle zinterpretowanych, mimo że pozostawiły po sobie wybitny dorobek. – Dziś coraz lepiej rozumiemy, jak wiele kobiet zostało na przestrzeni wieków wykluczonych z historii sztuki. Już w latach 70. zwracała na to uwagę Linda Nochlin w przełomowym eseju „Why Have There Been No Great Women Artists?". Od tamtej pory powstało wiele istotnych opracowań i analiz, a temat jest stale rozwijany. Mimo to w praktyce sztuka tworzona przez kobiety nadal nie zajmuje należnego jej miejsca – i to jest wyzwanie, z którym się mierzymy – mówi Kulczyk.
Muzeum Susch, zarządzane przez Art Stations Foundation CH, od otwarcia w 2019 roku pokazywało m.in. przekrojowe wystawy polsko-belgijskiej rzeźbiarki Tapty [Marii Wierusz-Kowalskiej – przyp.red.], szwajcarskich artystek Heidi Bucher i Emmy Kunz, pochodzącej z Kolumbii Felizy Bursztyn, Anu Põder z Estonii oraz Węgierki Ilony Keserü. To nie są oczywiste „gwiazdy”. – Tworzenie takiego programu nie jest proste – mówi Grażyna Kulczyk. – Zależy mi na tym, żeby świat usłyszał o tych artystkach. Choć tworzyły rzeczy niezwykłe, wiele z nich po śmierci popadło w zapomnienie. Dopiero dzięki pracy naszego zespołu i przestrzeni, jaką daje to miejsce, mogą zostać na nowo odkryte. Najpierw jednak trzeba je odnaleźć – dosłownie i symbolicznie
Ważną rolę odgrywa tu historyczka sztuki i badaczka Marika Kuźmicz, która jeżdżąc po świecie, trafia do pracowni i archiwów artystek „zaopiekowanych” albo przez instytucje państwowe, albo – częściej – przez rodzinę twórczyni. – Nawet jeśli natrafiamy na intrygujące postaci, bywa, że nie pozostawiły po sobie wystarczającego dorobku, by zbudować z niego wystawę o skali, jaką zakładamy w naszym muzeum – mówi Grażyna Kulczyk. I dodaje: – Wartościowa sztuka to jedno, ale bez odpowiedniej promocji trudno ją zauważyć. Dlatego do kuratorowania wystaw mniej znanych artystek często zapraszamy uznane kuratorki, które potrafią wydobyć ich potencjał i wprowadzić go w międzynarodowy obieg. A na otwarciach, w tym cichym górskim miasteczku, regularnie pojawiają się dyrektorzy najważniejszych europejskich instytucji kultury – nie wspominając już o kolekcjonerach.
W ciągu ostatnich lat w Susch odbyło się kilkanaście monograficznych wystaw artystek z różnych krajów, będących próbą korekty tradycyjnego, zmaskulinizowanego kanonu sztuki XX wieku. Wystawa Jadwigi Maziarskiej jest dopiero drugą ekspozycją poświęconą polskiej twórczyni, po retrospektywie rzeźbiarki Wandy Czełkowskiej. To także symboliczny gest kończący okres polskiej prezydencji w Unii Europejskiej. – Jadwiga Maziarska bez wątpienia zasługuje na miejsce w gronie najważniejszych artystek kanonu polskiej sztuki XX wieku – podkreśla Kulczyk. – Pierwszą pracę kupiłam do mojej kolekcji kilkanaście lat temu. Obok Magdaleny Abakanowicz, Aliny Szapocznikow czy Marii Pinińskiej-Bereś, Maziarska zajmuje w niej miejsce w pełni zasłużone.

Zdaniem kuratorki wystawy „Assembly” kluczem do sztuki Jadwigi Maziarskiej jest jej tęsknota za „widzeniem wzmożonym”
Nieznana światu (jeszcze) Jadwiga Maziarska urodziła się w 1913 roku w Sosnowcu, a w 1932 roku zapisała się na Wydział Prawa i Nauk Społecznych Uniwersytetu Stefana Batorego w Wilnie, uczestniczyła także w seminariach z psychiatrii, psychoanalizy i neurologii. Czas jej studiów artystycznych na Wydziale Malarstwa Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie przypadł na przedwojenne lata 1934-1939. Wtedy zawiązała się niezwykle płodna artystycznie przyjacielska grupa, którą z Maziarską tworzyli m.in. Erna Rosenstein, Tadeusz Kantor, Jonasz Stern, Sasza Blonder. Wtedy narodziła się też bliska przyjaźń „na całe życie” Erny i Jadwigi. W 1937 roku obie wzięły udział w przedstawieniu Efemerycznego Teatru Marionetek „Śmierć Tintagilesa” Maeterlincka w reżyserii Kantora, zawiadywały tam scenicznymi lalkami. Potem była wojna, działanie Jadwigi w charakterze łączniczki z krakowskim gettem, praca w pracowni konserwatorskiej przyszłego męża, Stanisława Pochwalskiego, któremu pomagała w zabezpieczaniu historycznych dzieł sztuki.
Po wojnie czas przyspieszył. W 1946 roku Maziarska wzięła udział w „Wystawie Młodych Plastyków” w Krakowie (tzw. Nowoczesnych), a w 1948 roku w przełomowej „I Wystawie Sztuki Nowoczesnej” w krakowskim Pałacu Sztuki (obok Kantora, Rosenstein, Andrzeja Wróblewskiego, Zbigniewa Dłubaka i innych). Okres socrealizmu lat 50. przetrwała, pracując jako scenografka w teatrze lalek w Opolu. Na wystawie w Muzeum Susch można zobaczyć analogiczne do tej działalności, o kilka lat późniejsze, kolorowe, szyte rzeźby-obiekty „Kukły” z początku lat 60. W 1957 roku Maziarska została członkinią Grupy Zagłębie i współzałożycielką II Grupy Krakowskiej.

– Wzrusza mnie to, że Jadwiga, dzięki dzisiejszej wystawie w Susch, wreszcie przyjechała do Szwajcarii, o odwiedzeniu której zawsze marzyła – mówi kuratorka wystawy Barbara Piwowarska, która poznała Maziarską już pod koniec jej życia. – Dolina Engadyny i jej górskie kurorty były modne wśród elit i artystycznej bohemy na przełomie XIX i XX wieku, ale także po wojnie. W okolicy jest słynne Davos i sanatorium odwiedzane przez Tomasza Manna, które stało się pierwowzorem dla akcji jego „Czarodziejskiej góry”. Nieopodal filozof Friedrich Nietzsche miał dom w Sils Maria, pielgrzymowali tu europejscy intelektualiści, a w latach 70. XX wieku dolinę odwiedzał również malarz Jean-Michel Basquiat. Engadyna, tak jak Paryż, miała swój artystyczny mit. Koledzy Maziarskiej z Grupy Krakowskiej trafiali do Szwajcarii i Francji już w pierwszych powojennych latach dzięki powiązaniom rodzinnym i lepszym możliwościom wyjazdowym. Jadwidze udało się uzyskać paryskie stypendium dopiero w 1957 roku. Był to jej pierwszy w życiu wyjazd za granicę. Jeszcze w 1947 pisała z rodzinnego Sosnowca do Erny Rosenstein, która jeździła na wakacje do Zermatt, że „siedzi w swoim ogródku” i prosi ją o przysłanie inspirujących „pocztówek i widokówek” ze Szwajcarii. Maziarska miała rozbuchaną potrzebę nieustannego zbierania kadrów i widoków, taki „zoom na świat”, którego nie mogła wtedy w pełni realizować. I właśnie to jest dla mnie kluczem do jej sztuki: jej tęsknota za „widzeniem wzmożonym”, fascynacja masową fotografią i wielkim światem, nie zaś przytaczane wszędzie w internetowych notkach „malarstwo materii”, którego była prekursorką od lat 40. – dodaje Piwowarska.
Retrospektywa Jadwigi Maziarskiej w Muzeum Susch to niejedyna wystawa artystki, której kuratorką została Barbara Piwowarska, badaczka jej twórczości
Badaczka zainteresowała się sztuką Maziarskiej bardzo wcześnie, jeszcze jako warszawska licealistka w latach 90. Zafascynowana teatrem Kantora i krakowską awangardą, jeździła z Warszawy do Krakowa do legendarnej Galerii Krzysztofory, gdzie odbywały się jedne z pierwszych w Polsce imprezy techno z udziałem słynnych zagranicznych DJ-ów – spektakularne, transowe. Dyrektorem galerii był wtedy zasłużony kustosz i ekspert od Grupy Krakowskiej, Józef Chrobak, który prowadził tam kawiarnię i wynajmował piwniczne przestrzenie pałacu Pod Krzysztofory na imprezy i koncerty, by zdobyć fundusze na działalność artystyczną.

– Do Krzysztoforów zabrali mnie po raz pierwszy w latach 90. znajomi ze środowiska muzycznego i wtedy (jako nastolatka) zafascynowałam się tym miejscem – wspomina Piwowarska. – Wciąż żyli niektórzy wiekowi krakowscy artyści i czasem tam wpadali. W tym czasie zaprzyjaźniłam się z Józefem Chrobakiem, Andrzejem Starmachem i Markiem Świcą. Robiłam dla nich różne zlecenia i coraz bardziej wsiąkałam w historię Grupy Krakowskiej. To właśnie Chrobak opiekował się wtedy starszą, samotną i schorowaną Maziarską, która nie mogła już zejść po schodach ze swojej pracowni i mieszkania na strychu przy ulicy Mikołajskiej 8. Pamiętam, jak nosił jej w menażkach obiady z baru mlecznego na Grodzkiej. Poznałam ją bliżej, kiedy już byłam na studiach i kiedy przyjaciele przenieśli ją do podkrakowskiego domu opieki, a ja zdecydowałam się pisać o niej pracę magisterską. Mocno uścisnęła mi dłoń i powiedziała: „Dobrze, że pani przyjechała, bo trzeba poznać kogoś, o kim się pisze”.
Piwowarska zajęła się potem także najbliższą przyjaciółką Maziarskiej, Erną Rosenstein, opracowała korespondencję obu pań i zrealizowała kolejne prezentacje Maziarskiej w Polsce i za granicą, w tym największą retrospektywę artystki w 2009 roku „Jadwiga Maziarska. Atlas wyobrażonego” w Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski oraz jej wystawę indywidualną „Jadwiga Maziarska: 1913-2003” w Johnen Galerie (obecnie Esther Schipper) w Berlinie (2013).Od pierwszego młodzieńczego kontaktu sztuka Maziarskiej fascynowała Barbarę. Czuła, że Jadwiga jest odmienna od reszty krakowskiego towarzystwa, całkowicie osobna – zawsze była artystyczną outsiderką.
Zanim artystka zmarła w 2003 roku w wieku 90 lat, osiągnęła – jak się wydaje – całkiem wiele: po paryskim stypendium rozpoczęła współpracę z Galerie Stadler i Galerie Louise Leiris, brała udział w wystawach w Polsce i za granicą, m.in. w Galleria d’Arte Cortina w Mediolanie (1969), obok Lucio Fontany, Antoniego Tàpiesa i Lee Krasner. W 1991 roku miała miejsce jej pierwsza wystawa monograficzna w Pałacu Sztuki w Krakowie, w 2001 roku otrzymała Nagrodę im. Jana Cybisa za całokształt twórczości. A jednak nie stała się dotąd punktem odniesienia, jak Maria Jarema czy przyjaciółka, Erna.

Maziarską, inżynierkę i majsterkowiczkę sztuki, fascynowały nauka i technologia, czemu dawała wyraz w swoich pracach
Dawny tekst Barbary Piwowarskiej o Jadwidze Maziarskiej nosił tytuł w rodzaju męskim zgodny z duchem Jadziowej epoki: „Inżynier i majsterkowicz”, ale chodziło w nim o coś, co wydaje się kuratorce bardzo współczesne i aktualne. To uwiedzenie odkryciami naukowymi, technologią i masową dostępnością obrazów świata. – Jej sztuka była frapująca, bo ona malowała z fotografii – mówi kuratorka. – Ze ścinków prasowych zdjęć, z naukowej mikro- i makrodokumentacji wycinanej np. z podręczników medycyny, tworzyła fotoszkice, które przenosiła potem na płótna, czasem daleko odchodząc od oryginalnych pierwowzorów. Koledzy uważali to gazetowe zbieractwo Jadwigi za dziecinne. A to była jej konsekwentna metoda twórczo-badawcza, której zresztą nie eksponowała i dopiero w 1998 roku zgodziła się ją pokazać publicznie. Wiele lat później, na potrzeby warszawskiej retrospektywy w CSW, Józef Robakowski zdokumentował te ścinki w swoim filmie „Dla Jadwigi…” (2009), który pokazujemy na wystawie w Muzeum Susch na samym początku narracji. Teczkę z tymi gazetowymi wycinkami, podarowaną mi przez Chrobaka, mam w swoich zbiorach do dziś.
Dla sposobu pracy i widzenia rzeczywistości przez artystkę kluczowe znaczenie miała krakowska „I Wystawa Sztuki Nowoczesnej” (1948). Jej koncepcja wynikła z rok wcześniejszej koincydencji: w 1947 roku Tadeusz Kantor przywiózł z Paryża ilustracje z muzeum nauki Palais de la Découverte (Pałacu Odkryć). – Tam pojawił się wątek struktur fizycznych, biologicznych, chemicznych, które wyglądały jak gotowe dzieła sztuki – opowiada badaczka. – Abstrakcje te de facto nie były abstrakcjami, ale wejściem w ukrytą realistyczną strukturę rzeczywistości. Wczesne prace Maziarskiej wzięły się stamtąd. Aplikacja z tkanin „Wspólne ogniwo” z 1948 roku, którą prezentujemy w Susch, jest ogromnym powiększeniem przekroju tkanki, struktury z leukocytami. Kiedy spojrzysz na rzeźbę z nici i drutu (też 1948), ewidentnie jest to model promieniowania lub oscylatora magnetycznego. Prace te są jednymi z najcenniejszych i najstarszych zachowanych obiektów – tworzą osobną grupę wraz z innymi pracami z tej samej historycznej wystawy z 1948 roku w sali na pierwszym piętrze.
Kiedy Maziarska pisała w cytowanym przez Barbarę Piwowarską liście: „Jak Tartaren z Taraskonu widzę oceany poprzez akwarium”, było to wyznanie wiary w to, że poprzez cząstkę, fragment, wycinek można opowiedzieć cały kosmos. Maziarska była pożeraczką obrazów. Kompulsywnie konsumowała, trawiła, nakładała na siebie kolejne warstwy widzenia.

– Już w latach 30. Walter Benjamin pisał o sile rażenia reprodukcyjnej rzeczywistości i coraz większej łatwości dostępu do fotografii, o zalewie obrazów – mówi Piwowarska. – Wynalazek masowej fotografii zmienił naszą percepcję nieodwracalnie, tak jak samolot zmienił nasze podróżowanie. Nic się tu nie przedawniło. Dziś realizuje się to wirtualnie – poprzez inne media: internet, komputery i smartfony, ale sedno (uwiedzenie obrazami) pozostaje to samo.
Wystawa Jadwigi Maziarskiej w Susch układa się w struktury, ciągi, cykle
Największa zagraniczna prezentacja prac Maziarskiej w Muzeum Susch, która może przyczynić się do nowej interpretacji jej sztuki, zawiera ponad 100 obiektów. Trzy z nich pochodzą z kolekcji Grażyny Kulczyk. Pozostałe wypożyczono z muzeów i zbiorów prywatnych: z Poznania, Warszawy, Krakowa, Radomia, Bydgoszczy, Łodzi i Berlina.
– Na wystawie „Assembly” pokazujemy wszystkie typy prac Maziarskiej, zrezygnowaliśmy jednak z chronologii. Złożonaarchitektura Muzeum Susch przyczyniła się do wyboru tego sposobu prezentacji, a sztuka Maziarskiej ma tę właśnie elastyczność, dzięki której można ją pokazywać w logicznych ciągach, tematycznych grupach, cyklach – wyjaśnia Piwowarska.
Cała wystawa jest więc jak montaż kolejnych sal-modułów. Zaczynając od czarno-białych akrylowych obrazów z lat 80. w pierwszej sali, odzwierciedlających np. struktury tkanek i metali widzianych pod mikroskopem. To nieustanne rytmy i przepływy. Na piętrze wkraczają kolor i wczesne prace z lat 40. i 50., powstałe m.in. z użyciem tkanin i aplikacji przyjmujących formę abstrakcyjnych patchworków. Są sale z reliefami woskowymi i asamblażami z lat 60., które artystka budowała autorskimi metodami z wykorzystaniem znalezionych przedmiotów i pokrywała barwionym woskiem. Konstruowała sensualne, organiczne struktury, dla których punktem wyjścia były zdjęcia lotnicze wybrzeża czy ruin zamku w Ogrodzieńcu. Jest isala większych fotokolaży, które w przeciwieństwie do fotograficznych szkiców Maziarska uznawała za autonomicznedzieła. Tworzone z wycinków prasowych, fragmentów kolorowych magazynów i kalendarzy są bardzo cielesne, pojawiają się tu oczy, ręce, rozczłonkowane ciała. A obok nich wczesna grupa kolaży ze zbiorów Muzeum Sztuki w Łodzi, które w „informelowy” sposób przekształcały struktury wody i skał.
Na trzecim piętrze docieramy do sal z późnymi kolorowymi, rozmazanymi obrazami z lat 90. o atrakcyjnej, jakby ekspresyjnej formie. – Tymczasem one także są pieczołowicie konstruowane. – Badaczka się uśmiecha. – Na każdym obrazie widać pod gruntem narysowaną ołówkiem kratownicę, bo te kompozycje też były przenoszone ze szkiców. Tyle że nie był to cykl fotograficzny, ale „własne ślady” wycieranego pędzla. Artystka spontanicznie czyściła pędzle z farby na kartonie i zauważała, że formy te układały się w idealne kolorystycznie kompozycje „all-over”. Przenosiła je potem w dużej skali na płótno, nawet po kilka razy, i taki podwójny zestaw tego samego motywu (z kolekcji muzeum w Radomiu i poznańskiej kolekcji prywatnej Kowalczyków) również pokazujemy. Można powiedzieć, że te prace były jej konceptualnym memento: Maziarska utrwalająca ślady Maziarskiej.
Pomysłodawczyni Muzeum Susch Grażyna Kulczyk na koniec dodaje: – Dzięki takiej wystawie jak „Assembly” dzieła zapomnianej artystki można zobaczyć ponownie w pełnej krasie i perspektywie. Poddane konserwacji, wydobyte na światło dzienne i osadzone w kontekście mogą zacząć żyć na nowo, zadziwiać swoim nieoczywistym pięknem i zmieniać obraz sztuki współczesnej, co jest naszą misją i ambicją.
Wystawę „Jadwiga Maziarska: Assembly” można oglądać w Muzeum Susch do 2 listopada 2025 roku.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.