
Łysogórska ceramika to zarówno ręcznie wytwarzane naczynia, jak i unikatowe ceramiczne okładziny ścienne – na elewacjach i we wnętrzach budynków. Za tym bezprecedensowym przedsięwzięciem stali lokalna społeczność oraz wybitni artyści, spośród których najczęściej wymieniany jest czarodziej Bolesław Książek.
Goplana, Joanna, Elżbieta – to kilka imion porcelanowych serwisów zaprojektowanych i produkowanych w Polsce po wojnie w dużych zakładach ceramicznych. To piękności o białej skórze, którą w mniejszym lub większym stopniu pokrywa dekoracja. Na drugim biegunie, jeśli chodzi o produkcję ceramiki w czasach PRL, stoją spółdzielnie tworzące przedmioty o charakterze ludowym. Inna jest często skala produkcji, ale i efekt zupełnie inny – jednocześnie bliski i szorstki, nasycony dużym ładunkiem emocjonalnym.
Jedną z takich spółdzielni była Spółdzielnia Pracy Przemysłu Ludowego i Artystycznego „Kamionka”, uruchomiona w 1947 roku w Łysej Górze (województwo małopolskie) z inicjatywy Franciszka Mleczki. Początkowo wychodziły stąd bardzo różne wyroby – pewną część produkcji stanowiły cegły i doniczki. W 1950 roku, jak wiele innych, spółdzielnia przeszła pod skrzydła Centrali Przemysłu Ludowego i Artystycznego (Cepelii). Aby móc produkować ceramikę artystyczną, trzeba było do Łysej Góry ściągnąć plastyka.
Ktoś zasugerował Bolesława Książka – artystę urodzonego niedaleko Żytomierza na Wołyniu. Podczas okupacji rozpoczął on naukę na Wydziale Ceramiki w krakowskiej Kunstgewerbeschule pod okiem Tadeusza Szafrana. Gdy pojawiła się oferta z „Kamionki”, kierował Pracownią Ceramiczną Spółdzielni Artystów Plastyków w Krakowie. Zaproszony do Łysej Góry, rozejrzał się po okolicy i zbudował piec. Pod koniec 1951 roku odbył się w nim pierwszy wypał, a w kolejnym roku artysta przeniósł się z rodziną do Łysej Góry. Dzięki jego talentowi oraz pracowitości i zaangażowaniu, które podzielali inni pracownicy spółdzielni, tutejsza ceramika zaczęła podbijać kraj i świat.

Zakopany w błocie Bolesław Książek eksperymentuje
Gdy pierwsze wyroby z lokalnej czerwonej gliny – talerze, miski, dzbany, flakony – zostały pokazane w Cepelii, „Kamionka” dostała zamówienie na ozdobne płytki ceramiczne, którymi miano wyłożyć ściany w czterech barach warszawskiego MDM. Czasu było mało, załoga jeszcze nie do końca opanowała rzemiosło, a do tego co chwila okazywało się, że płytek potrzeba wciąż więcej i więcej. Ostatecznie Łysa Góra dostarczyła Warszawie aż 14 tysięcy płytek, a te, które zostały w Małopolsce, ozdobiły ściany tamtejszej szkoły. Kwadraty w odcieniach ciepłych żółcieni zdobione są wzorami roślinnymi i zwierzęcymi, malowanymi ręcznie angobami (rozpuszczoną gliną w różnych kolorach) za pomocą rożka (gruszki). Część z nich rozmazała się w czasie wypału, co na późniejszych wyrobach z „Kamionki” udało się opanować.
22 lipca 1952 roku otwarto nowy zakład „Kamionki”. Rok później Bolesław Książek notował: „Koledzy kpią trochę ze mnie, że zakopałem się w to błoto. No ale ja wierzę we własne siły i wiem, że stać mnie na to, aby robić tak różnorodną ceramikę. Poza tym uczę się, robię tysiące prób, dostosowując to, co znam, do nowej masy”[1]. Efekty prób okazały się na tyle obiecujące, że spółdzielnia otworzyła w Tarnowie sklep z wyrobami: naczyniami z czerwonej gliny, zdobionymi tak, jak wcześniej płytki, tylko z tłem w różnych kolorach. Nieco później pojawiły się także malatury biało-błękitne, a znacznie później – szkło artystyczne, projektowane przez Wiesława Sawczuka. Powiększaniu i ulepszaniu oferty sprzyjały rozbudowa i modernizacja wytwórni, które nastąpiły pod koniec lat 50. Łysogórscy ceramicy dostali nowy piec, który pozwalał na wypalanie większych obiektów.
Rozmiar miał znaczenie, jednak nie mniej ważna była „skóra”. Na wygląd powierzchni łysogórskiej ceramiki wpływ miał kilkumiesięczny pobyt Bolesława Książka w Pekinie w 1957 roku. Jego „pamiątką” z podróży była bezcenna wiedza na temat szkliwienia. Sam zresztą opracował około 300 receptur szkliw ceramicznych. Efekt eksperymentów artysty widoczny będzie na ceramice unikatowej z „Kamionki”, zdobionej w abstrakcyjne wzory przy użyciu szkliw zaciekowych i spływających, a także w przestrzeni publicznej – nierzadko w zapierającej dech skali.

Ceramiczne krajobrazy „eksperymentu łysogórskiego”
Łysogórska spółdzielnia nie ograniczała bowiem swojej działalności do naczyń i galanterii, była znana także z ceramicznych okładzin ściennych. Do Łysej Góry w 1959 roku przyjechało dwóch malarzy z Warszawy – Krzysztof Henisz i Zygmunt Madejski – którzy rozpoczęli współpracę z Książkiem. Pod patronatem Cepelii ruszył projekt określany niekiedy mianem „eksperymentu łysogórskiego”. W jego ramach miały powstawać płyty ceramiczne, które mogły służyć do dekorowania budynków – zarówno w środku, jak i na elewacji – jako że komponowały się w malarskie kompozycje. Bolesław Książek czuwał nad technologiczną stroną przedsięwzięcia, a pokaz stworzonych przez artystyczne trio rozwiązań odbył się w maju 1960 roku na dziedzińcu Pałacu pod Blachą w Warszawie. Wystawa „Ceramiczny eksperyment” wzbudziła duże zainteresowanie, dając artystom widoki na dekorowanie architektury w nowy sposób. Architekt Jerzy Hryniewiecki pozostawił w księdze pamiątkowej taki wpis:
„Materiał budowlany z Łysej Góry – to duże wydarzenie. Przede wszystkim zdał on egzamin techniczny i zachwycił bogatą paletą barw. Dla mnie jako architekta jest jeszcze ważne to, że u jednego artysty mogę zamówić miesięcznie 400 metrów kwadratowych płyt ceramicznych. Te piękne płyty-obrazy przydadzą nam się nie tylko jako okładziny. Znajdą one też duże zastosowanie przy urządzaniu wnętrz, szczególnie sklepów, lokali rozrywkowych, szkół i innych”.
Wpis architekta był proroczy, a moce przerobowe „Kamionki” nadspodziewanie duże, bo wkrótce ceramiczne obrazy o wielkości od kilku do kilkudziesięciu metrów kwadratowych zaczęły pojawiać się w wielu miejscach w kraju i za granicą. Po artykułach w prasie do Łysej Góry zaczęli zjeżdżać plastycy, aby wykonywać okładziny. Praca nad tymi niezwykłymi dziełami przebiegała różnie – jedni ograniczali się do dostarczenia projektu kompozycji, inni zaś sami brali się za rzeźbienie swoich pomysłów na ceramicznych płytach. Jednak nad każdą realizacją czuwał Bolesław Książek, który, jak zauważa Bożena Kostuch, rzadko pojawia się jako współautor, chociaż bez niego kompozycje by nie powstały. Artysta realizował także własne pomysły. „Tworzone przez niego ściany charakteryzowały się przemyślaną kompozycją i znakomitym wykorzystaniem walorów materiału ceramicznego, miały bogatą fakturę i wspaniałe, świetliste barwy”[2] – pisała wspomniana badaczka.

„Kamionka” w latach 60. i 70.: Nowe pokolenie twórców
W latach 60. „Kamionka” wykonywała rocznie około 6 tysięcy metrów okładzin ceramicznych, które zresztą stały się w spółdzielni kością niezgody. W 1969 roku Bolesław Książek zdecydował się ją opuścić, by jakiś czas potem otworzyć własną pracownię ceramiczną w Łysej Górze i poświęcić się twórczości indywidualnej. Kierownikiem artystycznym został wówczas Jerzy Sacha.
To artysta urodzony w Łysej Górze, absolwent rzeźby na Akademii Sztuk Pięknych w Poznaniu i Krakowie. Pracę w „Kamionce” rozpoczął w 1958 roku, a jego specjalnością były talerze dekorowane szkliwem spływającym. Równocześnie powstawały jego prace ceramiczne o charakterze unikatowym i wkrótce to stało się jego specjalnością w spółdzielni, a obiekty te znajdowały, za pośrednictwem Cepelii, nabywców nie tylko w kraju, lecz także na świecie.
Ponieważ Sacha nie miał czasu projektować fasonów ceramiki użytkowej, Cepelia skierowała do Łysej Góry plastyczkę Nadzieję Kowalów, absolwentkę Wydziału Sztuk Pięknych Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu. Artystka pracowała tutaj jako kierowniczka artystyczna przez dekadę, projektując w tym czasie naczynia, które sprawiają wrażenie unikatów, a przy tym nie mają także charakteru ludowego. Niektóre z nich przed wypałem poddawane były dodatkowemu ręcznemu formowaniu, a dekorowanie szkliwami zaciekowymi podbijało wrażenie, że ma się do czynienia z jednostkową produkcją.
Lata 70. były dla „Kamionki” dobrym czasem. W ofercie miała niemal 300 ceramicznych i szklanych wyrobów. Sprzedawała je nie tylko w kraju, lecz także eksportowała do takich krajów jak RFN, Kanada, Japonia, Szwajcaria, Dania, Grecja. W latach 80. zaczęły się problemy ze zbytem towaru, a dziś dawny zakład produkcyjny popada w ruinę. Zniknęło także wiele stworzonych w jego murach okładzin ściennych. Na szczęście nie brakuje kolekcjonerów łysogórskich wyrobów – zarówno tych wytwarzanych seryjnie, jak i unikatowych – oraz obrońców architektonicznych dekoracji. Dzięki nim podsycana jest pamięć o łysogórskich czarach.
Fotografie ilustrujące artykuł pochodzą z książki Bożeny Kostuch „Czarodziej z Łysej Góry. Opowieść o Bolesławie Książku”. Publikujemy je dzięki uprzejmości wydawnictwa Marginesy.

[1] http://bksiazek.arte.usermd.net/ [data dostępu: 7.07.2019].
[2] Bożena Kostuch, „Bolesław Książek – artysta ceramik”, w: „Szkło i Ceramika: organ Stowarzyszenia Inżynierów i Techników Przemysłu Materiałów Budowlanych” 2012, R. 63, nr 4, s. 42-43.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.