Znaleziono 0 artykułów
24.12.2021

Cynthia Nixon: Po pięćdziesiątce wciąż pytasz: kim właściwie jestem?

24.12.2021

 

Na planie And Just Like That /(Fot. materiały prasowe)

Cynthia Nixon po premierze „I tak po prostu” opowiada nam o pracy nad serialem, kobiecej przyjaźni, męskiej publiczności „Seksu w wielkim mieście” oraz o tym, jak zmieniła się od czasu grania Mirandy po trzydziestce.

W pierwszym odcinku „I tak po prostu” Miranda wdaje się w dyskusję na temat farbowania siwizny. Jakie jest twoje zdanie na ten temat?

Jestem w o tyle komfortowej sytuacji, że mam naturalnie bardzo jasny kolor włosów. Farbowałam je na rudo, gdy grałam Mirandę w „Seksie w wielkim mieście”, a teraz zdarza mi się je rozjaśniać. Siwizna niespecjalnie jest u mnie widoczna. Ale moja bratowa postawiła jakiś czas temu na siwiznę i wygląda przepięknie. Noszenie w naszym wieku siwych włosów jest deklaracją, że nie wstydzimy się tego, ile mamy lat, i zmian, jakie przynosi upływający czas. To, że teraz coraz więcej kobiet nie farbuje siwizny, zawdzięczamy pandemii. Gdy fryzjerzy nie byli dostępni, wiele z nas zaczęło zauważać, jak ładnie wyglądamy z siwymi pasmami. W tym wieku albo się rozkwita i chce się jeszcze bardziej rozwijać, albo jest się zawiedzionym tym, w jakim miejscu jest się w życiu, więc szuka się zmian – choćby na głowie.

A jak to wygląda u Mirandy?

Kiedy Miranda była młodsza, miała wiele ambicji – chciała otworzyć własny gabinet, mieć dobrą pensję, znaleźć sobie odpowiedniego partnera i być traktowana poważnie, na równi z mężczyznami. Teraz, w wieku 55 lat, odkrywa nowy wymiar życia. Często tak jest, że po pięćdziesiątce oddalamy się od rodziców, wypuszczamy dzieci z domu i znowu zaczynamy sobie zadawać pytania: kim właściwie jestem? Co jeszcze chcę osiągnąć? A menopauza czasem uświadamia nam, że możemy spędzić życie w taki sposób, jaki tylko chcemy. Szczególnie kobiety, które do tej pory były zaangażowane w wychowywanie dzieci i dbanie o dom, w końcu mogą zająć się sobą. Tytuł „I tak po prostu” jest otwarty na interpretacje, ale dla mnie oznacza, że gdy idzie się przez życie samemu, może zdarzyć się coś, co powoduje, że wszystko wywraca się do góry nogami. W życiu Mirandy to się właśnie dzieje.

Premiera „I tak po prostu” ożywiła dyskusję na temat tego, czy kobiety po pięćdziesiątce są niewidzialne. Jak patrzysz na tę sprawę?

Bardzo rzadko oglądamy takie kobiety w kinie i w telewizji. Wyjątkiem był serial „Złotka”, ale to sitcom, w którym kobiety po sześćdziesiątce były pokazane w komiczny sposób. W naszym serialu podchodzimy do problemów dojrzałych bohaterek poważnie. Odnosimy się do takich kwestii jak wieloletnia przyjaźń i jej kryzysy, równowaga między życiem prywatnym i zawodowym czy seks i zainteresowanie nim. To jest zresztą niesamowite, że gdy jako trzydziestolatki kręciłyśmy „Seks w wielkim mieście”, nie postrzegano nas jako młode dziewczyny. A te z nas, które nie miały partnera, były uznawane za stare panny. Pokazałyśmy dzięki serialowi, że można być singielką z wyboru. A teraz pokazujemy, że po pięćdziesiątce życie się nie kończy, bo wciąż istnieją przecież nasze seksualność, potrzeby i aspiracje.

Na planie And Just Like That /(Fot. materiały prasowe)

Jakie to uczucie wrócić do postaci, którą grało się ponad piętnaście lat temu?

Fantastycznie było pozwolić Mirandzie zestarzeć się. W mojej pamięci ona nadal jest dziewczyną przed czterdziestką. A teraz wiem, jak wygląda i co słychać u niej, gdy jest po pięćdziesiątce, czyli w moim wieku. Reżyser, producent, scenarzysta serialu Michael Patrick King często powtarzał nam, żebyśmy się nie powtarzały, tylko wnosiły świeżość w postaci, które gramy. Dzięki temu serial pozostaje aktualny.

Na premierze And Just Like That /(Fot. Getty Images)

Ludzie wciąż się zmieniają, co wpływa na ich relacje z innymi. Tak samo jest z naszymi bohaterkami. Michael, pisząc zarówno „Seks…”, jak i „I tak po prostu”, dużo czerpał ze swoich prywatnych doświadczeń. Ludzie, których spotkał na swojej drodze, odbijają się w postaciach, jakie zbudował. W tej historii jest tak jak w prawdziwym życiu: nasze bohaterki kogoś straciły, a kogoś zyskały, od kogoś się oddaliły, a do kogoś zbliżyły.

A jak było z wami? Spotykałaś się z dziewczynami z serialu po tym, jak nakręciłyście ostatni sezon „Seksu w wielkim mieście”?

Cały czas! Dobrze wiedziałyśmy, co u nas słychać. Sarah Jessica Parker i ja znamy się tak naprawdę od dzieciństwa. Dorastałyśmy razem. Przez te wszystkie lata grałyśmy obok siebie w wielu produkcjach, jeszcze zanim weszłyśmy na plan „Seksu…”. Zawsze ją podziwiałam. Nie tylko za umiejętności aktorskie, lecz także za hardość i wytrwałość. Obie grałyśmy już jako nastolatki i musiałyśmy zmierzyć się z wieloma przeciwnościami losu, aby jakoś w tej branży przetrwać. Nie wszyscy nasi rówieśnicy tak potrafili. Myślę, że w dużej mierze to, że dziś jesteśmy spełnionymi zawodowo aktorkami, zawdzięczamy naszym mamom. One pilnowały, żebyśmy się z jednej strony nie rozpraszały w naszych działaniach, a z drugiej – nie zachłysnęły się naszymi wczesnymi sukcesami, tylko skoncentrowały na obranym celu. To im zawdzięczamy, jak ułożyły się nasze ścieżki kariery.

Fot. Getty Images

Ty cały czas się rozwijasz. W „I tak po prostu” jesteś nie tylko aktorką, lecz też producentką, a nawet reżyserką.

Praca producentki pozwala mi na większą kontrolę nad serialem. Twórcy od początku liczyli się z moim głosem, ale teraz mam nawet większą pewność, że wszystko, co ostatecznie pokażemy, będzie zrobione we właściwy sposób. Dzięki temu spełniają się moje marzenia. Wspaniale było móc wyreżyserować jeden z odcinków. Akurat w tym epizodzie miałam mało do zagrania, więc mogłam się skupić na pracy po drugiej stronie kamery. Dostałam od ekipy wiele wsparcia. Jak już zaczęłyśmy nagrywać, wszystko potoczyło się we właściwy, naturalny sposób. Dzięki temu mogłam lepiej zrozumieć „I tak po prostu”, bo miałam wgląd w to, jak aktorzy interpretują swoje postaci, dostałam szansę, żeby o tym z nimi porozmawiać. Zrozumiałam, jak trudno jest czasami nawzajem przekonać się do sposobu grania. To było niezwykle rozwijające doświadczenie.

Na planie And Just Like That /(Fot. Getty Images)

Oryginalnemu „Seksowi w wielkim mieście” zarzucano, że pokazujecie uprzywilejowane, białe, heteroseksualne kobiety, które nie muszą się mierzyć z powszechnymi problemami. Jak reagowałaś na te oskarżenia?

Zawsze byłam dumna z naszego serialu, co nie zmienia faktu, że od początku uważałam, że ma dwie główne wady. Pierwsza to brak różnorodności, a druga to sprawianie wrażenia, że w Nowym Jorku żyją tylko bogaci. Brakowało w nim ludzi mniej zamożnych. W „I tak po prostu” jest już inaczej. Pokazujemy różnorodność mieszkańców Wielkiego Jabłka. Dużo czasu spędziliśmy z Michaelem Patrickiem Kingiem na omawianiu pomysłów na to, jak oddać faktyczny obraz metropolii.

Kiedy „Seks w wielkim mieście” był emitowany w Polsce, chodziłem do liceum. Pamiętam, jak na długich przerwach w poniedziałki zawzięcie dyskutowaliśmy o tym, co zdarzyło się w ostatnim odcinku wyemitowanym w piątkowy wieczór. Dotyczyło to zarówno dziewczyn, jak i chłopaków. Miałyście wtedy świadomość, jak mocno przemawiacie też do męskiej widowni?

Mężczyźni nadal podchodzą do mnie i mówią: – To moja dziewczyna, albo żona, namówiła mnie na oglądanie razem „Seksu…”, ale kiedy już zacząłem, spodobał mi się do tego stopnia, że kontynuowałem nawet bez niej. I dodają, że serial stał się dla nich platformą do wymiany spostrzeżeń na temat życia seksualnego, otworzył dyskusję o sprawach wcześniej przez nich nieporuszanych. „Seks w wielkim mieście” w pierwotnym zamyśle był adresowany do kobiet, ale kiedy już zaczynali go oglądać mężczyźni, zaskakująco szybko ich wciągał. Wiesz, że w 1998 roku HBO było głównie kanałem sportowym?

Na planie And Just Like That /(Fot. Getty Images)

Nie miałem o tym pojęcia.

Tak było, ramówkę wypełniały głównie transmisje meczów i walk bokserskich. Odbiorcami tego kanału byli przede wszystkim mężczyźni. Gdy rozpoczęła się emisja „Seksu…”, na ulicy najczęściej podchodzili do nas czarni mężczyźni, czyli najbardziej zagorzali widzowie HBO. Bardzo podobała im się postać Mirandy. Doceniali, że jest silna i wali to, co myśli, prosto z mostu. Zabawne – myślałyśmy, że zaskarbimy sobie zainteresowanie i podziw kobiet, a przez pierwsze tygodnie po premierze zaczepiali nas przede wszystkim mężczyźni. Co tylko pokazuje, że nasz serial jest dla wszystkich, niezależnie od płci, rasy, wieku. I z tego jestem najbardziej dumna.

Artur Zaborski
  1. Kultura
  2. Kino i TV
  3. Cynthia Nixon: Po pięćdziesiątce wciąż pytasz: kim właściwie jestem?
Proszę czekać..
Zamknij