Znaleziono 0 artykułów
17.02.2024

Odrzuciłam oświadczyny, bo były próbą ratowania związku. Dziś postąpiłabym tak samo

17.02.2024
Fot. Getty Images

Przeważnie są wyczekiwanym i pełnym wzruszeń romantycznym momentem, który wspominamy latami. Czasami jednak oświadczyny kompletnie nas zaskakują, bo nie jesteśmy na nie gotowi. Zdarza się, że przebiegają niezgodnie z naszym wyobrażeniem, bo osoba partnerska decyduje się na nie, by ratować relację. Trzy kobiety opowiadają, jak bardzo ta decyzja zaważyła na ich przyszłym życiu i czy dziś postąpiłyby inaczej.  

Joanna: Oświadczyny w akcie desperacji jedynie pogorszyły sytuację naszego związku

Byliśmy razem dziewięć lat, a on był moją „pierwszą wielką miłością” – razem dorastaliśmy i wchodziliśmy w dorosłość. Zaczęłam marzyć o ślubie, od kiedy skończyliśmy liceum, i zawsze gdy zbliżała się ważna dla nas data, czekałam na oświadczyny. Wiele razy podejmowałam ten temat, a on za każdym razem powtarzał, żebym cierpliwie czekała. Czasem żartował, że się ze mną ożeni, jeśli nauczę się gotować jak jego mama, a kiedy przytyłam – jeśli wrócę do wagi ze studniówki.
Nasz związek był burzliwy – pełen kłótni, krótkich rozstań, romantycznych pojednań i zdrad, które za każdym razem mu wybaczałam. Któregoś dnia znalazłam w jego telefonie podejrzane SMS-y, sugerujące kolejną zdradę, ale był tak przekonujący w swoich tłumaczeniach, że temat został zamieciony pod dywan. Mimo to narastało między nami napięcie, a ja coraz bardziej uświadamiałam sobie, jak toksyczna jest nasza relacja. 

To był nasz wspólny wolny dzień, w którym rano pokłóciliśmy się o sprzątanie. Pamiętam, że chciałam poważnie porozmawiać. Byłam sfrustrowana i powiedziałam, że jestem już zmęczona i czasem wydaje mi się, że w pojedynkę byłoby mi lepiej. Zbył mnie, mówiąc, że dramatyzuję, w końcu tyle lat jesteśmy razem, niejedno przeszliśmy, a ja czepiam się, zamiast docenić „wielkie” uczucie między nami. Potem pojechał coś „załatwić”, wrócił z pierścionkiem, położył go na stole i powiedział: „Powinniśmy wziąć ślub”. Nigdy nie zależało mi na zaręczynach jak z Instagrama, ale choćby na wyjątkowym momencie, który będę mogła wspominać do końca życia. Taka forma była dla mnie jak uderzenie w policzek.

Oświadczyny w akcie desperacji, kiedy nasz związek się sypał, jedynie pogorszyły sytuację. Uświadomiłam sobie, że nie chcę tak żyć. Kochałam go, ale wiedziałam, że nigdy nie będę z nim szczęśliwa. Jeśli po tylu latach nie umiemy rozwiązywać konfliktów, to już się tego nie nauczymy. Próbował przekonywać mnie, że powinniśmy wziąć ślub jak najszybciej, a kiedy odmawiałam, zrobił się agresywny. Po kłótni zniknął z domu, a ja po trzecim dniu bez żadnego kontaktu spakowałam jego rzeczy i wymieniłam zamki.To była jedna z najlepszych decyzji mojego życia. Na początku było mi trudno, bo musiałam zbudować na nowo swoją tożsamość – jako samodzielna osoba. Wyjechałam na drugi koniec Polski, ale było warto. Od siedmiu lat mam innego partnera, z którym tworzymy spokojny i szczęśliwy związek.

Hania: On był absolutnie pewny, że jestem tą jedyną, a ja byłam kompletnie zaskoczona

Poznaliśmy się w pracy, którą oboje dostaliśmy trochę przez przypadek, i bardzo szybko się zaprzyjaźniliśmy. Jeszcze chyba nie upłynął nawet miesiąc, a już byliśmy razem. Nie planowaliśmy tego, bo oboje byliśmy po długich związkach. 
Spotykaliśmy się dopiero kilka miesięcy. Leżeliśmy w łóżku, przytulaliśmy się, rozmawialiśmy. Wszystko działo się naturalnie i spontanicznie. W pewnym momencie padło to pytanie – bez pierścionka i klękania. On był absolutnie pewny, że jestem tą jedyną, a ja byłam kompletnie zaskoczona. Odmówiłam. Powiedział, że nie ma problemu, przecież i tak chce ze mną być. Po kilku latach ponowił pytanie, ale moja odpowiedź była taka sama. 
Miałam wtedy 22 lata i nie myślałam o ślubie, zwłaszcza po tak krótkim czasie trwania związku. Byliśmy razem przez kolejne dziewięć lat, ale w końcu się rozstaliśmy. Być może już wtedy, na samym początku, przeczuwałam problemy, którym miałam sprostać w przyszłości? Mimo tych doświadczeń dziś jesteśmy przyjaciółmi.
Z perspektywy czasu myślę, że trochę się też wtedy przestraszyłam – przerażała mnie wizja związania się z kimś na całe życie. Wciąż nie wiem, czy jest to możliwe. Wierzę, że ślub nie jest potrzebny do tego, by być z kimś szczęśliwym i tworzyć rodzinę, a małżeństwo nakłada na związek ogromną presję, która w dzisiejszych czasach nie jest potrzebna. Wszystko jest tak naprawdę kwestią umowy między dwojgiem ludzi, którzy decydują się być ze sobą. Nie jestem dogmatyczką i gdybym musiała wziąć ślub z powodów formalnych, choćby ze względu na dzieci, to pewnie bym to zrobiła. Ale tylko z dwojgiem świadków, w urzędzie i najchętniej w ciepłym kraju.

Inka: Kiedy moi bliscy dowiedzieli się, co się stało, stwierdzili, że powinnam przyjąć oświadczyny

Poznaliśmy się przypadkiem we Wrocławiu, gdzie wtedy mieszkałam. Początek naszej znajomości był bardzo filmowy – on spóźnił się na pociąg do Warszawy, a ja właśnie zerwałam z chłopakiem. Świętowałam to przy butelce wina z przyjaciółką, która namówiła mnie na Tindera. Spotkaliśmy się tego samego dnia i od razu się w sobie zauroczyliśmy.
Już po trzech miesiącach podjął temat naszej przyszłości. Zaczęły się wspólne podróże, koncerty, knajpy, poznawanie rodziny i przyjaciół. Wszyscy byli nim oczarowani, a my byliśmy szczęśliwi, szaleni, zakochani. On był wpatrzony we mnie jak w obrazek, często mnie odwiedzał, ale widziałam, ile wymaga to od niego wyrzeczeń, więc postanowiłam przeprowadzić się do Warszawy. Jednak życie w stolicy mnie pochłonęło – nowe środowisko, praca, znajomi. Wszystko było świeże, fascynujące i pociągające. Miałam zgrany zespół w pracy. Lubiliśmy spotykać się też w czasie wolnym, przez co mój partner, bardziej introwertyczny niż ja – czerpiąca energię z bycia w towarzystwie i uczestniczenia w różnych wydarzeniach – zostawał z boku. 

Po roku naszej znajomości, podczas spaceru po Łazienkach, nagle uklęknął i oświadczył mi się. Byłam w szoku, powiedziałam, że nie mogę przyjąć od niego pierścionka, i resztę spaceru przepłakałam. Kiedy moi bliscy dowiedzieli się, co się stało, stwierdzili, że powinnam przyjąć oświadczyny. Przez kilka dni biłam się z myślami, czy dobrze zrobiłam, więc zadzwoniłam do niego, mówiąc, że potrzebuję czasu, żeby wszystko sobie poukładać. I choć tęskniłam, wiedziałam, że nie mogę się z nim spotkać, nie chciałam bawić się jego uczuciami. To był bardzo trudny czas, w którym codziennie zadawałam sobie pytanie: „Czy z tym mężczyzną chcę spędzić resztę swoich dni?”. Ostatecznie wybrałam inaczej. 
Dziś żałuję, że przeze mnie cierpiał, żałuję też nas. Teraz wiem, ile znaczy partner, dla którego zawsze jestem priorytetem. Byłam jednak za młoda na taki związek – za dużo było mnie, a za mało jego.

Kaja Werbanowska
Proszę czekać..
Zamknij