Znaleziono 0 artykułów
04.10.2023

Joanna Okuniewska: Rodzicielstwo to przyspieszony kurs rozwoju osobistego

04.10.2023
Joanna Okuniewska (Fot. Maciek Nowak)

Nie przewidziałam tego, jak obezwładniające jest poczucie nieustannego przebodźcowania. Będąc matką, naprawdę trudno odpocząć. Nie wystarczy wyjść na jogę i na kawę – mówi Joanna Okuniewska. Królowa polskich podcastów po kultowych programach „Tu Okuniewska” oraz „Ja i moje przyjaciółki idiotki” nagrywa teraz „Matka matce”, by „obalić mity na temat rodzicielstwa i wychowania, które wciąż u nas pokutują”. 

Co wiedziałaś o macierzyństwie, zanim zostałaś matką, a czego się po tym doświadczeniu nie spodziewałaś?

Wiedziałam na pewno, że macierzyństwo wiąże się z wysiłkiem fizycznym – gorzej się śpi, bo dziecko płacze, ma kolki, jest wymagające. Spodziewałam się też trudności organizacyjnych. W tych kwestiach macierzyństwo potraktowało mnie łagodnie – Hela była dosyć łatwym niemowlęciem. 

Naczytałam się też o porodzie i połogu, więc wiedziałam, że może być ciężko. Na szczęście najgorsze scenariusze się nie ziściły. Pozytywnie się rozczarowałam. 

Natomiast nie przewidziałam, że tak obezwładniające będzie poczucie nieustannego przebodźcowania. Będąc matką, naprawdę trudno odpocząć. Nie wystarczy wyjść na jogę i na kawę. 

Nie odpoczywa się też dlatego, że zawsze o wszystkim trzeba pamiętać – co uprać, co kupić, kiedy iść do lekarza. A i tak niczego nie zaplanujesz, bo dziecko ci akurat padnie na drzemkę i nic z tym nie zrobisz. 

Joanna Okuniewska (Fot. Maciek Nowak)

I każde dziecko – tak jak człowiek – jest inne, więc każde ma inne potrzeby

Tak, więc musiałam zrewidować pewne plany. Helena nienawidziła jeździć w wózku, nienawidziła wszelkiej formy zniewolenia, ograniczenia, unieruchomienia, więc mój pomysł na wycieczki po Islandii, wspinanie się z dzieckiem w plecaku, nigdy się nie zrealizował. Ona pamięta to zresztą do dziś. – Nienawidziłam fotelika i krzyczałam – mówi mi, pokazując, jak ściągała sobie pasy w samochodzie. Podczas każdej podróży samochodem musiałam odstawiać teatr, np. śpiewać piosenki przez całą drogę, wymyślać zabawy. Pamiętam to uczucie przemęczenia w głowie. Nawet gdy Helena spała, mój mózg pracował na przyspieszonych obrotach. 

Poczułaś, że wszystko się przewartościowało, odkąd zostałaś mamą?

Tak, miałam taki moment, świeżo po porodzie, jeszcze na haju, dumna z tego, co zrobiło moje ciało. To takie core memory – trzymam w ręku to malutkie dziecko i myślę sobie, że wcześniej przejmowałam się zupełnie nieważnymi rzeczami. Ważne jest teraz tylko to.

A karmienie przychodziło ci bez trudu?

Karmienie okazało się wyzwaniem. Odstawiłam Helenę od piersi, gdy miała 18 miesięcy. Doskonale pamiętam ten moment – była piękna zorza polarna, obie płakałyśmy, a Amadeusz nosił ją na rękach. Odzyskałam wtedy część siebie, część utraconej wolności. 

Co zrobiłaś?

Wyszłam na kolację z przyjaciółką, żeby to uczcić. Wreszcie mogłam też pojechać na dłużej, dwa-trzy dni do Polski. Wtedy dziadkowie przylatywali do Heli. A ja nie wiedziałam, co mam zrobić z tymi godzinami, które mam dla siebie – nie chciałam ich zmarnować, czułam, że muszę zrobić coś pożytecznego. 

Zmieniłaś się pod wpływem doświadczeń rodzicielskich?

Tak, bycie rodzicem wiąże się z przyspieszonym rozwojem osobistym. Wcale niełatwo powstrzymać się od wykorzystywania naszej „przewagi” jako dorosłych. Nie można dać upustu nerwom, nie można zalać dziecka własnym stresem, trzeba być uwrażliwionym na nie w większym stopniu niż na siebie. Nie zawsze udaje mi się trzymać emocje na wodzy – zdarza mi się podnieść głos, wtedy ona płacze, a mi jest tak strasznie głupio. Zawsze ją przepraszam. I mówię, że ją kocham. I że nakrzyczałam nie dlatego, że ona zrobiła coś złego, tylko dlatego, że byłam zdenerwowana. A najgorzej, gdy i ona jest głodna i zmęczona, i ja. Wczoraj i ja się wkurzyłam, i ona. Ważne, żeby taki błąd naprawić. Pogadać z dzieckiem, żeby nie czuło się winne. Ale to dużo kosztuje, bo stajesz się kontenerem na trudne emocje dziecka, te emocje, które samo jeszcze nie do końca potrafi przepracować. 

Joanna Okuniewska (Fot. Maciek Nowak)

W tym współcześni rodzice są inni od matek i ojców z poprzedniego pokolenia.

Tak, my jeszcze byliśmy wychowani przynajmniej po części w strachu przed autorytetem rodziców. Czasem bałam się moich rodziców. 

Czułaś wsparcie innych matek?

Tak, od początku ciąży. Zaszłam w ciążę w czasie pandemii, więc nie mogłam wracać do Polski. Brzuch mamie i przyjaciółkom pokazywałam przez kamerkę internetową. Na każdym kroku czułam, że ktoś o mnie myśli. Moja przyjaciółka Aneta, która pracowała wtedy w knajpie, przygotowała mi catering na czas połogu, żebym nie musiała się martwić gotowaniem. Gdy Helena miała dwa tygodnie, przyleciała do nas mama Amadeusza. I spała z nią, bo ja wciąż się budziłam. Mała wydawała dziwne dźwięki, a mnie wciąż się wydawało, że coś jest z nią nie tak. Więc babcia z nią spała, a mnie budziła tylko na karmienie. 

Nigdy nie czułam się oceniana, tylko doceniana. Wiem, że to rzadkość, bo często dziewczyny w ciąży i młode matki słyszą komentarze swoich matek czy teściowych, które nie zrewidowały swoich przekonań na temat macierzyństwa od 40 lat.

Czy podcast tworzysz po to, żeby żaden rodzic nie czuł się osamotniony?

Trochę tak. Ale on nie jest tylko dla rodziców, ale też dla dziadków, wujków, koleżanek, każdego, kto chce się dowiedzieć czegoś więcej o wychowaniu dzieci. 

Prowadzę podcast po to, żeby obalić mity na temat rodzicielstwa i wychowania, które wciąż u nas pokutują. Źródeł wiedzy jest mnóstwo, trzeba dokonać wyboru, przejrzeć je. I nie powielać schematów, które się nie sprawdziły. W końcu o błędach wychowawczych, często popełnionych przez naszych rodziców nieświadomie, rozmawiamy teraz na terapiach.  

Na przykład?

Podsycanie w dziecku lęku przez mówienie: „Jak będziesz niegrzeczna, to ten pan cię ode mnie zabierze”. Zamiast lęku chcę dać dziecku poczucie bezpieczeństwa i pewność, a zamiast kontroli – wolność. Nie ograniczać go. 

Myślisz o swoim dzieciństwie, wychowując Helę?

Tak, mając dziecko, jestem bardziej wyczulona na to dziecko we mnie. Nie mogę zapewnić mojemu dziecku szczęśliwego dzieciństwa, nie powracając do własnego. Jestem w trakcie terapii EMDR, która stymuluje mózg. Trzeba sobie przypominać wydarzenia z przeszłości, łącznie z uczuciami w ciele, które wtedy występowały, z widokami, które widzieliśmy, zapachami i smakami. Hela jest do mnie bardzo podobna, więc czasem mi trudno odseparować ją od siebie. Ale wiem, że jest odrębną istotą, nie mogę nakładać moich doświadczeń na nią. 

Co wyniknęło z twoich różnych lektur i poszukiwań?

Że rodzicielstwo bliskości w takiej formie, jaka każdemu pasuje, bo to pojemna formuła, naprawdę się sprawdza. Bo pozwala widzieć w dziecku po prostu drugiego człowieka. 

To oznacza partnerstwo?

Tak, partnerstwo. Nie przyjaźń. Bo nie uważam za przyjaciółkę ani córki, ani mojej matki. Ale prowadzę z Heleną otwartą komunikację. Gdy ona jest zmęczona, może to wyrazić. A gdy ja mam dosyć, też się do tego przyznaję. 

Joanna Okuniewska (Fot. Maciek Nowak)

Kolegujesz się wyłącznie z innymi matkami?

Nie, mam sporo znajomych bez dzieci, którzy uwielbiają Helę. Niektóre znajomości zawiązuję w żłobku czy przedszkolu, ale one nie są na zawsze. Wiadomo, że czasem łatwiej umówić się z kimś, kto wie, że możesz odwołać w ostatniej chwili, bo dziecko akurat dostało gorączki. 

Rozmawiasz z bezdzietnymi koleżankami o macierzyństwie?

Nie, czasami w ogóle nie poruszam tematu Heli. I nigdy nikogo do tego nie namawiam, bo jako matka wiem, że to zmienia wszystko. To jest zbyt poważna, intymna sprawa. Ja też już wiem, że nie zrobię wszystkiego, co bym chciała, bo jestem matką. Marzy mi się szkoła jogi w Pendżabie, ale nie zostawię Heli i nie polecę do Indii. Muszę dopasować moje życie do drugiego, małego człowieka, który też ma już swoje życie – przedszkole, koleżanki. 

A czego nauczyłaś się od matek na Islandii?

Mają więcej luzu niż Polki. Potrafią zostawić dziecko w wózku przed kawiarnią i wejść po ciastko. Nikt się też nie przejmuje tym, że dziecko krzyczy w knajpie – nie ucisza się go, nie mityguje. Ostatnio mówiłam sąsiadce, że w Polsce jest to głupie powiedzenie – „dzieci i ryby głosu nie mają”. Była wstrząśnięta. 

Tu też nikt nie ocenia innych rodziców – dziecko może mieć brudne uszy i brudną sukienkę, nikogo to nie obchodzi. Dzieci są tu po prostu częścią społeczeństwa. Wszędzie są klubiki, punkty dla dzieci, nawet w sex shopie organizuje się spotkania dla matek. 

Z drugiej strony widziałam, że pozwala się dzieciom wypłakiwać, bez pocieszania ich. 

A dlaczego wybrałaś Islandię?

Przede wszystkim ze względu na bezpieczeństwo klimatyczne. To najważniejsze, co mogę dać mojemu dziecku. 

Nie obawiałaś się wychowania dziecka w innym kraju?

Nie. Hela ma kontakt i z jedną, i z drugą kulturą. Czytam jej książeczki po polsku, posługuje się dwoma językami, niemal codziennie rozmawia z dziadkami. 

Co cię najbardziej irytuje w dyskursie parentingowym?

Tematy zastępcze. Rozdmuchiwanie nieważnych rzeczy. W jednym z pierwszych odcinków opowiadałam o tej obsesyjnej wręcz dbałości o bezpieczeństwo – monitory oddechu w łóżeczku itd. A za mało mówi się o emocjonalnych wyzwaniach, związanych z macierzyństwem. Od tego, jaki model wózka wybierzesz, o wiele ważniejsze jest to, czy darzysz dziecko szacunkiem. Ale ogólnie temat dzieci jest niesamowicie polaryzujący – czasem się dziwię, że się jeszcze nie pozabijaliśmy o to, kto ma lepsze nosidełko. 

Rodziców, którzy nie zwracają uwagi na takie rzeczy, traktuje się niemal z pogardą.

Tak. Dyskryminuje się matki z gorszym dostępem do wiedzy czy też takie, który my uważamy za gorzej wyedukowane. Snobujemy się na przedszkola Montessori, drewniane zabawki, niepuszczanie bajek. 

Matki traktują rodzicielstwo ambicjonalnie?

Tak, ale to też kwestia baniek. Nie tylko „kobiety sukcesu” zostają matkami. W drugim sezonie podcastu rozmawiam z różnymi dziewczynami, niekoniecznie znanymi, których wizja macierzyństwa mnie przekonuje. 

Szukasz też odmiennych perspektyw? 

Tak, bo wielu doświadczeń nie będę miała. Nie jestem macochą, nie planuję drugiego dziecka, nie stworzę wielkiej rodziny. 

Zawsze wiedziałaś, że będziesz miała jedno dziecko?

Tak. Wiedziałam, że zostanę matką, bo chciałam dać dziecku takie dzieciństwo, jakiego sama nie doświadczyłam. A jedno dziecko dlatego, że tyle wystarczy mi zasobów energetycznych i emocjonalnych. Więcej nie mam. Chciałam być obecną mamą, co przy moim ADHD nie jest takie łatwe. Jestem postrzeloną, zapominalską osobą, która łatwo traci równowagę, ma skłonność do depresji. I uczestniczę aktywnie w życiu mojego dziecka. Nie chcę, żeby pamiętała, że zostawała sama, bo ja byłam wciąż zajęta. Staram się tak organizować życie, żeby mieć jak najwięcej czasu dla niej. Co nie oznacza rezygnacji z pracy. 

Joanna Okuniewska (Fot. Maciek Nowak)

A chciałaś szybko wracać do pracy?

Tak, narzuciłam sobie szybkie tempo. Wydawało mi się, że zmobilizowanie się do gadania do mikrofonu przez godzinę, dwie dziennie nie powinno stanowić wyzwania. A jednak. 

Masz też czas dla siebie? 

Tak, mogę zrobić sobie „wakacje od dziecka”. Ostatnio byłam w Warszawie całą noc na imprezie techno i ani przez chwilę nie pomyślałam o sobie jako o matce. Wiedziałam, że jest szczęśliwe i zaopiekowane.

To działa zwłaszcza teraz, odkąd mamy z Amadeuszem opiekę naprzemienną. Mamy to szczęście, że pozostajemy w dobrych relacjach po rozstaniu. Bywamy wciąż we trójkę, ale najczęściej Helena jest albo ze mną, albo z tatą przez 4-5 dni, a potem zamiana. Na razie ma dwa domy, dwa pokoje i dwa komplety zabawek, więc jej się podoba. Ale wiem, że przyjdzie trudniejszy moment. 

Gdy zapyta, co się stało, że rodzice nie są już razem?

Na pewno. Ogłosiliśmy rozstanie oficjalnie w mediach społecznościowych, bo nie chciałam, żeby ktoś zrobił to za mnie. Niektórzy zareagowali dziwnie – nie mogli uwierzyć, że autorka podcastu o związkach i terapeuta par mogą się rozstać. Zanim to zrobiliśmy, porozmawialiśmy z terapeutą o tym, jak powiedzieć to Heli. I, oczywiście, rozmawialiśmy z nią. 

Na szczęście na Islandii jest mnóstwo rodzin patchworkowych. To jest szansa na szczęście, bo z jednej strony dziecko ma rodzica na wyłączność, a z drugiej zyskuje nową siostrę, nową ciocię, nowy kontekst. Gdy jestem z nią sam na sam, mamy swoje rytuały, a inne Helena buduje z tatą. Zasady też się subtelnie różnią – tata ma gofrownicę, a mama nie, u taty nie można walić zabawkami w podłogę, bo mieszka na piętrze, a u mnie można, bo to parter. 

Co lubisz robić z Helą?

Chodzimy na basen, na lody, ona opowiada mi niestworzone historie, wymyśla bajki. Właściwie każdy moment jest fajny. Ostatnio powiedziałam jej, że ją kocham, a ona szepnęła mi do ucha: „Ja ciebie też, mamo”.

Anna Konieczyńska
Komentarze (1)

Małgorzata Wiśniewska05.10.2023, 12:16
Ta pani ma JEDNO dziecko. Wychowuje je w przyjaznym.kraju gdzie nie ma idiotow sterujących z góry macierzyństwem o jakim przebodźcowaniu ona mówi
Proszę czekać..
Zamknij