Znaleziono 0 artykułów
15.01.2023

Najlepsze role Timothéego Chalameta

15.01.2023
(Fot. materiały prasowe)

W 2023 roku do kin trafią dwa nowe filmy z Timothéem Chalametem w roli głównej – „Wonka” i „Diuna: Część druga”. W oczekiwaniu na premiery wybieramy najlepsze dotychczasowe kreacje aktora.

„Uwiązani”: Początki

 

Timothée Chalamet zadebiutował na małym ekranie jako 13-latek, ale przez kolejne lata grał głównie epizodyczne role. Jego rodzice nalegali, by najpierw skończył szkołę, a dopiero potem skupił się na karierze. Tak też się stało. Miał zabłysnąć w nowym filmie reżysera „Juno” Jasona Reitmana – „Uwiązani”. Chalamet wcielił się tam w rolę Danny’ego Vance’a, szkolnego prześladowcy głównego bohatera (granego przez jego kolegę ze szkolnej ławki, Ansela Elgorta). Aktor zrobił to tak przekonująco, że już po pierwszym spotkaniu z jego postacią trzymamy kciuki za zemstę Tima.

„Miss Stevens”: Wieczny chłopiec

 

Zdaniem wielu drogę do Hollywood utorował aktorowi występ w „Interstellar” Christophera Nolana. To jednak rola Billy’ego w festiwalowym przeboju Julii Hart zapewniła Chalametowi jego najważniejszy dotychczas występ – w filmie „Tamte dni, tamte noce”. Luca Guadagnino był oczarowany talentem chłopaka i subtelnością jego występu. W „Miss Stevens” Chalamet zagrał nastolatka z problemami, który zakochuje się w swojej nauczycielce podczas wspólnej wycieczki. Pod przykrywką zblazowanego buntownika kryje się wrażliwy chłopak, któremu nigdy nie dano szansy na inne życie. Jeśli jeszcze nie widzieliście, dodajcie do listy „do obejrzenia”.

„Tamte dni, tamte noce”: Przełomowa rola

 

Choć dziś blask „Tamtych dni, tamtych nocy” częściowo przyćmiły kolejne skandale z udziałem Armiego Hammera, włoski romans Elia i Olivera pozostaje jedną z najpiękniejszych historii miłosnych ostatnich lat. W przeestetyzowanym filmie Guadagnino błyszczy przede wszystkim Chalamet, który daje popis swoich aktorskich możliwości. Jego występ docenili nie tylko widzowie i widzki na całym świecie, lecz także oscarowe jury, które przyznało mu pierwszą nominację do Oscara.

„Hot Summer Nights”: Nowy kierunek

 

Mimo natychmiastowego sukcesu Timothée Chalamet nie rzucił się w wir pracy. Chciał zastanowić się nad następnym krokiem. Tak na jego maila trafił scenariusz do „Lady Bird”, którego produkcją zajmowało się studio A24. Tak aktor trafił do grona ulubieńców producentów kina niezależnego, najpierw wcielając się w rolę Kyle’a w debiucie Grety Gerwig, a później Daniela w „Hot Summer Nights”. W filmie Elijahy Bynuma raz jeszcze gra nastolatka, którego nudne wakacje niespodziewanie zaczynają przypominać filmowy kryminał. Chalamet jako Daniel jest czarująco nieporadny i zabawny, udowadniając, że w rolach komediowych czuje się równie dobrze jak w dramatycznych.

„Mój piękny syn”: Aktorskie wyżyny

 

Większość krytyków jest zgodna, że występ w dramacie „Mój piękny syn” to najlepsza rola w karierze Chalameta. Aktorowi udało się zabłysnąć u boku tak doświadczonego duetu jak Steven Carrell i Amy Ryan. Jego kreacja Nica, młodego chłopaka zmagającego się z uzależnieniem, jest nie tylko przekonująca, lecz także poruszająca, nawet dla osób, które nie doświadczyły tego na własnej skórze. Aktorowi udaje się to zrobić bez przesadnej egzaltacji czy patosu. Brak oscarowej nominacji za ten występ to niedopatrzenie.

„Król”: Nowe szaty

 

Raz jeszcze w roli chłopca, który musi szybko dorosnąć. Tym razem dlatego, że został królem Anglii. Chalamet bezbłędnie ukazał zmianę, jaka zaszła w jego bohaterze. Początkowo beztroski książę zderza się z brutalną rzeczywistością samotności u władzy. Jedyny zarzut? Nieudana fryzura na grzybka, którą młody król Henryk na szczęście szybko porzucił.

„Małe kobietki”: Duet idealny

 

Od występu w „Lady Bird” Timothée Chalamet i Saoirse Ronan pozostają najlepszymi przyjaciółmi. Nic więc dziwnego, że gdy nadarzyła się okazja, by znów wejść razem na plan (na dodatek kolejnego filmu Grety Gerwig), od razu się zgodzili. – Każde z nich jest niezwykle zdolne, ale razem są po prostu genialni – mówiła później reżyserka. I rzeczywiście w „Małych kobietkach” Chalamet i Ronan grają pierwsze skrzypce, na zmianę bawiąc i wzruszając widzów.

„Kurier francuski z Liberty, Kansas Evening Sun”: Ulubieniec

 

Jednym z mierników hollywoodzkiego sukcesu jest przynależność do grona ulubieńców Wesa Andersona. Na przestrzeni ostatniej dekady reżyser zgromadził wokół siebie imponującą społeczność, składającą się z ekranowych legend, jak Tilda Swinton, Frances McDormand czy Bill Murray, oraz nowych talentów, w tym Chalameta. W „Kurierze francuskim” aktor wcielił się w przywódcę studenckiej rewolty. Z nastroszonymi włosami, młodzieńczym wąsem i dobrze skrojonym garniturem przypomina ikony francuskiego kina – Jean-Paula Belmondo i Alaina Delona. Oczywiście nieprzypadkowo. Andersonowi zależało na podkreśleniu francuskich korzeni aktora.

„Diuna”: Podróż bohatera

 

Do dziś nie mogę się pogodzić z faktem, że „Diuna” nie otrzymała ani jednej aktorskiej nominacji. Oscarowe jury zupełnie pominęło fenomenalne występy Rebeki Ferguson, Oscara Isaaca i Timothéego Chalameta. Nie wszystko stracone, bo do kin w nadchodzącym roku trafi druga część przygód księcia Paula, a kilka lat później zwieńczenie trylogii „Diuny”. Chalamet świetnie odnalazł się w roli młodego Atrydy, który po zamachu na swoje życie musi szukać schronienia wśród rdzennych mieszkańców Arrakis. Wzorowym tego przykładem jest scena próby Gom Dżabbar, w której partnerowała mu sama Charlotte Rampling.

„Do ostatniej kości”: Inne oblicze

 

Występ w kontrowersyjnym romansie o przemierzającej kraj parze kanibali był dla Chalameta okazją do wyjścia ze strefy komfortu. Aktor zazwyczaj wciela się w jednoznacznie pozytywne postacie. Lee z „Do ostatniej kości” taki nie jest – to porywczy włóczęga, żyjący na marginesie społeczeństwa, który nie unika przemocy, kierując się własnym, pokrętnym pojęciem sprawiedliwości. Razem z Taylor Russell gwiazdor tworzy zabójczy duet, zarówno na ekranie, jak i na czerwonym dywanie. Poprosimy o więcej takich występów!

Julia Właszczuk
Proszę czekać..
Zamknij