Znaleziono 0 artykułów
26.03.2023

Slut shaming kobiet, które noszą „nagie sukienki”

26.03.2023
Emily Ratajkowski (Fot. Getty Images)

„I tak ma wyglądać dama?”, „Gdzie ten hollywoodzki glamour?”, „To jest niby sukienka?” – czytamy komentarze pod galerią zdjęć naked dress gwiazd. Stygmatyzuje się nie tylko celebrytki. Slut shamingu doznają też zwyczajne kobiety, które odsłaniają ciało. Kiedy wreszcie przestaniemy oceniać kobiety według dwóch przeciwstawnych wzorców: Madonny i ladacznicy? 

Komu wydaje się, że Emily Ratajkowski należy się tytuł pionierki naked dress na czerwonym dywanie, niech uważniej prześledzi historię mody. O tej najsłynniejszej z pierwszych „nagich sukienek” przypomniała niedawno Kim Kardashian. Na MET Galę w 2022 r. założyła kreację Marilyn Monroe, w której ikona kina zaśpiewała „Happy Birthday” panu prezydentowi JFK. Równie błyszczącą, co przezroczystą sukienkę sama Kardashian nazwała „tą naked dress, od której wszystko się zaczęło”.

W ostatnich kilku latach na każdym czerwonym dywanie, czy to MET Gali, czy Oscarów, odsłanianie ciała jest na porządku dziennym. „Nagich sukienek” jest coraz więcej, choć pewnie należałoby powiedzieć, że coraz mniej… Niektóre gwiazdy ukrywają się wyłącznie za transparentnymi koronkami, kryształkami czy siateczkami, inne stosują wycięcia, które zakrywają jedynie „strategiczne” miejsca, jeszcze inne narzucają na siebie coś, co właściwie wygląda jak druga skóra. Czasami spod cieniutkiej warstwy materiału prześwituje bielizna, czasem gwiazdy są topless (o free the nipple więcej tutaj), niekiedy widoczne są także ich pośladki przedzielone paskiem od stringów. Jest może tylko jedna, nieprzekraczalna granica. Łono pozostaje zakryte – czy to mikromajtkami, czy cielistym body, czy sprytnym przeszyciem.

Emily Ratajkowski (Fot. Getty Images)

Naked dress działa na wyobraźnię, bo w sugestywny sposób pokazuje, że moda nie istnieje bez ciała, a ciało bez mody. W „nagiej sukience” niejako najlepiej wyraża się cała idea ubioru. Przecież ubieramy się właśnie po to, żeby jednocześnie zakryć i odsłonić. Strój ma być przedłużeniem ciała, a więc przedłużeniem naszej ekspresji. „Naga sukienka” to więc sukienka idealna, bo jednocześnie pokazuje nasz styl, czyli sposób, w jaki chcemy prezentować się światu, i ubranie najdoskonalsze – naszą skórę.

Kto nosi „nagie sukienki”

Pochlebne komentarze na temat naked dress mówią o emancypacji, feminizmie, odwadze. Negatywne umniejszają wartość kobiet, które odsłaniają ciało. Wyzywa się je od najgorszych. Stosuje slut shaming ze wszystkimi jego implikacjami. Po pierwsze uznaje się, że „nagą sukienkę” – przeciwstawioną „prawdziwej”, czyli takiej, która nie pokazuje za dużo ciała – założy tylko „łatwa” dziewczyna. Taka, która wysyła jasny sygnał, że jej ciało jest na sprzedaż, jej ciało jest seksualne, jej ciało zaprasza do bycia oglądanym. „Dama tak się nie ubiera” – czytamy pod postem z ostatnią stylizacją Emily Ratajkowski. Po drugie, ta „slut”, która nosi tę sukienkę, sama jest sobie winna. Jeśli coś jej się stanie, to przecież się o to prosiła. To coś nie musi być fizyczną przemocą – każdy komentarz w swej istocie przemocowy – wydaje się uprawniony, bo przecież ta niemal naga kobieta wystawiła siebie i swoje ciało na ocenę. Niech więc nie narzeka, że przykleja się jej łatkę. Albo uznaje ciało za nie dość atrakcyjne. Po trzecie, w slut shamingu wstyd jest równie istotny, co oskarżenie o bycie zdzirą. Jako że uczy się nas, że ciała trzeba się wstydzić, nie ma nic łatwiejszego niż zawstydzić tę bezwstydnicę, która najwyraźniej nie odebrała lekcji pokory. Najmocniej należy potępić żony i matki. To, że singielka się rozbiera, to jeszcze zrozumiałe, w końcu szuka faceta. Ale żona? Widocznie mąż jej nie upilnował. A matka? Co ona powie dzieciom, gdy taką ją zobaczą? Po oscarowym przyjęciu „Vanity Fair” najbardziej oberwało się zresztą Ciarze, gdzie dodatkowo w grę wchodziła kwestia koloru skóry. Ciara – czarna żona i matka – została w internecie odsądzona od czci i wiary, zwłaszcza przez czarnych mężczyzn, którzy uznali, że wokalistka należy do swojego męża, więc nie powinna tak się zachowywać. 

Zoe Kravitz (Fot. Getty Images)

Naked dress na czerwonym dywanie: Zdrowe podejście do ciała i nagości

Nie jestem gwiazdą, nie bywam na czerwonych dywanach i nie noszę „nagich sukienek”, bo przy polskiej pogodzie zwyczajnie bym w nich marzła. Ale ilekroć ubierałam się skąpo, reakcją było w najlepszym wypadku zdziwienie: „Ty? Taka porządna i poważna? Prymuska?”. Nie mieściło się w głowie, że można jednocześnie rezygnować ze stanika i dostawać piątki. A może te piątki to właśnie przez ten brak stanika? Zostałam wychowana bez wstydu, za co muszę podziękować moim rodzicom. Gdy większość koleżanek w szatni przed wuefem wykonywała ekwilibrystykę, by nie pokazać centymetra ciała więcej, ja nie miałam z tym problemu. Pewnie byłam za młoda, żeby rozumieć, że moim zachowaniem mogę naruszać czyjeś granice. Ale nie rozumiałam też, co mogłoby być wstydliwego w piersiach czy pupie. Nie zapomnę też przerażonych min koleżanek, gdy nie zakrywałam się przesadnie przed chłopcami. Nagość i seksualność nie były i nie są dla mnie tożsame. Wiedziałam od zawsze, że nagość nie jest zaproszeniem do seksu. I że nie jest uprawniony osąd, że odsłonięte kobiece ciało wysyła „jednoznaczny” sygnał.

Rihanna (Fot. Getty Images)

Niestety, wiele kobiet wciąż utwierdza się w przekonaniu, że nagość nie ma klasy. Sztandarowym przykładem popkulturowego slut shamingu jest koszmarny program „Projekt Lady”, w którym Małgorzata Rozenek i samozwańcze ekspertki uczyły „rozwydrzone dziewuchy”, jak nosić białe koszule zapięte na ostatni guzik. Tak ubrane miały stać się lady. Z odsłoniętym pępkiem na salony wstępu nie miały. Na szczęście czasy się zmieniają, a wysyp „nagich sukienek” na czerwonym dywanie mocno się do tej rewolucji przyczynił. 

Gdy już odeślemy do lamusa tych, którzy przeciwstawiają posiadaczki „nagich sukienek” porządnym kobietom, należałoby się rozprawić z autorami pochlebnych komentarzy. Nie, noszenie naked dress nie jest aktem odwagi, a w każdym razie nie powinno być za takowy uważany. Kobieta ma prawo robić ze swoim ciałem i czuć się ze swoim ciałem dokładnie tak, jak chce. Nagość może być manifestem, ale nie musi. Jest o tej, która się rozbiera, a nie o tym, kto patrzy.

Anna Konieczyńska
Proszę czekać..
Zamknij