Znaleziono 0 artykułów
24.02.2024

„Niebiańska plaża” o kulisach turystycznego raju nadal jest aktualna

24.02.2024
(Fot. Getty Images)

Lazurowa woda, drobny piasek, cisza i odosobnienie – w „Niebiańskiej plaży” Danny’ego Boyle’a z 2000 roku znajdziemy wszystko, co kojarzy nam się z rajską wyspą. Jednak w adaptacji powieści Alexa Garlanda idylla okazuje się mieć także mroczne oblicze. A przypadek filmowej Zatoki Maya Bay – na którą po premierze filmu zaczęło przyjeżdżać nawet 7-8 tysięcy osób dziennie – pokazuje brak odpowiedzialności branży filmowej za popularyzowanie atrakcyjnych lokacji i skłania do refleksji nad generowanymi przez przemysł filmowy szkodami ekologicznymi.

Według trendów podróżniczych na 2024 r. Tajlandia stanie się najpopularniejszą destynacją wakacyjną. Ma ją odwiedzić o 50 proc. turystów więcej niż w ubiegłym roku. Wzrost zainteresowania azjatyckim krajem przypisuje się przede wszystkim serialowi „Biały Lotos”, którego trzeci sezon rozgrywa się w Tajlandii (według danych portalu Kiwi.com po premierze drugiego sezonu usytuowanego na Sycylii odnotowano rekordową sprzedaż biletów lotniczych na włoską wyspę).

To nie pierwszy raz, kiedy branża filmowa wpływa na turystyczną atrakcyjność Krainy Uśmiechu: podobna sytuacja miała miejsce prawie ćwierć wieku temu po premierze „Niebiańskiej plaży” (2000) w reżyserii Danny’ego Boyle’a. Jak donosi CNN, na sportretowaną w filmie Zatokę Maya Bay na wyspie Ko Phi Phi Lee zaczęło przyjeżdżać nawet 7-8 tys. osób dziennie. W efekcie została zrujnowana biosfera, w tym niemal doszczętnie zniszczone rafy koralowe, co doprowadziło do decyzji o tymczasowym zamknięciu plaży w 2018 r., aby ekosystem mógł się zregenerować. Ochrona przyrody i odpowiedzialność branży filmowej za degradację środowiska to tylko wybrane tematy, które wciąż powracają przy okazji tego tytułu.

Kierunek: Raj na ziemi

Przypadek Zatoki Maya Bay dobrze pokazuje problemy wynikające z nadmiernie ekspansywnej turystyki oraz skłania do pytań o szkody ekologiczne generowane przez przemysł filmowy, ślad węglowy kina oraz odpowiedzialność związaną z popularyzowaniem atrakcyjnych lokacji. W trakcie zdjęć do „Niebiańskiej plaży” do Zatoki Maya Bay, znajdującej się na terenie parku narodowego (sic!), sprowadzono koparki mające poszerzyć wybrzeże, a dla zwiększenia idylliczności portretowanego krajobrazu w miejscu tamtejszej roślinności zasadzono palmy kokosowe. Niedługo po zakończeniu zdjęć lokalne władze złożyły pozew sądowy przeciwko wytwórni filmowej i agencji rządowej, żądając odszkodowania oraz rekultywacji zatoki. Proces toczył się latami, a wyrok w sprawie zapadł dopiero w 2022 r.: po 22 latach sąd najwyższy nakazał dalsze kontynuowanie prac na rzecz odnowy tego ukochanego przez turystów (i przemysł filmowy) miejsca.

Pokolenie X szuka sensu życia

To o tyle ironiczne, że film między kolejnymi scenami nurkowania w krystalicznie czystej wodzie stawia także pytania o konsekwencje niezrównoważonej turystyki i komercjalizację dziewiczych miejsc w celu zapewnienia hedonistycznych doznań backpackersom z dobrych domów i zamożnych państw. Obraz został nakręcony na podstawie bestsellerowej powieści wówczas 26-letniego Alexa Garlanda, znanego dziś głównie z reżyserii takich filmów, jak „Ex Machina” (2014), „Anihilacja” (2018) czy „Men” (2022). Jej główny bohater, młody Amerykanin Richard, jak sam przyznaje, leci za ocean, aby „szukać czegoś piękniejszego. Większych emocji. Nawet niebezpieczeństw”. Pisarzowi udało się uchwycić specyficzny klimat lat 90., kiedy wielu ludzi decydowało się na podróżowanie z plecakiem po Tajlandii, Wietnamie i Kambodży. Richard reprezentuje znudzone dostatnim i bezpiecznym życiem pokolenie X, które w odległych destynacjach bezskutecznie poszukuje intensywnych doznań i poczucia sensu. „Przebywamy tysiące mil, aby patrzeć w telewizor i mieć takie wygody jak w domu” – powie w pewnym momencie narrator z offu.

Zasygnalizowane w filmie procesy rozwoju XXI-wiecznej turystyki tylko się pogłębiły. Nikogo już nie dziwią studenckie programy wymiany międzynarodowej, gap years spędzane na podróżach dookoła świata czy kolejki spragnionych adrenaliny poszukiwaczy przygód na Mount Everest.

(Fot. Getty Images)

Tag Maya Bay: 200 tysięcy postów

Jest jednak podstawowa różnica między wciąż świeżym (choć orientalizowanym) światem, w którym pragnie odnaleźć siebie Richie, a wrażeniami ze współczesnych wycieczek, eskapad i wędrówek. „Niebiańska plaża” portretuje moment tuż przed popularyzacją internetu i mediów społecznościowych, kiedy wciąż z naiwną szczerością można było na skrawku papieru naszkicować sekretną mapę wskazującą drogę do ukrytej idylli. Dziś ten analogowy akcent w sercach widzów i widzek przyzwyczajonych do powszechności geolokalizacyjnych oznaczeń może wywołać uśmiech i nostalgię. Tym bardziej gdy sprawdzą tag Maya Bay na Instagramie: dziś pod tym oznaczeniem znajduję ponad 200 tys. postów.

„Niebiańska plaża”: Ambitna porażka?

Choć od początku produkcja była mocno krytykowana zarówno przez widzów, jak i fanów powieści oraz dziennikarzy, to trudno odmówić jej fantazji i pewnej brawury. Powierzenie przez studio 20th Century Fox reżyserii młodemu Danny’emu Boyle’owi – wciąż bardzo docenianemu po sukcesie „Trainspotting” (1996) – wiązało się z obietnicą szalonego, wizjonerskiego kina. Początkowo w rolę Richarda miał się wcielić znany ze współpracy z Boyle’em Ewan McGregor, ale ostatecznie tę rolę powierzono gwieździe „Titanica”, Leonardowi DiCaprio.

Wbrew pokładanym w produkcji nadziejom film został uznany za zagmatwany, trywialny i po prostu głupkowaty; fani powieści narzekali, że scenariusz za bardzo odbiega od literackiego pierwowzoru. Natomiast DiCaprio za swoją rolę dostał nominację do Złotej Maliny (choć – jak pisał Joe Reid na łamach „The Atlantic” – występ w „Niebiańskiej plaży” był też rzadką w jego karierze sytuacją, kiedy aktor podjął zawodowe ryzyko).

Historię inspirowaną prozą Garlanda można podzielić na dwie części: pierwsza obejmowałaby pobyt Richarda w Bangkoku połączony z próbą dostania się na tytułową plażę w towarzystwie pary młodych Francuzów. Druga część jest opowieścią o życiu w odnalezionej tam komunie – prywatnej (anty)utopii, dowodzonej przez autorytarną Sal (w tej roli niezawodna Tilda Swinton). Obie części pozostają względem siebie nierówne: ekspozycja przywodzi na myśl narrację z „Trainspotting”, mając w sobie lekkość i tempo, które gdzieś zagubiły się w rozwinięciu. Punkt ciężkości z interesującego wątku budowania odosobnionej mikrospołeczności, nawiązującego do m.in. „Władcy much” Williama Goldinga, zostaje przeniesiony na nieprzekonującą przemianę wewnętrzną Richarda. Z krnąbrnego poszukiwacza przygód, który potrafi gołymi rękami zabić rekina, nagle staje się – jak to zgrabnie ujął krytyk Roger Ebert – „samozwańczym Tarzanem” alienującym się w dżungli od reszty grupy.

Danny Boyle – podobnie jak Garland w literackim pierwowzorze – także przywołuje liczne tropy popkultury: gry komputerowe (jak „Tekken” czy „Super Mario”) czy filmy, w szczególności te o wojnie w Wietnamie („Czas Apokalipsy”, 1979), które pokolenie X poznało tylko w zapośredniczonej formie. Z perspektywy czasu te aluzje stają się karykaturalne, a część z nich wręcz niezrozumiała. Scenariusz obfituje w absurdalne rozwiązania: sekwencję, w której społeczność wynosi do lasu Szweda ugryzionego przez rekina, by móc fantazjować o życiu w raju na ziemi, nawet trudno sensownie skomentować.

Dostatek osiągany kosztem zmian klimatu

A jednak jest w tym filmie coś, co sprawia, że – jestem o tym przekonana – będzie się do niego jeszcze długo wracać. Nie tylko ze względu na młodego Leo, którego obecność w tej produkcji z całą pewnością wpłynęła na popularność „Niebiańskiej plaży”, lecz także na autentyczny entuzjazm i zaraźliwy głód przygody, jaki emanuje z tego obrazu. I choć „Niebiańską plażę” trudno uznać za film spełniony – mimo wspaniałych zdjęć Dariusa Khondjiego (m.in. „Siedem”, „Ukryte pragnienia”) i kompozycji Angelo Badalamentiego (m.in. „Twin Peaks”, „Prosta historia”), uzupełnionych utworami Briana Eno czy Moby’ego – to wywołuje przyjemny sentyment i uruchamia nieoczywiste skojarzenia.

Finałową sekwencję mój partner zinterpretował jako koszt, który decyduje się ponieść zachodnie społeczeństwo, by utrzymać wysoki poziom życia. I czyni to ze świadomością, że ten dostatek okupiony jest ociepleniem klimatycznym, wyzyskiem ekonomicznym krajów globalnego Południa i gigantyczną (choć usuwaną zarówno z filmowego, jak i instagramowego kadru) ilością śmieci.

I choć rajski owoc okazał się robaczywy, a kolejna utopia się nie dopełniła, warto było udać się w drogę.

Joanna Najbor
Proszę czekać..
Zamknij