Znaleziono 0 artykułów
18.10.2023

Pod adresem Serge’a Gainsbourga

18.10.2023
Serge Gainsbourg i Jane Birkin / (Fot. East News)

Wieża Eiffla drży z trwogi, bo Paryż ma nową atrakcję, muzeum Serge’a Gainsbourga, autora wielkich szlagierów i głośnych skandali XX wieku.

Maison Gainsbourg to pomysł Charlotte, córki Serge’a Gainsbourga i Jane Birkin, aktorki, piosenkarki, dziecka dwóch legend i pół, bo tata zawsze wyrabiał 150 procent normy. O tym, że w mieszkaniu przy rue de Verneuil powstanie muzeum, Charlotte zdecydowała zaraz po śmierci Serge’a. Wiedziała, czego chce, ale jak to zrobić, myślała ponad 30 lat. Walczyła z demonami przeszłości, z plotkami i insynuacjami, ze strachem przed obnażaniem przed obcymi; pojęcie życie prywatne rozumie inaczej niż rodzice. Bez czekania na okrągłą rocznicę 20 września tego roku Maison Gainsbourg otworzyło się dla wszystkich, którzy chcą wejść w butach w intymność i dorobek Serge’a, linia demarkacyjna między tymi strefami wyznaczona w 1969 roku zostaje zniesiona.

Najbardziej podniecającą częścią ciała człowieka są jego struny głosowe, twierdzi Serge, kompozytor, tekściarz, malarz, aktor, reżyser filmowy i telewizyjny, hurtownia pomysłów, zawsze chętny do współpracy. Nie lubi mocnych głosów, za bardzo rajcują się własnym brzmieniem, woli gwiazdy, które wątpią w swoje warunki wokalne, z reguły słusznie. Najchętniej komponuje dla tych, w których się podkochuje, w zamian lubi czuć się odrobinę pożądany. To rodzaj gry, której reguły respektują wszyscy zdolni wybitnie i przyzwoicie: Juliette Gréco, Françoise Hardy, France Gall, Petula Clark, Vanessa Paradis… Problemy stwarza jedyna w tym zestawie bogini: Brigitte Bardot. Oddaje się Serge’owi cała, sugeruje, że na zawsze, ale po 82 dniach wraca do męża, Guntera Sachsa z dynastii von Opel – gruba kasa, playboy. Sachs ożenił się z BB, żeby wygrać zakład, czyli trochę też świnia. Bardot pośpiewuje w wielu filmach niegodnych zapamiętania, do słuchania nadaje się wyłącznie w duetach z dominującym Serge’em. „Bonnie i Clyde” z 1968 roku krytycy uważają za ważne, odurzające cztery minuty w historii popu, mimo że najseksowniejsza kobieta świata brzmi jak ekspedientka z monopolowego na godzinę przed końcem zmiany, a może właśnie o to chodzi. „Je t’aime… moi non plus” też jest dla i o BB, ale nagranie trafia na półkę, bo mąż się dowiedział i zaczął grozić bolesnym w skutkach rozwodem. BB wspięła się na szczyt możliwości, ale widok jej nie zachwyca, cierpi na chroniczny brak ambicji, show-biznes ją mierzi. Serge też cierpi, czuje się brzydki, nienawidzi siebie w całości oraz w kawałkach, zwłaszcza nosa, uszu i oczu, przeskalowanych, nigdy nie nauczy się szanować swojej cielesności. Skoro nie zasługuje na kobietę tego kalibru, co BB, już nigdy się nie zakocha. Dramatyzuje i w tym też jest doskonały, dlatego kupują go i radio, i kino, i telewizja, dzień po dniu budują legendę o tysiącu twarzach Serge’a, w tym raptem paru szpetnych.

Maison Gainsbourg / (Fot. East News)

Dłużej zwlekać nie ma sensu, do wnętrz przy rue de Verneuil trzeba na stałe wpuścić Jane Birkin. Serge kupił ten dom dla niej, dla nich, przedtem pomieszkiwał w pracowni. Pierwszy kontakt to porażka, na planie filmu „Slogan” Serge, lat 40, kpi ze scenariusza oraz pomysłu, by jego partnerką była jakaś cizia z Londynu, cały jej dorobek to dwie minuty w „Powiększeniu” Antonioniego, do tego w sposób haniebny kaleczy francuski. „Cizia”, bo to lata 60., papierosy są symbolem wyzwolenia, a seksistowskie teksty świadczą o szczerości oraz rozgryzieniu świata, otworzyć konto osobiste w banku bez pisemnej zgody męża lub ojca Francuzki mogą dopiero od 1965 roku. Jane lat 22 nie rozumie, o co temu staremu capowi chodzi, sama się do filmu nie pchała, gotowa jest na każdy scenariusz, zwłaszcza ten zakładający rychły koniec kariery, podobnie jak BB nie ma ambicji, umie znaleźć się w odpowiednim miejscu o właściwej porze, chyba wystarczy. „Slogan” jest o świecie reklamy i miłości, między Serge’em a Jane ma być chemia, reżyser zaprasza ich więc na pojednawczą kolację w Maximie, ale sam tam nie dociera. Odkrywają siebie z prędkością światła, podniecają się wadami, Serge depcze Jane w tańcu po palcach i to jest urocze, Jane fastryguje francuski angielskim i to jest poezja. Noc spędzają w Hiltonie, gdzie on jest stałym klientem. Tylko że tym razem nie chodzi o szybki numerek, to początek epickiej love story, niezwykle fotogenicznej, z udziałem ludzi już przez życie przećwiczonych.


Więcej inspiracji znajdziecie w październikowym wydaniu magazynu „Vogue Polska. Do kupienia w salonach prasowych, online z wygodną dostawą do domu oraz w formie e-wydania.

 

tekst

Piotr Zachara
Proszę czekać..
Zamknij