Znaleziono 0 artykułów
22.03.2024

Serial „Problem trzech ciał” wyraża współczesne lęki

22.03.2024
Serial twórców „Gry o tron” „Problem trzech ciał” na Netflixie (Fot. materiały prasowe)

Ziemię z serialu „Problem trzech ciał” zagłada może czekać za kilkaset lat, a sztaby naukowców już pracują, by zapobiec katastrofie. Twórcy „Gry o tron”, David Benioff i D.B. Weiss, w ekranizacji powieści science fiction Liu Cixina sprawiają, że możemy zacząć panikować. Koniec naszej Ziemi jest przecież o wiele bliższy.

Naukowcy ostrzegają przed sytuacjami bez odwrotu. Gdy osiągniemy punkty krytyczne klimatu, zmiana może być nieodwracalna. Badacze biorą pod uwagę topienie się pokrywy lodowej Grenlandii, lądolodu Antarktydy Zachodniej, zniszczenie raf koralowych, zmianę cyrkulacji północnoatlantyckiej. Wciąż panikujemy za mało. A może biorąc pod uwagę skalę problemu – bo zagrożeni jesteśmy przecież wszyscy – to brak paniki powinien wywoływać panikę.

Serial „Problem trzech ciał”, stworzony przez Davida Benioffa i D.B. Weissa na podstawie powieści chińskiego pisarza Liu Cixina, nie mógł trafić na Netflixa w lepszym momencie. Premiera „Diuny: Części drugiej” podsyciła fascynację science fiction. Wokół filmu toczyła się też dyskusja o katastrofie klimatycznej – pustyni, którą może stać się Ziemia, walce o zasoby, sposobach na przetrwanie. Wkrótce do kin trafi także „Furiosa: Saga Mad Max” o innej dystopijnej cywilizacji zbudowanej na piasku. Twórcy naprawdę wzięli sobie do serca ostrzeżenia naukowców – bardziej dosłownie o zagrożeniach na nas czyhających opowiadać się nie da. A my i tak pozostajemy w uśpieniu. Problemów do rozwiązania, kryzysów do zażegnania, wojen do zakończenia wciąż mamy za dużo. Coraz częściej zastanawiamy się, czy to początek końca. 

Serial twórców „Gry o tron” „Problem trzech ciał” na Netflixie (Fot. materiały prasowe)

Serial „Problem trzech ciał” zadaje pytanie o to, czy przetrwamy

Serial twórców „Gry o tron” „Problem trzech ciał” na Netflixie (Fot. materiały prasowe)

Kilka końców świata już przeżyliśmy. Świat Ye Wenjie (Rosalind Chao) skończył się, gdy w czasie rewolucji kulturalnej w Chinach lat 60. XX wieku Czerwona Gwardia na jej oczach zamordowała jej ojca. Naukowiec nie chciał się wyrzec swoich „imperialistycznych przekonań”, czyli nie chciał zaprzeczyć prawom fizyki. Jego córka – równie zdolna astrofizyczka – z obozu pracy, w którym przechodziła „reedukację”, trafia do centrum badawczego. Odkrywa, że planowana eksploracja kosmosu ma obejmować kontakt z istotami pozaziemskimi. Gdy jeden z mieszkańców tajemniczej planety San-Ti odpowiada na wezwanie, jego komunikat brzmi jednoznacznie: „Jestem pacyfistą. Nie odpowiadaj. Jeśli odpowiesz, mieszkańcy mojej planety skolonizują Ziemię”. Ye wierzy, że nasz świat trzeba zniszczyć. Próbujemy to oczywiście zrobić sami, ale przyda się pomoc przybyszów z odległej galaktyki. „Sami się nie uratujemy”, wysyła wiadomość naukowczyni. 

Wiele lat później grupka przyjaciół, która poznała się na zajęciach prowadzonych przez córkę Ye, dokonuje przełomowych odkryć naukowych. Jin (Jess Hong) fascynują inne wymiary, Auggie (Eiza González) – nanotechnologia, Saula (Jovan Adepo) – akceleratory cząstek. Ich kumpel Will (Alex Sharp) pracuje jako wykładowca, a Jack (John Bradley – jeden z kilku aktorów z „Gry o tron” zaproszonych do udziału w projekcie) kosi grubą kasę na produkcji chipsów. Razem przyjdzie im odkryć więcej niż jedną tajemnicę. Pomogą im w tym detektyw Da Shi (Benedict Wong) i jego enigmatyczny przełożony Thomas Wade (Liam Cunningham, też z „Gry o tron”). Na drodze piątce przyjaciół staną Ye, jej partner Mike Evans (Jonathan Pryce) i ich wyznawcy. Radosną nowinę o rychłym nadejściu San-Ti przekazali bowiem innym, którzy uwierzyli w nową religię. Wysoce rozwinięte, nad wyraz inteligentne i do bólu prawdomówne stworzenia chcą przecież zbawić świat, prawda? Nie uda im się to jednak bez tubylców. By reszta ludzkości przyjęła obcych z otwartymi ramionami, trzeba zaszczepić wiarę, zasiać nieufność, podważyć prawidła. Właśnie dlatego naukowcy z całego świata popełniają samobójstwo. San-Ti hakują nie tylko urządzenia, na których pracują, lecz także umysły. Posługują się pozaziemskimi procesorami, halucynacjami i… grą komputerową. Ten, kto wkłada na głowę maskę przypominającą hełm futurystycznego rycerza, ma szansę rozwikłać zagadkę. 

Serial twórców „Gry o tron” „Problem trzech ciał” na Netflixie (Fot. materiały prasowe)

Daleko dochodzą Jin i Jack. Okazuje się jednak, że „problem trzech ciał”, czyli niepewność wywołaną wpływem trzech słońc na planetę, należy rozwiązać nie tylko w teorii. Cywilizacje San-Ti upadały i podnosiły się ze zgliszczy tysiące razy, bo nieprzewidywalne ciała niebieskie na przemian wysuszały i zamrażały ich domy, miasta i metropolie. San-Ti mają dosyć – jedyną szansą na przetrwanie wydaje się Ziemia – o ironio – wyróżniająca się stabilniejszym klimatem.  

Twórcy „Gry o tron” ponownie poruszają aktualny problem

Kameralny klimat British crime drama sprawia, że absurdalna fabuła Liu Cixina na ekranie broni się jako opowieść o relacjach międzyludzkich. Twórcy „Gry o tron” po raz kolejny podjęli słuszną decyzję, by wykorzystać brytyjski kontekst do zbudowania serialowego świata. Ale udało im się coś więcej. Gdy ekranizacja sagi George’a R.R. Martina trafiła na HBO w 2011 roku, wpisywała się w atmosferę epoki. Intrygi możnych, rozgrywki polityczne, walka o dominację – w kostiumie i konwencji fantasy opowiedziano o stosunkach władzy. Teraz znów twórcy wstrzelają się w moment. Ale czy dają nadzieję, czy ją ostatecznie zabierają? Czy jesteśmy jak Ziemianie z „Problemu trzech ciał”, czy raczej jak San-Ti uginający się pod ciężarem własnych błędów? My jesteśmy ci swoi czy ci obcy? My blokujemy własny rozwój czy ktoś nas straszy? 

Fascynacja „wyższymi cywilizacjami” nigdy nam, Ziemianom, nie przeszła. Ale powoli to my stajemy się tym zaawansowanym technologicznie społeczeństwem, które musi odpowiedzieć sobie na fundamentalne pytanie. Czy nasza technologia zdąży nas zbawić, zanim nas zniszczy? Żeby przełamać kryzys klimatyczny, potrzebujemy przełomowego odkrycia. Przełomowe odkrycie równie dobrze może doprowadzić do naszego ostatecznego upadku. Nic dziwnego, że „Oppenheimer” zgarnął tyle Oscarów. Znów znaleźliśmy się w punkcie wyjścia – gdy zrzucimy bombę, coś się bezpowrotnie skończy. I zacznie się jakaś nowa era. Twórcy „Problemu trzech ciał” pytają, po której stronie staniemy w ostatecznej rozgrywce.

Anna Konieczyńska
Proszę czekać..
Zamknij