Znaleziono 0 artykułów
30.06.2023

Maria Callas, Mariah Carey, RuPaul w jednej historii: niezwykła wystawa o największych diwach

30.06.2023
Cher, Elton John i Diana Ross na gali Rock Awards w Santa Monica Civic Auditorium, 1975 (Fot. Mark SullivanContour by Getty Images)

Wystawa „Diva” w Victoria & Albert Museum w Londynie opowiada o wielkich talentach, charyzmie, sławie. Przybliża losy słynnych sopranistek XIX wieku, megagwiazd współczesnej popkultury oraz udowadnia, że być diwą to znaczy żyć tak, żeby nie tylko zawojować świat, ale też go zmieniać.

„Wielki słownik języka włoskiego” podaje trzy wyjaśnienia słowa „diva”. Pierwsze odnosi się do pogańskiej bogini. Drugie dotyczy kobiety, „która dzięki swoim atutom, wigorowi oraz wzbudzaniu namiętności jest czczona i wywyższana ponad każdą inną”. Według trzeciej definicji jest to określenie „sławnej i cenionej aktorki, rozchwytywanej i utalentowanej śpiewaczki”.
Ale wydaje się, że leksykon nie podaje wszystkich cech, z jakimi współcześnie kojarzymy ten termin. – Pojęcie „diva” ma dziś mnóstwo znaczeń – zapewnia Kate Bailey, kuratorka nowo otwartej wystawy w londyńskim Victoria & Albert Museum. Zaprezentowane filmy, nagrania audio, fotografie, dzieła sztuki, memorabilia, a przede wszystkim ubiory pozwalają prześledzić losy postaci o niekwestionowanym talencie, światowej sławie i nieodpartej charyzmie. – Oś wystawy stanowi historia kultowych twórczyń i twórców, którzy poprzez kreatywność, odwagę i ambicję podważyli status quo, a robiąc użytek ze swojej twórczości, przyczynili się do oswojenia i przedefiniowania pojęcia diwy.

Primadonny, czyli boginie sceny

Wedle niektórych źródeł świat po raz pierwszy zetknął się z prawdziwą diwą w 1831 roku, gdy na deskach mediolańskiej La Scali wystąpiła Giuditta Pasta. To z myślą o jej głosie Vincenzo Bellini skomponował operę „Norma”. Pochodząca z niej aria „Casta Diva” stała się wyzwaniem, któremu mogą sprostać jedynie najwybitniejsze śpiewaczki. Legendarnym primadonnom XIX i XX wieku, takim jak Maria Malibran, Nellie Melba czy Jenny Lind, przysługiwały szczególne przywileje. Miały osobistych szoferów, zamawiały te same kreacje haute couture, co rodzina królewska, zlecały malowanie swoich portretów. Operowe diwy gromadziły wokół siebie rzesze wielbicieli. Czczone niczym bóstwa i obsypywane kosztownościami jak królowe, cieszyły się estymą i popularnością na bezprecedensową skalę. – Ich sława jako kobiet była, z historycznego punktu widzenia, czymś zupełnie niespotykanym – zauważa Bailey. Niezwykłe popisy sceniczne przynosiły im bogactwo i uznanie w czasach, gdy większość kobiet nie mogła kontynuować edukacji ani poświęcić się karierze zawodowej.

Maria Callas jako Violetta w „La Traviata” / Fot. . Houston Rogers © Victoria and Albert Museum, London

Maria Callas: Boska tygrysica

W panteonie diw za niedoścignioną uchodzi Maria Callas. Została wyniesiona na ołtarze opery za sprawą swojego trzyoktawowego głosu, którym władała z ogromną siłą wyrazu zarówno w partiach lirycznych, dramatycznych, jak i koloraturowych. Mówiono o niej primadonna assoluta lub po prostu „boska” („La Divina). Do niej należały najbardziej prestiżowe sceny świata, pierwszoplanowe role, luksusy i westchnienia zachwytu fanów. Gdziekolwiek się pojawiła, emanowała aurą doskonałości. Stanowiła ucieleśnienie ideału, lecz także stereotypu diwy.

Kostiumy sceniczne Tiny Turner i Shirley Bassey, wystawa „Diva” Victoria & Albert Museum (Fot. materiały prasowe)

Zawsze będę tak trudna, jak to konieczne, aby osiągnąć to, co najlepsze – mawiała. Była pełna wdzięku i charyzmy, obdarzona niebywałym talentem, świadoma swojej wartości, ale też narcystyczna, chorobliwie ambitna, nieznosząca sprzeciwu, kompromisów ani rywalek. Boskiemu głosowi diwy towarzyszył często diaboliczny temperament, który zapewnił Callas jeszcze jeden przydomek: „tygrysica”. Zapytana o Renatę Tebaldi („tę drugą sopranistkę”), porównała ją do coca-coli, podczas gdy ona sama miała być odpowiednikiem szampana. Gdy wyczuwała niedostateczny entuzjazm ze strony widowni, przerywała występ. Uchodziło jej to na sucho, bowiem – jak wierzono – diwie należy wybaczyć więcej niż innym.

Na wystawie w V&A postać Marii Callas jest łącznikiem między przeszłością i teraźniejszością; pomiędzy czasami świetności operowych bogiń a splendorem współczesnych gwiazd popkultury.  

Whitney Houston podczas koncertu na Wembley Arena, Londyn 5 maja 1988 (Fot. © David Corio)

Wszystko dla diwy: Wielkie wymagania to nie tylko kaprysy

Włoska sopranistka Adelina Patti jeszcze zanim wchodziła na scenę, już domagała się wypłaty honorarium w złocie. Choć jej życzenie uważano za aroganckie, jej zdaniem było konieczne. Również Aretha Franklin pobierała swoją gażę z góry, a torebkę z gotówką miała zawsze na oku, nawet podczas występów. – Widziała wiele osób, takich jak Ray Charles czy B.B. King, które zostały oszukane. Czuła, że czyhają na nią ludzie chcący ją skrzywdzić. Ale ona nie dawała sobie w kaszę dmuchać – wspominał Travis Smiley, przyjaciel piosenkarki.

Nie ulega wątpliwości, że żądania diw bywają czasem dość ekscentryczne. Do legendy przeszły niektóre listy z wymaganiami, stawianymi przez gwiazdy podczas tras koncertowych albo pojedynczych występów. Przed koncertem Grace Jones miało czekać na nią sześć butelek szampana Louis Roederer Cristal, dwa tuziny ostryg na lodzie oraz co najmniej trzy bukiety lilii lub orchidei. Z kolei w garderobie Cher miało, według jej zleceń, znajdować się osobne pomieszczenie tylko dla jej peruk. Barbra Streisand wydała oficjalne zalecenie, by fotografować i filmować ją wyłącznie z lewego, „lepszego” profilu. Natomiast w 2005 roku Mariah Carey nie opuściła limuzyny, dopóki przed wejściem do hotelu nie rozwinięto dla niej czerwonego dywanu. Wymyślne żądania (uzasadnione lub nie) kojarzą się z określeniem „diwa”. Jednocześnie sprawiają, że bywa ono używane – zwłaszcza w patriarchalnym społeczeństwie – nie jako wyraz admiracji, lecz pogardliwy epitet. – Gdy tylko kobiety artystki przekroczą pewną granicę zastanej rzeczywistości, od razu uważa się, że za dużo sobie pozwalają – mówi Kate Bailey.

Kostiumy Cher, wystawa „Diva” Victoria & Albert Museum (Fot. materiały prasowe)

Édith Piaf, Josephine Baker, Tina Turner: Wyboista droga na szczyt

Na miano diwy trzeba zapracować, bo – jak śpiewa Beyoncé – „Diva is a female version of a hustla”. Prawie każda bohaterka londyńskiej wystawy budowała swoją wielkość od skromnych początków. Pięła się po szczeblach kariery, mierząc się z realiami burzliwych czasów, uprzedzeniami czy osobistymi dramatami. Blask sukcesu w całym życiorysie niejednokrotnie przyćmiewał mroczne doświadczenia.

Tina Turner w sukience „Flame” projektu Boba Mackie, 1980 (Fot. Gai Terrell, Redferns. Getty Images)

Sarah Bernhardt, zanim została „Boską Sarą”, muzą Alfonsa Muchy i najsłynniejszą aktorką wszech czasów, była zmuszana do prostytucji. Śpiewaniem na paryskim bruku uboga Édith Piaf utorowała sobie drogę do nowojorskiego Carnegie Hall. Tina Turner musiała oswobodzić się nie tylko z okowów segregacji rasowej w rodzinnym Tennessee, lecz także z toksycznego i brutalnego małżeństwa z Ikem Turnerem. Ścieżka kariery Josephine Baker wiodła do wodewilowych estrad Paryża od nędzy slumsów St. Louis. – Nigdy nie obierałam prostej drogi, zawsze tę wyboistą. Ale idąc trudniejszym szlakiem, chciałam sprawić, by był łatwiejszy dla tych, którzy podążali za mną – wyznała.

Pionierki, aktywistki, self-made women

W 2016 roku, odbierając nagrodę Billboard Woman of the Year, Madonna wygłosiła przemowę, w której streściła swoją przeszło 30-letnią karierę. Pod jej wspomnieniami – m.in. o mizoginii, ageizmie i nadużyciach, jakich doświadczała, zaharowywaniu się i nieustannym udowadnianiu własnej wartości – mogłoby podpisać się wiele artystek. Pomimo kłód rzucanych pod nogi, diwy takie jak Bette Davis, Whitney Houston, Dolly Parton czy Janet Jackson brały sprawy w swoje ręce, na przekór branży zdominowanej przez mężczyzn. – Mówię do wszystkich sceptyków, krytykantów i tych, którzy urządzili mi piekło, powtarzając, że czegoś nie mogę, że mi nie wolno: wasz opór uczynił mnie silniejszą, stworzył ze mnie kobietę, którą jestem dzisiaj – przekonywała Madonna.

Beyonce w kreacji projektu Jonathana Andersona dla Loewe podczas trasy koncertowej Renessaince / Fot. Getty Images

Konsekwentne i bezkompromisowe dążenie do celu nie kończy się wcale na milionowych kontraktach czy sławie o światowym zasięgu. Sukces diwy polega przede wszystkim na autorytecie; na tym, że jej głos może przyczyniać się do społecznych i politycznych zmian. Jak zauważa kuratorka wystawy: – Diwa w równej mierze może kojarzyć się ze sferą rozrywki, co z siłą, którą dzieli się z innymi kobietami oraz ludźmi marginalizowanymi i pozbawionymi praw. Dowiodła tego śpiewaczka Marian Anderson, której występ w 1939 roku przed Mauzoleum Lincolna w Waszyngtonie podniósł morale w walce na rzecz równouprawnienia czarnoskórych Amerykanów. Nie do przecenienia pozostają też: zaangażowanie Jane Fondy w antywojenne protesty w końcu lat 60. XX wieku, działania Elizabeth Taylor, Madonny czy Annie Lennox na rzecz obalania mitów, zwiększania świadomości o HIV, AIDS, a także ich działania filantropijne. Diwa ma siłę i nie waha się jej użyć.

Sceniczny strój Björk: suknia Valentino, maska James Merry, wystawa „Diva” Victoria & Albert Museum (Fot. Jamie Stoker, V&A)

Il divo: Prince, Freddie Mercury, Elton John

Gdyby uparcie trzymać się rodzajów gramatycznych, należałoby mówić o nich il divo. Oni jednak najpewniej nie mieliby nic przeciwko tytułowi diva – wystawa w V&A nie przechodzi obojętnie obok mężczyzn, do których pasuje to określenie. Poruszają się na granicy tego, co męskie i co kobiece; między gwiazdorstwem i autoironią, artyzmem a efekciarskim kiczem. Skorzy do prowokowania, intencjonalnie łamią utarte schematy związane z wizerunkiem mężczyzny w show-biznesie. Są uzdolnieni i sławni, przyciągają tłumy wielbicieli jak ich żeńskie odpowiedniczki. – Wziąłem dwie części z Cher, trzy z Diany Ross, szczyptę Dolly Parton oraz odrobinę Davida Bowiego i Jamesa Browna. I jeszcze dodałem trochę z Królika Bugsa – taki przepis na swoją sceniczną personę podał RuPaul Andre Charles. W rzeczywistości RuPaul – „królowa wszystkich drag queens” – stworzył własną markę, przenosząc undergroundową sztukę dragu z klubów LGBTQ do mainstreamu. W poczet diw włączony został także Elton John, którego talent, estradowa charyzma oraz niedający się zaszufladkować styl (zarówno w muzyce, jak i w ubiorze), zapewniły mu szereg nagród: od Tony Award, przez sześć statuetek Grammy, po dwa Oscary. Statusem diwy cieszyli się Prince czy Freddie Mercury, za których wzorem podąża już młoda generacja pretendentów do tego tytułu (jak choćby Lil Nas X).

Słownikowe hasło domaga się aktualizacji i przedefiniowania. Na przestrzeni kolejnych dekad pojęcie „diwa” coraz rzadziej kojarzyło się z operową primadonną. Do pewnego stopnia zdjęto z niego odium próżności, wyniosłości i rozkapryszenia. Wydaje się więc, że dziś za diwę uznać można osobę, której gwiazdorskim atrybutem jest mieszanka talentu i przedsiębiorczości, siły i determinacji, odwagi i wizjonerstwa. Wszystko to w mocnym stężeniu i z nutą fanaberii.

 

Wystawa „DIVAw Victoria & Albert Museum w Londynie potrwa do 7 kwietnia 2024 roku. Ekspozycji towarzyszy bogato ilustrowana książka „Diva: The Courageous, The Visionary, The Fabulous (red. K. Bailey, V&A Publishing).

 

Wojciech Delikta
Proszę czekać..
Zamknij