Znaleziono 0 artykułów
27.09.2023

Rodzina patchworkowa jest wyzwaniem, ale przede wszystkim szansą na szczęście

27.09.2023
Fot. Getty Images

Rodzina patchworkowa to pajęczyna relacji, która wymaga sprawnej komunikacji, otwartości na różnego rodzaju emocje, pogodzenia się z tym, że nie zawsze będzie idealnie. O tym, jak po rozstaniu budować nowe rodzinne zależności, dbając przy tym o dobro dzieci, opowiada Wojciech Harpula, autor książki „Patchworki”.

Patchwork to delikatna materia, jest w nim dużo miejsc narażonych na rozerwanie. 

Jedna z moich rozmówczyń, dr Karolina Małek, psycholożka, opisuje patchwork jako pajęczynę relacji. I ja też teraz myślę o nim jak o matrycy krzyżujących się relacji. Ta główna to związek partnerów, którzy tworzą nową rodzinę. Następnie jest relacja kobiety i jej biologicznego dziecka, a także kobiety i dziecka albo dzieci partnera. I na odwrót. Do tego dochodzą relacje między przyszywanym rodzeństwem, a także między rodzeństwem z obu stron i dzieckiem biologicznym pary, jeśli się pojawi. Są też dziadkowie z obu stron.

Bardzo dużo. 

Trzeba jeszcze uwzględnić wpływ byłych partnerów, który może być niebagatelny – niszczący, destruktywny, negatywnie oddziałujący na patchwork. Ale może być też stabilizujący i dobroczynny, choć wystarczy, żeby był neutralny. Trzeba przyznać, że jest to matryca wymagająca niezwykłej delikatności i niemalże bezustannego strojenia, ponieważ wszystkie relacje zmieniają się wraz z upływem czasu. 

Zwłaszcza z dziećmi. 

Prawda? Sześciolatek bardzo różni się od piętnastolatka. Dlatego cała ta pajęczyna w ciągłym ruchu wymaga nadzoru, sterowania i szybkiego reagowania, ale przede wszystkim sprawnej komunikacji i otwartości na emocje. Mówienia wprost i akceptacji każdego elementu tej tkaniny. 

Jakie problemy najczęściej mają rodziny patchworkowe w Polsce?

Kiedy zacząłem przyglądać się forom internetowym dla par, które tworzą nowe rodziny, ale wciąż emocjonalnie nie zamknęły poprzednich relacji, byłem przerażony. Skala jadu i złości obezwładniła mnie, nie byłem w stanie zrozumieć pytań typu: „Czy to jest w porządku, że nasze wspólne dziecko nie poznało swojej przyrodniej siostry, mimo iż ma już trzy lata?”. Albo: „Czy to jest OK, że mamy już swoje dziecko, a mój mąż musi płacić alimenty byłej żonie?”. Nie wiedziałem, o co chodzi.

Kiepsko u nas z rozstawaniem się. 

Moje rozmówczynie, czyli głównie psycholożki, które są terapeutkami par albo rodzin, mówią przede wszystkim o komunikacji, dojrzałym domykaniu relacji, rozpoznawaniu problemów i radzeniu sobie z nimi w mądry, niekrzywdzący innych sposób. Tymczasem ludzie z rodzin patchworkowych piszą o problemach dnia codziennego – jak podzielić czas, co z pieniędzmi, co robić, jeśli dzieci się nie polubią. Dlatego myślę, że dwa główne problemy na poziomie codziennym, ale też tym głębszym, to ułożenie sobie relacji z byłym partnerem i z dziećmi nowego partnera. 

Czytając twoje rozmowy, miałam wrażenie, że wszystkie zawirowania w patchworku wynikają z problemów, które ma para. Dzieci zwykle dostają rykoszetem. 

Momentami miałem ochotę wstrząsnąć wszystkimi dorosłymi, którzy wypisują absurdalne pytania w internecie, i krzyknąć: „Halo, myślcie o dzieciach!”. Bo to, że się nie dogadujecie z byłą czy byłym, dość często się zdarza. Ważne, żeby nie krzywdzić przy tym dziecka. Porad dotyczących tego, jak zakomunikować dzieciom rozwód i jak je w miarę suchą stopą przez ten trudny proces przeprowadzić, jest już mnóstwo. Mimo to rozwód po polsku często jest wojną. Czasem wręcz totalną. 

Dlatego opieka naprzemienna wciąż dość rzadko się zdarza. 

Z szacunków wynika, że opiekę naprzemienną w Polsce ustanawia się w 30 proc. przypadków, podczas gdy na przykład w Szwecji w ponad 90 proc. Po drugiej stronie Bałtyku przyznawana jest właściwie z automatu. Rodzic tam musi być poważnie zaburzony, żeby sąd mu nie przyznał opieki naprzemiennej. Dlaczego w Polsce tak się nie dzieje? Bo sąd nie może jej przyznać w sytuacji konfliktu. A jeśli jedna strona chce, a druga nie, w świetle prawa jest to konflikt. Jeśli nie ma zgody w tej kwestii między rozwodzącą się parą, opieki naprzemiennej nie będzie. 

Niestety, brak opieki naprzemiennej to zwykle dopiero początek. Dzieci często są po rozwodzie narzędziami rodziców w ich walce, czasem przemocowej. 

Tworzenie negatywnego obrazu drugiego rodzica w oczach dziecka, używanie dziecka jako posłańca, wreszcie izolowanie go zdarza się wcale nie tak rzadko. Zresztą alienacja, o której najczęściej mówią ojcowie, odbywa się z obu stron – czasem rzeczywiście matka robi wszystko, żeby utrudnić dziecku kontakt z ojcem, ale też zdarza się, że ojcowie tracą zainteresowanie kontaktem z dzieckiem po rozwodzie z jego matką. Dorośli w czasie rozwodu i po nim zapominają, że dzieci są najważniejsze. I że na nich powinna się skupić ich uwaga. 

Jedna z twoich rozmówczyń używa metafory piaskownicy. 

Mówi, że dorośli w trakcie rozstania są jak dzieci w piaskownicy – ktoś mi zrobił na złość, skrzywdził mnie, odszedł, więc teraz biorę odwet. Robię to, on też się mści, spirala konfliktu się nakręca, a dziecko zostaje kartą przetargową w odegraniu się na byłym partnerze i zakładnikiem w wojnie o lepsze warunki podziału majątku albo wyższe alimenty. To jest gra dzieckiem, coś okropnego. 

Widać to dobitnie zwłaszcza w rozmowie z Katarzyną Tubylewicz, która opowiada, jak to wygląda w Szwecji. 

Nie chciałem demonizować obrazu polskiej rzeczywistości, starałem się pokazywać, że 30 proc. par tworzących rodziny patchworkowe wystarczająco dobrze sobie radzi. Jednak wciąż mam wrażenie, że nie potrafimy zadbać w trudnych chwilach o to, co najcenniejsze. Mamy w tym zakresie deficyty. 

Szwedzi nie mają?

Po rozmowie z Katarzyną Tubylewicz stwierdziłem, że bardzo dużo zależy od backgroundu kulturowego. W Polsce często mówi się, że rodzina jest najważniejsza, wszyscy chcą ją chronić, ale w kluczowych momentach nikt nie potrafi zadbać o dzieci. Szwedzi w swoim DNA mają wykształconą postawę kooperacji. Zarówno w sferze publicznej, jak i prywatnej unikają konfliktów, uważają je za stratę energii. Nie stawiają sprawy na ostrzu noża, tylko skupiają się na realnym problemie. 

I mają inne podejście do związków – nie uważają na przykład, że małżeństwo musi trwać do końca życia.

Wiedzą, że w życie wpisane są zmiana, strata, rozstanie – każdy tego przecież doświadczy. My żyjemy w przeświadczeniu, że związek musi trwać do grobowej deski, a to powoduje, że jesteśmy mało elastyczni, a rozwody wyglądają u nas tak, jak wyglądają. Szwedzi myślą tak: małżeństwo nie jest zobowiązaniem na całe życie, a rozwód to nie jest życiowa katastrofa. Rozpad związku jest częścią życia, nie tragedią. 

Z takim podejściem łatwiej potem zająć się dziećmi. 

Rozstanie nie wyklucza też przyjaźni byłych małżonków. I uważam, że, niezależnie od tego, jak bardzo dorosły po rozwodzie czuje się poharatany, dla dobra dziecka powinien powiedzieć małemu człowiekowi: „Teraz idziesz do taty, na pewno będzie miło”. A jeżeli mama ma nowego partnera albo tata nową partnerkę, dobrze, żeby dziecko usłyszało: „Spotkasz się z tą panią, będziesz miał nową ciocię. Być może ona jest całkiem fajna?”. 

Idealny świat. 

Który jest właściwie normą w Szwecji. U nas nie do końca, dlatego chciałbym, żeby moja książka pokazywała, co można zrobić lepiej. Żeby zatrzymała kogoś w pędzie konfliktu, uwrażliwiła na pewne zachowania, zwróciła uwagę na to, co mówimy i jak, pokazała, że wobec dzieci zawsze powinniśmy być dojrzali. Jeżeli dziecko wykrzykuje ojczymowi: „Nie jesteś moim ojcem!”, można odpowiedzieć: „Masz rację, nie jestem. Chodź, napijemy się herbaty”. Jedna z moich rozmówczyń nazywa to zachowaniami z repertuaru 18 plus. 

Wygląda na to, że rodzina patchworkowa to ogromne trudności, ale też ogromne szanse.

Jeśli ojczym albo macocha pełnią funkcję tak zwanego dobrego dorosłego, mogą wnieść ogromną wartość w życie dzieci. Pojawia się też nowe rodzeństwo i dziadkowie – to ogromny zasób. Poza tym, myślę, że w świecie pełnym zmienności dzieci orientują się, że nie każdy związek jest na zawsze. I że jedną rzeczywistość można zmienić w inną – inaczej poukładaną, ale równie wartościową. W Szwecji to się udaje. 

Na przykład pisarce Camilli Läckberg, której córka z obecnego małżeństwa była na wakacjach z byłą partnerką jej byłego męża. Oraz jej dziećmi. 

Jak widać, da się! Camilla Läckberg jest mistrzynią przyjaźni z byłymi mężami, a była partnerka jednego z jej mężów to najwyraźniej bardzo życzliwa dorosła osoba w otoczeniu jej córki. Dlaczego miałoby tak nie być? Przecież każdy mądry człowiek może wnieść coś wartościowego do życia dziecka, jestem o tym głęboko przekonany. 

O czym warto pamiętać przed założeniem patchworkowej rodziny?

Dobrze być gotowym na nieidealny patchwork. Na to, że rzeczywistość wyobrażona nie musi stać się realną. W patchworku nie warto iść na żywioł, powinno się natomiast omówić pewne zasady wcześniej, ustalić – kim chcesz być dla moich dzieci, kim ja będę dla twoich? Być przygotowanym na to, że pojawi się wiele emocji i niełatwych sytuacji. Ale wystarczy, że będzie dobrze, nie musi być idealnie. 

 

 

Wojciech Harpula: dziennikarz i publicysta, były redaktor naczelny „Gazety Krakowskiej”. Nakładem Wydawnictwa Literackiego ukazała się jego książka „Patchworki. Jak mądrze i dobrze zszyć nową rodzinę. Rozmowy”.

Marta Szarejko
Proszę czekać..
Zamknij